Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

poniedziałek, 12 listopada 2012

30. I wanna fuck you like an animal

         I znów nastał poniedziałek. Moi rówieśnicy właśnie skończyli drugą lekcję, a ja dopiero co się obudziłam. 
Nie lubiłam wstawać wcześnie, gdyż moje aktywne życie zaczynało się dopiero o trzeciej, kiedy to szłam do pracy. Nie tęskniłam za nauką, ale podczas gdy wszyscy znajomi byli w szkolę, ja się niemiłosiernie nudziłam. Nie inaczej było tego dnia. 
Prysznic, śniadanie, sprzeczka z ojcem i mnóstwo czasu do zabicia, bo  przypomniało mi się, że tego wieczoru pracowałam od ósmej do drugiej. Dobita tym faktem, położyłam się na kanapie i włączyłam telewizor. Wszędzie programy informacyjne, tylko na jednym kanale film. Jak się okazało, romansidło, ale lepsze to niż nic.
- Kocham cię, moja piękna.
- Ja ciebie też, mój najdroższy. 
Dialog po prostu pierwsza klasa. Ekranowa para połączyła się w drętwym pocałunku i ku mojemu zaskoczeniu, wylądowała w łóżku. Nie wiedzieć czemu, w tym momencie poczułam silną chęć zrobienia tego samego. Nie wiele myśląc, wyłączyłam telewizor i wyszłam z domu.
        - Nie możesz wejść. Nie jesteś uczennicą tej szkoły - padło z ust woźnego, z którym swojego czasu miałam pewien układ. Ja przynosiłam mu trawkę, a on pozwalał mi palić u siebie w kantorku.
- Szefie, niech szef nie będzie takim służbistą.
- Panienka wybaczy, ale siła wyższa.
- No proszę cię, szefuńciu. - Zrobiłam jedną ze swoich najsłodszych min i spojrzałam mu w oczy.
- A po co ty chcesz tam w ogóle wejść?
- Żeby zobaczyć się z chłopakiem.
- Nie możesz się zobaczyć z nim później?
- Później będę w pracy.
- I tak właśnie zaczęła się lekcja.
- Nieważne. To mogę wejść?
- Ale jak coś, weszłaś, gdy robiłem coś na zewnątrz.
- Wiedziałam, że z szefa to porządny gość jest. - Cmoknęłam staruszka w policzek i weszłam na korytarz. 

Wiedziałam, gdzie Jared miał lekcję, więc pozostawała kwestia tego, jak wyciągnąć go z zajęć. Oparłam się o bladozieloną ścianę i zaczęłam myśleć. Jak zwykle przy tej czynności, rozglądałam się dookoła i w pewnym momencie mój wzrok zatrzymał się na małym pomieszczeniu, które, na moje szczęście, było otwarte. 
Uśmiechnęłam się sama do siebie i szybkim krokiem ruszyłam w jego stronę. Kiedy byłam już w środku, spojrzałam przez szybę, by upewnić się, że teren jest czysty i wcisnęłam guziczek, który wciskany był w razie pożaru. 
Zaraz po tym wróciłam pod salę numer dwanaście i czekałam, aż rozpocznie się ewakuacja.
        Zdezorientowani ludzie zaczęli opuszczać sale, a wśród nich Jared. Kiedy był już dosyć blisko, złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę toalety.
- Mary, co ty tutaj robisz?
- Przyszłam cię odwiedzić.
 -Ale musimy wyjść, bo włączył się alarm.
- Nie musimy. Ja go włączyłam - powiedziałam i zaczęłam go całować.
- Ty? Ale po co?
- Po to, żeby wyciągnąć cię z klasy, zaciągnąć do łazienki i zaliczyć mały numerek. - Znów przyssałam się do jego ust i zaczęłam kierować jego ciało w stronę kabiny. Kiedy w końcu się w niej znaleźliśmy, zaczęłam rozpinać mu spodnie.
- A jak ktoś nas przyłapie?
- Teraz wszyscy są zbyt zdezorientowani. Poza tym przestań już wreszcie gadać i rób swoje.  Jego spodnie wraz z bielizną zjechały do kolan, a ja zdjęłam majtki, które miałam pod spódniczką i zaczęliśmy swoje przedstawienie. 

        Z każdym ruchem moje plecy ocierały się o pokrytą napisami ścianę. Niesprzyjające warunki przestały mu przeszkadzać, wręcz go nakręciły, bo był coraz bardziej podniecony, a jego ruchy z każdą sekundą stawały się intensywniejsze i bardziej pewne. Chwilami, gdy się we mnie wbijał, moja stopa na sekundę odrywała się od ziemi. Powoli traciłam kontrolę nad swoim ciałem. Wszystko skupiało się na moim kroczu, które dosłownie płonęło, penetrowane przez męskość mojego chłopaka. Rozkosz była tak  ogromna, że nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Jay nadal posuwał mnie niczym rasowy żigolak, a ja mocna zaciskałam palce na jego ramionach, starając się nie wydobywać z siebie zbyt głośnych dźwięków. 
         Dłoń Jareda zacisnęła się mocno na moim lewym udzie i wtedy moje ciało przeszła fala gorąca i silny dreszcz. Jay jęknął, a ja wtuliłam twarz w jego ramię. Mimo iż czułam już nieziemską przyjemność, on nadal się we mnie poruszał. Podbił w górę i wypuścił amunicje. Ja w tym czasie z całej tej ekstazy zatopiłam zęby w jego skórze. 
       Oboje oddychaliśmy tak ciężko, jakbyśmy właśnie przebiegli maraton. Leto zaczął wyjmować ze mnie swojego jeszcze nabrzmiałego członka.
- Ugryzłaś mnie - rzucił, dotykając ranki na swojej szyi, z której powoli sączyła się krew. - Co ja teraz powiem mamie?
- Powiesz, że zaatakował cię wampir.
- Raczej seksowna wampirzyca. - Zaśmiał się i usiadł na zamkniętej klapie muszli. W tym czasie pojawił się komunikat w szkolnym radiu, mówiący o tym, iż uprasza się uczniów o powrót do klas. - To ja się zbieram.
- Nie. Zostań tu ze mną, ty mój ogierze.
- Nie mów, że jeszcze ci miało.
- A tobie nie?
- Ja czuję się zaspokojony.
- Na pewno? - zapytałam i znów rozpięłam mu spodnie.
- Mary, czy ty chcesz mnie zajeździć na śmierć?
- Nie. Po prostu lubię się z tobą pieprzyć. 
Jego członek był już nie wierzchu, więc lekko go uniosłam i musnęłam językiem. 
- I uwielbiam go dotykać. Jest taki duży i... - W sumie sama nie wiedziałam, jakim jeszcze słowem mogłam określić penisa swojego chłopaka, więc po prostu wróciłam do tego, co potrafiłam najlepiej: do pieszczenia go ustami. Robił się coraz twardszy, a dłonie Jareda plątały się w moich włosach. W pewnym momencie chwycił je nieco mocniej i odciągnął moją głowę od swojego krocza.
- Wskakuj, kochanie. 
Wstałam z kolan, po czym usiadłam na nim okrakiem, czując wbijającą się we mnie męskość. Jerry przysunął moją twarz do swojej i namiętnie pocałował. Jego język sprawnie wysunął się z moich ust i znalazł na brodzie. Nieco się odchyliłam, a on zaczął przygryzać moją skórę. Nigdy wcześniej tego nie robił i musiałam przyznać, że bardzo mi się to podobało. 
- Jesteś tak cholernie seksowna, że mógłbym to z tobą robić non stop - mówiąc to klepnął mnie w pośladek i zaczął pieścić ustami moje ucho. Powoli zaczynałam opadać z sił, ale starałam się nie wypaść z rytmu. Czułam już zbliżający się orgazm. Wykonywałam swoje ruchy i jęczałam, kompletnie zapominając o tym, że w szkole znów panuje cisza, a w łazience wszystko odbija się głośnym echem.
        Jared po raz drugi pozbył się nadmiaru nasienia, a ja dochodziłam do siebie wtulona w jego ramię. Tym razem obeszło się bez gryzienia. 

Kiedy już byliśmy w stanie, opuściliśmy kabinę. Na zewnątrz czekała nas niemiła niespodzianka.
- Panie Leto, panno King, zapraszam do mojego gabinetu. 
Spojrzeliśmy na siebie nieco zmieszani i poszliśmy za Carthym. Mi w sumie nie mógł już nic zrobić, więc martwiłam się o Jareda. Mnie wywalił za pocałunek, więc co mógł zrobić Jayowi za seks? Ten stary dziad był pieprzonym impotentem, dlatego tak bardzo bolało go świadomość tego, że ktoś miał udane życie erotyczne. 
- Szkoła to nie jest żaden burdel, do cholery! Co wy sobie w ogóle wyobrażacie, gówniarze?! Myślicie, że skoro macie już po osiemnaście lat to możecie wszystko?! I tu się mylicie, oj grubo mylicie. 
W tym momencie do gabinetu wszedł nieco speszony woźny. 
- Niech pani mi powie, panie Bell, jakim cudem panna King znalazła się w budynku szkoły, skoro została z niej wyrzucona?
- Nie mam pojęcia, panie dyrektorze.
- Nie ma pan pojęcia? Płacę panu za to, żeby pilnował pan wejścia.
- I również za to, żebym kosił trawnik. Pewnie wlazła tu, kiedy romansowałem z kosiarką, spryciula jedna.
- Nie wiem, jak tu wlazła, ale teraz ma pan ją stąd wyprowadzić i pilnować, by nigdy więcej nie weszła na teren szkoły. 
Wstałam z krzesła, Jay chciał zrobić to samo, jednak wtedy odezwał się Carthy. 
- Pan zostaje, panie Leto. 
Dotknęłam dłoni swojego chłopaka i wyszłam razem z panem Bellem.
- Ty to masz pomysły, ślicznotko.
- Po prostu miałam ochotę na seks.
- Gdybym był te czterdzieści lat młodszy...
Zaśmiałam się i opuściłam gmach szkoły. 




***



        - Dobrze, że już jesteś, bo mamy dzisiaj dużo roboty - rzuciła Laura, gdy tylko weszłam do baru.
- Dużo roboty? Przecież tu nikogo nie ma.
- Musieliśmy wszystkich wyprosić, bo zaraz przyjedzie tu jakiś zespół, który wczoraj grał u nas koncert. To był ich ostatni przystanek na trasie, więc chcą to jakoś oblać. Będzie ponad trzydzieści osób.
- To to jest jakaś orkiestra symfoniczna, czy co?
- Nie no rockowy kwartet z Europy, plus ich wszyscy współpracownicy i zapewne jakieś groupies.
- No to szykuje się niezła imprezka. - Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie czasy, kiedy z Courtney jeździłyśmy na koncerty i czasami udawało nam się dostać na jakieś after party. Przyznaję, niekiedy trzeba było wykorzystać swoje ciała, a niekiedy wystarczył słodki uśmiech, duży dekolt i krótka spódniczka. 

Czy byłam groupie? A która laska w latach dziewięćdziesiątych nią nie była?
- To teraz pomóż mi przetrzeć te wszystkie kufle. 
Wzięłam ściereczkę i zgodnie z poleceniem przecierałam i tak czyste szklane naczynia.
        Równo o dziewiątej do baru wszedł facet w czarnych okularach i niebieskim garniturze. W ustach trzymał cygaro, włosy miał przyklapnięte i świecące od nadmiaru żelu. Laura stwierdziła, że wyglądał jak gangster. No cóż, ja bym rzekła, że jak płotka, która udawała grubą rybę, choć tak naprawdę przypominał mi alfonsa. Wiedziałam jednak z paroletniego doświadczenia, że ten facet to manager zespołu. Nie myliłam się. Oni wszyscy wyglądali tak samo: jak pseudo gangsterzy lub pierdoleni alfonsi. Niektórzy z nich faktycznie byli takimi stręczycielami, bo robili medialne dziwki ze świetnie zapowiadających się muzyków.
        Mężczyzna rozejrzał się, wypuścił z ust kłębek dymu i ruszył z powrotem w stronę drzwi.
- Możecie wchodzić. 
Pusty lokal zapełnił się ludźmi. Było to zdecydowanie więcej niż trzydzieści osób, ale nie narzekałyśmy,  bo była to szansa na duże napiwki. 
Na oko trzydziestoletni facet z długimi blond włosami, który okazał się być wokalistą, kazał podać wszystkim piwo. Nieźle się nalatałam, ale dzięki temu miałam już w kieszeni coś około pięćdziesięciu dolarów. Tak jak się spodziewałam, byli hojni.
        O północy zalani byli wszyscy, prócz managera, który jako jedyny siedział przy barze i popijał whiskey z lodem.
- Czy któraś z was, ślicznotki, mogłaby podać nam cztery drinki? - spytał wokalista, gdy udało mu się przytoczyć do lady.
- Jakie? - zapytała Laura, podczas gdy ja odnosiłam brudne kufle na zmywak. Nie słyszałam odpowiedzi, ale sądząc po minie koleżanki, musiało to być coś ekstrawaganckiego. 

Kiedy wróciłam na swoje stanowisko, facet tłumaczył, jak owe drinki przyrządzić.
- I proszę, żeby przyniosła je blondynka. 
Jako że Laura była brunetką, a Melody miała rude włosy, domyśliłam się, że chodziło o mnie, więc gdy tylko napoje były gotowe, postawiłam je na tacę i zaniosłam do stolika, przy którym siedział zespół.
- Dziękuję ci... yyyyyy... Mary - powiedział blondyn, gdy postawiłam przed nim szklankę z zamówionym trunkiem. 
Przez chwilę zastanawiałam się, skąd znał moje imię, ale od razu przypomniałam sobie, że przecież do służbowego stroju miałam przypiętą plakietkę. 
Gdy podawałam drinki pozostałym, wokalista zaczął śpiewać piosenkę Mary had a little lamb
 No cóż, nie miał zbyt dobrego głosu, więc pewnie dlatego ni w ząb nie kojarzyłam tej grupy. Nie miałam zwyczaju słuchać zespołów z kiepskimi wokalami.  
- Śliczna z ciebie dziewczyna. - Jego łapa znalazła się na moim pośladku. Normalnie wylałabym mu drinka na łeb, ale wiedziałam, jak przewrażliwione były gwiazdy rocka i ich managerzy. Obrazisz takiego i od razu zwijają się z lokalu, nie płacąc rachunku. Oni mieli do uregulowania sporą sumkę, więc nie mogłam ryzykować. Po prostu odwróciłam się i jak gdyby nigdy nic, wróciłam do dziewczyn, choć w myślach właśnie go kastrowałam.
        Pan niebieski nadal sterczał przy barze i w milczeniu sączył Jacka Danielsa. Odszedł od niego dopiero zawołany przez wokalistę. Przez chwilę o czymś szeptali, po czym mężczyzna wrócił na swoje miejsce.
- Mary, pozwól na chwilę. 
Podeszłam do niego i zapytałam, o co chodzi. 
- Ile masz lat?
- Osiemnaście. A na co panu ta wiedza?
- Osiemnaście, więc okey. 
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. 
- Marcus, wokalista, byłby zainteresowany twoim towarzystwem. Jedna noc w tutejszym hotelu, oczywiście na jego koszt i z zabezpieczeniem. Żadna orgia, po prostu zwykły seks.
- Pan chyba sobie żartuje. Nie jestem pieprzoną prostytutką!  
Koleś miał tupet, nie ma co.
- No, ale nikt nie twierdzi, że jesteś. Chodzi tu o miło spędzoną noc.
- Nie ma mowy. A jak pana podopieczny jest tak bardzo napalony, to trzy przecznice dalej jest burdel. Może tam go ktoś rozpozna i zostanie obsłużony za darmo. 
Facet nieco się zmieszał i już miał podejść do stolika, przy którym siedział zespół, gdy zadzwonił jego telefon i ze względu na hałas, był zmuszony opuścić lokal.
- Pieprzony kutas - rzuciłam, gdy poszłam zabrać od Toma umyte kufle.
- Kto?
- Ten cały wokalista, który fałszuje gorzej niż brat mojego chłopaka.
- A co takiego zrobił?
- Wyobraź sobie, że chciał żebym się z nim przespała. Gnojek. Za kogo on mnie ma?
- Nie przejmuj się. Tacy jak on myślą, że mogą wszystko, bo są sławni. A tak w ogóle to mi zaraz pęcherz rozerwie. 
Gdy tylko to usłyszałam, zaświtał mi w głowie jeden z serii moich genialnych pomysłów.
- Lej do kufla.
- Co?!
- Lej do kufla - powtórzyłam nieco wolniej i podsunęłam mu naczynie.
- Ty tak na poważnie? - zapytał z niedowierzaniem.
- Pewnie. Gwiazdorek dostanie piwo z wkładką.
- Wiesz, że jak się szef dowie to mnie wypierdoli z pracy?
- Nie dowie się.
- Skąd wiesz?
- Po prostu wiem.
- No dobra. - Wziął ode mnie kufel i rozpiął rozporek. - No, ale się odwróć.
- Co ty myślisz, że ja kutasa nigdy nie widziałam?
- Nie o to chodzi. Po prostu nie mogę się skupić, kiedy ktoś na mnie patrzy. 
Westchnęłam i odwróciłam się w stronę sali. 
- Gotowe. 
Szeroko się uśmiechnęłam i podeszłam z wypełnionym do połowy kuflem do maszyny do nalewania piwa. Mieszankę alkoholu i moczu zaniosłam do stolika, przy którym siedział ten dupek.
- Nie zamawiałem piwa.
- To na koszt firmy.
- No to nie odmówię, szczególnie, że podaje mi je taka piękna osóbka. 
Posłałam mu sztuczny uśmiech i postawiłam kufel na blacie. 
- Tak poza tym, to co z moją propozycją? Na zachętę powiem ci, że potrafię doprowadzić kobietę do kosmicznego orgazmu, używając samego języka.
- Nie wątpię.
- Chętnie zajmę się twoją szparką. Pewnie jest milutka i wilgotna. Założę się, że ty też potrafisz zaspokoić mężczyznę. Poznaję to po twoich ruchach. Jeśli się zgodzisz na wspólną noc, poczujesz w sobie tego kolosa. - Tu wskazał na swój rozporek. - Będzie się ładnie prezentował w twojej ślicznej buźce. Wpakuję go wszędzie tam, gdzie się zmieści, a ty będziesz jęczeć i błagać o więcej. 
Słuchałam go i czułam, że zbiera mi się na wymioty. Koleś był naprawdę obleśny: tłuste, poplątane włosy, brudne paznokcie, zarośnięta twarz. Wolałam sobie nie wyobrażać, w jakim stanie była jego męskość. 
- Jest naprawdę duży. Możesz go dotknąć, jak chcesz.
- Nie, dziękuję.
- Zastanów się jeszcze, koteczku, bo to może być niezapomniana noc. No i zawsze mogłaby dołączyć do nas któraś z moich fanek. 
Kiedy w końcu przestał gadać, napił się tego, co mu przyniosłam. 
- Smakuje nieco inaczej niż normalnie.
- Bo to ma specjalną recepturę i podajemy je tylko wyjątkowym gościom. 
Uśmiechnął się i wziął kolejny łyk trunku. Czułam, że zaraz zacznę się śmiać, więc odeszłam od stolika i poszłam na zmywak. 
- On to pije. Ten kretyn pije twoje szczyny! 
Ja i Tom zaśmiewaliśmy się w najlepsze.
- A wam, co tak wesoło? - spytał Stevie, który jak co dzień przed zamknięciem przyszedł na swoją inspekcję.
- A tak jakoś - powiedziałam i wzięłam kolejną porcję czystych kieliszków.
        Piętnaście minut przed drugą goście zaczęli się zbierać. Manager uiścił rachunek i mogliśmy szykować się do zamknięcia. Sprzątnęłam stoliki, Melody umyła podłogę, Laura poustawiała szklanki na właściwe miejsce i byłyśmy wolne. Przebrałam się w swoje ciuchy i razem z Tomem ruszyłam w stronę swojego domu. Zawsze mnie odprowadzał, gdy pracowałam do drugiej i Jared nie mógł po mnie przyjść.
        Przez całą drogę rozmawialiśmy o tym ochrzczonym piwie. W sumie cieszyłam się, że tamten zboczeniec nie czekał na mnie przed lokalem. 

        Kiedy znaleźliśmy się przed moim domem, pożegnałam swojego kolegę i weszłam na podwórko. Z tego, co widziałam, paliły się praktycznie wszystkie światła, więc od razu wiedziałam, że tatuś urządził sobie wieczorek alkoholowy.
Zanim doszłam do swojego pokoju, minęłam kilku pijanych facetów i trzy obmacujące się prostytutki obserwowane przez podstarzałych napaleńców z kutasami na wierzchu. 

Dom, słodki dom...
        Gdy w końcu dotarłam do siebie, przekręciłam klucz w drzwiach i nawet się nie przebierając, rzuciłam się na łóżko. Gdy już prawie zasypiałam, poczułam, że jeśli nie pójdę do toalety, to zleję się w pościel. 

No cóż, nie byłby to pierwszy raz, ale wolałam nie ryzykować...
        Otworzyłam drzwi łazienki i to, co zobaczyłam, obudziło we mnie rządzę mordu. Jakaś kurwa z gołymi cyckami stała oparta o zlew, na którym znajdowały się ślady po białym proszku. Na podłodze leżała moja kosmetyczka. Szmata wciągnęła cały mój zapas.
- Zabiję cię! - wrzasnęłam i ją odepchnęłam. - Kto pozwolił ci ruszać mój towar?! 
Dziewczyna była jednak zbyt nagrzana , by odpowiedzieć na moje pytanie. 
- To była najlepsza koka na rynku! - Nie wiedzieć czemu, do oczu napłynęły mi łzy, a ona zaczęła coś bełkotać. 
Kiedy już się nieco uspokoiłam, doszłam do wniosku, że nie mogłam zostawić jej w takim stanie na pastwę tych napalonych oblechów. Gdybym to zrobiła, zrobiliby jej z dupy hangar. Załatwiłam więc swoją potrzebę, podniosłam odurzoną brunetkę z podłogi i zaprowadziłam do swojego pokoju. 
- Masz, załóż to - rzuciłam jej koszulkę, jednak nie była w stanie jej nałożyć. - By cię szlag! - Szybko ubrałam nieznajomą w szary t-shirt. - A teraz się kładź. 
Przyłożyła głowę do poduszki, nucąc jakąś melodię. Po kilku minutach poczułam jej dłoń na swojej piersi.
- Chcesz się zabawić?
- Nie, nie chcę. A ty przestań mnie obmacywać, bo wylądujesz na podłodze.
- Przepraszam - wydukała i odwróciła się do mnie plecami. Ja jednak cały czas ją obserwowałam. 

Jak to pisał Hunter S. Thompson: do każdego można odwrócić się tyłem, ale na pewno nie do naćpanego gościa.
Co prawda, to była kobieta, ale nadal naćpana. Gdybym spuściła z niej wzrok albo usnęła, mogłaby mi w mgnieniu oka wpakować pięść do krocza lub co gorsza do tyłka. Nie uśmiechało mi się to, więc nie zmrużyłam oka,  dopóki tej nie przeszła faza. 


*Cytat z książki Lęk i odraza w Las Vegas
.
.....................................................................
Tytuł rozdziału: Chcę cię pieprzyć jak zwierzę.

Dziękuję Jo_Supernatural za sugestię z alarmem przeciwpożarowym :).  


Data pierwotnej publikacji: 19.03.2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz