Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

sobota, 10 listopada 2012

23. Mary was a different girl had a thing for astronauts

        - I co, Mary, znowu spadłaś ze schodów? - zapytał doktor Stone, gdy po raz kolejny przyszłam do niego po kłótni z ojcem.
- Lily wszędzie zostawia swoje zabawki.
- Co ty takiego robisz, że ten ojciec tak cię tłucze?
- Żyję - odpowiedziałam, zdejmując bluzkę.
- O cholera, trzeba będzie szyć - powiedział, gdy tylko przyjrzał się ranie na moich plecach. - Czym ci to zrobił?
- Mamy w domu taki metalowy pręt.
- Może trochę zaboleć.
- Jestem przyzwyczajona. 
        Podczas gdy Stone tworzył mi nową bliznę, ja wpatrywałam się w tańczące za oknem płatki śniegu.
- Do tego siniaka pod okiem przykładaj lód i poza tym, jak chcesz dożyć dwudziestki, to przestań walić w żyłę.
- Nie walę - odpowiedziałam, nakładając z powrotem bluzkę.
- Przecież widzę.
- To była tylko jednorazowa akcja. Heroina nie jest dla mnie.
- Kokaina też szkodzi.
- Wszystko szkodzi, doktorku.
- Przyjdź za tydzień.
- Okey, chyba, że wcześniej znowu dostanę, to będę szybciej.  - Opuściłam pogotowie i wróciłam do domu. Ojciec był w pracy, więc nie miałam się czego bać.



***


Tydzień później:

        - Lily, spakuj piżamkę.
- Ale ja nie chcę spać u pani Robinson - powiedziała moja siostra, siadając na łóżku.
- Tylko dzisiaj.
- Nie chcę.
- Przecież lubisz panią Robinson.
- No tak, ale ja chciałam dzisiaj spać z tobą.
- Obiecuję ci, że jutro będziesz mogła ze mną spać.
- Ale obiecujesz tak szczerze, szczerze?
- Tak szczerze, szczerze. - Przyłożyłam prawą dłoń do serca i uniosłam lewą.
- No dobrze, pójdę.
- Tylko pamiętaj, jak tata będzie się rano pytał, to obie byłyśmy całą noc w domu.
- Dobrze. Wiem, że nieładnie jest kłamać, ale nie chcę, żeby tatuś cię zbił, bo wtedy płaczesz, a ja bardzo nie lubię, kiedy płaczesz. Robi mi się wtedy bardzo smutno.
- Wiem, karaluszku, wiem. - Przytuliłam ją do siebie, a następnie zaprowadziłam do sąsiadki.
- Jak zwykle czwarta trzydzieści, tak?
- Tak. - Pożegnałam się z siostrą i poszłam po Lisę, z którą udałam się na imprezę urodzinową Maxa. Szczerze mówiąc, ogromnie się zdziwiłam, gdy okazało się, że zespół braci Leto będzie tam grał. 

Po zerwaniu z Jaredem przestałam chodzić do szkoły, za co właśnie tydzień wcześniej oberwałam, więc widziałam go pierwszy raz od dwóch tygodni. Wyglądał świetnie, jak zawsze, szczególnie z tą gitarą.
        Po dwóch godzinach grania, zrobili sobie przerwę, podczas której Jaya oblazł wianuszek dziewczyn.
- Mary, to nie twoja sprawa - powiedziałam sama do siebie i wypiłam kieliszek wódki. Właśnie brałam do ręki drugi, gdy zobaczyłam, jak jeden "kwiatek" z wianuszka ciągnie Jareda do sypialni gospodarza. - To jego sprawa, co robi. Jest wolny - znów zwróciłam się do samej siebie i wlałam do gardła kolejny kieliszek. - Jebać to! - Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi, za którymi zniknęli mój były i jakaś gówniara. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę, drzwi były otwarte. Całowali się oparci o ścianę.
- Wybacz, mała, ale musisz się stąd zwijać - rzuciłam, odciągając ją od niego.
- A ty to kto? - spytała.
- Mary, co ty, do cholery, wyprawiasz?!
- To twoja dziewczyna? - zwróciła się do Jaya. Jednocześnie padły dwie odpowiedzi: moje tak i jego nie. Zmieszana dziewczyna opuściła sypialnię.
- Dlaczego ją wygoniłaś?
- I tak by cię nie zaspokoiła - odpowiedziałam, podchodząc do drzwi, w których przekręciłam kluczyk.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Widać, że dziewczynka nigdy w życiu nie widziała penisa na oczy.
- Czemu powiedziałaś jej, że jesteś moją dziewczyną?
- Z przyzwyczajenia. 
Oboje staliśmy na środku pokoju, oddaleni od siebie o dwa metry.
- Mary, między nami wszystko skończone. Daj mi święty spokój.
- Przestań pieprzyć. Przecież dobrze wiem, że chciałbyś, żebym do ciebie wróciła.
- Wcale tego nie chcę.
- Chcesz.
- Nie chcę.
- Nie potrafisz kłamać. Tęsknisz za mną i dużo byś dał, żeby znów mnie dla siebie mieć.
- Mogę mieć każdą.
- Nie przesadzajmy. Chyba tylko ja lubię tutaj takich frajerów jak ty.
- Nie jestem frajerem - rzucił nieco poirytowany.
- Jesteś, Jerry, jesteś. Jesteś pieprzonym frajerem, zasranym dupkiem.
- Zamknij się, suko! - krzyknął i położywszy mi rękę na szyi, pchnął mnie na ścianę. Jego dłoń wcale nie była mocno zaciśnięta, był to bardziej delikatny dotyk.
- Kretyn - wyzwałam go, gdy jego twarz była blisko mojej.
- Szmata, pieprzona szmata - wycedził przez zęby, po czym nasze usta złączyły się w pocałunku. - Nienawidzę cię za to, co mi zrobiłaś. Nienawidzę. 

Po chwili znów się całowaliśmy. Jego dłonie znalazły się pod moją spódniczką. Zsunął mi bieliznę, rozpiął swoje spodnie i wszedł we mnie silnym ruchem. 
- Nienawidzę cię ty, dziwko, ty pieprzona dziwko. 
        Wsuwał i wysuwał ze mnie swojego członka, powtarzając przy tym, jak bardzo mnie nienawidzi. Moja szyja ruszała się pod jego dłonią, a ręka dotykała jego włosów. 
- Boże, Mary, dlaczego mi to robisz? Dlaczego nie mogę bez ciebie normalnie funkcjonować? - Jego słowa przerywał nierówny oddech, zaczęłam pojękiwać. - Kocham cię, Mary, tak cholernie cię kocham. - Zanurzył się we mnie po raz ostatni, wydobywając tym z moich ust głośny krzyk rozkoszy.
- Też cię kocham - wyszeptałam mu do ucha po tym, jak bezwładnie opadłam w jego ramiona.



Jared:

        - Też cię kocham - wyszeptała, a ja dotknąłem jej włosów. Nie miałem z nią kontaktu przez tylko lub przez aż dwa tygodnie. Miała rację, tęskniłem za nią i byłem w stanie zrobić wszystko, by znów ją mieć tylko dla siebie. 

        Właśnie chciałem zaproponować spacer, gdy zobaczyłem krew na jej bluzce.
- Krwawisz - powiedziałem, a ona się wyprostowała.
- Chyba szwy puściły - odpowiedziała i dotknęła dłonią krwawiącego miejsca.
- Pokaż mi to. 
Odwróciła się, a ja podniosłem jej bluzkę. Na plecach miała sporej wielkości siniaka, a po środku niego niedawno co zszytą dziurę, którą znów trzeba będzie szyć. Mogłem jej tak nie przyciskać do tej ściany. - Znowu ojciec? - zapytałem.
- A jak myślisz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Czemu tego gdzieś nie zgłosisz?
- Niby gdzie? Nie wiem, czy pamiętasz, ale mój ojciec jest tu szefem policji, więc jest nietykalny. Mógłby mnie zabić i nic by mu nie zrobili.
- Jak tak dalej pójdzie, to  faktycznie do tego dojdzie.
- I tak kiedyś umrę - powiedziała, podchodząc do drzwi. - A teraz zawieź mnie do szpitala. Bez słowa wyszliśmy od Maxa i wsiedliśmy do mojego samochodu. W izbie przyjęć zapytała o doktora Stone'a i skierowała się do sali z numerem, który podała jej dyżurująca recepcjonistka. Ja czekałem na nią na korytarzu. Nie lubiłem szpitali. Ich zapachu i atmosfery. Za każdym razem, gdy w jakimś byłem, przypominał mi się wieczór, kiedy to zmarł mój dziadek. Na samo wspomnienie do oczu napływały mi łzy. 

Z rozmyślań wyrwał mnie głos Mary:
- Możemy jechać. 
Wstałem z krzesła, zapiąłem kurtkę i znów znaleźliśmy się w moim samochodzie. 
- Otwórz dach - powiedziała, kładąc się na rozłożonym siedzeniu.
- Przecież jest mróz i pada śnieg - odpowiedziałem zaskoczony jej prośbą.
- To co. Otwórz. 
Zrobiłem to, o co poprosiła i oboje zaczęliśmy patrzeć w niebo, a przechodzący po parkingu ludzie patrzyli na nas jak na idiotów. 
- Fajnie mają astronauci. Mogą oglądać te wszystkie piękne rzeczy z bliska.
- To zostań astronautką.
- Nie no coś ty, tam nie można palić. 
 No tak, moja Mary nie wytrzymałaby dnia bez papierosa. 
- Ale zawsze mogę się ożenić z jakimś astronautą.
- Myślałem, że wolisz, żeby twój mąż był gwiazdą rocka.
- No ewentualnie.
- Wredota. 
Mary się zaśmiała i złapała mnie za rękę.
- Obiecaj, że już nigdy więcej mnie nie zostawisz.
- Obiecuję - odpowiedziałem i nachyliłem się nad nią, żeby ją pocałować.
 



***


Trzy dni później:

        - Coś się stało? - zapytałem, widząc, że Mary jest przygnębiona.
- Nie - odpowiedziała, patrząc przez okno swojego pokoju.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak. Znowu pokłóciłaś się z ojcem?
- Nic z tych rzeczy. Courtney ma dzisiaj urodziny.
- Twoja przyjaciółka, która jest teraz w szpitalu?
- Tak. - W jej oczach zaszkliły się łzy. Z tego, co mi kiedyś opowiadała, były ze sobą bardzo blisko. Wiedziałem, że w taki dzień Mary tęskniła za nią jeszcze bardziej, więc wpadłem na pewien pomysł.
- Chciałabyś do niej pojechać? - zapytałem, podchodząc do swojej dziewczyny.
- Chciałabym.
- W takim razie ubieraj się i jedziemy.
- Mówisz poważnie? - spytała zaskoczona.
- Pewnie, że tak.
Ucieszona rzuciła mi się w ramiona.
- Jesteś kochany.
- Wiem. - Uśmiechnąłem się do niej, po czym zszedłem do samochodu. Najpierw podjechałem na stację paliw zatankować, a potem znów wróciłem pod jej dom
.


***


        Podróż do Seattle z powodu dosyć mocnych opadów śniegu nieco nam się wydłużyła, ale w końcu dojechaliśmy. Na początku chciałem zostać w samochodzie, jednak Mary uparła się, bym wszedł razem z nią. 
Tamten szpital różnił się od pozostałych. Był dużo bardziej przerażający. Mary, żeby wejść, podała się za siostrę Courtney.
- Oliver kazał mi tak robić, bo inaczej by mnie nie wpuścili - wyjaśniła i weszliśmy do windy. Kiedy się zatrzymała, Mary mocno ścisnęła moją rękę i ruszyliśmy do sali, w której leżała jej przyjaciółka. Od lekarza na dole dowiedzieliśmy się, że odzyskała świadomość, jednak nadal nic nie mówiła, ani jakoś specjalnie nie reagowała.
        Gdy weszliśmy do irytująco białego pomieszczenia, Ravin siedziała przy oknie i patrzyła się w jeden punkt.
- Cześć, Courtney - powiedziała Mary i mocno się do niej przytuliła. - Wszystkiego najlepszego, kochanie - dodała i pocałowała ją w usta. Trochę mnie to zaskoczyło, ale kobiety tak już mają. Zaraz po tym dała jej mały bukiecik kwiatów, który kupiliśmy po drodze. Solenizantka wpatrywała się w niego najdziwniejszym wzrokiem, jaki kiedykolwiek widziałem i delikatnie dotykała płatków kwiatów. - Chcę ci kogoś przedstawić. To jest Jared, mój chłopak. Jest muzykiem. Zawsze podrywałyśmy razem muzyków po koncertach, pamiętasz? - King głaskała przyjaciółkę po twarzy, a ja podszedłem nieco bliżej i się z nią przywitałem. Tak jak mówiła Mary, była bardzo ładna, ale pobyt w tym miejscu całkowicie ją wyniszczył. Przypominała zmęczoną życiem staruszkę, mimo iż tego dnia kończyła dopiero dwadzieścia lat. Szczerze mówiąc, było mi jej strasznie szkoda.
        - Cześć, Mary - usłyszałem nagle męski głos i odwróciłem się. W drzwiach stali jakiś facet i ciężarna kobieta.
- Cześć, Oliver - odpowiedziała moja dziewczyna i już wiedziałem, kim był ten koleś. Wszedł do środka, przedstawiliśmy się sobie, po czym podszedł do swojej siostry. Przywitał się z nią i złożył życzenia.
- Tydzień temu wróciła jej świadomość. Wiem, że miałem cię poinformować, kiedy jej stan się poprawi, ale jakoś wyleciało mi z głowy - zwrócił się do Mary.
- Nie szkodzi - odpowiedziała mu.
- Dziękuję, że do niej przyjechałaś.
- Nie mogłabym nie przyjechać.
        Siedzieliśmy tam około dwóch godzin i Mary ani na chwilę nie puściła ręki Court. Cały czas siedziała przy niej i opowiadała jej różne rzeczy. 

Z tego, co się orientowałem, wszystko rozumiała tylko nie mogła na to reagować. 


***


        - Cieszę się, że już z nią lepiej - rzuciła, gdy wracaliśmy już do domu.
- Z tego co zauważyłem, musiałyście być sobie bardzo bliskie.
- Bardzo. Nie mówiłam ci o tym, ale ja i Courtney byłyśmy kochankami.
- Wow. - Nieźle mnie tym zaskoczyła.
- Court jest lesbijką i była we mnie zakochana, a ja, jak wiesz, kochałam się w jej bracie. Kiedy wyznała mi, co do mnie czuje, byłam w szoku, ale mówiła tak pięknie i z takim uczuciem, że nie pozostałam na to obojętna. Wtedy pierwszy raz się z nią przespałam.
- Czyli sypiałyście ze sobą regularnie?
- Tak. Szczerze mówiąc, kochałam ją. Może nie w taki sposób, jak ona mnie, ale to, co do niej czułam, to było z pewnością coś więcej niż przyjaźń. Kiedyś nawet sobie obiecałyśmy, że jeśli nie znajdę sobie faceta i nie założę rodziny, to się ze sobą ożenimy.
- Mogłabyś żyć w związku z kobietą? - zapytałem, na chwilą odrywając wzrok od drogi.
- Chyba jednak za bardzo lubię penisy - zaśmiała się. - Seks z inną dziewczyną to naprawdę świetna sprawa, bo kobieta dobrze wie, czego pragnie druga kobieta i jak ją zaspakajać, ale jednak nie ma to jak porządny, no wiesz.
- Wiem. - Uśmiechnąłem się i skręciłem w lewo.

...............................
Tytuł rozdziału: Mary była inną dziewczyną, czuła pociąg do astronautów. 


Data pierwotnej publikacji: 24.01.2011   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz