Dwa
miesiące po wypadku i po miesiącu terapii, która miała wyleczyć moją
złamaną duszę, pani psycholog stwierdziła, że mogę, a wręcz powinnam
wrócić do szkoły. Miałam co do tego mieszane uczucia. Z jednej strony
chciałam w końcu wyjść do ludzi, wyrwać się z domu, choć na chwilę
przestać o tym wszystkim myśleć, ale z drugiej wiedziałam, że ludzie
będą się teraz nade mną litować. "Musicie być mili dla Mary, bo Mary
właśnie straciła mamusię" i nagle wszyscy, nawet ci, którzy mnie nie
lubili, będą skakać koło mnie jak koło jajka. Na samą myśl o tym robiło mi
się niedobrze, ale to było nieuniknione.
Wstałam z łóżka, machnęłam kilka razy hantelkiem, co miało pomóc w rehabilitacji obojczyka i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Na czole została mi spora blizna, która według doktora Nortona miała zniknąć za jakiś czas.
Wstałam z łóżka, machnęłam kilka razy hantelkiem, co miało pomóc w rehabilitacji obojczyka i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Na czole została mi spora blizna, która według doktora Nortona miała zniknąć za jakiś czas.
Ociągając się, wzięłam torbę i ruszyłam do szkoły.
Co prawda mogłam pojechać autobusem, ale straciłam zaufanie do pojazdów
czterokołowych.
Tak jak się spodziewałam, wszyscy byli dla mnie przemili, nawet ci, dla których wcześniej byłam zarozumiałą panienką. Przyjmowałam wszelkie przejawy uprzejmości z miłym uśmiechem, choć tak naprawdę miałam ochotę przerwać to całe przedstawienie. Nauczyciele też patrzyli na mnie zupełnie inaczej. Kiedyś dużo ode mnie wymagali, jak zwykle od piątkowej uczennicy, ale teraz przymykali oko na moje rozkojarzenie i słabą koncentrację. Słuchałam ich wywodów, ale tak naprawdę nic do mnie nie docierało. Moja percepcja była fatalna.
Tak jak się spodziewałam, wszyscy byli dla mnie przemili, nawet ci, dla których wcześniej byłam zarozumiałą panienką. Przyjmowałam wszelkie przejawy uprzejmości z miłym uśmiechem, choć tak naprawdę miałam ochotę przerwać to całe przedstawienie. Nauczyciele też patrzyli na mnie zupełnie inaczej. Kiedyś dużo ode mnie wymagali, jak zwykle od piątkowej uczennicy, ale teraz przymykali oko na moje rozkojarzenie i słabą koncentrację. Słuchałam ich wywodów, ale tak naprawdę nic do mnie nie docierało. Moja percepcja była fatalna.
***
- Pani Wilson
pytała, czy dalej będziesz chodzić na zajęcia z gimnastyki? - odezwała
się moja przyjaciółka Caroline, to znaczy uważałam ją za swoją
przyjaciółkę, jednak cholernie się na niej zawiodłam. Przez te dwa
miesiące ani razu mnie nie odwiedziła. Zadzwoniła tylko dwa, czy trzy
razy.
- Żartujesz? Teraz przez ten obojczyk nawet nie stanę na rękach - odpowiedziałam i wyprzedziłam ją. Nie miałam ochoty na rozmowę. Usiadłam pod salą od religii i w samotności czekałam na dzwonek, gdyż każdego, kto do mnie podszedł, spławiałam.
Weszliśmy do klasy i ksiądz kazał nam wstać do modlitwy. Wszyscy wstali. Wszyscy oprócz mnie.
- Panno King, to polecenie tyczy się także panny - rzucił do mnie dwudziestopięcioletni chłopak, który mimo niezwykłej urody poczuł silne powołanie i mimo żalu ze strony płci pięknej został księdzem.
- Nie zamierzam się modlić - odpowiedziałam mu.
- A to dlaczego? - spytał, patrząc na mnie wzrokiem zatroskanego rodzica. W końcu zawsze byłam taka religijna. Co niedzielę do kościoła, śpiewanie pieśni kościelnych w chórze, a tu nagle odmawiam modlitwy.
- Dlatego, że nie czuję takiej potrzeby.
- A powinnaś. Chrystus może ci teraz pomóc przez to wszystko przejść.
- Pieprzyć Chrystusa - powiedziałam, a na twarzy wielebnego pojawiło się ogromne zmieszanie.
- Wyjdź.
- Żartujesz? Teraz przez ten obojczyk nawet nie stanę na rękach - odpowiedziałam i wyprzedziłam ją. Nie miałam ochoty na rozmowę. Usiadłam pod salą od religii i w samotności czekałam na dzwonek, gdyż każdego, kto do mnie podszedł, spławiałam.
Weszliśmy do klasy i ksiądz kazał nam wstać do modlitwy. Wszyscy wstali. Wszyscy oprócz mnie.
- Panno King, to polecenie tyczy się także panny - rzucił do mnie dwudziestopięcioletni chłopak, który mimo niezwykłej urody poczuł silne powołanie i mimo żalu ze strony płci pięknej został księdzem.
- Nie zamierzam się modlić - odpowiedziałam mu.
- A to dlaczego? - spytał, patrząc na mnie wzrokiem zatroskanego rodzica. W końcu zawsze byłam taka religijna. Co niedzielę do kościoła, śpiewanie pieśni kościelnych w chórze, a tu nagle odmawiam modlitwy.
- Dlatego, że nie czuję takiej potrzeby.
- A powinnaś. Chrystus może ci teraz pomóc przez to wszystko przejść.
- Pieprzyć Chrystusa - powiedziałam, a na twarzy wielebnego pojawiło się ogromne zmieszanie.
- Wyjdź.
Wstałam z krzesła i opuściłam salę. Chwilę później opuścił ją również
nasz szkolny sługa boży. - Co się dzieje, Mary? Przecież nigdy taka nie
byłaś.
- Ale już jestem - odpowiedziałam, wbijając wzrok w podłogę.
- Wiem, że spotkało cię ostatnio coś bardzo strasznego, ale modlitwa może czynić cuda.
- Proszę księdza, niech ksiądz za przeproszeniem nie pieprzy. W szpitalu modliłam się przez całą noc, modliłam się non stop i co? Na drugi dzień zmarła moja mama, więc ksiądz wybaczy, ale nie zamierzam już dłużej wierzyć w te wasze chrześcijańskie brednie.
- Bóg wystawia cię teraz na próbę.
- Bóg, Bóg, Bóg nie ma żadnego Boga. To wszystko to jedno wielkie mydlenie oczu, pieprzony kult jednostki, której nigdy nikt nie widział i nie zobaczy, bo owa jednostka nie istnieje.
- Wiara pomaga.
- Wiara jest dla słabych - odpowiedziałam, wstając z ławki. - A ja nie zamierzam być słaba.
- Ale już jestem - odpowiedziałam, wbijając wzrok w podłogę.
- Wiem, że spotkało cię ostatnio coś bardzo strasznego, ale modlitwa może czynić cuda.
- Proszę księdza, niech ksiądz za przeproszeniem nie pieprzy. W szpitalu modliłam się przez całą noc, modliłam się non stop i co? Na drugi dzień zmarła moja mama, więc ksiądz wybaczy, ale nie zamierzam już dłużej wierzyć w te wasze chrześcijańskie brednie.
- Bóg wystawia cię teraz na próbę.
- Bóg, Bóg, Bóg nie ma żadnego Boga. To wszystko to jedno wielkie mydlenie oczu, pieprzony kult jednostki, której nigdy nikt nie widział i nie zobaczy, bo owa jednostka nie istnieje.
- Wiara pomaga.
- Wiara jest dla słabych - odpowiedziałam, wstając z ławki. - A ja nie zamierzam być słaba.
***
Na
drugi dzień zafundowali mi rozmowę z panią pedagog. Czekałam więc przed
jej gabinetem i wtedy też dosiadła się do mnie dziewczyna, której
wcześniej tu nie widziałam, albo po prostu nie zwracałam na nią uwagi.
- Co przeskrobałaś? - zapytała, po czym wciągnęła do ust wielkiego balona z gumy do żucia.
- Księdzu nie spodobały się moje poglądy na temat religii.
- Rozumiem. Każą nam wierzyć w te wszystkie brednie spisane w jakiejś książce, w której ktoś dał upust swojej wyobraźni. Też mogę sobie usiąść, napisać coś, a potem wmówić wszystkim, że jestem mesjaszem. I co wtedy zrobią? Wyślą mnie do psychiatryka, ale jak to mówi mój brat, prędzej czy później i tak tam trafię. Tak poza tym to jestem Courtney - powiedziała i wysunęła dłoń w moją stronę.
- Mary - odpowiedziałam i wymieniłyśmy się uściskami rąk.
- A ty co narozrabiałaś, że tu jesteś? - dodałam po chwili.
- Tym razem nic. Przenieśli mnie tu z innej szkoły i kazali się stawić u pedagog.
- Co przeskrobałaś? - zapytała, po czym wciągnęła do ust wielkiego balona z gumy do żucia.
- Księdzu nie spodobały się moje poglądy na temat religii.
- Rozumiem. Każą nam wierzyć w te wszystkie brednie spisane w jakiejś książce, w której ktoś dał upust swojej wyobraźni. Też mogę sobie usiąść, napisać coś, a potem wmówić wszystkim, że jestem mesjaszem. I co wtedy zrobią? Wyślą mnie do psychiatryka, ale jak to mówi mój brat, prędzej czy później i tak tam trafię. Tak poza tym to jestem Courtney - powiedziała i wysunęła dłoń w moją stronę.
- Mary - odpowiedziałam i wymieniłyśmy się uściskami rąk.
- A ty co narozrabiałaś, że tu jesteś? - dodałam po chwili.
- Tym razem nic. Przenieśli mnie tu z innej szkoły i kazali się stawić u pedagog.
Z dalszej rozmowy dowiedziałam się, że będzie chodziła
do klasy razem ze mną, choć była dwa lata starsza.
- Kiedyś mieszkałam w Seattle, ale po rozwodzie rodziców przeniosłam się razem z tatą i bratem tutaj. Mamie odebrali prawa do opieki nad nami, bo była, to znaczy nadal jest narkomanką trudniącą się najstarszym zawodem świata, ojciec tez święty nie był, ale lepszy niż matka. Rok temu zachlał się na śmierć i moim prawnym opiekunem został Oliver, czyli mój brat. On mi strasznie popuścił i mam teraz dwa lata w plecy.
- Kiedyś mieszkałam w Seattle, ale po rozwodzie rodziców przeniosłam się razem z tatą i bratem tutaj. Mamie odebrali prawa do opieki nad nami, bo była, to znaczy nadal jest narkomanką trudniącą się najstarszym zawodem świata, ojciec tez święty nie był, ale lepszy niż matka. Rok temu zachlał się na śmierć i moim prawnym opiekunem został Oliver, czyli mój brat. On mi strasznie popuścił i mam teraz dwa lata w plecy.
Nie
wyobrażałam sobie tego, że kobieta mająca dzieci może być narkomanką.
Ogólnie narkotyki były dla mnie czymś okropnym, choć tak na dobrą sprawę nigdy nie miałam z nimi żadnej styczności.
- Ravin, wejdź - usłyszałyśmy głos pani pedagog. - A ty, Mary, jeszcze chwilę poczekaj. Przytaknęłam. Courtney wstała i zniknęła za drzwiami. Uważnie się jej przyjrzałam. Była bardzo ładna. Miała długie czarne włosy i była dosyć wysoka. Czułam, że przypadniemy sobie do gustu.
- Ravin, wejdź - usłyszałyśmy głos pani pedagog. - A ty, Mary, jeszcze chwilę poczekaj. Przytaknęłam. Courtney wstała i zniknęła za drzwiami. Uważnie się jej przyjrzałam. Była bardzo ładna. Miała długie czarne włosy i była dosyć wysoka. Czułam, że przypadniemy sobie do gustu.
***
Kolejny tydzień całkowicie zmienił moje podejście do szkoły i ogólnie do życia.
- Po co cokolwiek planować, skoro jutro możesz wpaść pod pociąg, albo możesz paść ofiarą seryjnego mordercy? - zapytała Court, gdy siedziałyśmy na trybunach szkolnego boiska i opowiadałam jej o swoich planach na przyszłość. - Trzeba żyć chwilą, kochanie - powiedziała, szeroko się uśmiechając.
- Nie wiem, czy tak potrafię.
- Potrafisz, musisz tylko przestać się ograniczać i nie bać się brać rzeczy, które chcesz mieć. Chcesz się wyrwać z miasta: wsiadasz w autobus i jedziesz. Chcesz się bzykać: podchodzisz do kolesia i łapiesz go za kutasa. Proste.
- Po co cokolwiek planować, skoro jutro możesz wpaść pod pociąg, albo możesz paść ofiarą seryjnego mordercy? - zapytała Court, gdy siedziałyśmy na trybunach szkolnego boiska i opowiadałam jej o swoich planach na przyszłość. - Trzeba żyć chwilą, kochanie - powiedziała, szeroko się uśmiechając.
- Nie wiem, czy tak potrafię.
- Potrafisz, musisz tylko przestać się ograniczać i nie bać się brać rzeczy, które chcesz mieć. Chcesz się wyrwać z miasta: wsiadasz w autobus i jedziesz. Chcesz się bzykać: podchodzisz do kolesia i łapiesz go za kutasa. Proste.
Jej filozofia życiowa była naprawdę ciekawa.
- I nigdy nie
pozwól sobie wmówić, że nie możesz dostać tego, czego chcesz, bo możesz,
wystarczy wyciągnąć rękę.
- Nigdy tak o tym nie myślałam.
- Więc czas to zmienić. - Uśmiechnęła się i wyciągnęła w moją stronę paczkę papierosów.
- Nie palę.
- To zacznij. - Spojrzała na mnie i podsunęła Marlboro jeszcze bliżej. - Wszystkiego trzeba w życiu spróbować.
- Nigdy tak o tym nie myślałam.
- Więc czas to zmienić. - Uśmiechnęła się i wyciągnęła w moją stronę paczkę papierosów.
- Nie palę.
- To zacznij. - Spojrzała na mnie i podsunęła Marlboro jeszcze bliżej. - Wszystkiego trzeba w życiu spróbować.
Już dłużej nie myśląc,
wyciągnęłam papierosa i włożyłam go do ust.
- Tylko się zaciągaj - rzuciła i zapaliła zapałkę. Dym dostał się do moich płuc i zaczął mnie dusić. - Zawsze tak jest na początku. To wszystko to kwestia przyzwyczajenia. Wiesz, tak ci się przyglądam i muszę stwierdzić, że niezła z ciebie dupa, tylko trzeba cię trochę podrasować.
- To znaczy? - spytałam, biorąc kolejnego macha.
- Makijaż, nowe ciuchy. Dziewczyno, masz trzynaście lat, nie możesz wyglądać jak cnotka niewydymka. Po szkole idziemy do mnie, no i koniecznie musimy znaleźć ci chłopaka, chyba, że go masz.
- Nie mam - odpowiedziałam, gasząc papierosa o beton.
- Ale całować się umiesz?
- Tak. Raczej tak.
- Jak to raczej? Albo umiesz, albo nie.
- To znaczy całowałam się parę razy, ale bez języczka.
- Czyli nie umiesz, ale spokojnie, wszystkiego cię nauczę. Ze mną nie zginiesz, ślicznotko - powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
- Tylko się zaciągaj - rzuciła i zapaliła zapałkę. Dym dostał się do moich płuc i zaczął mnie dusić. - Zawsze tak jest na początku. To wszystko to kwestia przyzwyczajenia. Wiesz, tak ci się przyglądam i muszę stwierdzić, że niezła z ciebie dupa, tylko trzeba cię trochę podrasować.
- To znaczy? - spytałam, biorąc kolejnego macha.
- Makijaż, nowe ciuchy. Dziewczyno, masz trzynaście lat, nie możesz wyglądać jak cnotka niewydymka. Po szkole idziemy do mnie, no i koniecznie musimy znaleźć ci chłopaka, chyba, że go masz.
- Nie mam - odpowiedziałam, gasząc papierosa o beton.
- Ale całować się umiesz?
- Tak. Raczej tak.
- Jak to raczej? Albo umiesz, albo nie.
- To znaczy całowałam się parę razy, ale bez języczka.
- Czyli nie umiesz, ale spokojnie, wszystkiego cię nauczę. Ze mną nie zginiesz, ślicznotko - powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
Data pierwotnej publikacji: 29.09.2010
Zaczyna się mój ukochany charakterek Mary. <3 Akcja z księdzem była chyba najlepsza w tym wszystkim. No i cholernie podoba mi się podejście do życia Courtney, aż po przeczytaniu tego coś się we mnie nawróciło. :D Mówiłam, że dużo rzeczy nie pamiętam z tego jak to było, bo zupełnie zapomniałam jak one się poznały. Narazie wszystko jest mega okej zobaczymy jak to dalej będzie. :D
OdpowiedzUsuń