Wnioskując po barwie nieba, musiało być coś około czwartej lub piątej nad ranem. W półmroku dostrzegłam zarys męskiej sylwetki.
- Widzisz, Mary, jesteś tak żałosna, że nawet zabić się nie potrafisz. Dzisiaj zostajesz w domu. Nie możesz w takim stanie pokazać się w szkole - usłyszałam i ojciec znikł w ciemnym korytarzu.
Miał rację, nie umiałam nawet popełnić samobójstwa. Czy można być jeszcze bardziej beznadziejnym?
Zaczynałam żałować, że nie zginęłam wtedy razem z mamą...
***
- Mary, co ci strzeliło do głowy, żeby zrobić coś tak głupiego? - Pani Robinson usiadła na moim łóżku, podając mi herbatę.
- Chciałam zobaczyć, czy to boli - odpowiedziałam nieco złośliwie.
- Dobrze wiesz, że Lily cię potrzebuje. Wyobraź sobie, jakby się czuła, gdyby cztery lata po śmierci mamy straciła jeszcze siostrę.
- Wiem, ale ja już tak dłużej nie mogę. Mam już dosyć tych kłótni, bicia... - mówiłam, a po twarzy spływały mi łzy. Sama nie mogłam uwierzyć w to, że płakałam przy swojej sąsiadce. Zwykle udawałam twardą.
- Rozumiem cię, kochanie, ale musisz to jakoś przetrwać. Pamiętaj, że gdyby znów wrócił do domu pijany i próbował cię uderzyć, możesz wziąć Lily i przyjść do mnie.
- Dziękuję pani.
- Chciałam zobaczyć, czy to boli - odpowiedziałam nieco złośliwie.
- Dobrze wiesz, że Lily cię potrzebuje. Wyobraź sobie, jakby się czuła, gdyby cztery lata po śmierci mamy straciła jeszcze siostrę.
- Wiem, ale ja już tak dłużej nie mogę. Mam już dosyć tych kłótni, bicia... - mówiłam, a po twarzy spływały mi łzy. Sama nie mogłam uwierzyć w to, że płakałam przy swojej sąsiadce. Zwykle udawałam twardą.
- Rozumiem cię, kochanie, ale musisz to jakoś przetrwać. Pamiętaj, że gdyby znów wrócił do domu pijany i próbował cię uderzyć, możesz wziąć Lily i przyjść do mnie.
- Dziękuję pani.
Starsza kobieta czule mnie do siebie przytuliła. Czasami
zdarzały nam się sąsiedzkie sprzeczki, a jej mąż był najgorszym zgredem
na świecie, ale była dla mnie jak babcia i kiedy działo się coś złego,
zawsze mogłam liczyć na jej pomoc.
- Zobaczysz, kiedyś za to odpowie. Tam, gdzie będą go sadzić, nie będzie miało znaczenia to, że jest szefem policji. - Pani Robinson chodziło oczywiście o sąd ostateczny. Jak prawie każda osoba w jej wieku, była bardzo religijna i już od dłuższego czasu próbowała mnie nawracać, jednak bezskutecznie. - Wezmę teraz małą na spacer, a ty leż i spróbuj zasnąć.
Kiedy tylko wyszła z mojego pokoju, podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej stare pudełko, gdzie trzymałam rzeczy należące do mamy, które udało mi się ocalić przed spaleniem. Ojciec pod wpływem jakiegoś silnego impulsu wziął wszystko, co do niej należało, wrzucił do beczki, polał benzyną i podpalił. Zostawił jedynie skrzypce, bo pewnie liczył na to, że za kilka lat będą sporo warte. Ja uratowałam zeszyty z nutami, aksamitną chustę, pomadkę i album ze zdjęciami.
Fotografie przedstawiały różne etapy życia mojego i mojej siostry. Mama uwielbiała wszystko uwieczniać na zdjęciach, a ja uwielbiałam je oglądać.
Usiadłam na łóżku i po raz tysięczny otworzyłam album. Pierwsza fotka przedstawiała mamę w dniu, w którym dowiedziała się, że jest w ciąży. Była wtedy taka szczęśliwa i radosna. Drugie zdjęcie zostało zrobione tuż przed porodem. Nie wiedziała czy urodzi chłopca, czy dziewczynkę, ale jak to napisała pod fotografią: Liczę na to, że będzie to śliczna blondyneczka.
- Zobaczysz, kiedyś za to odpowie. Tam, gdzie będą go sadzić, nie będzie miało znaczenia to, że jest szefem policji. - Pani Robinson chodziło oczywiście o sąd ostateczny. Jak prawie każda osoba w jej wieku, była bardzo religijna i już od dłuższego czasu próbowała mnie nawracać, jednak bezskutecznie. - Wezmę teraz małą na spacer, a ty leż i spróbuj zasnąć.
Kiedy tylko wyszła z mojego pokoju, podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej stare pudełko, gdzie trzymałam rzeczy należące do mamy, które udało mi się ocalić przed spaleniem. Ojciec pod wpływem jakiegoś silnego impulsu wziął wszystko, co do niej należało, wrzucił do beczki, polał benzyną i podpalił. Zostawił jedynie skrzypce, bo pewnie liczył na to, że za kilka lat będą sporo warte. Ja uratowałam zeszyty z nutami, aksamitną chustę, pomadkę i album ze zdjęciami.
Fotografie przedstawiały różne etapy życia mojego i mojej siostry. Mama uwielbiała wszystko uwieczniać na zdjęciach, a ja uwielbiałam je oglądać.
Usiadłam na łóżku i po raz tysięczny otworzyłam album. Pierwsza fotka przedstawiała mamę w dniu, w którym dowiedziała się, że jest w ciąży. Była wtedy taka szczęśliwa i radosna. Drugie zdjęcie zostało zrobione tuż przed porodem. Nie wiedziała czy urodzi chłopca, czy dziewczynkę, ale jak to napisała pod fotografią: Liczę na to, że będzie to śliczna blondyneczka.
Przerzuciłam kartkę i moim oczom ukazało się nagie niemowlę, oczywiście
byłam to ja. Dalej zdjęcie z moich pierwszych urodzin. Mama nawet
zanotowała, kiedy wymówiłam pierwsze słowo. Była naprawdę wspaniała i
bardzo nas wszystkich kochała.
Ostatnie zdjęcie przedstawiało mnie, mamę, tatę i maleńką Lily cztery miesiące po jej narodzinach. Mama planowała wyprawić ogromne przyjęcie z okazji pierwszych urodzin mojej siostry. Niestety zmarła dwa miesiące przed nimi.
Ostatnie zdjęcie przedstawiało mnie, mamę, tatę i maleńką Lily cztery miesiące po jej narodzinach. Mama planowała wyprawić ogromne przyjęcie z okazji pierwszych urodzin mojej siostry. Niestety zmarła dwa miesiące przed nimi.
Miałam wrażenie, że patrzyła na mnie przepełniona bólem i żalem, że jej kochany aniołek stał się diabłem.
- Przepraszam - rzuciłam nie wiadomo po co i do kogo i przyłożyłam do twarzy błękitny materiał. Mimo że tyle lat leżał w szafie, nadal czułam na nim jej zapach. A może po prostu wydawało mi się, że go czułam. Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą...
Z mojej zadumy wyrwał mnie dzwonek. Wstałam z łóżka i skierowałam się do drzwi, za którymi stał Jared.
- Cześć. Nie było cię dzisiaj w szkole, więc chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Tak, wszystko okey. Może wyjdziemy na zewnątrz? - zaproponowałam. Nie chciałam, żeby zobaczył plamy krwi na dywanie, lub co gorsza na swojej bluzie.
- A co ty taka podrapana? - zapytał, patrząc na moją twarz. Nadgarstek na szczęście udało mi się zakryć rękawem.
- Nie lubimy się zbytnio z kotem sąsiadki - odpowiedziałam, gdy oboje usiedliśmy na huśtawce.
- Duże pazury musi mieć ten kot.
- Nie no, tak na poważnie, to w nocy, żeby nikogo nie obudzić, wchodziłam po schodach po ciemku no i potknęłam się. Zatrzymałam się na lustrze. - Nie chciałam, żeby znał prawdę. Jeszcze nie teraz.
- Musiało boleć.
- Jak cholera - dodałam, siląc się na miły uśmiech. - A jeśli chodzi o twoją bluzę, to miałam ją wtedy na sobie i trochę pobrudziłam ją krwią.
- Nie szkodzi - odpowiedział, urywając źdźbło trawy.
- Jak tylko zrobię pranie, dostaniesz ją z powrotem.
- Możesz ją zatrzymać. Poza tym myślałem trochę nad tym wszystkim i naprawdę nie musisz obawiać się żadnej niechęci z mojej strony. Dla mnie jesteś świetną dziewczyną, a to, co robisz z facetami, to już twoja prywatna sprawa.
- Przepraszam - rzuciłam nie wiadomo po co i do kogo i przyłożyłam do twarzy błękitny materiał. Mimo że tyle lat leżał w szafie, nadal czułam na nim jej zapach. A może po prostu wydawało mi się, że go czułam. Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą...
Z mojej zadumy wyrwał mnie dzwonek. Wstałam z łóżka i skierowałam się do drzwi, za którymi stał Jared.
- Cześć. Nie było cię dzisiaj w szkole, więc chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Tak, wszystko okey. Może wyjdziemy na zewnątrz? - zaproponowałam. Nie chciałam, żeby zobaczył plamy krwi na dywanie, lub co gorsza na swojej bluzie.
- A co ty taka podrapana? - zapytał, patrząc na moją twarz. Nadgarstek na szczęście udało mi się zakryć rękawem.
- Nie lubimy się zbytnio z kotem sąsiadki - odpowiedziałam, gdy oboje usiedliśmy na huśtawce.
- Duże pazury musi mieć ten kot.
- Nie no, tak na poważnie, to w nocy, żeby nikogo nie obudzić, wchodziłam po schodach po ciemku no i potknęłam się. Zatrzymałam się na lustrze. - Nie chciałam, żeby znał prawdę. Jeszcze nie teraz.
- Musiało boleć.
- Jak cholera - dodałam, siląc się na miły uśmiech. - A jeśli chodzi o twoją bluzę, to miałam ją wtedy na sobie i trochę pobrudziłam ją krwią.
- Nie szkodzi - odpowiedział, urywając źdźbło trawy.
- Jak tylko zrobię pranie, dostaniesz ją z powrotem.
- Możesz ją zatrzymać. Poza tym myślałem trochę nad tym wszystkim i naprawdę nie musisz obawiać się żadnej niechęci z mojej strony. Dla mnie jesteś świetną dziewczyną, a to, co robisz z facetami, to już twoja prywatna sprawa.
Tego, co poczułam, słysząc to zdanie, niemożliwym było opisać
słowami. Po raz pierwszy oceniono mnie za to, jaka byłam, a nie za to, co
robiłam.
- Wiesz co, Jared? - zaczęłam.
- Co?
- Jesteś najbardziej wyrozumiałą osobą, jaką w życiu poznałam. Dla każdego zawsze byłam puszczalską ćpunką.
- Nie lubię oceniać ludzi, nie znając przyczyn ich zachowania. W życiu spotykają nas różne rzeczy, poza tym sam dobrze wiem, jak to jest, gdy ludzie patrzą na ciebie przez pryzmat nałogu.
- Wiesz co, Jared? - zaczęłam.
- Co?
- Jesteś najbardziej wyrozumiałą osobą, jaką w życiu poznałam. Dla każdego zawsze byłam puszczalską ćpunką.
- Nie lubię oceniać ludzi, nie znając przyczyn ich zachowania. W życiu spotykają nas różne rzeczy, poza tym sam dobrze wiem, jak to jest, gdy ludzie patrzą na ciebie przez pryzmat nałogu.
Spojrzałam na niego
pytającym wzrokiem.
- Sam byłem... - tu przerwał i zaśmiał się drwiąco. - Co ja
gadam, byłem, nadal jestem uzależniony od amfetaminy. W sumie właśnie z
tego powodu się tu przenieśliśmy. Mama miała nadzieję, że wraz ze zmianą
otoczenia skończą się moje eksperymenty z używkami.
- Ale się nie skończyły? - wtrąciłam się.
- Nie skończyły. Wczoraj poszedłem na tamtą imprezę w celu zaopatrzenia się w jakieś ćpanie.
- Długo bierzesz? - zapytałam naprawdę zaskoczona jego wyznaniem. Nie wyglądał mi na ćpuna.
- Dwa lata, a ty?
- Cztery - odpowiedziałam, zapalając papierosa.
- Zacząłem brać, bo nie radziłem sobie z brakiem ojca i wiecznymi zmianami miejsca zamieszkania. Nic nigdy nie było na stałe, więc brakowało mi poczucia jakieś przynależności. Wszędzie byłem tylko przyjezdnym. Shannon nie miał z tym problemu, bo jest bardzo kontaktowy, a ja do specjalnie towarzyskich nie należę. Dwa lata temu zamieszkaliśmy w New Jersey i tam właśnie poznałem kolesia, który pokazał mi, co zrobić, żeby otworzyć się na ludzi i czuć się pewnie w każdej sytuacji. Domyślasz się, o co chodzi.
- Tak. Mnie namówił chłopak, którego uważałam za swojego partnera.
- Uważałaś?
- Po prostu inaczej patrzyliśmy na to, co było między nami, ale to długa historia. W każdym razie to on pokazał mi narkotyki i bardzo spodobało mi się to, jak się po nich czułam.
- Wolna - rzucił Jay, patrząc w niebo.
- Dokładnie. Masz wrażenie, że możesz zrobić dosłownie wszystko, no i przede wszystkim, choć na chwilę odrywasz się od swoich problemów. Dla większości moich znajomych dragi to jedynie dobra zabawa, dla mnie to ukojenie. Po śmierci mamy cały świat wywrócił mi się do góry nogami i potrzebowałam jakiejś odskoczni.
- Rozumiem.
- A tak w ogóle to spotykasz się z kimś? - tym razem to ja zadałam mu pytanie.
- Nie. Nie mam na to czasu. Poza tym moją jedyną miłością jest muzyka.
- Ale na pewno masz wiele wielbicielek.
- Jakoś nie widzę żadnych kolejek. Dziewczyny wolą mojego brata - odpowiedział, zabierając mi z dłoni końcówkę Marlboro.
- Nie sądzę. Bez urazy, ale Shannon jest typem w sam raz na jeden raz.
- Zabawne, bo zupełnie to samo powiedział o tobie.
- Swój zawsze pozna swego - rzuciłam, patrząc, jak jego policzki zapadają się pod wpływem zaciągnięcia.
- Wszystko zależy od punktu widzenia. To, co dla jednego jest sufitem, dla drugiego jest podłogą. Tak samo jest z dziewczynami. Dla jednego możesz być jednorazówką, a dla innego idealną partnerką do związku na dłuższą metę. Dobra, Mary, ja spadam. A byłbym zapomniał, jutro gramy z Shannem i naszym kumplem na tym całym festynie, więc może przyszłabyś posłuchać?
- Pewnie, że tak. A o której gracie?
- O czwartej.
- Będę na bank - odpowiedziałam i szeroko się uśmiechnęłam, czując przy tym niemały ból.
- W takim razie do jutra - rzucił, a jego usta delikatnie musnęły mój policzek. Mało co tam nie zemdlałam i wtedy też uświadomiłam sobie, że właśnie się zakochałam.
.................................
Tytuł rozdziału: Oby na obcej ziemi.
- Ale się nie skończyły? - wtrąciłam się.
- Nie skończyły. Wczoraj poszedłem na tamtą imprezę w celu zaopatrzenia się w jakieś ćpanie.
- Długo bierzesz? - zapytałam naprawdę zaskoczona jego wyznaniem. Nie wyglądał mi na ćpuna.
- Dwa lata, a ty?
- Cztery - odpowiedziałam, zapalając papierosa.
- Zacząłem brać, bo nie radziłem sobie z brakiem ojca i wiecznymi zmianami miejsca zamieszkania. Nic nigdy nie było na stałe, więc brakowało mi poczucia jakieś przynależności. Wszędzie byłem tylko przyjezdnym. Shannon nie miał z tym problemu, bo jest bardzo kontaktowy, a ja do specjalnie towarzyskich nie należę. Dwa lata temu zamieszkaliśmy w New Jersey i tam właśnie poznałem kolesia, który pokazał mi, co zrobić, żeby otworzyć się na ludzi i czuć się pewnie w każdej sytuacji. Domyślasz się, o co chodzi.
- Tak. Mnie namówił chłopak, którego uważałam za swojego partnera.
- Uważałaś?
- Po prostu inaczej patrzyliśmy na to, co było między nami, ale to długa historia. W każdym razie to on pokazał mi narkotyki i bardzo spodobało mi się to, jak się po nich czułam.
- Wolna - rzucił Jay, patrząc w niebo.
- Dokładnie. Masz wrażenie, że możesz zrobić dosłownie wszystko, no i przede wszystkim, choć na chwilę odrywasz się od swoich problemów. Dla większości moich znajomych dragi to jedynie dobra zabawa, dla mnie to ukojenie. Po śmierci mamy cały świat wywrócił mi się do góry nogami i potrzebowałam jakiejś odskoczni.
- Rozumiem.
- A tak w ogóle to spotykasz się z kimś? - tym razem to ja zadałam mu pytanie.
- Nie. Nie mam na to czasu. Poza tym moją jedyną miłością jest muzyka.
- Ale na pewno masz wiele wielbicielek.
- Jakoś nie widzę żadnych kolejek. Dziewczyny wolą mojego brata - odpowiedział, zabierając mi z dłoni końcówkę Marlboro.
- Nie sądzę. Bez urazy, ale Shannon jest typem w sam raz na jeden raz.
- Zabawne, bo zupełnie to samo powiedział o tobie.
- Swój zawsze pozna swego - rzuciłam, patrząc, jak jego policzki zapadają się pod wpływem zaciągnięcia.
- Wszystko zależy od punktu widzenia. To, co dla jednego jest sufitem, dla drugiego jest podłogą. Tak samo jest z dziewczynami. Dla jednego możesz być jednorazówką, a dla innego idealną partnerką do związku na dłuższą metę. Dobra, Mary, ja spadam. A byłbym zapomniał, jutro gramy z Shannem i naszym kumplem na tym całym festynie, więc może przyszłabyś posłuchać?
- Pewnie, że tak. A o której gracie?
- O czwartej.
- Będę na bank - odpowiedziałam i szeroko się uśmiechnęłam, czując przy tym niemały ból.
- W takim razie do jutra - rzucił, a jego usta delikatnie musnęły mój policzek. Mało co tam nie zemdlałam i wtedy też uświadomiłam sobie, że właśnie się zakochałam.
.................................
Tytuł rozdziału: Oby na obcej ziemi.
Data pierwotnej publikacji: 31.10.2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz