Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

sobota, 10 listopada 2012

17. Now would you die for the one you love?

        Siedziałam cała roztrzęsiona na korytarzu. Nikt nie chciał mi nic powiedzieć, bo po pierwsze nie byłam nikim z rodziny, a po drugie nie byłam nawet pełnoletnia. Zniecierpliwiona czekałam na mamę Jareda, do której zadzwoniono dziesięć minut wcześniej. Kiedy w końcu przyjechała, kompletnie mnie zignorowała i podeszła do lekarza. Zamknęli się w gabinecie, a ja zostałam na korytarzu z Shannonem.
- Mary, mów, co się stało.
- Pobili go - odpowiedziałam drżącym głosem.
- Kto go pobił?
- Chris i jego kolega.
- Wiedziałem, że tak będzie. A mówiłem mu, żeby z nim nie zaczynał.
- To wszystko moja wina - powiedziałam, zalewając się łzami.
- Nie mów tak. - Shannon mocno mnie do siebie przytulił i mimo iż sam był cholernie zdenerwowany, zaczął mnie uspokajać.
      Po piętnastu minutach z gabinetu wyszła pani Leto, podobnie jak ja, cała zapłakana. Shann zerwał się z miejsca i podszedł do niej.
- I co z nim? Możemy do niego wejść?
- Ma połamane żebra, uszkodzony łuk brwiowy i złamany nos. - Z każdym słowem robiła się coraz bledsza. - To wszystko przez ciebie, ty mała suko! Prawie zabiłaś mojego synka! - wrzasnęła w moją stronę, mimo tego, że wszyscy na nią patrzyli.
- Mamo, to nie jej wina - próbował ułagodzić ją jej starszy syn, jednak na próżno.
- Właśnie, że jej. Zbliż się do niego, a przysięgam, że własnoręcznie cię zatłukę! 
Jej słowa  potęgowały mój ból, bo wiedziałam, że miała rację. To wszystko przeze mnie.
 - Wynoś się stąd, ty dziwko! 
Bez słowa wstałam z krzesła i wyszłam ze szpitala. Czułam się fatalnie.


***


        Pięć dni później okazało się, że uznano to za wypadek i Moore pozostanie bezkarny, bo miał solidne plecy na policji. Mój tatuś i jego świta stali  za nim murem, bo przecież co miesiąc zasilał konto komisariatu sporą sumką, w zamian za możliwość bezstresowego i bezpiecznego prowadzenia swojego interesu na ulicach Bellingham. Przekupili nawet faceta, który zadzwonił wtedy po pogotowie, a mnie nawet nie posłuchają. Musiałam więc zastosować ostateczne środki.
        Pierwszym krokiem do osiągnięcia mojego celu było niezrobienie obiadu. Tym sprowokowałam kłótnie.
- Dlaczego nie ma obiadu?
- Nie jestem twoją służąca - odpowiedziałam, siląc się na pełen bezczelności ton, co było trudne, zwłaszcza że zdawałam sobie sprawę z tego, co mnie czeka.
- Coś ty powiedziała? - Ton ojca stawał się coraz groźniejszy.
- To, co słyszałeś. 
Stało się. Pierwszy cios zaliczony.
- Nie będziesz się tak do mnie odzywać! 
Dwa kolejne prosto w twarz. Zaczynałam czuć w ustach znajomy smak krwi, jednak to wciąż było za mało. 
- Przeproś! - krzyknął, ściskając mnie za ramię.
- Nie.
- Co za bezczelny bachor. - W tym momencie pokazał klasę. Uderzył mnie tak mocno, że wpadłam na stół. Poczułam silny ból w plechach, więc było dobrze.
- Idę teraz do knajpy coś zjeść, a ty przemyśl swoje durne zachowanie. 
        Gdy tylko wyszedł, podeszłam do okna. Zniknął za zakrętem, więc też opuściłam dom. Skierowałam się prosto na komisariat.
- Chciałam zgłosić pobicie. 
Dyżurujący policjant zaprowadził mnie do swojego gabinetu i zaczął zadawać standardowe pytania.
- Czy jesteś w stanie podać nazwisko lub ewentualnie opisać napastnika?
- Chris Moore - wydukałam z nieco udawanym strachem. Facet pobladł. Na jego twarzy pojawiło się przerażenie.
- Przepraszam cię na chwilę. - Layl wstał i podszedł do telefonu znajdującego się na końcu pomieszczenia. - Cześć, Maggie, jest jeszcze u was Mark? Możesz go poprosić? Mark, słuchaj, jest u nas twoja córka. To dosyć delikatna sprawa, lepiej przyjedź.
        Po piętnastu minutach ojciec był na miejscu. 
- Mary mówi , że to Moore jej to zrobił. Nie wiedziałem, co robić, więc zadzwoniłem.
- Dobra, spokojnie, ja z nią pogadam. 
Zostaliśmy sami.
 - Coś ty znowu wymyśliła?
- Chcę, żeby Moore zapłacił za to, co zrobił Jaredowi.
- Dobrze wiesz, że mamy z nim umowę.
- W takim razie powiem prawdę. Sam wiesz, ile można dostać za znęcanie się nad dzieckiem.
- Czy ty mnie szantażujesz?
- Nazywaj to, jak chcesz. Albo twoja wolność i ciepła posadka, albo te marne parę tysięcy dolarów. Wybór należy do ciebie. 
Ojciec wstał i otworzył drzwi. 
- Layl, jedź z nią na obdukcję, ja zajmę się Moorem.
- No, ale umowa.
- Rób, co mówię! - przerwał mu i wyszedł.
- Chodź, Mary. 
        Wsiadłam z Laylem do radiowozu i pojechaliśmy do szpitala.
Lekarz wykonał obdukcję, nałożył mi kilka opatrunków i mogłam wracać do domu. W tym samym szpitalu leżał Jared, jednak nie chciałam mu się pokazywać w takim stanie.


***


        Jako że na mnie, jak to mówią, wszystko się goiło jak na psie, po czterech dniach po pobiciu nie było już nawet śladu. Zniknęły również siniaki na ramionach. 
 Dzień wcześniej aresztowali Moore'a. Za kilka dni miała się odbyć rozprawa. Ojciec, korzystając ze swojej pozycji, dogadał się z sędzią i nie musiałam być na procesie, którego wyrok z góry był już znany. Chris również wszedł w układ z policją i za przyznanie się do rzekomego pobicia mojej osoby miał dostać co najwyżej dwa lata. Musiał się na takie coś zgodzić, bo gdyby tego nie zrobił, odpowiedziałby za pobicie Jareda, za  które, z racji poważniejszych skutków, poszedłby siedzieć na dużo dłużej. 
Dwa lata to w sumie niewiele, ale dobrze wiedziałam, jak traktowało się w więzieniach takich jak on, więc miałam pewność, że będą to najgorsze dwadzieścia cztery miesiące jego parszywego życia.
        Moore'a miałam już z głowy, za to cholernie martwiłam się o Jareda. Nie miałam pojęcia, jak się czuł, bo cały czas była przy nim mama, więc wolałam się tam nie pokazywać. Mogłam dowiedzieć się czegoś od Shannona, ale też wolałam tego nie robić. Dobrze wiedziałam, że to mnie winił za to, co spotkało Jaya. Powiedział co innego, ale tylko dlatego, że oboje byliśmy wtedy zbyt zmartwieni i przejęci całą sytuacją, by jeszcze się kłócić.


.........................................
Tytuł rozdziału: Czy oddałabyś życie za kogoś, kogo kochasz?  



Data pierwotnej publikacji: 14.12.2010  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz