Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

sobota, 10 listopada 2012

07. Bracia Leto

         Od tego okropnego wydarzenia minęło półtora roku. Cała nasza paczka się rozpadła, bo każdy przestał brać. Wróć, nie każdy. Ja nadal ćpałam. Inni robili to tylko dla zabawy, dla rozrywki, dla zbierania doświadczeń, a ja brałam, bo musiałam się jakoś oderwać od tej kurewskiej rzeczywistości. Znieczulić się na ciosy ojca. Dragi były dla mnie jedyną odskocznią, więc nie mogłam i nie chciałam z nich zrezygnować. Musiałam brać codziennie. Wystarczyło, że nie brałam nic w ciągu czterdziestu ośmiu godzin i zwijałam się z bólu. Bolało wszystko: głowa, brzuch, nawet mięśnie. Potrafiłam wtedy zarzygać cały pokój, dlatego też zatrudniłam się jako pomoc w pensjonacie pani Stagg i bez problemu mogłam kupować towar u najlepszego dilera w okolicy, Chrisa Moore'a.
        Po pracy, jak praktycznie każdego dnia, wybrałam się na imprezę do znajomego, żeby choć trochę się rozerwać. Stałam razem z gospodarzem przy oknie i paliłam papierosa, gdy zauważyłam, że z łazienki wyszedł dotąd nieznany mi chłopak. Zdziwiłam się, bo znałam tu wszystkich, chociażby z widzenia.
- Kto to jest? - zapytałam, nie odrywając od niego wzroku.
- Shannon. Przeprowadził się tu dwa dni temu.
- Shannon? - Byłam nieco zdziwiona, bo znałam kilka osób o takim imieniu, ale były to osoby płci żeńskiej. - Naprawdę masz na imię Shannon? - zapytałam, gdy tylko nowy do nas podszedł.
- A czemu miałbym kłamać? - spytał, mierząc mnie wzrokiem.
- Nie no, zawsze myślałam, że to bardziej damskie imię.
- Jak widać, nie tylko. 
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Był całkiem uroczy: brązowe oczy, długie włosy i ten czarujący uśmiech.
- A ty jak masz na imię?
- Mary - odpowiedziałam i usiedliśmy na wolnej kanapie.
- Sam tu przyjechałeś?
- Nie. Z mamą i z bratem.
- Starszy czy młodszy?
- Boże, jaka ty jesteś ciekawska - rzucił, po raz kolejny się uśmiechając.
- Wiem. Więc jak, starszy czy młodszy?
- Rok młodszy.
- Na długo tu przyjechaliście? - pytałam dalej.
- Planujemy zostać na stałe, ale z nami to nigdy nic nie wiadomo.
- Twój brat nie lubi imprez?
- Lubi i to aż za bardzo, ale dzisiaj pojechał z mamą po nową gitarę.
- Jest muzykiem?
- To bardziej hobby.
- Ty też grasz? - Odrobinę go męczyłam tymi wszystkimi pytaniami, ale wydał mi się bardzo intrygujący, więc chciałam się o nim, jak najwięcej dowiedzieć.
- Trochę tam brzdąkam, ale dużo bardziej wolę perkusję.
- Uwielbiam perkusistów, bo są zwykle dobrzy w łóżku. 
Słysząc to, mój towarzysz zakrztusił się piwem. Zaczęłam klepać go po plecach. 
- Żyjesz?
- Tak, tylko trochę mnie tym zaskoczyłaś. Pierwszy raz rozmawiam z dziewczyną, która bez skrępowania mówi o seksie.
- Ludzka rzecz. To tak jakby wstydzić się rozmawiać o jedzeniu.
- Dosyć ciekawa teoria.
- Bo moja - odpowiedziałam, po czym zaproponowałam taniec. Wstaliśmy z miejsc i zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki. Musiałam przyznać, że z żadnym innym facetem mi się tak dobrze nie tańczyło. Jak to perkusista, miał znakomite wyczucie rytmu i całkiem niezłe ruchy.
- Świetnie tańczysz - powiedział, gdy przysunął moje ciało bliżej swojego.
- Wiem. Z tobą też nie jest najgorzej. Jeśli chcesz, mogę cię kiedyś trochę doszkolić.
- Pewnie, że chcę - odpowiedział i jego dłonie zbliżyły się do moich pośladków. W jego oczach widziałam, że najchętniej zerwałby ze mnie ubranie i przeleciał na środku podłogi. Był bardzo pewny siebie i to mi imponowało. Miałam tylko nadzieję, że owa cecha nie była jedynie maską dla totalnego braku doświadczenia. 

 ***

    Około trzeciej wyszliśmy z imprezy i Shannon zaproponował, że mnie odprowadzi. Ja jednak wolałam go sprawdzić, więc zapytałam, czy nie możemy pójść do niego. Zgodził się bez zastanowienia, co było dla mnie sygnałem, iż musi być z niego niezły ogier, bo gdyby tak nie było, nie zabierałby mnie do siebie.
        - Tylko cicho, bo mama i Jared już pewnie śpią. 
A więc tak miał na imię jego brat. Nie wiedzieć czemu, zaczęłam się zastanawiać, jak może wyglądać gitarzysta Jared Leto. Patrząc na jego starszego brata, wywnioskowałam, że pewnie też miał długie włosy i brązowe oczy. Żałowałam tylko tego, że był w moim wieku, bo moi rówieśnicy nie mieli zwykle zbyt wiele do zaoferowania dziewczynie z tak dużym doświadczeniem jak moje. 
        Przeszliśmy przez korytarz i weszliśmy do jego pokoju. Od razu rzucił mnie na łóżko i zaczął namiętnie całować. 
Ktoś tu chyba długo nie miał kobiety. 
Kiedy znudziły mu się pocałunki, bardzo szybko zdjął mi ubranie i bez zbędnych formalności, rozchylił mi uda i zaczął robić swoje. Z początku byłam nieco zdegustowana tym, że od razu we mnie wszedł, pomijając grę wstępną. Sama kiedyś tak robiłam, ale w miarę zdobywania doświadczenia, zaczynałam dostrzegać plusy wcześniejszego wstępu. Owe zdegustowanie szybko jednak zniknęło, bo Shannon okazał się być doskonałym kochankiem. Tak jak się spodziewałam, robił to bardzo rytmicznie, co było ogromnym plusem, bo większość facetów zbyt często zmieniała tempo w zupełnie nieodpowiednich momentach. Leto wiedział, co robić, by doprowadzić kobietę do szaleństwa. Gdy już widział, że chyba nie uda mi się nie wydobyć z siebie głośnego krzyku, "zakneblował" mnie swoimi ustami.  
        To musiałam przyznać: nawet Oliver nie potrafił mnie tak przelecieć. Na usta cisnęło mi się jedno: Shannon Leto to bóg seksu.
        Leżałam na jego łóżku, nadal nie mogąc dojść do siebie, a on już był gotowy wejść we mnie jeszcze raz, co było dla mnie nowością, bo zwykle to faceci pierwsi wymiękali.
- Daj mi odetchnąć - rzuciłam, a on zaczął całować moje piersi.
- Wybacz, ale nie mogę się powstrzymać. Jesteś tak cholernie pociągająca. 
Jeszcze nie czułam się gotowa na powtórkę, więc zdecydowałam się zaspokoić jego potrzeby trochę inaczej. Usiadł na brzegu łóżka, a ja uklękłam i zrobiłam swoje. Już nie było to dla mnie tak odpychające, jak wtedy, gdy miałam trzynaście lat, ale nadal nie należało do moich ulubionych zajęć. Chyba, że robiłam to komuś, kogo kochałam. Na daną chwilę nikogo nie darzyłam owym uczuciem. Z Olivera udało mi się wyleczyć dwa lata wcześniej. Poza tym niedawno się ożenił, więc nawet gdybym go kochała, nie mogłabym go mieć... 


***

        Rano miałam również okazję poznać młodszego Leto. Bardzo różnił się od tego, co sobie wyobrażałam. Miał krótkie włosy i najbardziej błękitne oczy, jakie w życiu widziałam. Ogólnie był cholernie przystojny. Shannon był bardzo seksowny, ale jeśli chodzi o urodę, młodszy brat kładł go na łopatki. Byłam pod ogromnym wrażeniem i z tego wszystkiego zapomniałam jego imienia. 
         Widziałam, jak na mnie patrzył i prawdę mówiąc, imponowało mi to, i to nawet bardzo.
Nie wdając się z nim w żadną dłuższą rozmowę, wyszłam z kuchni, zmieniłam koszulkę Shannona na swoje ciuchy i opuściłam dom nowych mieszkańców Bellingham.


Jared:

    Był wieczór, właśnie wróciłem od poznanego dzień wcześniej w sklepie muzycznym Daniela po wspólnym graniu. Chciałem wejść do domu, lecz nikogo w nim nie było, a na wycieraczce leżała kartka napisana przez mamę:

Pojechaliśmy do Seattle. Będziemy około jedenastej

        Jako że nie miałem kluczy, a wszystkie okna były zamknięte, usiadłem na ganku i zacząłem grać na gitarze, cały czas myśląc o pięknej Mary. Mój brat to miał szczęście...
        - Co grasz? - usłyszałem, gdy w końcu udało mi się przenieść melodię siedzącą w mojej głowie na instrument.
- Nic konkretnego - odpowiedziałem lekko speszony, gdy tylko zobaczyłem, kto usiadł obok mnie.
- Długo grasz? - zapytała Mary, przyglądając się mojej gitarze.
- Od kiedy pamiętam - rzuciłem i zdjąłem palce z gryfu. Gdy tylko poprosiła mnie bym coś zagrał, mało co nie dostałem zawału. Z całych tych nerwów nie byłbym w stanie przypomnieć sobie ani jednej melodii. Wolałem się nie ośmieszać, więc odmówiłem najdelikatniej, jak tylko potrafiłem i oparłem gitarę o ścianę domu. - Przyszłaś do Shannona? - zapytałem w celu zmienienia tematu.
- Nie. Tak tylko przechodziłam, a że akurat tu siedziałeś, postanowiłam się przywitać - odpowiedziała, uśmiechając się w bardzo uroczy sposób. Zadałem jej jeszcze kilka innych pytań i już po chwili miałem wrażenie, jakbym znał ją całe życie.
        - Bardzo często podróżowaliśmy, ale tu planujemy zostać, bo mama w końcu dostała stałą pracę. Nie jest to szczyt jej marzeń, ale też już jest zmęczona ciągłymi przeprowadzkami.
- A my przynajmniej mamy w końcu dobrego fotografa. Skoro jesteśmy już przy marzeniach, to o czym ty marzysz?
- Powiem ci, ale obiecaj, że nie będziesz się śmiać.
- Obiecuję - powiedziała i spojrzała na mnie z ogromnym zaciekawieniem.
- Chciałbym zostać prawdziwą gwiazdą rocka. Koncerty, płyty...
- Napalone fanki, imprezy - dodała, uśmiechając się.
- Nie, no to akurat nie jest dla mnie najważniejsze. Ale nie ma, co o tym mówić, bo i tak to tylko marzenie bez pokrycia. Nigdy się nie spełni.
- Jeśli kochasz to robić i poświęcasz temu cały swój czas, na pewno ci się uda. Nie ma innej opcji. 
Nie dość, że ładna to jeszcze niesamowicie mądra. Zwykle dziewczyny, które spotykałem, były albo ładne, albo mądre, żadna nie posiadała tych dwóch zalet na raz. Żadna prócz Mary. 
- To może teraz coś zagrasz? - spytała, a ja nagle przestałem czuć skrępowanie. Wziąłem gitarę i zagrałem, i zaśpiewałem pierwszą piosenkę, która skojarzyła mi się z moją piękną rozmówczynią: Strangelove Depeche Mode. - Masz świetny głos.
- Dzięki - odpowiedziałem, uśmiechając się do niej.
- Też kiedyś chciałam grać na gitarze, ale nie znałam nikogo, kto mógłby nauczyć mnie chociaż podstaw.
- Ja cię mogę nauczyć, jeśli chcesz - zaproponowałem.
- Serio?
- Tak. Przyjdź do mnie jutro, to pokaże ci te łatwiejsze rzeczy.
- O której? - spytała, powoli wstając.
- O której chcesz. Ja jestem cały dzień w domu.
- To będę o drugiej - rzuciła i pożegnała się ze mną. Byłem cholernie zadowlony z faktu, że znów ją zobaczę.

 
***

        Praktycznie całą noc nie spałem. Chciałem, żeby była już druga. Spojrzałem na zegarek, dochodziła dopiero szósta.
- A ty, co tak siedzisz? - zapytał Shannon, wchodząc do kuchni.
- Nie mogę spać.
- Zauważyłem, chociaż jak na kogoś, kto cierpi na bezsenność, jesteś bardzo wesolutki.  Faktycznie cały czas miałem uśmiech na twarzy.
- Umówiłem się z Mary - odpowiedziałem, szczerząc się jeszcze bardziej. - Przyjdzie tu o drugiej.
- Ale uważaj na nią. Jest świetna w łóżku, ale nie jest dobrym materiałem na dziewczynę. No taka w sam raz na jeden raz i ewentualnie powtórkę.
- Wkurzasz mnie, Shann. Dlaczego traktujesz wszystkie dziewczyny tak cholernie przedmiotowo? Wczoraj z nią rozmawiałem, jest naprawdę wspaniałą osobą.
- No niech ci będzie, ale żebyś później się nie zdziwił, jak ją przelecisz, a później nigdy więcej jej nie zobaczysz - odpowiedział i wyszedł. Nie chciałem jej zaliczać, to znaczy chciałem, ale nie od razu. Bardziej niż na seksie zależało mi na poznaniu jej charakteru, bo wydawała się być piekielnie interesującą osobą.
 


***

    Kwadrans po drugiej rozległo się pukanie do drzwi. Szybko wybiegłem z pokoju i nacisnąłem klamkę.
- Przepraszam za spóźnienie, ale odwiedzałam koleżankę w szpitalu.
- Nie szkodzi - rzuciłem i wpuściłem ją do środka. Była zdecydowanie mniej weselsza niż wczoraj. Przyniosłem jej sok i zamknęliśmy się w moim pokoju.
- Przytulnie tu masz - powiedziała, rozglądając się po pomieszczeniu.
- W sumie nawet jeszcze nie zdążyłem się tu urządzić. Więc od czego chcesz zacząć? - zapytałem, biorąc do ręki gitarę.
- A co proponujesz?
- Na sam początek najprostsze akordy typu a moll, e moll a później jakiś prosty kawałek.
- Okey - odpowiedziała bez większego entuzjazmu.
- Na pewno wszystko w porządku? - zapytałem nieco zmartwiony, a ona opowiedziała mi o tym, co spotkało jej przyjaciółkę Courtney.
        - Dzisiaj jej brat stwierdził, że nie ma sensu, żebym tam przyjeżdżała, bo ona i tak nie kontaktuje. Obiecał, że da mi znać, jak tylko jej stan się poprawi.
- Przykro mi.
- Mi też - dodała i oparła głowę o moje ramie, a ja niepewnie pogładziłem ją po włosach.
 



Data pierwotnej publikacji: 20.10.2010  



         8.02.2016: Czuję się wręcz zobligowana do tego, by wyjaśnić, czemu pierwsze spotkanie Mary i Jareda tak bezdusznie okroiłam, gdy powinno być ono rozpisane na co najmniej jedną stronę. I nie chodzi o to, że wtedy nie potrafiłam tworzyć tak długich opisów - owa scena zapoznania została opisana na drugim blogu w formie retrospekcji, rozdziały były publikowane mniej więcej w tym samym czasie, więc nie chciałam się powtarzać. Wtedy z góry zakładałam, że to opowiadanie czytali tylko czytelnicy tego pierwszego (już nieistniejącego). 
Pisanie tego teraz jest wykluczone - zbyt duża rozbieżność stylu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz