Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

sobota, 10 listopada 2012

16. Mary would hallucinate and see the sky upon the wall

      Od całego incydentu z Lopezem minęły dwa miesiące. Przeżył, ale nasz dom omijał szerokim łukiem. Ojciec jakoś się z nim dogadał i oficjalnie był to wypadek na służbie. Niezidentyfikowany osobnik zaatakował go z nożem w ręku i uciekł. Oczywiście nigdy nie udało się go złapać. 
        Zastanawiałam się, dlaczego ojciec mnie nie aresztował. Przecież tak bardzo mnie nienawidził. Trzy dni wcześniej po raz kolejny udowodnił mi to za pomocą swojej służbowej pałki. Plecy i ramiona miałam całe sine, dlatego też musiałam odmawiać Jaredowi seksu czy wypadów nad jezioro. Kochałam go, ale jeszcze nie czułam się gotowa na to, by powiedzieć mu o moich napiętych relacjach z ojcem. Nie wiedziałam, czy wynikało to ze wstydu, czy z czegoś innego. Wiedziałam jedynie, że nie chcę, by się o tym dowiedział.


***


        - Mary, co się z tobą dzieję? - zapytał, kiedy po raz kolejny odsunęłam się od niego, gdy próbował zdjąć mi bluzkę.
- A co ma się dziać?
- Nie wiem. Ostatnio za każdym razem, gdy chcę się do ciebie zbliżyć, ty odskakujesz jak oparzona.
- A czy zawsze muszę mieć ochotę na seks? Od razu wiedziałam, że tak będzie! - prawie krzyczałam, ledwo powstrzymywałam łzy.
- Że jak będzie? Proszę cię, wytłumacz mi, bo naprawdę nie jestem w stanie tego wszystkiego pojąć - mówiąc to wstał i położył mi dłoń na obolałym ramieniu. Nie mogłam dać po sobie poznać, że czułam ból, bo od razu by się zorientował.
- Chodzi o to, że teraz spotykamy się tylko po to, by uprawiać seks, a ja też od czasu do czasu chciałabym czegoś innego. Zrozum, jesteś naprawdę niesamowity w łóżku i uwielbiam się z tobą kochać, ale tęsknie za tym, kiedy po prostu rozmawialiśmy. Brakuje mi wspólnego oglądania gwiazd czy choćby głupiego leżenia i gapienia się w sufit. 
Nic nie odpowiedział, tylko mnie przytulił.
- Możemy się gapić w sufit, nie ma sprawy, ale nie na sucho. - W tym momencie wyjął z kieszeni kokainę. Ów widok wywołał u mnie wielki uśmiech, gdyż nie brałam nic od dwóch dni. 

        Jared przekręcił kluczyk w drzwiach swojego pokoju tak, żeby nie weszła tam czasem jego mama, lub co gorsza brat. Gdyby Shannon tam wszedł, musielibyśmy podzielić się z nim towarem, co raczej nam się nie uśmiechało, bo prawdę mówiąc, nie było tego za dużo.
Rozdzieliłam proszek, który wypełnił nasze nozdrza i przyniósł to cudowne ukojenie. Na początku, jak to zwykle bywa po kokainie, byliśmy bardzo pobudzeni, jednak po jakimś czasie dopadła nas ospałość. Leżeliśmy na jego łóżku i stykając się głowami, oboje wpatrywaliśmy się w sufit.
- Wiesz co, Jared? - zwróciłam się do niego, nie odrywając wzroku od obranego punktu.
- Co? - spytał z lekka przytłumionym głosem.
- Kiedy jestem z tobą, widzę gwiazdy na ścianie, na suficie, wszędzie. Widzę tam całe niebo, bo ty tu jesteś.
- Nie dlatego to widzisz.
- A dlaczego?
- Bo jesteś totalnie naćpana - odpowiedział, kładąc rękę za głowę i przy okazji głaszcząc moje ramię.
- Nie ma w tobie ani krzty romantyzmu.
- Cicho, bo spłoszysz te ptaki.
- Jakie ptaki?
- Te, które siedzą na żyrandolu.
        Faza trzymała nas jeszcze przez kilkanaście minut. Po upływie tego czasu do domu wróciła mama Jaya. Nie była zbyt zachwycona, gdy zobaczyła mnie w swojej kuchni.
- Jared, pozwól na sekundkę - zawołała go, a ja odłożyłam do zlewu szklankę, z której przed chwilą wypiłam sok wiśniowy. Nie chciałam podsłuchiwać, ale pani Leto mówiła tak głośno, że ciężko było nie słyszeć.
- Prosiłam cię, żebyś jej więcej nie przyprowadzał do domu. 
Z każdym dniem nienawidziła mnie coraz bardziej. Wiedziałam, że za chwilę posypią się siarczyste epitety, więc postanowiłam stamtąd wyjść. Zrobiłam to cicho i dyskretnie. Nikt się nawet nie zorientował. 
        Szłam bardzo powoli, bo ojciec był na urlopie i cały czas siedział w domu, a ja nie miałam ochoty na kłótnie. Bez zastanowienia wybrałam okrężną drogę i patrząc na ciemniejące niebo, stawiałam kroki, jakby od niechcenia. Księżyc przypominał kawałek paznokcia i zdawał się być jeszcze bardziej odległy niż zwykle. 
Idąc z głową zadartą do góry, łatwo jest się przewrócić lub na coś wpaść. Tak też było ze mną. Zaliczyłam przymusowy postój na jakimś facecie. Nieco zakłopotana zaczęłam go przepraszać. Mówiłam, dopóki nie spojrzałam na jego twarz. To był jeden z tych łysoli od Chrisa.
- No proszę, panna uniwersalna - rzucił i zaczął się śmiać. - Jutro urządzam imprezę z kilkoma kumplami i przydałaby się nam jakaś fajna dupa do zabawy, nie byłabyś chętna? Ostatnio świetnie się spisałaś.  
W odpowiedzi rzuciłam mu pełne nienawiści spojrzenie i poszłam przed siebie. 
- Chyba nie jesteś, ale gdybyś zmieniła zdanie, to daj znać Chrisowi! - krzyknął za mną i wszedł do pobliskiego sklepu. 
        Niewiele pamiętałam z tamtej nocy, ale i tak było to za dużo. Owa rzecz była najbardziej poniżającą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłam. Dziwiłam się, że po tym wszystkim Jared nadal chciał mnie dotykać i nie czuł do mnie obrzydzenia. Wyglądało na to, że trafił mi się prawdziwy skarb. Nie miałam pojęcia, czym sobie na niego zasłużyłam.





 Jared:

        - Jared, pozwól na sekundkę. - Mama nie była zbyt zachwycona obecnością Mary, co szczerze mówiąc, niezwykle mnie irytowało. Przeprosiłem na chwilę swoją dziewczynę i wszedłem do salonu.
- Co jest? - zapytałem, starając się nie okazywać zdenerwowania. Bałem się tego, że jakimś cudem zorientuje się, że jeszcze pół godziny temu byłem na totalnym haju.
- Prosiłam cię, żebyś jej więcej nie przyprowadzał do domu.
- Mamo, to jest moja dziewczyna.
- Nie było porządniejszych kandydatek? Nie widzisz, że ta dziewczyna to zwykła narkomanka?!
- Mamo, proszę cię
- Nie, to ja cię proszę. Nie pozwolę na to, by zrobiła z ciebie ćpuna.
- Nie zrobi - powiedziałem, czując narastający gniew.
- Musiałabym cię nie znać. Wiem, jaki jesteś i jestem w stu procentach pewna, że przez nią znowu wpadniesz w ten obrzydliwy nałóg.
- Dlaczego ty zawsze szukasz problemów tam, gdzie ich nie ma? Każda moja dziewczyna ci przeszkadza. Olivia była za głupia, Lena zbyt wyzywająca, Karen za stara, a Mary sprowadza mnie na złą drogę.
- Po prostu się o ciebie martwię. Jesteś moim synem i zasługujesz na porządną dziewczynę.
- Shannon też jest twoim synem, a jakoś nie przeszkadza ci to, że umawia się ze starszymi kobietami czy dziewczynami, które dają komu popadnie.
- Shannon ma inny charakter - odpowiedziała po chwili milczenia, wyraźnie zbita z tropu.
- Nie zasłaniaj się charakterem. Dobrze wiem, o co ci chodzi. Jesteś najzwyczajniej w świecie zazdrosna. Za bardzo przypominam ci tatę, żebyś mogła pozwolić na to, bym kochał inną kobietę poza tobą. Boisz się, że stracisz mnie tak samo jak straciłaś jego.
- Przestań! - krzyknęła, przerywając mi.
- Prawda boli, co? 
Nie wytrzymała i mnie spoliczkowała. Po raz pierwszy w życiu podniosła na mnie rękę. 
Nie wiedziałem, co mam zrobić, więc wyszedłem, trzaskając drzwiami. Z tego wszystkiego zapomniałem o Mary, która prawdopodobnie nadal u mnie była. Wróciłem się i zajrzałem do kuchni. Tam jej nie było. Poszedłem więc do swojego pokoju i łazienki, jednak tam też jej nie znalazłem.
- Możesz być z siebie dumna - zwróciłem się do siedzącej na kanapie mamy.
- Oddawaj kluczyki - powiedziała poważnym tonem.
- Co?! - pytałem z niedowierzaniem.
- To, co słyszałeś. Kluczyki.
- To mój samochód.
- Już nie. Jesteś niedojrzałym gówniarzem. Oddawaj te pieprzone kluczyki!
- Mam w dupie tego twojego zasranego grata, a te kluczyki to wsadź sobie wiesz gdzie. - Rzuciłem je na stół i wkurzony jeszcze bardziej niż wcześniej opuściłem dom.


***


     Powoli zaczynało się ściemniać. Zrobiłem kilka rundek wokół ulicy i zacząłem się uspokajać. Około jedenastej postanowiłem wrócić.
- I znowu się spotykamy - usłyszałem i zobaczyłem przed sobą dwóch kolesi. Jednym z nich był Moore, drugiego nie znałem. - Zdaje się, że ostatnio miałeś jakiś problem. Może teraz go rozwiążemy, co, pięknisiu? - mówiąc to, odepchnął mnie. Ledwo co udało mi się utrzymać równowagę. - Teraz bez braciszka to nie jesteś już taki kozak, co?
- Kto to w ogóle jest? - spytał jego towarzysz. Łysy, dosyć dobrze zbudowany.
- Chłoptaś naszej seksownej Mary - odpowiedział, przyciskając mnie do ściany starego budynku. Byłem w takim szoku, że nie mogłem się odezwać.
- Ej, no to szczęściarz z niego. Pewnie sobie używasz, nie? - Łysy podszedł i poklepał mnie po poliku.
- Lepiej nic nie mów, bo cie uderzy, tak jak mnie.
- Już się boję. Mówisz, że cię uderzył, tak? 
Chris pokiwał głową. 
- To teraz ty uderzysz jego. - Facet obrócił mnie twarzą do ściany, splótł mi ręce za plecami i z powrotem odwrócił w stronę koleżki. Próbowałem się wyrwać, ale na nic to się zdało. Moore zaczął okładać mnie pięściami. Najpierw po brzuchu, potem po twarzy. - No, stary, co tak słabo? - podburzał go łysol. Ledwo trzymałem się na nogach, na lewe oko praktycznie nic już nie widziałem i czułem, jak w ustach zbiera mi się krew.
- Taki mądry to sam go powal - rzucił Moore, wycierając moją krew ze swojej pięści.
- Mam lepszy pomysł. Zadzwoń po jego laskę, niech popatrzy.
- Ej, no stary, jak nie pijesz to myślisz. - Chris podszedł do budki, a jego kumpel mnie puścił, jednak nie było szansy, bym utrzymał się w pionie. Upadłem na ziemię. Próbowałem wstać, jednak nie miałem już siły. - Zaraz tu będzie nasza ślicznotka. Popatrzy sobie, jak Cole robi ci z mordy galaretę, a potem ty sobie popatrzysz, jak będziemy ją zapierdalać. - Te słowa napełniły mnie niesamowitą agresją, która sprawiła, że udało mi się podnieść i uderzyć tego zasrańca. Oczywiście chwilę później leżałem znokautowany.
- Chris, spokojnie, poczekajmy na naszą laleczkę. Nie może ominąć jej takie przedstawienie. W duchu modliłem się, by Mary nie przyszła. Mnie mogli nawet zabić, ale jej nie mieli prawa tknąć. Niestety, jak to zwykle bywało, moja modlitwa nie została wysłuchana. Zza rogu wyszła King.
- O, dobrze, że już jesteś. - Podszedł do niej Moore.
- Gadaj, co chcesz, bo nie mam czasu - odpowiedziała tonem pełnym złości.
- No chodź tu bliżej, musisz na coś popatrzeć. 
Podeszła i zaczęła krzyczeć:
- Coś ty mu zrobił, ty pieprzony skurwysynu?! - Chciała do mnie podejść, jednak mocno ją złapał. Wyrywała się, jednak bezskutecznie.
- A teraz, kochanie, zobaczysz, jak kończy się zadzieranie ze mną. Showtime! 
W tym momencie poczułem silne kopnięcie na klatce piersiowej. Moore się śmiał, a Mary płakała.
- Teraz będzie najlepsze. 
Cole zrobił zamach nogą. Zamknąłem oczy i szykowałem się na cios. Wtedy usłyszałem samochód i poczułem światło na twarzy.
- Spierdalamy! - wrzasnął Chris i puścił moją dziewczynę. Obaj uciekli, a Mary kleknęła nade mną i położyła moją głowę na swoich kolanach. Cały czas płakała. Z samochodu wyszedł jakiś facet i zapytał, co się stało.
- Niech pan dzwoni po karetkę tylko szybko, błagam. 
Mężczyzna pobiegł w stronę telefonu. 
- Już dobrze, kochanie, jeszcze chwilka, zaraz tu będzie karetka. - To było ostatnie, co usłyszałem. Powoli zaczynałem tracić przytomność. Poczułem jej wargi na swoim czole i zapadła ciemność...

................................................
Tytuł rozdziału: Mary miała halucynacje i widziała niebo na ścianie.  



Data pierwotnej publikacji: 7.12.2010  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz