Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

sobota, 10 listopada 2012

15. Feel the knife on your skin now you pay for your sin

Jared:

        - Już nigdy więcej nie będziesz musiała robić takich rzeczy. I pamiętaj, że z każdym problemem możesz zwrócić się do mnie. Po to tu jestem - powiedziałem i jeszcze mocniej ją do siebie przytuliłem.
- Dziękuję - odpowiedziała, ocierając łzy. 

To, co mi opowiedziała, wprawiło mnie w otępienie. Wiedziałem, że inni na moim miejscu uznaliby to za zdradę, ale widziałem w życiu wiele różnych sytuacji i wiedziałem, że czasami trzeba robić coś wbrew sobie, byle nie wpaść w poważne kłopoty. Nie byłem zły na nią, tylko na niego. Zrobił z niej pieprzoną dziwkę. Wolałem nie myśleć o tym, jaki wstyd musiała czuć. Widziałem tylko jedno, drań za to zapłaci.
        - Muszę wracać do domu - powiedziała Mary i odsunęła głowę od mojego ramienia.
- Odprowadzę cię. Nie powinnaś iść w takim stanie sama. 
Była cała roztrzęsiona i zapłakana. Kiedy wstała, ledwo trzymała się na nogach. Nałożyłem na siebie wczorajsze ciuchy i po cichu wyszliśmy z domu. Cały czas przytrzymywałem ją ramieniem.
        - Jestem beznadziejna. Zasłużyłam na wszystko, co najgorsze - rzuciła w pewnym momencie.
- Przestań tak mówić. Wcale nie jesteś beznadziejna - odpowiedziałem, całując ją w policzek. Nigdy wcześniej nie widziałem jej w takim stanie i miałem nadzieję już nigdy więcej nie zobaczyć. 
        Gdy doszliśmy do jej domu i zobaczyliśmy samochód jej ojca, zrobiła się jeszcze bledsza.
- Pięknie - wydukała, wychodząc spod mojego ramienia. 

Cały czas zastanawiałem się, dlaczego, aż tak bardzo się go bała, jednak wolałem jej w tamtym momencie o to nie pytać. Pożegnaliśmy się i wróciłem do siebie. 


***

        Zaraz po szkole razem z Shannonem poszliśmy na próbę. W połowie drogi spotkaliśmy Moore'a.
- Trzymaj - rzuciłem do brata, podając mu futerał z gitarą, który właśnie zdjąłem z pleców.
- No siema, Leto. Wybacz, stary, ale nic dzisiaj dla ciebie nie mam. Amfa będzie dopiero... - zaczął Chris, jednak przerwałem mu, uderzając go pięścią w twarz. Koleś obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i wbił we mnie zszokowany wzrok.
- Zbliż się jeszcze raz do Mary, a cię zamorduję! - wycedziłem przez zęby, patrząc na niego groźnym wzrokiem.
- No tak, zapomniałem, że to twoja laska. Muszę przyznać, że dobrze trafiłeś. Jest zajebista w łóżku. - Te słowa rozwścieczyły mnie jeszcze bardziej i znów się na niego rzuciłem, jednak tym razem zabrakło elementu zaskoczenia i zostałem powalony na ziemie. Wtedy też zareagował mój brat. Odepchnął go i pomógł mi wstać.
- Już nie żyjesz, Leto! - krzyknął i zniknął za zakrętem.
- Co ci strzeliło do tego głupiego łba, żeby się na niego rzucać?! Przecież to najgroźniejszy typ w mieście. A ty... ty już faktycznie jesteś trupem.
- Musiałem to zrobić - powiedziałem i opowiedziałem bratu w skrócie to, co zrobił wcześniejszej nocy Mary.
- Wiedziałem, że przez nią będziesz miał kłopoty, wiedziałem. 
Mój brat i jego empatia...



Mary:

        - I znowu nie było cię przez całą noc - odezwał się ojciec, gdy tylko weszłam do domu.
- Błagam cię, nie teraz - rzuciłam drżącym głosem.
- Mam cię już dosyć!  - Wstał z kanapy z zamiarem zadania mi ciosu, jednak powstrzymał się, gdy tylko spojrzał mi w oczy. Nie wiedziałam, co w nich zobaczył, ale to coś mnie uratowało. Zawrócił i wszedł na schody. Ja zrobiłam to samo. Weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku z podkulonymi kolanami. Nie płakałam, bo wszystkie łzy wylałam na koszulkę Jareda. Przyłożyłam głowę do poduszki i zasnęłam.
Obudziła mnie Lily skokiem na moje łóżko.
- Mary, pani w przedszkolu pochwaliła moją pracę! Powiedziała, że namalowałam najładniejszy obrazek ze wszystkich dzieci! - krzyczała podekscytowana.
- Bardzo się cieszę, skarbie - powiedziałam, lekko się podnosząc.
- Ale jesteś smutna. Coś się stało? - zapytała zatroskanym głosem.
- Nie, nie jestem smutna. Dopiero co się obudziłam.
- No to ja idę do siebie. - Zeskoczyła z mojej pościeli i chwyciła plecaczek, z którego wypadły jej nożyczki. Zanim jej o tym powiedziałam, wybiegła z pokoju. Zostawiłam je więc koło poduszki i poszłam wziąć prysznic. Musiałam zmyć z siebie wstyd i obrzydzenie, które czułam. 

Siedziałam skulona w brodziku i pozwalałam ciepłym strumieniom wody spływać po moim nagim ciele.  


 ***


        Ojciec wrócił do domu nieco wcześniej w towarzystwie tego obleśnego Lopeza.  Gdy tylko zobaczyłam go przez kuchenne okno, szybko pobiegłam na górę. Nie chciałam mieć z nim żadnej styczności. 
        Przez godzinę leżałam po ciemku na łóżku, wpatrując się w sufit. Już prawie zasypiałam, gdy usłyszałam czyjeś kroki za drzwiami. Będąc pewna, że to Lily, nałożyłam słuchawki i zamknęłam oczy. Po krótkiej chwili poczułam na sobie ciężar czyjegoś ciała. Uchyliłam powieki i zobaczyłam nad sobą zarys ciała Lopeza. Krzyknęłam, a on tylko się zaśmiał.
- Możesz sobie krzyczeć do woli. Twój tata wyszedł po zakupy, a siostrzyczka siedzi zamknięta w pokoju. - Jego dłonie wsunęły się pod moją koszulę nocną i zaczęły zsuwać bieliznę. Nie miałam, jak się ruszyć, bo facet był silny i dobrze zbudowany. - W sumie to nie ma co się spieszyć - rzucił i zerwał ze mnie niebieski materiał. Jego usta i język wędrowały po mojej klatce piersiowej, a ja czułam się jeszcze gorzej niż rano. Nie dość, że kilkanaście godzin wcześniej musiałam pieprzyć się z trzema facetami, to jeszcze on. 
Nie zniosę tego, ale nie mogę nic zrobić. 
Obróciłam głowę i... zobaczyłam nożyczki swojej siostry. Chciałam po nie sięgnąć, ale nie mogłam ruszyć ręką. Postanowiłam zebrać ostatki sił i zaczęłam się wiercić. 
- No proszę, jaka niecierpliwa. Pewnie chcesz, żeby mały Fred się teraz w tobie zanurzył.  Jego słowa mnie obrzydzały, ale wiedziałam, że tylko kolaboracja jest w stanie mnie uratować.
- Pewnie, że chcę - rzuciłam kokieteryjnie.
- No to trzeba było tak od razu. - Zaczął rozpinać rozporek, więc mogłam się już poruszyć. Długo nie myśląc, chwyciłam nożyczki i gdy tylko pochylił się by mnie pocałować, z użyciem całej siły i złości wbiłam mu ostrze w szyję. Po pokoju rozniósł się jego wrzask, zaczęła tryskać krew, a ja zepchnęłam go z łóżka. 
Leżał na podłodze, powoli tracąc kontrolę nad swoim ciałem. Mimo iż zrobiłam to świadomie, taki widok mnie sparaliżował. Ocknęłam się dopiero wtedy, gdy do mojego pokoju wpadł ojciec.
- Boże, Mary, coś ty narobiła?! 
Nie odpowiedziałam, tylko naciągnęłam na siebie kołdrę. 
- Trzeba go zawieźć na pogotowie. - Ojciec podniósł Lopeza, którego funkcje życiowe powoli zanikały. W przypływie adrenaliny był jeszcze silniejszy niż zwykle, więc sprawnie poszło mu przeniesienie kolegi z pierwszego piętra do samochodu. Zostałam sama i wpatrywałam się w plamy krwi na prześcieradle.
- Zasłużył na to - wytłumaczyłam się chyba sama przed sobą i otępiała po raz kolejny poszłam pod prysznic. Musiałam zmyć z siebie jego ślinę i krew. Tym razem puściłam na siebie zimną wodę, która wyrwała mnie z owego stanu.
        Gdy tylko wyszłam z łazienki, usłyszałam odgłosy walenia w drzwi dochodzące z pokoju mojej siostry. Szybko do nich podbiegłam i przekręciłam klucz. Drzwi się otworzyły i moim oczom ukazała się zapłakana Lily.
- Już dobrze, skarbie, nic się nie stało - próbowałam ją uspokoić.
- Kłamiesz, Mary! Słyszałam, jak krzyczałaś. Ten pan zrobił ci krzywdę! - mówiła przez łzy.
- Nikt nie zrobił mi krzywdy.
- Przestań kłamać! Nie kłam mnie! - krzyczała jak opętana i jednocześnie uderzała mnie na oślep rękami. W życiu nie widziałam jej w takim stanie. Uspokoiła się dopiero po trzydziestu minutach. Mocno we mnie wtulona zasnęła. Delikatnie położyłam ją na łóżku i ułożyłam się obok niej.
        - Mary, wstawaj - usłyszałam i zobaczyłam obok siebie ojca. - Lopez żyje. Stracił dużo krwi, ale nic mu nie będzie.
- Miałam nadzieję, że zdechnie - wycedziłam przez zęby.
- Jutro masz do niego pójść i go przeprosić.
- Co?! Żartujesz sobie? Ten bydlak chciał mnie zgwałcić i ja mam przepraszać go za to, że się broniłam?!
- Jeśli tego nie zrobisz, oskarży cię o próbę zabójstwa.
- Działałam w obronie własnej. Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć najlepiej, że to okoliczność łagodząca.
- Czyli go nie przeprosisz? - zapytał.
- Nie - odpowiedziałam i już byłam gotowa na przyjęcie ciosu, jednak nic takiego się nie stało. Ojciec po prostu wstał i zaczął chodzić cichu po pokoju, tak by nie obudzić małej.
- Dobra, jakoś się z nim dogadam - rzucił i zamknął za sobą drzwi.

..................................
Tytuł rozdziału: Poczuj nóż na skórze, teraz zapłacisz za swój grzech.



Data pierwotnej publikacji: 30.11.2010   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz