Nowy rok nie zaczął się dla mnie zbyt wesoło - wychodząc z pokoju, usłyszałam rozmowę babci i ojca:
- Zabiorę
ze sobą Lilianne, z Marie i tak już nic nie będzie. Ta dziewucha jest
zepsuta do szpiku kości. Nic jej nie pomoże.
Jak to zabierze Lily? Nie
pozwolę jej na to!
Wściekła wtargnęłam do pokoju ojca.
- Nigdzie jej nie zabierzesz, rozumiesz?! Lily zostaje w domu!
- Ty
akurat masz w tej kwestii najmniej do powiedzenia. Tata i ja
ustaliliśmy, że Lilianne przeprowadzi się razem ze mną do mieszkania,
które tuż po świętach kupiłam w Seattle. Będzie lepiej, jeśli będzie
mieszkać ze mną.
Chciałam coś powiedzieć, jednak nie mogłam. W gardle
miałam wielką gulę. Obróciłam się więc i wyszłam.
- Mary, ale ja nie chcę z nią mieszkać. Ja chcę mieszkać z tobą - mówiła zapłakana Lily.
- Wiem, skarbie, ale tak będzie lepiej.
- Wcale,
że nie! Mary, nie pozwól jej mnie zabrać! Mary, proszę cię, ja będę już
grzeczna i nie będę o nic prosić!
Jej słowa sprawiły, że do oczu
napłynęły mi łzy, jednak robiłam wszystko, by się nie rozpłakać. Nie chciałam się z nią rozstawać, jednak po dłuższym namyśle doszłam do wniosku, że będzie jej o wiele lepiej z dala od bestii, którą przyszło nam nazywać ojcem. Seattle to nie Paryż, mogłam ją tam regularnie odwiedzać.
- Seattle to piękne miasto, poznasz tam nowe koleżanki. Zobaczysz, będzie fajnie.
- Ale ja nie chcę! Babcia będzie kazała mi mówić w tym śmiesznym języku.
- Nie
będzie ci kazała. Seattle to przecież Ameryka. Poza tym to godzina
drogi stąd, więc będę cię bardzo często odwiedzać - mówiłam bardzo
spokojny tonem i jednocześnie głaskałam ją po głowie. To ją zdecydowanie
uspokoiło. Już nie płakała.
- Ale obiecujesz?
- Obiecuję. - Przytuliłam ją do siebie i dyskretnie uroniłam łzę.
Na drugi dzień ojciec spakował wszystkie jej rzeczy do bagażnika swojego samochodu.
- Trzymaj,
Mary - powiedziała Lily, podając mi jedną ze swoich ulubionych szmacianych
lalek. - Zostawiam ci Doris, żebyś o mnie pamiętała. No i jak ci będzie
smutno, to się do niej przytul. Od razu będzie ci lepiej, zobaczysz.
- Dziękuję - powiedziałam i mocno ją przytuliłam.
- Lilianne, idziemy - rzuciła babcia i wtedy wypuściłam siostrę z uścisku.
- Kocham cię, Mary.
- Ja ciebie też, słoneczko.
Po tych słowach zniknęła za drzwiami; ja stałam po środku salonu i ściskając w dłoniach lalkę, zalewałam się łzami niczym mała dziewczynka...
***
Tydzień
później dom stał się miejscem, w którym nie byłam w stanie wytrzymać
nawet godziny. Kiedy nie było Lily, zbierali się tam wszyscy kumple
mojego ojca i prostytutki. Czasem miałam wrażenie, że mieszkam w
burdelu. Zasypiałam, a za ścianą słyszałam odgłosy ostrego seksu. Noc w
noc, gdy tylko ojciec pracował w dzień. Z tego powodu często nocowałam
albo u Lisy, albo u Jareda, z czego pani Leto nie była jakoś specjalnie
zadowolona.
- The rest is silence* - Jared odczytał napis, znajdujący się na mojej łopatce. - Dlaczego to sobie wytatuowałaś?
- Lubię Shakespeare'a - odpowiedziałam, odpalając papierosa.
- To tak jak ja - rzucił i pocałował mnie w kark. - Też chciałbym zrobić sobie jakiś tatuaż, ale nie mam żadnego pomysłu, a nie chcę tatuować sobie byle czego.
- Wytatuuj sobie moje imię - powiedziałam, czując jak jego palec przesuwa się wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Pomyślę nad tym, a teraz daj mi macha.
Podałam mu papierosa i oparłam się o jego nagi tors.
- Wczoraj gadałam z Mikem.
- No i?
- Na mieście jest czyściutka heroina.
- Heroina?
- Czysta heroina. Powiedział, że może mi załatwić kilka działek.
- Za darmo? - zapytał, wsadzając mi filtr Marlboro do ust.
- No coś ty. Za drobną opłatą, a tak się składa, że mam kasę z urodzin, a jak się jeszcze dołożysz, to będzie można kupić nawet pięć działek. Koleś ma psy na karku, więc szybko chce się pozbyć towaru i sprzedaje go za bezcen.
- A skąd pewność, że to nic trefnego?
- To zaufany człowiek - odpowiedziałam, gasząc papierosa.
- W sumie to jedną działkę, tak na próbę, mogę kupić.
- Mi starczy kasy na cztery.
Wiedziałam, do jakiego stanu może doprowadzić człowieka hera, ale nie bałam się tego. Nie grzałam jak ci wszyscy inni. Heroinę brałam tylko okazjonalnie i w takich dawkach, żeby się nie uzależnić. To gówno było zbyt drogie, żeby kupować je codziennie, a nie zawsze znajdzie się desperat, który szybko musi się pozbyć towaru.
Na drugi dzień poszliśmy z Jaredem do Mike'a, kupiliśmy pięć działek towaru i pojechaliśmy do mojego wujka.
- Zaczekaj tu - rzuciłam i sama weszłam na trzecie piętro. Wujek Harold cierpiał na raka trzustki i brał morfinę dożylnie. Miał u siebie w łazience pełno strzykawek. Pod pretekstem potrzeby skorzystania z toalety dostałam się do szafki, z której zabrałam kilka zapakowanych strzykawek. Miał tego tyle, że nawet się nie zorientuje, że coś mu zginęło.
Włożyłam swoją zdobycz do wewnętrznej kieszeni kurtki i jak gdyby nigdy nic, wróciłam do samochodu Jaya.
- No to teraz jedziemy do mnie. - Ojciec cały dzień pracował, więc mój dom był najbezpieczniejszym miejscem do sprawdzenia jakości naszego zakupu.
Usiedliśmy na dywanie w moim pokoju i w wielkim skupieniu trzymaliśmy łyżeczki nad zapalniczkami. Kiedy proszek zmienił swój stan skupienia, napełniliśmy nim strzykawki. - Ty mi, ja tobie - rzuciłam i podwinęłam lewy rękaw.
- A masz jakąś opaskę czy coś?
- Użyj paska.
- The rest is silence* - Jared odczytał napis, znajdujący się na mojej łopatce. - Dlaczego to sobie wytatuowałaś?
- Lubię Shakespeare'a - odpowiedziałam, odpalając papierosa.
- To tak jak ja - rzucił i pocałował mnie w kark. - Też chciałbym zrobić sobie jakiś tatuaż, ale nie mam żadnego pomysłu, a nie chcę tatuować sobie byle czego.
- Wytatuuj sobie moje imię - powiedziałam, czując jak jego palec przesuwa się wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Pomyślę nad tym, a teraz daj mi macha.
Podałam mu papierosa i oparłam się o jego nagi tors.
- Wczoraj gadałam z Mikem.
- No i?
- Na mieście jest czyściutka heroina.
- Heroina?
- Czysta heroina. Powiedział, że może mi załatwić kilka działek.
- Za darmo? - zapytał, wsadzając mi filtr Marlboro do ust.
- No coś ty. Za drobną opłatą, a tak się składa, że mam kasę z urodzin, a jak się jeszcze dołożysz, to będzie można kupić nawet pięć działek. Koleś ma psy na karku, więc szybko chce się pozbyć towaru i sprzedaje go za bezcen.
- A skąd pewność, że to nic trefnego?
- To zaufany człowiek - odpowiedziałam, gasząc papierosa.
- W sumie to jedną działkę, tak na próbę, mogę kupić.
- Mi starczy kasy na cztery.
Wiedziałam, do jakiego stanu może doprowadzić człowieka hera, ale nie bałam się tego. Nie grzałam jak ci wszyscy inni. Heroinę brałam tylko okazjonalnie i w takich dawkach, żeby się nie uzależnić. To gówno było zbyt drogie, żeby kupować je codziennie, a nie zawsze znajdzie się desperat, który szybko musi się pozbyć towaru.
Na drugi dzień poszliśmy z Jaredem do Mike'a, kupiliśmy pięć działek towaru i pojechaliśmy do mojego wujka.
- Zaczekaj tu - rzuciłam i sama weszłam na trzecie piętro. Wujek Harold cierpiał na raka trzustki i brał morfinę dożylnie. Miał u siebie w łazience pełno strzykawek. Pod pretekstem potrzeby skorzystania z toalety dostałam się do szafki, z której zabrałam kilka zapakowanych strzykawek. Miał tego tyle, że nawet się nie zorientuje, że coś mu zginęło.
Włożyłam swoją zdobycz do wewnętrznej kieszeni kurtki i jak gdyby nigdy nic, wróciłam do samochodu Jaya.
- No to teraz jedziemy do mnie. - Ojciec cały dzień pracował, więc mój dom był najbezpieczniejszym miejscem do sprawdzenia jakości naszego zakupu.
Usiedliśmy na dywanie w moim pokoju i w wielkim skupieniu trzymaliśmy łyżeczki nad zapalniczkami. Kiedy proszek zmienił swój stan skupienia, napełniliśmy nim strzykawki. - Ty mi, ja tobie - rzuciłam i podwinęłam lewy rękaw.
- A masz jakąś opaskę czy coś?
- Użyj paska.
Jerry zdjął pasek i przewiązał nim moje ramię. Od razu
uwidoczniła się odpowiednia żyła i poczułam lekkie ukłucie. Chwilę
później narkotyk trafił do mojego krwiobiegu. Zanim kompletnie odleciałam,
zdążyłam jeszcze zrobić zastrzyk swojemu chłopakowi.
***
Cztery dni później:
Jaredowi nie leżało działanie heroiny, więc odpuścił sobie po tym jednym razie. Ze mną było trochę inaczej. W okresie, kiedy w moim domu panowała istna Sodoma, taki odlot był wybawieniem. Waliłam w kanał przez cztery dni, nie spałam przez cztery noce i powoli zaczynałam odczuwać tego skutki.
Dochodziła druga, próbowałam zasnąć, ale przeszkadzały mi w tym piski siostry, które towarzyszyły jej zabawie.
- Tato, powiedź Lily, żeby się uciszyła - rzuciłam do ojca, kiedy minęłam się z nim na korytarzu, gdy wracałam z łazienki. - Przez jej wrzaski nie mogę spać.
- Dobrze się czujesz? - zapytał, patrząc na mnie jak na wariatkę. - Przecież Lily jest z babcią w Seattle.
Jaredowi nie leżało działanie heroiny, więc odpuścił sobie po tym jednym razie. Ze mną było trochę inaczej. W okresie, kiedy w moim domu panowała istna Sodoma, taki odlot był wybawieniem. Waliłam w kanał przez cztery dni, nie spałam przez cztery noce i powoli zaczynałam odczuwać tego skutki.
Dochodziła druga, próbowałam zasnąć, ale przeszkadzały mi w tym piski siostry, które towarzyszyły jej zabawie.
- Tato, powiedź Lily, żeby się uciszyła - rzuciłam do ojca, kiedy minęłam się z nim na korytarzu, gdy wracałam z łazienki. - Przez jej wrzaski nie mogę spać.
- Dobrze się czujesz? - zapytał, patrząc na mnie jak na wariatkę. - Przecież Lily jest z babcią w Seattle.
Fakt, więc jakim cudem słyszałam jej
głos za ścianą?
Zaraz, czy ja go naprawdę słyszałam?
Nagle przeszedł mnie silny dreszcz. Wróciłam do łóżka, jednak strach nie pozwalał mi zasnąć. Strach przed czym? Sama nie wiedziałam, po prostu coś wewnątrz mnie kazało mi się bać. Podciągnęłam wyżej kołdrę, dłonie miałam mokre od potu, serce waliło mi jak szalone, a szafa zaczęła mi się bacznie przyglądać.
- Widzę cię, Mary - usłyszałam, lecz nie byłam w stanie zlokalizować tego dźwięku. - Widzę cię.
Zaraz, czy ja go naprawdę słyszałam?
Nagle przeszedł mnie silny dreszcz. Wróciłam do łóżka, jednak strach nie pozwalał mi zasnąć. Strach przed czym? Sama nie wiedziałam, po prostu coś wewnątrz mnie kazało mi się bać. Podciągnęłam wyżej kołdrę, dłonie miałam mokre od potu, serce waliło mi jak szalone, a szafa zaczęła mi się bacznie przyglądać.
- Widzę cię, Mary - usłyszałam, lecz nie byłam w stanie zlokalizować tego dźwięku. - Widzę cię.
Zakryłam uszy dłońmi i głos ucichł. Zrobiło mi
się sucho w gardle, więc niepewnie zaczęłam szukać dłonią butelki wody,
która leżała przy moim łóżku.
Gdy ją znalazłam, upiłam spory łyk, a resztę, nie wiedzieć czemu, wylałam sobie na głowę. Zimna ciecz spływała po moich włosach, twarzy i szyi. Z szyi drobnym strumyczkiem spłynęła na mój dekolt i wtedy poczułam silne podniecenie. Położyłam dłonie na klatce piersiowej i przez materiał masowałam swoje piersi. Gdy tylko stwardniały mi sutki, zaśmiałam się sama do siebie i zdjęłam koszulę. Ściskałam swój nagi biust i głupawo się śmiałam. Kropla wody spłynęła po moim brzuchu i zatrzymała się tuż przed majtkami.
- Zrób to, Mary - znów usłyszałam ten głos, ale już się nie bałam. - Ulżyj sobie, Mary. Uśmiechnęłam się, zsunęłam bieliznę do samych kostek i zaczęłam pieścić swoje krocze.
Było miło, bardzo miło. Wiłam się na łóżku, przygryzałam wargi, pojękiwałam, wbijałam paznokcie lewej ręki w materac, aż w końcu poczułam zaspokojenie.
Leżałam naga na łóżku i głośno oddychałam. Był to oddech bardzo płytki i nierówny.
- Pobaw się jeszcze.
- Nie chcę. Już mi dobrze. Wystarczy, ja chcę spać - mówiłam, sama nie wiedząc do kogo.
- Nie możesz spać, widzę cię.
Gdy ją znalazłam, upiłam spory łyk, a resztę, nie wiedzieć czemu, wylałam sobie na głowę. Zimna ciecz spływała po moich włosach, twarzy i szyi. Z szyi drobnym strumyczkiem spłynęła na mój dekolt i wtedy poczułam silne podniecenie. Położyłam dłonie na klatce piersiowej i przez materiał masowałam swoje piersi. Gdy tylko stwardniały mi sutki, zaśmiałam się sama do siebie i zdjęłam koszulę. Ściskałam swój nagi biust i głupawo się śmiałam. Kropla wody spłynęła po moim brzuchu i zatrzymała się tuż przed majtkami.
- Zrób to, Mary - znów usłyszałam ten głos, ale już się nie bałam. - Ulżyj sobie, Mary. Uśmiechnęłam się, zsunęłam bieliznę do samych kostek i zaczęłam pieścić swoje krocze.
Było miło, bardzo miło. Wiłam się na łóżku, przygryzałam wargi, pojękiwałam, wbijałam paznokcie lewej ręki w materac, aż w końcu poczułam zaspokojenie.
Leżałam naga na łóżku i głośno oddychałam. Był to oddech bardzo płytki i nierówny.
- Pobaw się jeszcze.
- Nie chcę. Już mi dobrze. Wystarczy, ja chcę spać - mówiłam, sama nie wiedząc do kogo.
- Nie możesz spać, widzę cię.
Poczułam silny skurcz wszystkich mięśni,
serce znów waliło mi jak młotem i ciało oblał zimny pot. Bałam się nawet
ruszyć i podciągnąć gacie.
- Daj mi spokój, daj mi spokój, daj mi spokój - powtarzałam to, dopóki głos nie ucichł. W pokoju zapanowała głucha cisza, więc nałożyłam z powrotem koszulę i bieliznę i przykryłam się kołdrą, która była strasznie ciężka i szorstka. Czułam, jak rozcina mi skórę. Zrzuciłam ją z siebie i dotknęłam nóg. Z rozcięć zaczęły wychodzić małe robaczki.
- Pieprzone robale! Wypalę was, wypalę was w pizdu. - Wstałam i wzięłam do rąk paczkę papierosów, po czym wróciłam na łóżko. - Zginiecie, wstrętne robaczki. - Wyszczerzyłam zęby w cwanym uśmieszku i odpaliłam papierosa. Zaciągnęłam się i zaraz po tym przyłożyłam rozżarzoną końcówkę fajki do główki robaka. Zadziałało, zniknął. Co chwilę odpalałam i gasiłam papierosa na łbach tych parszywych istot. Kiedy zabiłam je wszystkie, skuliłam się w kłębek, czując, jak coś ciepłego spływa po moich udach. - Nie chcę się już bawić, chcę spać - powiedziałam i przyłożyłam głowę do poduszki. Upragniony sen jednak nie nadszedł. Spod zasłony zaczęło wydobywać się światło, był już ranek.
- Widzę cię, Mary - znów odezwał się ten głos.
- Nie widzisz mnie - odpowiedziałam przerażona.
- Widzę, ślicznotko, widzę.
- Daj mi spokój, daj mi spokój, daj mi spokój - powtarzałam to, dopóki głos nie ucichł. W pokoju zapanowała głucha cisza, więc nałożyłam z powrotem koszulę i bieliznę i przykryłam się kołdrą, która była strasznie ciężka i szorstka. Czułam, jak rozcina mi skórę. Zrzuciłam ją z siebie i dotknęłam nóg. Z rozcięć zaczęły wychodzić małe robaczki.
- Pieprzone robale! Wypalę was, wypalę was w pizdu. - Wstałam i wzięłam do rąk paczkę papierosów, po czym wróciłam na łóżko. - Zginiecie, wstrętne robaczki. - Wyszczerzyłam zęby w cwanym uśmieszku i odpaliłam papierosa. Zaciągnęłam się i zaraz po tym przyłożyłam rozżarzoną końcówkę fajki do główki robaka. Zadziałało, zniknął. Co chwilę odpalałam i gasiłam papierosa na łbach tych parszywych istot. Kiedy zabiłam je wszystkie, skuliłam się w kłębek, czując, jak coś ciepłego spływa po moich udach. - Nie chcę się już bawić, chcę spać - powiedziałam i przyłożyłam głowę do poduszki. Upragniony sen jednak nie nadszedł. Spod zasłony zaczęło wydobywać się światło, był już ranek.
- Widzę cię, Mary - znów odezwał się ten głos.
- Nie widzisz mnie - odpowiedziałam przerażona.
- Widzę, ślicznotko, widzę.
Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Drżącą dłonią
odsunęłam zasłonę, a następnie firankę. Przed domem stał Ktoś. Ciemna
postać. Ten Ktoś gapił się w ziemię. Szybko odskoczyłam od okna i
usiadłam na łóżku z podkulonymi kolanami.
Jared:
- O której kończysz lekcje? - zapytała mama, gdy szykowałem sobie drugie śniadanie.
- O dwunastej czterdzieści, ale od razu po szkole idę do Mary - odpowiedziałem i wrzuciłem jabłko do plecaka.
Ostatnie cztery dni spędziłem na obozie sportowym, więc przez ten czas nie widziałem się ze swoją dziewczyną, za którą cholernie tęskniłem. Myśl o tym, że znów ją pocałuję i dotknę jej cudownego ciała, pomogła mi przetrwać trzy godziny matematyki i biologię.
Zaraz po lekcjach udałem się do domu Kingów. Pukałem i dzwoniłem, jednak nikt mi nie otwierał. Postanowiłem więc wrócić do domu.
- Dzień dobry, pani Robinson - rzuciłem do sąsiadki swojej dziewczyny.
- Witaj, Jaredku. Byłeś u Mary?
- Chciałem do niej pójść, ale jej nie ma - odpowiedziałem na pytanie kobiety.
- Jest. Od rana ogarniam podwórko i nie widziałam, żeby wychodziła.
- Ale nikt nie otwiera.
- Może leży. Mark wspominał mi rano, że Mary nie za dobrze się czuła. Może nie ma siły wstać. Lepiej tam do niej zajrzyj.
- No właśnie nie bardzo mam jak.
- Poczekaj chwilkę. - Staruszka weszła do swojego domu i po chwili z niego wyszła, niosąc w ręku klucz. - Proszę. - Podała mi go, więc wróciłem do drzwi Mary i przekręciłem zamek. W środku panowała iście grobowa cisza. Wszedłem na schody i otworzyłem drzwi pokoju blondynki, która siedziała na łóżku.
- Dobrze, że pani Robinson dała mi klucz, bo pukam i pukam, a ty nic.
- O której kończysz lekcje? - zapytała mama, gdy szykowałem sobie drugie śniadanie.
- O dwunastej czterdzieści, ale od razu po szkole idę do Mary - odpowiedziałem i wrzuciłem jabłko do plecaka.
Ostatnie cztery dni spędziłem na obozie sportowym, więc przez ten czas nie widziałem się ze swoją dziewczyną, za którą cholernie tęskniłem. Myśl o tym, że znów ją pocałuję i dotknę jej cudownego ciała, pomogła mi przetrwać trzy godziny matematyki i biologię.
Zaraz po lekcjach udałem się do domu Kingów. Pukałem i dzwoniłem, jednak nikt mi nie otwierał. Postanowiłem więc wrócić do domu.
- Dzień dobry, pani Robinson - rzuciłem do sąsiadki swojej dziewczyny.
- Witaj, Jaredku. Byłeś u Mary?
- Chciałem do niej pójść, ale jej nie ma - odpowiedziałem na pytanie kobiety.
- Jest. Od rana ogarniam podwórko i nie widziałam, żeby wychodziła.
- Ale nikt nie otwiera.
- Może leży. Mark wspominał mi rano, że Mary nie za dobrze się czuła. Może nie ma siły wstać. Lepiej tam do niej zajrzyj.
- No właśnie nie bardzo mam jak.
- Poczekaj chwilkę. - Staruszka weszła do swojego domu i po chwili z niego wyszła, niosąc w ręku klucz. - Proszę. - Podała mi go, więc wróciłem do drzwi Mary i przekręciłem zamek. W środku panowała iście grobowa cisza. Wszedłem na schody i otworzyłem drzwi pokoju blondynki, która siedziała na łóżku.
- Dobrze, że pani Robinson dała mi klucz, bo pukam i pukam, a ty nic.
Mary
podniosła głowę i spojrzała na mnie niezwykle wystraszonym wzrokiem.
Była blada i roztrzęsiona
- Mary co ci jest? - zapytałem, podchodząc
bliżej.
- Ktoś mnie obserwuje. Stoi pod moim oknem - mówiła drżącym głosem i ze łzami w oczach. Spojrzałem na jej nogi, na których znajdowały się świeże ślady po oparzeniach papierosowych.
- Jezu, co to jest?!
- Musiałam spalić robale.
- Jakie robale? Mary, co ty wygadujesz?!
- Wychodziły z dziur po rozcięciach, musiałam je spalić - mówiąc to wstała z miejsca. Gdybym nie złapał jej ręki, przewróciłaby się na podłogę. - On tam jest.
- Kto? - spytałem, patrząc na nią z przerażeniem.
- Ktoś - odpowiedziała i podeszła do okna. Na jej białym prześcieradle zobaczyłem żółtawą plamę. - Stoi. Chodź, pokażę ci go.
- Ktoś mnie obserwuje. Stoi pod moim oknem - mówiła drżącym głosem i ze łzami w oczach. Spojrzałem na jej nogi, na których znajdowały się świeże ślady po oparzeniach papierosowych.
- Jezu, co to jest?!
- Musiałam spalić robale.
- Jakie robale? Mary, co ty wygadujesz?!
- Wychodziły z dziur po rozcięciach, musiałam je spalić - mówiąc to wstała z miejsca. Gdybym nie złapał jej ręki, przewróciłaby się na podłogę. - On tam jest.
- Kto? - spytałem, patrząc na nią z przerażeniem.
- Ktoś - odpowiedziała i podeszła do okna. Na jej białym prześcieradle zobaczyłem żółtawą plamę. - Stoi. Chodź, pokażę ci go.
Kompletnie
zdezorientowany podszedłem do okna.
- Widzisz?
- Gdzie?
- No pomiędzy drzewem a krzakiem. Stoi tam.
- Mary, tam nikogo nie ma.
- Nie widzisz go?
- Nie widzę. Co się z tobą dzieje? - Byłem przerażony nie na żarty.
- Nie wiem - odpowiedziała i położyła się na łóżku. - Wczoraj się zabawiałam sama ze sobą.
- Co ty wygadujesz?
- Naprawdę. Było miło. Mogę to zrobić jeszcze raz - mówiąc to, zaczęła dotykać swojego krocza przez materiał figów. - Chcesz popatrzeć? No, Jerry, powiedź czy chcesz popatrzeć, jak robię sobie dobrze. Jestem w tym naprawdę dobra.
- Gdzie?
- No pomiędzy drzewem a krzakiem. Stoi tam.
- Mary, tam nikogo nie ma.
- Nie widzisz go?
- Nie widzę. Co się z tobą dzieje? - Byłem przerażony nie na żarty.
- Nie wiem - odpowiedziała i położyła się na łóżku. - Wczoraj się zabawiałam sama ze sobą.
- Co ty wygadujesz?
- Naprawdę. Było miło. Mogę to zrobić jeszcze raz - mówiąc to, zaczęła dotykać swojego krocza przez materiał figów. - Chcesz popatrzeć? No, Jerry, powiedź czy chcesz popatrzeć, jak robię sobie dobrze. Jestem w tym naprawdę dobra.
W innych okolicznościach bez wahania
powiedziałbym, że chcę, bo chętnie bym takie coś zobaczył, ale wtedy?
Wtedy byłem tak wystraszony, że seks i wszystko, co z nim związane
zupełnie na mnie nie działało.
Złapałem ją za ręce i przyłożyłem dłoń do jej czoła. Była rozpalona. Już dłużej nie myśląc, zbiegłem na dół i zadzwoniłem po doktora Stone'a. Przyjechał po dziesięciu minutach.
- Co jej jest? - zapytał, podchodząc do jej łóżka.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałem drżącym głosem. - Kiedy tu przyjechałem, cała się trzęsła i mówiła, że ktoś ją obserwuje. Twierdzi, że widzi kogoś za oknem, choć nikogo tam nie ma.
Złapałem ją za ręce i przyłożyłem dłoń do jej czoła. Była rozpalona. Już dłużej nie myśląc, zbiegłem na dół i zadzwoniłem po doktora Stone'a. Przyjechał po dziesięciu minutach.
- Co jej jest? - zapytał, podchodząc do jej łóżka.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałem drżącym głosem. - Kiedy tu przyjechałem, cała się trzęsła i mówiła, że ktoś ją obserwuje. Twierdzi, że widzi kogoś za oknem, choć nikogo tam nie ma.
Doktor spojrzał na jej
przedramię.
- Kiedy i ile wzięłaś? - spytał, wyciągając z torebeczki strzykawkę. King jednak nie odpowiadała. Zupełnie nie reagowała na to, co się działo w okół niej. Leżała i gapiła się bezmyślnie w sufit, więc doktor zwrócił się do mnie. - Kiedy i ile wzięła?
- Nie wiem.
- Proszę cię, mów. Muszę wiedzieć, ile wzięła, żeby jej pomóc.
- Wzięliśmy po jednej działce heroiny pięć dni temu. Nie było tego dużo, a mi nic nie jest, a braliśmy tyle samo. - Nagle przypomniało mi się, że miała jeszcze dodatkowe prochy. Zajrzałem do kosza stojącego pod biurkiem i znalazłem cztery puste woreczki po heroinie i dwie koperty po kokainie. Nie wierzyłem, że była na tyle głupia, by to mieszać i brać dzień w dzień.
- Podałem jej środek nasenny. Obudzi się za kilka godzin. Taka ilość narkotyków pobudziła jej organizm. Brak snu i działanie prochów wywołało omamy wzrokowe i słuchowe. Wyśpi się i to wszystko minie.
- Normalnie ona nie bierze heroiny - powiedziałem, patrząc lekarzowi w oczy.
- Wiem, ale teraz przesadziła. Całe szczęście, że po mnie zadzwoniłeś.
- A gdybym nie zadzwonił, to czy ona by... - Tu załamał mi się głos.
- Umarła?
- Kiedy i ile wzięłaś? - spytał, wyciągając z torebeczki strzykawkę. King jednak nie odpowiadała. Zupełnie nie reagowała na to, co się działo w okół niej. Leżała i gapiła się bezmyślnie w sufit, więc doktor zwrócił się do mnie. - Kiedy i ile wzięła?
- Nie wiem.
- Proszę cię, mów. Muszę wiedzieć, ile wzięła, żeby jej pomóc.
- Wzięliśmy po jednej działce heroiny pięć dni temu. Nie było tego dużo, a mi nic nie jest, a braliśmy tyle samo. - Nagle przypomniało mi się, że miała jeszcze dodatkowe prochy. Zajrzałem do kosza stojącego pod biurkiem i znalazłem cztery puste woreczki po heroinie i dwie koperty po kokainie. Nie wierzyłem, że była na tyle głupia, by to mieszać i brać dzień w dzień.
- Podałem jej środek nasenny. Obudzi się za kilka godzin. Taka ilość narkotyków pobudziła jej organizm. Brak snu i działanie prochów wywołało omamy wzrokowe i słuchowe. Wyśpi się i to wszystko minie.
- Normalnie ona nie bierze heroiny - powiedziałem, patrząc lekarzowi w oczy.
- Wiem, ale teraz przesadziła. Całe szczęście, że po mnie zadzwoniłeś.
- A gdybym nie zadzwonił, to czy ona by... - Tu załamał mi się głos.
- Umarła?
Przytaknęłam.
- Nie, nie umarłaby, ale zapewne chciałaby zabić objawy
kolejną dawką narkotyku i wtedy mogłoby dojść do trwałego uszkodzenia
mózgu. Mówiąc po waszemu, odbiłoby jej.
Nigdy więcej heroiny, nigdy!
*Reszta jest milczeniem - William Shakespeare; Hamlet
..................................
Tytuł rozdziału: Ale ospałość zamieniła się w panikę i mdłości.
*Reszta jest milczeniem - William Shakespeare; Hamlet
..................................
Tytuł rozdziału: Ale ospałość zamieniła się w panikę i mdłości.
Data pierwotnej publikacji: 26.02.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz