Jednak
znalazła się dla mnie praca, w barze Steviego. Od trzeciej do dziesiątej
byłam tam kelnerką. Obsługiwanie pijanych facetów to nic przyjemnego,
ale dostawałam dniówki, mogłam zachowywać napiwki i po pracy
przysługiwała mi jedna setka lub piwo. Zarabiałam tyle, że mogłam sobie
codziennie pozwolić na działkę kokainy, której cena, ku radości
wszystkich ćpunów, poszła w dół.
- A to peszek - rzuciłam ironicznie i starałam się go wyminąć.
- Myślałem, że ci się podobało. - W tym momencie włożył mi rękę pod spódniczkę, za co dostał w twarz.
- Co tu się dzieje? - Stevie zawsze był w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze.
- Ten pan nie panuje nad rączkami.
- Alex, przestań obmacywać mi kelnerki, bo zadzwonię do twojej żony.
Skorzystałam z okazji i podeszłam do stolika w rogu. Zabrałam puste kufle i zaniosłam je na zmywak.
- Jeszcze piętnaście minut - rzuciłam i oparłam się o ścianę
- Tobie to dobrze. Ja tu muszę zasuwać do drugiej.
- Biedactwo. - Poklepałam Toma po ramieniu i wróciłam do obsługiwania gości.
- Mary, słonko, przynieś nam jeszcze dwa piwa- rzucił Shannon.
- Wybacz, słonko, ale właśnie skończyłam swoją zmianę. - Posłałam mu złośliwy uśmiech i poszłam się przebrać.
Przed lokalem czekał na mnie Jared. Pocałowałam go i poszliśmy w stronę mojego domu. Zawsze odprowadzał mnie po pracy, co było bardzo urocze.
- Zaprosiłabym cię do środka i robiła bardzo brzydkie rzeczy z twoim penisem, ale ojciec jest w domu.
- Jutro mi to wynagrodzisz - odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie. - Zapomniałbym. W następną środę jedziesz ze mną i Shannonem do Seattle.
- Po co? - zapytałam, wsuwając dłonie w tylne kieszenie jego spodni.
- Na koncert Nirvany.
Kiedy to powiedział, z moich ust wydobył się niekontrolowany pisk.
- Wiedziałem, że się ucieszysz. - Uśmiechnął się, a ja zaczęłam go całować.
- A bilety? - zapytałam, gdy nieco ochłonęłam.
- Zdobyte.
- Nie wiem, jak ci się odwdzięczę. - Moje wargi co chwila muskały jego policzki.
- Uwierz mi, wiesz.
Zaśmiałam się i pocałowałam go już po raz ostatni tego wieczoru. Poszedł do siebie, a ja weszłam do domu.
Jak w każdy czwartek, tak i tamtej nocy, ojciec i jego kumple grali w pokera. Nad stołem unosił się kłąb dymu papierosowego, a woń alkoholu niemal powalała.
- Chodź, Mary, zagrasz z nami - odezwał się Clark.
- Wybacz, słońce, jestem spłukana.
- Zawsze możemy zacząć grać w rozbieranego.
- Lepiej nie, bo jeszcze ci stanie.
Zaśmiał się, a ja weszłam na schody. Komisarz Clark był jedynym znajomym mojego ojca, którego lubiłam. W odróżnieniu od innych, nie był starym zboczeńcem i traktował ludzi z szacunkiem. Poza tym często wyciągał mnie z kłopotów, kiedy to przez nieuwagę dałam się złapać na kradzieży.
Okradanie sklepów było jednym z moich ulubionych zajęć. Wróć, naszych ulubionych zajęć. Jared też to lubił. Mimo iż było nas stać na papierosy, woleliśmy je ukraść. Oszczędność plus adrenalina.
Wzięłam prysznic i mimo odgłosów towarzyszących grze w karty, udało mi się zasnąć.
Zaraz po przebudzeniu musiałam oczywiście posprzątać bałagan, który zostawili po sobie stróże prawa.
Wrzuciłam worek butelek do kosza przed domem i zobaczyłam braci Leto. Już miałam się z nimi przywitać, gdy Jared rzucił chłodnym tonem:
- Nie teraz, Mary. - Był nieco zdenerwowany.
- Wydało się, dziwko - dodał Shannon.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, jednak już nic więcej nie powiedział. Ruszyli przed siebie, ignorując moje pytania.
- Jasne, olewaj mnie, przecież jestem tylko twoją dziewczyną - powiedziałam, ale chyba bardziej do samej siebie niż do Jerry'ego.
No i dlaczego ten złamas nazwał mnie dziwką?
Przez chwilę dumałam i nagle mnie ośliniło:
Shannon siedział wczoraj przy stoliku z Alexem, więc pewnie ten mu powiedział o tym, co pomiędzy nami zaszło.
- Cholera! - Zacisnęłam powieki i pokręciłam głową.
No, ale zaraz, przecież akurat wtedy nie byliśmy parą. W ten dzień ze mną zerwał.
To mnie nieco uspokoiło. W oczekiwaniu na ich powrót, usiadłam na huśtawce.
Po dziesięciu minutach wyłonili się zza zakrętu, więc wstałam z miejsca i ruszyłam w ich stronę.
- Nie zbliżaj się do mojego brata. - Shannon zastawił mi drogę.
- Co ty odpierdalasz?
- On o wszystkim wie.
Spojrzałam na Jaya, w oczach miał łzy i unikał mojego spojrzenia.
- Chodzi o Alexa, tak? Wszystko ci wyjaśnię.
- Nie masz, co wyjaśniać - znów odezwał się starszy z braci.
- A ty, co jego adwokat?
- Jared, powiedź jej.
- Ale co? - spytałam, robiąc krok w stronę swojego chłopaka, na co ten się cofnął. - Jared, zaraz ci wszystko wytłumaczę.
- Żałosna jesteś. Powiedź, że z nią zrywasz i zmywamy się stąd.
Kiedy usłyszałam słowo zrywasz, do oczu napłynęły mi łzy, a dłonie zaczęły drżeć.
- To koniec, Mary. - Jego głos odbijał się echem po mojej głowie. - Tym razem tak naprawdę.
- Nie możesz, nie możesz mi tego zrobić, nie możesz! - Płakałam, a on nawet na mnie nie patrzył. - Jared, błagam cię, spójrz na mnie.
- Idziemy, Jay. - Shann popchnął go do przodu, a ja zrobiłam coś, czego bym się po sobie nie spodziewała: padłam na kolana przed młodszym Leto.
Jared:
Byłem jak w amoku. Wszystko wydawało mi się być rozmyte. Błagania Mary dochodziły do mych uszu z lekkim opóźnieniem. Słyszałem je jakby przez jakąś grubą ścianę.
Shannon lekko pchnął mnie do przodu. Zrobiłem krok i wtedy Mary padła przede mną na kolana.
- Błagam cię, nie zostawiaj mnie. - Z jej oczu spływały łzy, wargi drżały, a policzki były blade jak ściana. Widok ten nie był mi obojętny, jednak po raz kolejny mnie zdradziła, nie mogłem jej wybaczyć. Nie tym razem. - Jared, kochanie, pozwól mi się wytłumaczyć, proszę. - Złapała mnie za rękę, a ja poczułem, że moje oczy robią się wilgotne. Ta cała sytuacja bolała mnie tak samo jak ją, ale nie mogłem znów zrobić z siebie głupka.
- Przykro mi. - Wyrwałem dłoń z jej uścisku i z ciężkim sercem wyminąłem ją, ruszając w stronę domu.
- Nie byliśmy wtedy razem! - usłyszałem za swoimi plecami, jednak pod wpływem emocji i presji ze strony brata, zignorowałem to i przyspieszyłem kroku. Dopiero po chwili tak naprawdę doszło do mnie to, co powiedziała i zatrzymałem się.
- Dlaczego stanąłeś? - zapytał Shann.
- Kiedy on się z nią przespał?
- No przecież ci mówił, że w grudniu.
- W grudniu... - powtórzyłem i przypomniałem sobie jeden, bardzo istotny fakt: przecież na początku grudnia z nią zerwałem. - Cholera jasna! - rzuciłem i zawróciłem.
- No i gdzie leziesz?! - krzyknął za mną brat.
- Ona naprawdę mnie nie zdradziła! - odkrzyknąłem i zacząłem biec.
Mary nadal klęczała na chodniku i płakała, nie zważając na gapiących się na nią ludzi. Kiedy znalazłem się tuż obok niej, szybko podniosła się z kolan.
- Jerry, ja naprawdę cię nie zdradziłam.
- Wiem, kochanie, ale nie rozmawiamy o tym tutaj. - Ostrożnie objąłem ją ramieniem i wprowadziłem na teren jej posesji.
- Zerwałeś ze mną, a ja się naćpałam i...
Byłem jak w amoku. Wszystko wydawało mi się być rozmyte. Błagania Mary dochodziły do mych uszu z lekkim opóźnieniem. Słyszałem je jakby przez jakąś grubą ścianę.
Shannon lekko pchnął mnie do przodu. Zrobiłem krok i wtedy Mary padła przede mną na kolana.
- Błagam cię, nie zostawiaj mnie. - Z jej oczu spływały łzy, wargi drżały, a policzki były blade jak ściana. Widok ten nie był mi obojętny, jednak po raz kolejny mnie zdradziła, nie mogłem jej wybaczyć. Nie tym razem. - Jared, kochanie, pozwól mi się wytłumaczyć, proszę. - Złapała mnie za rękę, a ja poczułem, że moje oczy robią się wilgotne. Ta cała sytuacja bolała mnie tak samo jak ją, ale nie mogłem znów zrobić z siebie głupka.
- Przykro mi. - Wyrwałem dłoń z jej uścisku i z ciężkim sercem wyminąłem ją, ruszając w stronę domu.
- Nie byliśmy wtedy razem! - usłyszałem za swoimi plecami, jednak pod wpływem emocji i presji ze strony brata, zignorowałem to i przyspieszyłem kroku. Dopiero po chwili tak naprawdę doszło do mnie to, co powiedziała i zatrzymałem się.
- Dlaczego stanąłeś? - zapytał Shann.
- Kiedy on się z nią przespał?
- No przecież ci mówił, że w grudniu.
- W grudniu... - powtórzyłem i przypomniałem sobie jeden, bardzo istotny fakt: przecież na początku grudnia z nią zerwałem. - Cholera jasna! - rzuciłem i zawróciłem.
- No i gdzie leziesz?! - krzyknął za mną brat.
- Ona naprawdę mnie nie zdradziła! - odkrzyknąłem i zacząłem biec.
Mary nadal klęczała na chodniku i płakała, nie zważając na gapiących się na nią ludzi. Kiedy znalazłem się tuż obok niej, szybko podniosła się z kolan.
- Jerry, ja naprawdę cię nie zdradziłam.
- Wiem, kochanie, ale nie rozmawiamy o tym tutaj. - Ostrożnie objąłem ją ramieniem i wprowadziłem na teren jej posesji.
- Zerwałeś ze mną, a ja się naćpałam i...
Tu jej przerwałem namiętnym
pocałunkiem. Na początku była nieco zdezorientowana, jednak jej język
szybko się ożywił.
Gdy tylko nasze wargi się rozłączyły, spojrzałem jej głęboko w oczy.
- Teraz to ja powinienem błagać na kolanach o przebaczenie - mówiąc to, uklęknąłem przed zaskoczoną blondynką. - Wybaczysz mi, Mary?
- Wybaczę. - Wyraz jej twarzy był już dużo weselszy. Zmienność jej nastrojów zwykle mnie denerwowała, ale wtedy cieszyłem się z tego, że potrafiła tak szybko przejść ze smutku w radość.
Chciałem wstać, jednak zanim zdążyłem to zrobić, jej ciało przywarło do mojego. Straciłem równowagę i po chwili leżałem na trawie, a Mary na mnie. Jej włosy opadły na moją twarz, a w nozdrzach zagościł aromat wanilii i papierosów.
Już do końca życia ten zapach będzie mi się kojarzył z moją przepiękną Mary...
Gdy tylko nasze wargi się rozłączyły, spojrzałem jej głęboko w oczy.
- Teraz to ja powinienem błagać na kolanach o przebaczenie - mówiąc to, uklęknąłem przed zaskoczoną blondynką. - Wybaczysz mi, Mary?
- Wybaczę. - Wyraz jej twarzy był już dużo weselszy. Zmienność jej nastrojów zwykle mnie denerwowała, ale wtedy cieszyłem się z tego, że potrafiła tak szybko przejść ze smutku w radość.
Chciałem wstać, jednak zanim zdążyłem to zrobić, jej ciało przywarło do mojego. Straciłem równowagę i po chwili leżałem na trawie, a Mary na mnie. Jej włosy opadły na moją twarz, a w nozdrzach zagościł aromat wanilii i papierosów.
Już do końca życia ten zapach będzie mi się kojarzył z moją przepiękną Mary...
***
- Mary! - głos jej ojca przerwał nasz pocałunek. - Mary, do cholery, chodź tutaj!
- Już idę! - odkrzyknęła. - Zaczekaj tu. - Zeszła ze mnie, po czym zniknęła za drzwiami swojego domu.
Po pięciu minutach Mark opuścił budynek i wsiadł do samochodu.
- Wchodź, Jerry - usłyszałem jej głos przez uchylone okno kuchni. Podniosłem się z ziemi i wszedłem do środka. - Napijesz się coli? - zapytała i dyskretnie otarła kącik ust, jednak nie na tyle, bym tego nie zauważył.
Podszedłem do niej i odwróciłem w swoją stronę. Tak jak myślałem, z jej dolnej wargi sączyła się krew. Chwyciłem leżącą na szafce rolkę ręcznika papierowego, urwałem kawałek i bardzo delikatnie starłem czerwoną ciecz z jej twarzy.
- Już nie długo cię stąd zabiorę, przysięgam. - Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło.
- Wiem. - Uśmiechnęła się, po czym wysunęła z moich ramion. - Normalną czy z lodówki?
- Z lodówki.
- Już idę! - odkrzyknęła. - Zaczekaj tu. - Zeszła ze mnie, po czym zniknęła za drzwiami swojego domu.
Po pięciu minutach Mark opuścił budynek i wsiadł do samochodu.
- Wchodź, Jerry - usłyszałem jej głos przez uchylone okno kuchni. Podniosłem się z ziemi i wszedłem do środka. - Napijesz się coli? - zapytała i dyskretnie otarła kącik ust, jednak nie na tyle, bym tego nie zauważył.
Podszedłem do niej i odwróciłem w swoją stronę. Tak jak myślałem, z jej dolnej wargi sączyła się krew. Chwyciłem leżącą na szafce rolkę ręcznika papierowego, urwałem kawałek i bardzo delikatnie starłem czerwoną ciecz z jej twarzy.
- Już nie długo cię stąd zabiorę, przysięgam. - Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło.
- Wiem. - Uśmiechnęła się, po czym wysunęła z moich ramion. - Normalną czy z lodówki?
- Z lodówki.
Mary podała mi szklaną buteleczkę, wyjęła kilka kostek lodu z
zamrażalnika i wrzuciła je do małego woreczka, który następnie
przyłożyła do lekko spuchniętej wargi.
Jako że nie lubiłem pić z butelki, wziąłem sobie szklankę i z powrotem usiadłem przy stole na przeciwko King.
- Chcesz jedną kostkę? - spytała, gdy napełniłem naczynie chłodnym napojem.
- Jedną możesz wrzucić.
Jako że nie lubiłem pić z butelki, wziąłem sobie szklankę i z powrotem usiadłem przy stole na przeciwko King.
- Chcesz jedną kostkę? - spytała, gdy napełniłem naczynie chłodnym napojem.
- Jedną możesz wrzucić.
Rozwiązała woreczek i lodowy kwadracik wpadł do
szklanki. Znów się uśmiechnęła, a ja wziąłem spory łyk i poczułem, że ta
mała bryłka to wcale nie jest zamarznięta woda, przynajmniej nie w całości.
- Zamrażasz wódkę?
- Sama wódka by nie zamarzła, ale dodaję jej trochę do wody. Co prawda proces zmiany stanu skupienia trwa wtedy nieco dłużej, o ile zachowa się odpowiednie proporcje, a smak i moc nie są już takie efektowne, ale to zawsze coś.
Mary i jej genialne pomysły.
- W sumie to niezły patent.
- Bo mój. - Wyjęła kolejną kostkę i wsadziła ją do ust. Chwilę ja possała, po czym wstała z miejsca i usiadła mi na kolanach. Przygryzła lodowaty kwadracik i chwyciła go w dłoń. Rzuciła mi jedno ze swoich nieprzyzwoitych spojrzeń i zimna bryłka dotknęła moich warg. Przesuwała kostkę lodu od lewego do prawego kącika moich ust, śpiewając przy tym I hate myself for loving you.
Kiedy zamrożona mieszanka wody i wódki już się stopiła, po moich ustach zaczął wędrować jej język. Od lewej do prawej i od prawej do lewej. Raz po dolnej, raz po górnej wardze. Jej dłonie splotły się razem z moimi, a usta poddały się pocałunkom.
Starałem się być bardzo delikatny ze względu na jej ranę, jednak ona zdawała się nią nie przejmować, więc po chwili i ja przestałem się kontrolować.
- Teraz pytanie: czy ten stół to wytrzyma?
- Wytrzyma - odpowiedziała i przyciągnęła mnie do siebie, namiętnie całując.
Na jej nagim ciele pojawiła się gęsia skórka, gdy tylko lód dotknął jej skóry. Zadrżała, a ja nadal obrysowywałem jej sutki zamarzniętą wodą z alkoholem...
- Sama wódka by nie zamarzła, ale dodaję jej trochę do wody. Co prawda proces zmiany stanu skupienia trwa wtedy nieco dłużej, o ile zachowa się odpowiednie proporcje, a smak i moc nie są już takie efektowne, ale to zawsze coś.
Mary i jej genialne pomysły.
- W sumie to niezły patent.
- Bo mój. - Wyjęła kolejną kostkę i wsadziła ją do ust. Chwilę ja possała, po czym wstała z miejsca i usiadła mi na kolanach. Przygryzła lodowaty kwadracik i chwyciła go w dłoń. Rzuciła mi jedno ze swoich nieprzyzwoitych spojrzeń i zimna bryłka dotknęła moich warg. Przesuwała kostkę lodu od lewego do prawego kącika moich ust, śpiewając przy tym I hate myself for loving you.
Kiedy zamrożona mieszanka wody i wódki już się stopiła, po moich ustach zaczął wędrować jej język. Od lewej do prawej i od prawej do lewej. Raz po dolnej, raz po górnej wardze. Jej dłonie splotły się razem z moimi, a usta poddały się pocałunkom.
Starałem się być bardzo delikatny ze względu na jej ranę, jednak ona zdawała się nią nie przejmować, więc po chwili i ja przestałem się kontrolować.
- Teraz pytanie: czy ten stół to wytrzyma?
- Wytrzyma - odpowiedziała i przyciągnęła mnie do siebie, namiętnie całując.
Na jej nagim ciele pojawiła się gęsia skórka, gdy tylko lód dotknął jej skóry. Zadrżała, a ja nadal obrysowywałem jej sutki zamarzniętą wodą z alkoholem...
***
- Przejrzałem cię - rzuciłem do brata, gdy tylko wróciłem do domu po kilkakrotnym zaspokojeniu swojej dziewczyny.
- Co? - zapytał zaskoczony Shannon.
- Zazdrościsz mi jej.
- Kogo? Człowieku, o co ci w ogóle chodzi?!
- Jak to kogo? Mary. Zazdrościsz mi jej, dlatego tak bardzo chcesz rozbić nasz związek. Dobrze wiedziałeś, że w grudniu się rozstaliśmy, bo jakby nie patrzeć, byłeś przyczyną tego rozstania.
- No dobra, głupio wyszło, ale naprawdę dopiero później sobie o tym przypomniałem. Poza tym wcale ci jej nie zazdroszczę, po prostu nie chcę, żebyś przez nią cierpiał. Jesteś moim młodszym bratem, chronienie twojego ślicznego tyłka to mój zasrany obowiązek...
........................................
Tytuł: Błagam cię, moje kochanie, nie zostawiaj mnie, ja cierpię
Akcja z błaganiem na kolanach to jeden ze snów, jakie miałam pod koniec stycznia.
Tak, śniło mi się, że byłam dziewczyną Jareda i Shannon mu coś nagadał, więc ten postanowił mnie zostawić. Jak się pewnie domyślacie, padłam przed nim na kolana i błagałam, by tego nie robił.
Ten sen zainspirował mnie do napisania właśnie takiej sceny. Mary jest tak obsesyjnie zakochana w Jayu, że taka reakcja z jej strony wydała mi się bardzo prawdopodobna.
- Co? - zapytał zaskoczony Shannon.
- Zazdrościsz mi jej.
- Kogo? Człowieku, o co ci w ogóle chodzi?!
- Jak to kogo? Mary. Zazdrościsz mi jej, dlatego tak bardzo chcesz rozbić nasz związek. Dobrze wiedziałeś, że w grudniu się rozstaliśmy, bo jakby nie patrzeć, byłeś przyczyną tego rozstania.
- No dobra, głupio wyszło, ale naprawdę dopiero później sobie o tym przypomniałem. Poza tym wcale ci jej nie zazdroszczę, po prostu nie chcę, żebyś przez nią cierpiał. Jesteś moim młodszym bratem, chronienie twojego ślicznego tyłka to mój zasrany obowiązek...
........................................
Tytuł: Błagam cię, moje kochanie, nie zostawiaj mnie, ja cierpię
Akcja z błaganiem na kolanach to jeden ze snów, jakie miałam pod koniec stycznia.
Tak, śniło mi się, że byłam dziewczyną Jareda i Shannon mu coś nagadał, więc ten postanowił mnie zostawić. Jak się pewnie domyślacie, padłam przed nim na kolana i błagałam, by tego nie robił.
Ten sen zainspirował mnie do napisania właśnie takiej sceny. Mary jest tak obsesyjnie zakochana w Jayu, że taka reakcja z jej strony wydała mi się bardzo prawdopodobna.
Data pierwotnej publikacji: 12.03.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz