Właśnie kończyłam jeść śniadanie, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam od stołu i nacisnęłam klamkę.
- Cześć. - Przed wejściem do mojego domu stał Daniel.
- Cześć - odpowiedziałam zaskoczona. Jak prawie każdy w tym mieście, nie przepadał za mną, więc był ostatnią osobą, której się tu spodziewałam.
- Cześć. - Przed wejściem do mojego domu stał Daniel.
- Cześć - odpowiedziałam zaskoczona. Jak prawie każdy w tym mieście, nie przepadał za mną, więc był ostatnią osobą, której się tu spodziewałam.
- Mogę wejść? - spytał nieco zmieszany.
- Wchodź.
- Wchodź.
Usiedliśmy na kanapie i zapytałam, co go do mnie sprowadza.
- Jared jest już w domu i prosił, żebym ci przekazał, że jego mama będzie dzisiaj cały dzień w pracy, więc możesz do niego przyjść. - Te słowa bardzo mnie ucieszyły. Nie widziałam go już tak długo i cholernie za nim tęskniłam.
- Dzięki za informację.
- Jared jest już w domu i prosił, żebym ci przekazał, że jego mama będzie dzisiaj cały dzień w pracy, więc możesz do niego przyjść. - Te słowa bardzo mnie ucieszyły. Nie widziałam go już tak długo i cholernie za nim tęskniłam.
- Dzięki za informację.
Oboje wstaliśmy. Daniel poszedł do siebie, a ja
pobiegłam na górę się przebrać. Nałożyłam sukienkę, której osobiście
nienawidziłam, ale którą lubił mój chłopak, zajrzałam jeszcze na chwilę
do łazienki i wyszłam z domu.
Weszłam na ganek domu braci Leto i już miałam zapukać, gdy otworzyły się drzwi i wpadł na mnie Shannon.
- Przepraszam, nie zauważyłem cię - rzucił, gdy tylko się ogarnął.
- Nie szkodzi - odpowiedziałam. - A gdzie się wybierasz? - zapytałam, widząc że przed drzwiami leży jego torba.
- Jadę na obóz muzyczny. Jared też miał jechać, ale z oczywistych względów nie może.
- Właśnie, Jared jest u siebie?
- Taa. - Starszy Leto mnie wyminął i skierował się w stronę przystanku autobusowego, a ja weszłam do środka. Drzwi pokoju Jaya były uchylone.
- I jak się czujesz? - spytałam, gdy siedziałam już na jego łóżku.
- Już lepiej - odpowiedział, uśmiechając się.
- Przepraszam - wydukałam, spuszczając głowę.
- Za co?
- To przeze mnie cię pobili.
- Wcale nie przez ciebie. I zamiast przepraszać, połóż się obok mnie, bo bardzo za tobą tęskniłem.
Weszłam na ganek domu braci Leto i już miałam zapukać, gdy otworzyły się drzwi i wpadł na mnie Shannon.
- Przepraszam, nie zauważyłem cię - rzucił, gdy tylko się ogarnął.
- Nie szkodzi - odpowiedziałam. - A gdzie się wybierasz? - zapytałam, widząc że przed drzwiami leży jego torba.
- Jadę na obóz muzyczny. Jared też miał jechać, ale z oczywistych względów nie może.
- Właśnie, Jared jest u siebie?
- Taa. - Starszy Leto mnie wyminął i skierował się w stronę przystanku autobusowego, a ja weszłam do środka. Drzwi pokoju Jaya były uchylone.
- I jak się czujesz? - spytałam, gdy siedziałam już na jego łóżku.
- Już lepiej - odpowiedział, uśmiechając się.
- Przepraszam - wydukałam, spuszczając głowę.
- Za co?
- To przeze mnie cię pobili.
- Wcale nie przez ciebie. I zamiast przepraszać, połóż się obok mnie, bo bardzo za tobą tęskniłem.
Zrobiłam to, o co poprosił i ostrożnie oparłam
głowę o jego ramię.
- Cały czas na ciebie czekałem w szpitalu.
- Wiem, ale wolałam się nie pokazywać twojej mamie. Kiedy tam trafiłeś, mało co się na mnie nie rzuciła.
- Moja mama jest strasznie nadopiekuńcza.
- Nie dziwię jej się. Gdybym miała tak przystojnego syna, też bym taka była.
- Pocałuj mnie - rzucił, a ja uniosłam głowę i musnęłam wargami jego usta. Szybko dołączył do nich język i już po chwili delikatny całus zamienił się w namiętny pocałunek, który przerwało syknięcie Jareda. Pod wpływem emocji nieco się zagalopowałam i zbyt mocno przycisnęłam swoje ciało do jego uszkodzonych żeber.
- Przepraszam, już schodzę.
- Nie - powiedział i złapał mnie za rękę.
- Przecież to cię boli.
- Nieważne. Chcę czuć twoje ciało na swoim.
- Wiem, ale wolałam się nie pokazywać twojej mamie. Kiedy tam trafiłeś, mało co się na mnie nie rzuciła.
- Moja mama jest strasznie nadopiekuńcza.
- Nie dziwię jej się. Gdybym miała tak przystojnego syna, też bym taka była.
- Pocałuj mnie - rzucił, a ja uniosłam głowę i musnęłam wargami jego usta. Szybko dołączył do nich język i już po chwili delikatny całus zamienił się w namiętny pocałunek, który przerwało syknięcie Jareda. Pod wpływem emocji nieco się zagalopowałam i zbyt mocno przycisnęłam swoje ciało do jego uszkodzonych żeber.
- Przepraszam, już schodzę.
- Nie - powiedział i złapał mnie za rękę.
- Przecież to cię boli.
- Nieważne. Chcę czuć twoje ciało na swoim.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam składać
bardzo delikatne pocałunki na jego nagim torsie.
- I od razu czuję się o
niebo lepiej.
- Poczekaj, aż dojdę do rozporka.
- Jesteś niesamowita. - Zaśmiał się i dotknął dłonią mojej twarzy.
- Wiem. - Przyłożyłam jego palce do ust i zaczęłam je całować, po czym schyliłam głowę do jego krocza.
- Poczekaj, aż dojdę do rozporka.
- Jesteś niesamowita. - Zaśmiał się i dotknął dłonią mojej twarzy.
- Wiem. - Przyłożyłam jego palce do ust i zaczęłam je całować, po czym schyliłam głowę do jego krocza.
***
- Kiedy
skończymy szkołę, przeprowadzimy się do Seattle. Ja założę rockową
kapelę, a ty będziesz naszą największą fanką. Przez kilka lat będziemy
koncertować na całym świecie, a potem weźmiemy ślub w Vegas - mówił Jared,
głaszcząc moje nagie ramię, wystające spod jego kołdry.
- W Vegas? Nie. Weźmiemy ślub w Paryżu, na plaży nad Sekwaną, przy zachodzie słońca.
- Wow, jaka romantyczka.
- Tylko nikomu nie mów - powiedziałam, delikatnie go całując.
- Okey, a po ślubie zrobimy sobie dziecko.
- Chłopczyka, Ethana.
- Ethana?
- No. Zawsze mi się podobało to imię.
- W sumie to całkiem fajne. Ale potem urodzisz dziewczynkę.
- I będę gruba.
- Nawet gdybyś była gruba, kochałbym cię tak samo.
- Kłamiesz.
- No dobra, może trochę.
- Świnia. - Klepnęłam go lekko w ramię. - Ale tak na serio, to całkiem fajnie to brzmi: Mary Leto.
- Idealnie. Będziesz starą babcią Leto.
- O nie, nie, kochanie. Nie będę babcią. Nigdy nie będę stara i brzydka. Ty będziesz stary i brzydki, ale nie ja.
- Wariatka z ciebie - powiedział i pocałował mnie w czoło.
Leżeliśmy tak z dobre cztery godziny. Piętnaście po piątej zaczęłam się z powrotem ubierać.
- Nie idź jeszcze - mówił błagalnym tonem.
- Muszę. Niedługo wróci twoja mama, a ja wolę, żeby mnie tu nie widziała.
- Musi się przyzwyczaić, bo ja na pewno nie zostawię cię przez jej głupie humory.
- W Vegas? Nie. Weźmiemy ślub w Paryżu, na plaży nad Sekwaną, przy zachodzie słońca.
- Wow, jaka romantyczka.
- Tylko nikomu nie mów - powiedziałam, delikatnie go całując.
- Okey, a po ślubie zrobimy sobie dziecko.
- Chłopczyka, Ethana.
- Ethana?
- No. Zawsze mi się podobało to imię.
- W sumie to całkiem fajne. Ale potem urodzisz dziewczynkę.
- I będę gruba.
- Nawet gdybyś była gruba, kochałbym cię tak samo.
- Kłamiesz.
- No dobra, może trochę.
- Świnia. - Klepnęłam go lekko w ramię. - Ale tak na serio, to całkiem fajnie to brzmi: Mary Leto.
- Idealnie. Będziesz starą babcią Leto.
- O nie, nie, kochanie. Nie będę babcią. Nigdy nie będę stara i brzydka. Ty będziesz stary i brzydki, ale nie ja.
- Wariatka z ciebie - powiedział i pocałował mnie w czoło.
Leżeliśmy tak z dobre cztery godziny. Piętnaście po piątej zaczęłam się z powrotem ubierać.
- Nie idź jeszcze - mówił błagalnym tonem.
- Muszę. Niedługo wróci twoja mama, a ja wolę, żeby mnie tu nie widziała.
- Musi się przyzwyczaić, bo ja na pewno nie zostawię cię przez jej głupie humory.
Nie odpowiedziałam tylko pocałowałam go i wyszłam.
Czułam się nieco dziwnie, wiedząc, że staję między Jaredem a jego mamą, ale byłam z nim zbyt szczęśliwa, by rezygnować z naszego związku.
Czułam się nieco dziwnie, wiedząc, że staję między Jaredem a jego mamą, ale byłam z nim zbyt szczęśliwa, by rezygnować z naszego związku.
Jared:
Dwa miesiące później:
- Mary, przestań, bo nie mogę się skupić - powiedziałem, gdy zaczęła mnie całować, kiedy odwoziłem ją do domu.
- Nie mogę się powstrzymać - odpowiedziała i przyssała się do mojej szyi. Byliśmy już niedaleko celu, więc zatrzymałem samochód, a ona usiadła mi na kolanach, nie odrywając ode mnie ust. Zdjąłem jej bluzkę i wtedy zaproponowała, żebyśmy przeszli na tylne siedzenie. Zdarzyłem rozpiąć rozporek i usłyszałem czyjeś kroki.
- Wstydzilibyście się w takim wieku, szczególnie ty, Mary. Jak się tylko ojciec dowie, co wyrabiasz po nocach w cudzych samochodach, to ci pokaże. - Przed moim kabrioletem stanął sąsiad Mary, Robinson. Szybko narzuciłem na jej nagi biust swoją koszulkę, tak, żeby staruszek nie oglądał jej ciała. - Mała grzesznica! Lepiej pomódl się do Jezusa!
- Nie wierzę w Boga - odpowiedziała, śmiejąc mu się w twarz. - Nie powinien być pan teraz w kościele zamiast podglądać młodych ludzi? - dodała, a ja już dłużej nie mogłem powstrzymać śmiechu.
- No właśnie, niech pan śmiga. Jedna msza w plecy i może pan zapomnieć o milutkiej miejscówce w niebie.
Dwa miesiące później:
- Mary, przestań, bo nie mogę się skupić - powiedziałem, gdy zaczęła mnie całować, kiedy odwoziłem ją do domu.
- Nie mogę się powstrzymać - odpowiedziała i przyssała się do mojej szyi. Byliśmy już niedaleko celu, więc zatrzymałem samochód, a ona usiadła mi na kolanach, nie odrywając ode mnie ust. Zdjąłem jej bluzkę i wtedy zaproponowała, żebyśmy przeszli na tylne siedzenie. Zdarzyłem rozpiąć rozporek i usłyszałem czyjeś kroki.
- Wstydzilibyście się w takim wieku, szczególnie ty, Mary. Jak się tylko ojciec dowie, co wyrabiasz po nocach w cudzych samochodach, to ci pokaże. - Przed moim kabrioletem stanął sąsiad Mary, Robinson. Szybko narzuciłem na jej nagi biust swoją koszulkę, tak, żeby staruszek nie oglądał jej ciała. - Mała grzesznica! Lepiej pomódl się do Jezusa!
- Nie wierzę w Boga - odpowiedziała, śmiejąc mu się w twarz. - Nie powinien być pan teraz w kościele zamiast podglądać młodych ludzi? - dodała, a ja już dłużej nie mogłem powstrzymać śmiechu.
- No właśnie, niech pan śmiga. Jedna msza w plecy i może pan zapomnieć o milutkiej miejscówce w niebie.
Facet jeszcze raz spojrzał z pogardą na
moją dziewczynę i powiedział:
- Twoja matka się pewnie teraz w grobie przewraca.
- Twoja matka się pewnie teraz w grobie przewraca.
Twarz Mary bardzo szybko
zmieniła swój wyraz. Teraz zamiast śmiechu ogarnęła ją istna wściekłość.
- Nie warz się o niej mówić! - krzyknęła tak głośno i takim tonem, że nawet mnie to przestraszyło. Robinson chyba zrozumiał swój nietakt, bo bez słowa odwrócił się i odszedł.
- Kochanie, spokojnie, nie denerwuj się tak - powiedziałem, łapiąc ją za trzęsące się z nerwów dłonie.
- Po prostu nie lubię, kiedy ktoś mówi o mojej mamie. Wiem, że jeśli mnie teraz widzi, to na pewno nie jest ze mnie dumna, ale to nie znaczy, że taki byle kto może mi to wypominać.
- Jeśli mogę spytać, to, jak zginęła twoja mama?
- Ty możesz pytać o wszystko. Jak w każdy piątek zabierała mnie z lekcji gimnastyki, właśnie wyjeżdżałyśmy z parkingu, kiedy drogę zajechał nam tir. Mama próbowała go jakoś wyminąć i potem usłyszałam ogromny huk, i to ostatnie, co pamiętam z wypadku. Dalej był tylko szpital i lekarze, którzy twierdzili, że robili, co mogli, ale obrażenia wewnętrzne były zbyt rozległe. - Po jej twarzy spłynęły łzy, które delikatnie otarłem.
- Pewnie ciężko ci o tym mówić.
- Nawet samo myślenie o tym jest dla mnie cholernie trudne, ale wiem, że to zawsze będzie we mnie.
- Naprawdę cię podziwiam - powiedziałem, przytulając ją do siebie.
- Nie masz za co.
- Mam. Ja na twoim miejscu kompletnie bym się załamał.
- Nawet nie wiesz, ile razy miałam ochotę położyć się na łóżku i nic nie robiąc, czekać na śmierć, ale wiem, że muszę zająć się siostrą.
- I to jest właśnie drugi powód, by cię podziwiać. Opiekujesz się Lily, jesteś dla niej jak matka. Nie odpowiedziała, tylko zaczęła się ubierać i całując mnie na pożegnanie, wyszła z auta.
- Nie warz się o niej mówić! - krzyknęła tak głośno i takim tonem, że nawet mnie to przestraszyło. Robinson chyba zrozumiał swój nietakt, bo bez słowa odwrócił się i odszedł.
- Kochanie, spokojnie, nie denerwuj się tak - powiedziałem, łapiąc ją za trzęsące się z nerwów dłonie.
- Po prostu nie lubię, kiedy ktoś mówi o mojej mamie. Wiem, że jeśli mnie teraz widzi, to na pewno nie jest ze mnie dumna, ale to nie znaczy, że taki byle kto może mi to wypominać.
- Jeśli mogę spytać, to, jak zginęła twoja mama?
- Ty możesz pytać o wszystko. Jak w każdy piątek zabierała mnie z lekcji gimnastyki, właśnie wyjeżdżałyśmy z parkingu, kiedy drogę zajechał nam tir. Mama próbowała go jakoś wyminąć i potem usłyszałam ogromny huk, i to ostatnie, co pamiętam z wypadku. Dalej był tylko szpital i lekarze, którzy twierdzili, że robili, co mogli, ale obrażenia wewnętrzne były zbyt rozległe. - Po jej twarzy spłynęły łzy, które delikatnie otarłem.
- Pewnie ciężko ci o tym mówić.
- Nawet samo myślenie o tym jest dla mnie cholernie trudne, ale wiem, że to zawsze będzie we mnie.
- Naprawdę cię podziwiam - powiedziałem, przytulając ją do siebie.
- Nie masz za co.
- Mam. Ja na twoim miejscu kompletnie bym się załamał.
- Nawet nie wiesz, ile razy miałam ochotę położyć się na łóżku i nic nie robiąc, czekać na śmierć, ale wiem, że muszę zająć się siostrą.
- I to jest właśnie drugi powód, by cię podziwiać. Opiekujesz się Lily, jesteś dla niej jak matka. Nie odpowiedziała, tylko zaczęła się ubierać i całując mnie na pożegnanie, wyszła z auta.
***
- Jared, prosiłam cię, żebyś przestał spotykać się z tą narkomanką!
- A ja cię prosiłem, żebyś dała już sobie spokój. Nie zostawię Mary - odpowiedziałem, kiedy po powrocie z zakupów mama po raz kolejny zrobiła mi awanturę.
- Kiedy w końcu przejrzysz na oczy? Przez tę dziewczynę masz same kłopoty!
- Znajdź sobie faceta i daj mi w końcu spokój - rzuciłem i trzasnąłem drzwiami swojego pokoju.
...........................................................
Tytuł rozdziału: Powiedział: lepiej pomódl się do Jezusa. Powiedziała: nie wierzę w Boga
- A ja cię prosiłem, żebyś dała już sobie spokój. Nie zostawię Mary - odpowiedziałem, kiedy po powrocie z zakupów mama po raz kolejny zrobiła mi awanturę.
- Kiedy w końcu przejrzysz na oczy? Przez tę dziewczynę masz same kłopoty!
- Znajdź sobie faceta i daj mi w końcu spokój - rzuciłem i trzasnąłem drzwiami swojego pokoju.
...........................................................
Tytuł rozdziału: Powiedział: lepiej pomódl się do Jezusa. Powiedziała: nie wierzę w Boga
Data pierwotnej publikacji: 22.12.2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz