Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

sobota, 10 listopada 2012

08. Inny niż wszyscy

     Po powrocie do domu zignorowałam zaczepki pijanego ojca, od razu skierowałam się do swojego pokoju i położyłam na łóżku. Cały czas myślałam o odbytym tego dnia spotkaniu z Jaredem. 
Był niezwykle uroczy i w odróżnieniu od innych chłopaków nie traktował mnie jak szmatę. No i przede wszystkim się do mnie nie dobierał. Przyzwyczaiłam się do tego, że dla płci męskiej byłam jedynie obiektem seksualnym. Nie liczyli się ze mną, tylko od razu dobierali mi się do majtek. Jay był inny. Miły, wrażliwy i niewinny. Zupełnie jak mały, nieświadomy świata chłopczyk.
        Leżałam tak i rozmyślałam o młodszym bracie Shannona, gdy usłyszałam głośne rozmowy. Do ojca przyszli koledzy. Zapchleni alkoholicy, którzy oficjalnie uchodzili za wzorowych obywateli.
- Mary! - zawołał.  Pewnie znów chciał, żebym usługiwała tej bandzie oblechów. - Ile cię można wołać?!
- Już idę! - odkrzyknęłam i niechętnie zeszłam z łóżka.
- Przywitałabyś się. - Szturchnął mnie ojciec, gdy tylko pojawiłam się w salonie i nawet nie spojrzałam na jego przydupasów.
- Dobry wieczór - rzuciłam, mierząc ich wzrokiem.
- Zrób nam coś do jedzenia i przynieś sześć piw. W szklankach oczywiście. 
I co jeszcze? pomyślałam, lecz nie powiedziałam tego na głos. Nie miałam ochoty dostać po pysku. 
        Poszłam do kuchni, wyjęłam szklanki, a potem piwo, masło, szynkę, ser, sałatę i ogórki z lodówki, z których miałam zamiar przygotować kanapki. Gdybym tak miała cyjanek, całe towarzystwo już by nie żyło, ale cóż, nie miałam, więc po wlaniu trunku do szklanek bez żadnych skrupułów naplułam do każdej z nich. Gdybym była facetem spuściłabym się jeszcze na żarcie, mówiąc, że to sos.
        - Widzę, że nieźle wychowałeś sobie córeczkę - powiedział mężczyzna pracujący na komisariacie ojca jako śledczy i klepnął mnie w pośladek. Rzuciłam mu groźne spojrzenie i kazałam trzymać ręce przy sobie. - I jaka zadziorna. Lubię takie - rzucił i wrócił do pokera. Ja poszłam na górę, sprawdzić, co z Lily. Uchyliłam drzwi jej pokoju i zobaczyłam ją siedzącą na podłodze z kredkami w ręku.
- Co rysujesz ? - zapytałam, siadając obok niej na dywanie.
- Rysunek dla Mikołaja - odpowiedziała, nie odrywając kredki od kartki.
- Przecież do świąt jeszcze dużo czasu.
- Ale przecież listy długo idą, szczególnie te do Laponii, więc muszę go wysłać już jutro, żeby Mikołaj wiedział, co ma mi przywieźć pod choinkę. 
        Jako że Lily nie umiała jeszcze pisać, narysowała to, co chciałaby dostać, a był to nowy domek dla lalek.
- Rysuj dalej. Jutro po szkolę pójdę na pocztę i go wyślę.
- Znasz dokładny adres Świętego?! - zapytała, patrząc na mnie z ogromnym zdziwieniem.
- Pewnie, że tak - powiedziałam i pocałowałam ją w czoło. Bardzo ją kochałam i chciałam, żeby mimo tej całej beznadziejnej sytuacji była szczęśliwa.  - Jak skończysz, to mnie zawołaj. - Nie chciałam, żeby wychodziła z pokoju, gdy ojciec gościł swoich kumpli. 


***

        - Mary! - Ojciec znów czegoś ode mnie chciał. Było słychać, że wypił jeszcze więcej. Zeszłam i zapytałam, co mam zrobić tym razem. - Przynieś nam piwo z lodówki. 
Do kuchni miał kilka kroków, jednak nie mógł ruszyć dupska, tylko ja musiałam specjalnie schodzić.
        Podeszłam do lodówki i schyliłam się po butelki, wtedy też poczułam czyjeś dłonie na swoim ciele. Podskoczyłam i odwróciłam się. Zobaczyłam przed sobą śledczego/wujka Lopeza.
- Masz świetny tyłek. Mogę podotykać? - zapytał i jego dłoń znów znalazła się na moim pośladku.
- Łapy przy sobie! - wycedziłam przez zęby, próbując go odepchnąć.
- Już tak nie szarżuj, maleńka, przecież wiem, że tylko marzysz o tym, żebym pieścił twoje seksowne ciałko. - Mocno przycisnął mnie do lodówki i wsadził rękę w majtki. Chciałam krzyczeć, ale skutecznie mi to uniemożliwił, przykładając do moich warg swój brudny pysk. Próbowałam go uderzyć, ale bez problemu blokował wszystkie moje ciosy. - Teraz się zabawimy. - Popchnął mnie twarzą na stół. Jedną rękę trzymał na moich ustach, a drugą ściągnął ze mnie bieliznę. Byłam przerażona, ale nie mogłam nic zrobić. - Obyś miała mój rozmiar. 

Usłyszałam, jak rozpina rozporek. Właśnie poczułam jego nabrzmiałego penisa na swoim udzie, gdy do kuchni wszedł ojciec.
- Zostaw ją, Fred. Nie wiadomo, kto w niej wcześniej był. Jeszcze dostaniesz od niej jakiegoś syfa i po męskości. 

Słysząc te słowa Lopez z powrotem schował swojego członka w spodniach i mnie puścił. Razem z ojcem wzięli piwo i wyszli. 
        Drżącymi dłońmi podciągnęłam bieliznę, która wisiała na moich kostkach i usiadłam na podłodze, nie mogąc już dłużej powstrzymać łez. Płakałam tak głośno, że słyszeli to ci parszywce.
- Nie rycz, mała, źle by ci nie zrobił! - rzucił zastępca tatusia, śmiejąc się w najlepsze. 

Szybko wbiegłam na schody i weszłam do pokoju Lily, zamykając drzwi na klucz.  


***


      Rano wyszłam z domu bez śniadania, bo przy stole spało dwóch obleśnych facetów. Najwidoczniej impreza przeniosła się do kuchni.
      Pierwsza lekcja niemiłosiernie mi się dłużyła. Gdy tylko zadzwonił dzwonek, poczułam ogromną ulgę.
- Mary, mogę cię prosić na chwilę? - zapytała nauczycielka angielskiego z wielką pseudo troską w oczach.
- Jasne - rzuciłam i podeszłam do niej.
- Na pewno wszystko w porządku? Jeśli masz jakieś problemy, to mi możesz o wszystkim powiedzieć.
- Oczywiście, a wszystko, co powiesz zostanie użyte przeciwko tobie. Nie, dziękuję. Przerabiałam to parę lat temu i nie wyszło mi to na dobre - odpowiedziałam i wyszłam z klasy. Gdy tak szłam korytarzem, zobaczyłam idącego zna przeciwko Jareda w towarzystwie dwóch kolegów. Serce zaczęło mi walić jak szalone, a w brzuchu poczułam przyjemne łaskotanie. Nigdy wcześniej na nikogo tak nie reagowałam, nawet na Olivera.
- Cześć - rzuciłam, gdy był już wystarczająco blisko i posłałam mu serdeczny uśmiech.
- Cześć, Mary. - Również się uśmiechnął i poszedł dalej.
- Zadajesz się z King? Przecież to zwykła dziwka. Działka kokainy albo amfetaminy i każdy może w niej zamoczyć  - odezwał się jeden z jego kolegów. Udałam, że tego nie usłyszałam, ale poczułam się fatalnie. 

Jay był miły, bo nie znał mojej reputacji. Teraz już niestety ją poznał. 
Chyba nie mam, co liczyć na dalszy rozwój naszej znajomości.
        Z tego wszystkiego zamiast na lekcje poszłam na boisko. Akurat klasa Jaya miała zajęcia z wychowania fizycznego. Spojrzał na mnie, ale bardzo szybko odwrócił wzrok. Jego mina mówiła sama za siebie.
        - Słuchaj, nie miałabyś może ochoty spotkać się po szkole ze mną i z moim kumplem? - odezwał się jeden z kolegów Jareda.  - Bo wiesz, słyszałem, że jesteś tak rozjebana, że przyjmiesz dwóch na raz.
- Spierdalaj, kretynie - powiedziałam, rzucając mu gniewne spojrzenie.
- Źle to robisz - zwrócił się do niego wysoki brunet i stanął obok kumpla. - Mamy trochę kokainy, więc jak? 
Przywykłam do takich tekstów, ale teraz ogarnęła mnie złość, bo Leto stał z boku i wszystko słyszał. Z nerwów naplułam wyrośniętemu w twarz. Ten zaczął rzucać w moją stronę świńskie teksty, gdy opuszczałam trybuny.
- Mary, nie bądź taka to pozwolę ci possać.
- Dajcie jej spokój - usłyszałam głos Jareda, ale nawet się nie odwróciłam. Nie bolały mnie wyzwiska, ale to, że teraz dla Jaya będę taką samą kurwą, jaką byłam dla wszystkich.
 



Data pierwotnej publikacji: 24.10.2010 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz