Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

sobota, 10 listopada 2012

21. 30 Seconds to Mars


Jared:

        - Shannon, nienawidzę cię za to - wycedziłem przez zęby, gdy staliśmy już na zapleczu klubu.
- Dasz sobie radę. Poza tym powinieneś być mi wdzięczny.
- Wdzięczny? Za to, że ośmieszę się na oczach tych wszystkich ludzi?
- Stary, spokojnie, to tylko niecałe sto osób. Nic wielkiego - odpowiedział, wychylając głowę w stronę sali.
- Może dla ciebie, bo schowasz się za bębnami, a na mnie wszyscy będą się gapić.
- Oj tam, oj tam, śliczny chłopaczek z ciebie to miło im się będzie patrzeć. - Shann podszedł i złapał mnie za policzki.
- Spadaj, złamasie! Nie rozumiem, jak mogłeś powiedzieć temu kolesiowi, że poszukiwanie wokalisty jest już nieaktualne.
- Chciałem, żeby ludzie usłyszeli, jak zajebistym wokalistą jest mój młodszy braciszek.
- Taa, chyba jakim jest beztalenciem.
- No już nie przesadzaj.
- Nie przesadzam. - W tym momencie spojrzałem na Daniela, który ledwo powstrzymywał śmiech. - To też twoja wina. Zachciało ci się łapać zapalenie krtani.


Dan tylko rozłożył ręce w geście bezradności, po czym zaczął dostrajać bas.
        - Przepraszam za spóźnienie, ale musiałam zaprowadzić Lily do koleżanki - rzuciła Mary, gdy tylko wbiegła zdyszana tylnym wejściem klubu.
- Nic nie straciłaś, no oprócz narzekań swojego chłopaka - powiedział do niej Shannon.
- I na co znowu narzekasz? - spytała, łapiąc mnie za rękę.
- Nie wyjdę tam, bo nie umiem śpiewać. Zrobię z siebie totalnego debila.
- I tak już nim jesteś - wtrącił się mój brat i już miałem mu coś odpowiedzieć, gdy poczułem dłonie Mary na swojej twarzy.
- Jeśli jeszcze raz powiesz, że nie umiesz śpiewać, to tak cię kopnę, że dolecisz w trzydzieści sekund na Marsa.
- Ej, młody. - Jakiś facet puknął Shanna w ramię. - Jak się nazywacie, to znaczy wasz zespół?
- Nasz zespół? - Był nieco zakłopotany, bo prawdę mówiąc, nie mieliśmy nazwy.
- No szybko coś wymyślcie, bo muszę was zapowiedzieć. 


Długo nie myśląc, skorzystałem z chwilę wcześniej wypowiedzianych przez moją dziewczynę słów i rzuciłem:
- 30 Seconds to Mars. 
- Okey. - Facet zapisał to na kartce i wrócił na scenę.
- Ty, fajna ta nazwa. 


Tylko się uśmiechnąłem i podniosłem swoją gitarę. Czułem, jak żołądek podnosi mi się do gardła, nogi miałem jak z waty, ale nie było już odwrotu, bo właśnie usłyszałem:
- A teraz przed wami młody zespół o iście kosmicznej nazwie, 30 Seconds to Mars. 

Rozległy się brawa i niepewnym krokiem ruszyłem w kierunku sceny. Shannon poklepał mnie po plecach, a Mary pokazała zaciśnięte kciuki. Wziąłem głęboki oddech i zatrzymałem się przy mikrofonie. Chciałem jakoś nas przedstawić, coś powiedzieć, ale nie mogłem wydusić z siebie słowa. 
Jeszcze raz odetchnąłem i dałem chłopakom znak, że możemy zaczynać. Mimo iż mieliśmy kilka swoich kawałków, postanowiliśmy, że zagramy covery. Ludzie będą się lepiej bawić przy piosenkach, które znają, choć istniało prawdopodobieństwo, że obrzucą nas kubkami z piwem za zbezczeszczenie owych utworów. 

        Zaczęliśmy do Negative Creep. Ku mojemu zdziwieniu, ludziom się to podobało, dlatego też szybko się wyluzowałem i przy drugiej zwrotce skorzystałem już z pełnej skali głosu. Poczułem energię, której nigdy dotąd nie czułem.
Po skończonym kawałku Nirvany zagraliśmy dwa utwory Led Zeppelin i jeden AC/DC. Reakcja publiki była rewelacyjna: oklaski, piski dziewczyn i pogujące grupki. 


Z właścicielem klubu umawialiśmy się tylko na cztery kawałki, ale ludzie byli tak zachwyceni naszym występem, że prosili o więcej. Z krzyków publiki, która po drugiej piosence nieco się powiększyła, wyłapałem tytuł Stairway to heaven. Poszedłem więc za kulisy, wziąłem gitarę akustyczną i wróciłem na scenę.
- No to teraz Stairway to heaven ze specjalną dedykacją dla pięknej Mary. 

King, która stała pod sceną,  szeroko się uśmiechnęła, a ja zacząłem grać. Jak zwykle śpiewałem to z zamkniętymi oczami i kiedy je otworzyłem, zobaczyłem kołyszące się płomienie zapalniczek. Widok niesamowity, plus wzruszona Mary. 

        Zaraz po tym klimatycznym utworze zagraliśmy dwie nasze piosenki, po czym pożegnani gromkimi brawami, wróciliśmy na zaplecze.
- To jest lepsze niż najlepsza kokaina! - krzyknąłem, rzucając się na podartą kanapę.
- Jaredku, jestem z ciebie dumny! - Shannon skoczył na mnie i zaczął przytulać. 
- Nigdy wcześniej tak się nie czułem na scenie, nigdy! 
- Bo wcześniej tylko grałeś, a teraz śpiewałeś. Ty po prostu jesteś urodzonym wokalistą!
- No chyba tak.

W tym momencie Dan skinął głową w sposób oznaczający uznanie i chwycił leżącą na stole kartkę. Zaczął coś bazgrać, po czym nam ją pokazał: 

Czas na stałe zmiany w zespole


- Jesteś tego pewien? - zapytałem, wygrzebując się spod ciała brata. Daniel przytaknął, a ja szeroko uśmiechnąłem.
- No i jest moja kochana gwiazda rocka! - Mary zawiesiła się na mojej szyi i zaczęła mnie całować. - Byłeś niesamowity. Ogólnie wszyscy byliście niesamowici, więc zasłużyliście na porządną imprezkę. Jedziemy do mojego kumpla. 

Dan przez wzgląd na niesprzyjający stan zdrowia wrócił do domu, a nasza trójka wskoczyła do mojego auta.

        Już na początku imprezy wypiliśmy trzy kolejki i zapaliliśmy skręta, po czym zostałem "porwany" przez znajomego, który również był dzisiaj w klubie.
- Słuchaj, za dwa tygodnie organizuję imprezkę urodzinową i chciałbym, żebyście na niej zagrali.
- Nie ma problemu - powiedziałem, klepiąc go w ramię.
- Oczywiście wam zapłacę - dodał po chwili.
- Nie musisz.
- Muszę, muszę. Jesteście tak zajebiści, że nie powinniście grać za darmo! 
- Ty, Leto, lepiej zobacz, co twoja laska wyprawia - usłyszałem i razem z Nickiem poszedłem w stronę centrum zabawy.






 Mary:

        Zaraz po występie chłopaków pojechaliśmy do mojego znajomego na imprezę. Po jakichś trzydziestu minutach zgubiłam gdzieś Jareda i Shannona, więc postanowiłam trochę potańczyć. 

        Pochłonięta zabawą wypiłam jeszcze dwa kieliszki wódki i wciągnęłam niedużą kreskę kokainy, którą podzieliła się ze mną jakaś dziewczyna. Nie znałam jej, ale oferowała towar, więc uznałam ją za równą laskę. 
Po zażyciu obie wróciłyśmy na parkiet i tańcząc, śmiałyśmy się nie wiadomo z czego. Podczas tańca nasze ciała co jakiś czas się stykały, co przykuło uwagę jednego z gości. Kojarzyłam go ze szkoły.
- Dziewczyny, czy wy jesteście lesbijkami? - zapytał po chwili gapienia się na nas.
- Słuchałam? - zapytała go moja towarzyszka, której imienia nie znałam.
- Pewnie, że tak - rzuciłam, by sprawdzić jego reakcję.
- Serio?
- No. Mamy ci to udowodnić? 
Przytaknął, więc niewiele myśląc, zaczęłam całować nieznajomą. Dziewczyna bardzo się nakręciła i zaczęła mnie obmacywać. Nie protestowałam. Człowiek na haju jest bardzo pobudzony. Mimo iż mój haj nie był zbyt duży, miałam ochotę się zabawić.
- Dobrze się bawisz? - zapytał Jared i odciągnął mnie od blondynki.
- Wybacz, ale nam przeszkadzasz - odezwała się nieco poirytowana.
- Wybacz, ale to jest moja dziewczyna. 
Nic nie mówiłam, tylko patrzyłam na twarz Jaya. Nie był zbyt zadowolony z tego, co zobaczył.
- Fajnie, ale chciałybyśmy dokończyć. A może chciałbyś się przyłączyć, co? - rzuciła w odpowiedzi.
- O,  nie! Nie będą się z tobą dzielić moim pięknym chłopakiem. Tylko ja mogę dotykać jego męskości, prawda, kochanie? - Mówiąc to, złapałam go za krocze. Jego reakcja nieco mnie zaskoczyła. Złapał mnie za ręce, odciągnął od swojego ciała i zaczął wyprowadzać z pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy. Cały czas mocno ściskał moje ramię.
- Jared, to boli - powiedziałam, próbując odciągnąć jego dłoń, gdy byliśmy już przed domem gospodarza imprezy.
- Czy tobie już kompletnie odwaliło?! - krzyknął, trzaskając furtką.
- O co ci chodzi? - spytałam, wlepiając w niego zaskoczony wzrok.
- O co? Zostawiłem cię na chwilę samą, a ty zaczęłaś całować się z jakąś dziewczyną!
- Wielkie mi coś - rzuciłam, poklepując kieszenie w poszukiwaniu papierosów.
- Czy ty w ogóle siebie słyszysz?!
- Tak, słyszę. Robisz z igły widły, misiaczku. Przecież to był tylko niewinny pocałunek - odpowiedziałam, odpalając papierosa i oparłam się o jego samochód.
- Niewinny pocałunek? Ta laska prawie wepchnęła ci łapy w majtki! Gdybym wam nie przerwał, pewnie robiła by ci teraz dobrze w łazience!
- Mogłeś nie przerywać, zamiast słuchać twojego marudzenia, mogłabym teraz mieć niezły orgazm.
- Tobie już całkiem odjebało.
- Dobra, zamiast pieprzyć głupoty chodź tu i pieprz mnie. - Wyrzuciłam dopiero co zaczętego papierosa i złapałam Jareda z rękę.
- Zostaw mnie - wycedził przez zęby i wyrwał dłoń z mojego uścisku.
- Nie mów, że nie chcesz się teraz ze mną kochać.
- Nie chcę. W ogóle nie mam ochoty z tobą dłużej gadać i na ciebie patrzeć.
- To nie patrz.
- Odsuń się - powiedział, stając przy drzwiczkach swojego Mustanga.
- Chyba nie pojedziesz teraz do domu . - Nadal opierałam się o jego auto.
- A właśnie, że pojadę i weź się, do cholery, odsuń! - Nie czekając na moją reakcję, popchnął mnie i włożył kluczyk do zamka.
- Przecież piłeś.
- I co z tego? - Wsiadł za kierownicę i zapiął pasy.
- Jak teraz stąd pojedziesz, więcej się do ciebie nie odezwę.
- No i bardzo dobrze. - Jego głos powoli zaczął zagłuszać uruchamiany silnik.
- Przestań być dla mnie taki wredny! - wrzasnęłam.
- To ty jesteś wredna.
- Ja wredna? Ja dopiero mogę zacząć być wredna. Tego właśnie chcesz?
- Bądź sobie, jaka chcesz i rób sobie, co chcesz, mam to w dupie! - padło z jego ust.
- Skoro tak, to pójdę do łóżka z twoim bratem.
- A idź sobie do łóżka, z kim tylko chcesz.
- Frajer.
- Dziwka. - Jego samochód ruszył, a ja w ramach przypływu złości rzuciłam w niego puszką po piwie, która leżała na chodniku. Niestety nie trafiłam. Jared odjechał, a ja wróciłam na imprezę.
- A gdzie Jared? - zapytał Shannon.
- Pojechał do domu - odpowiedziałam, zabierając mu z ręki butelkę piwa.
- Pokłóciliście się?
- Trochę. - Upiłam spory łyk i oddałam Shannowi napój. - Nadal ci się podobam?
- Co? - spytał jakby z niedowierzaniem.
- Pytam, czy nadal ci się podobam.
- No wiesz, jesteś dziewczyną mojego brata.
- Podobam ci się czy nie?! - powtórzyłam zniecierpliwionym tonem.
- No podobasz.
- A chciałbyś mnie teraz przelecieć? Pytam serio.
- Przecież nie będę obracał dziewczyny własnego brata.
- Jared powiedział, że mogę bzykać się z kim chcę, a teraz chcę się bzykać z tobą, więc jak?
- Mary, nie stawiaj mnie w takiej sytuacji.
- Kurczę, Shannon, jesteś gorszy niż baba. - Zabrałam mu z rąk butelkę, odstawiłam ją na stolik, zacisnęłam dłoń na jego kroczu i zaczęłam namiętnie całować. Nie bronił się, pogłębił pocałunek, a następnie zabrał mnie do jednej z sypialń. Tam pchnął mnie na łóżko i zaczął rozbierać.
- Odwróć się. 
Posłuchałam go i obróciłam się twarzą do materaca. Stanął za mną, położył dłonie na moich pośladkach i szybkim ruchem wbił się w moje krocze. Jego biodra w szybkim tempie odbijały się od mojego ciała, a dłonie zaciskały na nagim biuście. Miał bardzo silny uścisk, więc to nie było zbyt miłe. Jared, gdy to robił, był o wiele delikatniejszy...
        Dopiero gdy poczułam, jak jego płyn ustrojowy wlewa się do mojego wnętrza, zorientowałam się, że nie użył prezerwatywy.
- Shannon, ty bezmózgi kretynie! - wrzasnęłam, uderzając go pięścią w nagi tors. - Skoro się nie zabezpieczyłeś, mogłeś wyjść,  zanim się spuściłeś!
- Wybacz, ale było tak miło, że nie chciałem przerywać.
- A niech tylko zajdę w ciążę, to przysięgam, że cię wykastruję i każę ci zeżreć twoje własne jaja!
- Dobra, już nie przeżywaj.
- Jak to nie przeżywaj?! Mam niecałe osiemnaście lat, nie chcę być matką!
- I nie będziesz.
- Skąd wiesz?
- Bo wiem. Za dużo ćpasz, żeby zajść w ciążę.
- Obyś miał rację, Leto, bo inaczej będziesz musiał pożegnać się ze swoimi jądrami - rzuciłam i zaczęłam się ubierać.
- Już się ubierasz? Liczyłem na jeszcze kilka numerków.
- Co, nagle to, że jestem dziewczyną twojego brata przestało ci przeszkadzać?
- On też niedawno zaliczył moją dziewczynę, więc powiedzmy, że wyrównuję rachunki.
- Co słucham?! - Byłam w szoku. Nie wierzyłam swoim własnym uszom.
- Rozdziewiczył mi Cassie, dupek jeden - dodał Shannon i odpalił papierosa.



Data pierwotnej publikacji: 11.01.2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz