Jared:
Siedziałem na krześle w gabinecie dyrektora Carthy'ego i nerwowo
pukałem palcami o jego poręcz. Za chwilę miała się tam zjawić moja mama - już sobie wyobrażałem jej reakcję. Jednym słowem: przesrane, ale było
warto. Seks z Mary zawsze był nieziemskim doświadczeniem, ale to, co
zdarzyło się tamtego dnia, pobiło wszelki rekordy. Ona też to poczuła.
Widziałem to w jej oczach i słyszałem w głosie. Czułem to również w jej
ugryzieniu. Swoją drogą, miejsce, w którym zatopiły się jej zęby, nadal
mi niemiłosiernie pulsowało.
Podczas
gdy ja wspominałem ten kosmiczny orgazm, po pomieszczeniu rozniosło się
głośne pukanie i w drzwiach stanęła moja rodzicielka.
- Przyjechałam najszybciej, jak mogłam. Co ta sierota znowu nawywijała?
- Niech
pani usiądzie, pani Leto.
Mama spoczęła na krześle, które wcześniej
zajmowała Mary i spojrzała na dyrektora pytającym wzrokiem.
- Pani syn
urządził sobie, że się tak brzydko wyrażę, burdel ze szkolnej toalety.
- Nie rozumiem.
- Powiem inaczej, Jared i panna King zrobili sobie schadzkę w toalecie i bynajmniej nie rozmawiali.
- Chce mi pan powiedzieć, że uprawiali tam seks?
- Dokładnie
to chcę pani powiedzieć.
Mama zrobiła się cała czerwona, a mi zaczęły
pocić się dłonie.
- Rozumie pani, że nie mogę tego tak zostawić.
- Rozumiem.
- Ze
względu na to, że to praktycznie ostatni miesiąc nauki, a Jared radzi
sobie całkiem dobrze, nie wyrzucę go ze szkoły, jednak obniżę mu ocenę
ze sprawowania. Oprócz tego do końca tego roku szkolnego będzie
uczęszczał na zajęcia z wychowania seksualnego. Wychowanie seksualne,
dobre sobie. Zajęcia prowadziła babka, która o seksie wiedziała tyle, co
ja o zwyczajach godowych mrówek.
No bo cóż mogła o tym
wiedzieć trzydziestopięcioletnia dziewica, która penisa widziała tylko w
filmach erotycznych?
Tak, plotki bardzo szybko się rozchodzą,
szczególnie w szkole...
***
- Boże, taki wstyd. Co ta dziewucha z tobą zrobiła?!
- No już nie przesadzaj - odpowiedziałem, zapinając pasy.
- Co nie przesadzaj? Dziecko, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji?
- Mamo, przecież to był tylko seks. Nie wiem, po co robić o to tyle hałasu.
- A od kiedy to seks uprawia się w szkole i to na dodatek bez zabezpieczenia?! Czy ty wiesz, czym to się może skończyć? Chyba nie chcesz zostać ojcem w tak młodym wieku, co?
- Dramatyzujesz - rzuciłem, opierając się głową o fotel.
- Dramatyzuję? Chyba wiesz, skąd biorą się dzieci.
- Tak, wiem.
- I mimo to kochasz się z tą swoją, pożal się Boże, dziewczyną bez prezerwatywy, narażając się przy tym na jakieś choroby.
- Na jakie choroby? O czym ty gadasz?!
- To narkomanka do tego rozwiązła, więc nie wierzę, że jest zdrowa.
- Teraz to już przesadziłaś. - Rozpiąłem pasy i otworzyłem drzwi białego volvo.
- A ty dokąd?
- Nie będę przebywał z tobą w jednym pomieszczeniu. Wrócę na pieszo.
- I naciesz się powietrzem, bo to będzie twój ostatni spacer. Od dzisiaj masz szlaban na wychodzenie z domu.
- To niby jak dostanę się do szkoły?
- Będę cię odwozić i przywozić. Skoro zachowujesz się jak niedojrzały gówniarz, tak właśnie cię będę traktować.
- No i dobra! - Trzasnąłem drzwiczkami i ruszyłem w stronę parku.
Nienawidziłem, kiedy mama obrażała Mary. Miałem wtedy ochotę jej przyłożyć i zrobiłbym to. Zrobiłbym to, gdyby to nie była moja matka. Nic nie wiedziała o Mary, a mimo to ją oceniała, bo przecież tak jest najłatwiej. Nieważne, co ta dziewczyna musiała przechodzić, dla mojej mamy zawsze będzie nic niewartą ćpunką.
Kopnąłem leżący na ścieżce kamień, odpaliłem papierosa i poszedłem przed siebie. Musiałem trochę ochłonąć.
Po kilku krokach usiadłem na ławce i schowałem twarz w dłoniach. Nie, nie zamierzałem płakać, po prostu w takiej pozycji najlepiej mi się myślało.
- No już nie przesadzaj - odpowiedziałem, zapinając pasy.
- Co nie przesadzaj? Dziecko, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji?
- Mamo, przecież to był tylko seks. Nie wiem, po co robić o to tyle hałasu.
- A od kiedy to seks uprawia się w szkole i to na dodatek bez zabezpieczenia?! Czy ty wiesz, czym to się może skończyć? Chyba nie chcesz zostać ojcem w tak młodym wieku, co?
- Dramatyzujesz - rzuciłem, opierając się głową o fotel.
- Dramatyzuję? Chyba wiesz, skąd biorą się dzieci.
- Tak, wiem.
- I mimo to kochasz się z tą swoją, pożal się Boże, dziewczyną bez prezerwatywy, narażając się przy tym na jakieś choroby.
- Na jakie choroby? O czym ty gadasz?!
- To narkomanka do tego rozwiązła, więc nie wierzę, że jest zdrowa.
- Teraz to już przesadziłaś. - Rozpiąłem pasy i otworzyłem drzwi białego volvo.
- A ty dokąd?
- Nie będę przebywał z tobą w jednym pomieszczeniu. Wrócę na pieszo.
- I naciesz się powietrzem, bo to będzie twój ostatni spacer. Od dzisiaj masz szlaban na wychodzenie z domu.
- To niby jak dostanę się do szkoły?
- Będę cię odwozić i przywozić. Skoro zachowujesz się jak niedojrzały gówniarz, tak właśnie cię będę traktować.
- No i dobra! - Trzasnąłem drzwiczkami i ruszyłem w stronę parku.
Nienawidziłem, kiedy mama obrażała Mary. Miałem wtedy ochotę jej przyłożyć i zrobiłbym to. Zrobiłbym to, gdyby to nie była moja matka. Nic nie wiedziała o Mary, a mimo to ją oceniała, bo przecież tak jest najłatwiej. Nieważne, co ta dziewczyna musiała przechodzić, dla mojej mamy zawsze będzie nic niewartą ćpunką.
Kopnąłem leżący na ścieżce kamień, odpaliłem papierosa i poszedłem przed siebie. Musiałem trochę ochłonąć.
Po kilku krokach usiadłem na ławce i schowałem twarz w dłoniach. Nie, nie zamierzałem płakać, po prostu w takiej pozycji najlepiej mi się myślało.
Kiedy się wyprostowałem,
zauważyłem, że dziewczyna siedząca na ławce na przeciwko dosyć
wnikliwie mi się przyglądała. Gdy tylko zobaczyła, że patrzę w jej stronę,
szybko odwróciła wzrok, zabrała swoje rzeczy i wstała z miejsca.
Zaśmiałem się i wyjąłem z paczki drugiego papierosa.
Zaśmiałem się i wyjąłem z paczki drugiego papierosa.
***
- Co ty sobie,
do cholery, wyobrażasz?! - usłyszałem wrzask mamy, gdy tylko zdjąłem
słuchawki z uszu. Zaciekawiony podszedłem do drzwi i usłyszałem bełkot
swojego brata.
- Nie dramatyzuj. Wypiłem kilka piw z kolegami z pracy.
- Kilka piw? Jesteś kompletnie zalany! Ledwo trzymasz się na nogach.
- Nieprawda.
- Nie dramatyzuj. Wypiłem kilka piw z kolegami z pracy.
- Kilka piw? Jesteś kompletnie zalany! Ledwo trzymasz się na nogach.
- Nieprawda.
W tym momencie dało się usłyszeć głośny huk. Najwyraźniej Shannon
przecenił swoje możliwości i próbował udowodnić, że jest w stanie ustać
na jednej nodze.
Wyszedłem z pokoju, by się o tym przekonać. Shann siedział na podłodze, a wokół niego leżały garnki, które prawdopodobnie zwalił, próbując przytrzymać się suszarki. Podszedłem do niego i pomogłem wstać.
- W moim domu nie będzie żadnego pijaństwa! - mama nadawała jak nakręcona.
- Daj spokój, teraz i tak twoje gadanie nic nie da. Rano nie będzie niczego pamiętał, więc przestań go prowokować.
- Obrońca wielki się znalazł. Za jakie grzechy? Jeden syn erotoman, drugi alkoholik. To wszystko wina waszego ojca! Pierdolony gnój wolał posuwać młode koleżanki zamiast wychowywać swoje dzieci! - Po tych słowach się rozpłakała i poszła do swojej sypialni. Nie miałem pojęcia, co się z tą kobietą działo.
- Idziemy, mistrzu. - Przytrzymałem brata ramieniem i zaprowadziłem do pokoju.
- O co jej w ogóle chodzi? - zapytał Shannon, gdy położyłem go na łóżku.
- Sam chciałbym to wiedzieć. A teraz śpij, jutro czeka cię kac i kazanie, więc zbieraj siły - powiedziałem i wróciłem do siebie. Leżałem i gapiłem się bez sensu w sufit, dopóki nie zasnąłem.
Rano przy śniadaniu panowała napięta atmosfera. Nikt się nie odzywał i nikt na nikogo nie patrzył. Ta cisza mnie irytowała, ale nie miałem odwagi jej przerwać.
- Planujesz coś na dziś wieczór? - zwrócił się do mnie Shann.
- Nie, a ty?
- Oscar urządza imprezę i pytał, czy wpadniemy.
- Możemy wpaść.
- O nie, nie, nie, moi drodzy panowie. Obaj macie szlaban - wtrąciła się mama.
- Co?!
- To, co słyszałeś. Przez najbliższy miesiąc możecie zapomnieć o imprezach - oznajmiła i wstała od stołu. - O koncertach też.
- Żartujesz, tak? Przecież w środę jest koncert Nirvany w Seattle!
- A to pech.
- Mamo, nie możesz nam tego zrobić - odezwałem się zaskoczony jej słowami.
- Wy możecie to i ja mogę. Nigdzie nie jedziecie, koniec, kropka. A, i kiedy wrócę z pracy, dom ma lśnić, zrozumiano? - padło z jej ust, po czym wyszła.
- Słyszałeś? Słyszałeś to?!
- Nie, kurwa, nie słyszałem.
- Przecież my musimy tam być! Żeby zdobyć te bilety przespałem się z siostrą Portera. - Shannona ogarnęła istna panika.
- No to faktycznie się natrudziłeś - rzuciłem ironicznie.
- Czy ty kiedykolwiek widziałeś siostrę Portera?
- Nie.
- Gdybyś widział, zdałbyś sobie sprawę z tego, jak bardzo się poświęciłem. Nie, no nie po to to robiłem, żeby teraz nie pojechać na ten koncert!
- Ona tak tylko gada. Jak przyjedzie co do czego, to nas puści, zobaczysz.
- Obyś miał rację.
- Ja zawsze mam rację. Sprzątniemy ładnie dom, będziemy grzeczniutcy, milutcy i jej przejdzie.
Wyszedłem z pokoju, by się o tym przekonać. Shann siedział na podłodze, a wokół niego leżały garnki, które prawdopodobnie zwalił, próbując przytrzymać się suszarki. Podszedłem do niego i pomogłem wstać.
- W moim domu nie będzie żadnego pijaństwa! - mama nadawała jak nakręcona.
- Daj spokój, teraz i tak twoje gadanie nic nie da. Rano nie będzie niczego pamiętał, więc przestań go prowokować.
- Obrońca wielki się znalazł. Za jakie grzechy? Jeden syn erotoman, drugi alkoholik. To wszystko wina waszego ojca! Pierdolony gnój wolał posuwać młode koleżanki zamiast wychowywać swoje dzieci! - Po tych słowach się rozpłakała i poszła do swojej sypialni. Nie miałem pojęcia, co się z tą kobietą działo.
- Idziemy, mistrzu. - Przytrzymałem brata ramieniem i zaprowadziłem do pokoju.
- O co jej w ogóle chodzi? - zapytał Shannon, gdy położyłem go na łóżku.
- Sam chciałbym to wiedzieć. A teraz śpij, jutro czeka cię kac i kazanie, więc zbieraj siły - powiedziałem i wróciłem do siebie. Leżałem i gapiłem się bez sensu w sufit, dopóki nie zasnąłem.
Rano przy śniadaniu panowała napięta atmosfera. Nikt się nie odzywał i nikt na nikogo nie patrzył. Ta cisza mnie irytowała, ale nie miałem odwagi jej przerwać.
- Planujesz coś na dziś wieczór? - zwrócił się do mnie Shann.
- Nie, a ty?
- Oscar urządza imprezę i pytał, czy wpadniemy.
- Możemy wpaść.
- O nie, nie, nie, moi drodzy panowie. Obaj macie szlaban - wtrąciła się mama.
- Co?!
- To, co słyszałeś. Przez najbliższy miesiąc możecie zapomnieć o imprezach - oznajmiła i wstała od stołu. - O koncertach też.
- Żartujesz, tak? Przecież w środę jest koncert Nirvany w Seattle!
- A to pech.
- Mamo, nie możesz nam tego zrobić - odezwałem się zaskoczony jej słowami.
- Wy możecie to i ja mogę. Nigdzie nie jedziecie, koniec, kropka. A, i kiedy wrócę z pracy, dom ma lśnić, zrozumiano? - padło z jej ust, po czym wyszła.
- Słyszałeś? Słyszałeś to?!
- Nie, kurwa, nie słyszałem.
- Przecież my musimy tam być! Żeby zdobyć te bilety przespałem się z siostrą Portera. - Shannona ogarnęła istna panika.
- No to faktycznie się natrudziłeś - rzuciłem ironicznie.
- Czy ty kiedykolwiek widziałeś siostrę Portera?
- Nie.
- Gdybyś widział, zdałbyś sobie sprawę z tego, jak bardzo się poświęciłem. Nie, no nie po to to robiłem, żeby teraz nie pojechać na ten koncert!
- Ona tak tylko gada. Jak przyjedzie co do czego, to nas puści, zobaczysz.
- Obyś miał rację.
- Ja zawsze mam rację. Sprzątniemy ładnie dom, będziemy grzeczniutcy, milutcy i jej przejdzie.
***
Przez
trzy następne dni ja i Shannon przypominaliśmy parę aniołków. Zmywaliśmy
po obiedzie, nie kłóciliśmy się, nie wychodziliśmy z domu. Wszystko po
to, by mama jednak zezwoliła nam na podróż do Seattle.
W środę, po raz kolejny zgodnie ze swoimi słowami, odebrała mnie ze szkoły. Kiedy siedzieliśmy w jej Volvo, włączyłem radio i akurat trafiłem na audycję, w której mówili o dzisiejszym koncercie.
- A ty co się tak na mnie patrzysz? - zapytała.
- Bo ładnie dziś wyglądasz.
- Nie podlizuj się i tak nie pojedziecie.
- Ale dlaczego?
- Bo macie szlaban.
- Ale przecież byliśmy grzeczni, sprzątaliśmy i w ogóle.
- No i co z tego? Powiedziałam raz i zdania nie zmienię. Nigdzie dzisiaj nie jedziecie.
- Nie rób nam tego.
- Słuchaj, Jared, przez cały czas pokazujecie mi, że jesteś niegodnymi zaufania, niedojrzałymi gnojaki. Zbyt wiele razy wam odpuszczałam i teraz są tego skutki. Musicie się w końcu nauczyć, że trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów - powiedziała i ruszyła z miejsca. Byłem wściekły, cholernie wściekły, ale nie mogłem tego okazać. - A, i oddaj mi kluczyki.
- Kluczyki?
- Te od samochodu.
- Ale po co?
- A po to, żeby czasem nie wpadło wam łbów jechać do Seattle.
W środę, po raz kolejny zgodnie ze swoimi słowami, odebrała mnie ze szkoły. Kiedy siedzieliśmy w jej Volvo, włączyłem radio i akurat trafiłem na audycję, w której mówili o dzisiejszym koncercie.
- A ty co się tak na mnie patrzysz? - zapytała.
- Bo ładnie dziś wyglądasz.
- Nie podlizuj się i tak nie pojedziecie.
- Ale dlaczego?
- Bo macie szlaban.
- Ale przecież byliśmy grzeczni, sprzątaliśmy i w ogóle.
- No i co z tego? Powiedziałam raz i zdania nie zmienię. Nigdzie dzisiaj nie jedziecie.
- Nie rób nam tego.
- Słuchaj, Jared, przez cały czas pokazujecie mi, że jesteś niegodnymi zaufania, niedojrzałymi gnojaki. Zbyt wiele razy wam odpuszczałam i teraz są tego skutki. Musicie się w końcu nauczyć, że trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów - powiedziała i ruszyła z miejsca. Byłem wściekły, cholernie wściekły, ale nie mogłem tego okazać. - A, i oddaj mi kluczyki.
- Kluczyki?
- Te od samochodu.
- Ale po co?
- A po to, żeby czasem nie wpadło wam łbów jechać do Seattle.
Chcąc nie
chcąc, oddałem jej kluczyki od swojego auta i trzasnąłem drzwiami. Kiedy
odjechała z powrotem do pracy, wpadłem do pokoju brata.
- Bierz bilety i kasę. Za dwadzieścia minut odjeżdża autobus do Seattle.
- Kasa niepotrzebna, bo już mam bilety na busa. - Machnął mi przed nosem trzema świstkami papieru. - No i Mary będzie na nas czekać na stacji.
- Skąd wiedziałeś?
- Byłem na sto procent pewny, że mamuśka zabierze ci kluczyki, no i wiedziałem, że za nic nie odpuścisz sobie tego koncertu.
- Bierz bilety i kasę. Za dwadzieścia minut odjeżdża autobus do Seattle.
- Kasa niepotrzebna, bo już mam bilety na busa. - Machnął mi przed nosem trzema świstkami papieru. - No i Mary będzie na nas czekać na stacji.
- Skąd wiedziałeś?
- Byłem na sto procent pewny, że mamuśka zabierze ci kluczyki, no i wiedziałem, że za nic nie odpuścisz sobie tego koncertu.
Uśmiechnąłem się i obaj
opuściliśmy nasze miejsce zamieszkania. Na stacji trafiliśmy na grupkę punków, z którymi już zdążyła się zapoznać Mary.
- Wyobrażacie sobie, że oni są z Filadelfii?
- Przecież tam Nirvana też gra w tym roku, więc po co się tyle tłukliście? - spytałem nieco zdziwiony.
- Jak to po co? Przecież to w Seattle wszystko się zaczęło. Nirvana gra w domu, nie mogliśmy tego przegapić - odpowiedział mi koleś z zielonym irokezem, po czym zaczęliśmy wsiadać do autokaru.
- Wyobrażacie sobie, że oni są z Filadelfii?
- Przecież tam Nirvana też gra w tym roku, więc po co się tyle tłukliście? - spytałem nieco zdziwiony.
- Jak to po co? Przecież to w Seattle wszystko się zaczęło. Nirvana gra w domu, nie mogliśmy tego przegapić - odpowiedział mi koleś z zielonym irokezem, po czym zaczęliśmy wsiadać do autokaru.
Mary:
- Mogę go dotknąć? - zapytałam, wskazując na głowę chłopaka, który nosił ksywkę Mafiozo.
- Jasne - odpowiedział, a ja przyłożyłam dłoń do jego zielonego irokeza. Był naprawdę imponujący.
- Pierdolnij sobie takiego - powiedziałam do Jaya.
- Przestań, wiesz, że nie kręcą mnie takie rzeczy.
- No tak, zapomniałam, że ty nie lubisz wymyślnych fryzur.
- Mogę go dotknąć? - zapytałam, wskazując na głowę chłopaka, który nosił ksywkę Mafiozo.
- Jasne - odpowiedział, a ja przyłożyłam dłoń do jego zielonego irokeza. Był naprawdę imponujący.
- Pierdolnij sobie takiego - powiedziałam do Jaya.
- Przestań, wiesz, że nie kręcą mnie takie rzeczy.
- No tak, zapomniałam, że ty nie lubisz wymyślnych fryzur.
W tym momencie
zwróciłam się do siedzących przed nami kolesi:
- Dziwne, nie? Jerry jest
wokalistą rockowego zespołu, a nie lubi długich włosów.
- Śpiewasz? - padło pytanie, jednak to ja udzieliłam na nie odpowiedzi.
- No śpiewa, a Shanny gra na perkusji. Są naprawdę zajebiści i mówię wam, kiedyś będą sławni, a ja będę ich naczelną groupie.
- Śpiewasz? - padło pytanie, jednak to ja udzieliłam na nie odpowiedzi.
- No śpiewa, a Shanny gra na perkusji. Są naprawdę zajebiści i mówię wam, kiedyś będą sławni, a ja będę ich naczelną groupie.
Wszyscy się
roześmialiśmy, a ja z powrotem oparłam się o siedzenie.
- W sumie to
niepotrzebny ci irokez, bo masz już jedną dużą i sztywną rzecz -
wyszeptałam swojemu chłopakowi do ucha i złapałam go za krocze.
- Przestań, chyba nie chcesz, żeby mi stanął tak przy wszystkich.
- Nie masz się czego wstydzić, więc...
- Ale nie chcę wpędzić pozostałych pasażerów w kompleksy.
- Przestań, chyba nie chcesz, żeby mi stanął tak przy wszystkich.
- Nie masz się czego wstydzić, więc...
- Ale nie chcę wpędzić pozostałych pasażerów w kompleksy.
Uśmiechnęłam się i
wtuliłam w jego ramię. Kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam na jego
skórze ślady swoich zębów.
- Jeszcze ci to nie zeszło?
- Co?
- No to - powiedziałam, dotykając palcem odpowiedniego fragmentu jego ciała.
- No nie zeszło. Wygląda na to, że zostawiłaś mi trwałą pamiątkę.
- Przepraszam. - Zaraz po tym delikatnie musnęłam jego szyję ustami. Lekko zadrżał. Zawsze tak reagował, gdy całowałam to miejsce. To taki jego czuły punkt.
Po raz kolejny się uśmiechnął, a ja ani na chwilę nie oderwałam od niego warg.
- Tylko go nie ugryź - odezwał się Hubert, czyli punk numer dwa z siedzenia przed nami.
- Już mnie ugryzła.
- Poważnie?
- Jeszcze ci to nie zeszło?
- Co?
- No to - powiedziałam, dotykając palcem odpowiedniego fragmentu jego ciała.
- No nie zeszło. Wygląda na to, że zostawiłaś mi trwałą pamiątkę.
- Przepraszam. - Zaraz po tym delikatnie musnęłam jego szyję ustami. Lekko zadrżał. Zawsze tak reagował, gdy całowałam to miejsce. To taki jego czuły punkt.
Po raz kolejny się uśmiechnął, a ja ani na chwilę nie oderwałam od niego warg.
- Tylko go nie ugryź - odezwał się Hubert, czyli punk numer dwa z siedzenia przed nami.
- Już mnie ugryzła.
- Poważnie?
W tym momencie odsunęłam się od Jaya i pokazałam naszemu rówieśnikowi
ślad, który pozostawiły moje zęby.
- A ja myślałem, że to punkówy są
ostre.
- Bo nie znasz Mary - powiedział mu Jay i pogładził dłonią moje włosy.
- Robię rzeczy, które twoim koleżankom nawet się nie śniły - dodałam z prowokującym spojrzeniem.
- Ciekawe, bardzo ciekawe. Mogłabyś opowiedzieć, jakie rzeczy?
- Mogłabym, ale nie chcę, żeby ci stanął. Lepiej nie robić sobie wstydu przy kolegach.
- Podoba mi się twoje poczucie humoru.
- Mnie też, a teraz odwróć się z powrotem, bo mi psujesz klimat.
- Bo nie znasz Mary - powiedział mu Jay i pogładził dłonią moje włosy.
- Robię rzeczy, które twoim koleżankom nawet się nie śniły - dodałam z prowokującym spojrzeniem.
- Ciekawe, bardzo ciekawe. Mogłabyś opowiedzieć, jakie rzeczy?
- Mogłabym, ale nie chcę, żeby ci stanął. Lepiej nie robić sobie wstydu przy kolegach.
- Podoba mi się twoje poczucie humoru.
- Mnie też, a teraz odwróć się z powrotem, bo mi psujesz klimat.
Chłopak się zaśmiał i wrócił na miejsce.
***
Kiedy
autobus zatrzymał się na przystanku w Seattle, moim oczom ukazała się
pokaźna grupka ubranych w koszule w kratę i znoszone jeansy małolatów.
Od razu było widać, że przyjechali tu na koncert Nirvany. Byli niezwykle
podekscytowani, a dziewczyny, jak to dziewczyny, zachwycały się urodą
Cobaina.
Zwykle nie zwracałam uwagi na wygląd muzyków, ale w tym przypadku było inaczej. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam zdjęcie Kurta, pomyślałam sobie, że gdyby Jared zapuścił włosy, przefarbował się na blond i zainwestował w trzydniowy zarost, mógłby z powodzeniem podawać się za lidera Nirvany. Mieli bardzo podobne spojrzenia i właśnie to sprawiało, że Kurt mnie pociągał. Nie tak bardzo jak mój chłopak, ale na tyle, by nie wyrzucić go z łóżka.
Do koncertu zostało jeszcze sześć godzin, więc postanowiliśmy trochę pochodzić po mieście. Nie będzie to duża impreza, więc nie trzeba było sterczeć przed wejściem pół dnia, by mieć później dobre miejsce.
Niewielki klub, trzysta miejsc i ten niesamowity klimat, którego brakuje na koncertach w wielkich halach...
Równo o dziewiątej zespół wyszedł na scenę. Zaczęli od jednej z moich ulubionych piosenek - od Swap Meet. Dalej było Blew, Papper Cuts, Downer i krótka przerwa, podczas której Cobain spalił papierosa.
Rzadko się odzywał. Na jego twarzy malował się ból. Zapewne znów miał jeden z tych swoich napadów. Przy Floyd the Barber mało co nie rozwalił gitary o perkusję. Kopnął jeden z głośników i stwierdził, że wkurwia go nagłośnienie.
Szczerze mówiąc, przypominał ćpuna na głodzie. Wszystko go irytowało, dłonie trzęsły się tak, że nie był w stanie zagrać pełnej solówki, głos momentami drżał do tego stopnia, że nie mógł nad nim zapanować. Wtedy też zaczynał wrzeszczeć i po chwili jego struny głosowe wracały do normy.
Mój najulubieńszy kawałek, Negative Creep, zostawili na sam koniec i właśnie wtedy publikę ogarnęło największe szaleństwo. Jared i Shannon dołączyli do pogującej grupy, a ja i dziewczyny, które poznałam przed rozpoczęciem show, podeszłyśmy bliżej sceny. Skakałyśmy i wydzierałyśmy jak szalone.
- Daddy's little girl, ain't a girl no more... - I tak dopóki Kurt nie rozwalił swojej gitary o podłoże. Pudło roztrzaskało się w drobny mak, a w dłoni muzyka pozostał gryf, z którego zwisały pozrywane siłą uderzenia struny.
Nie ma co, ten człowiek był naprawdę sfrustrowany, a zniszczenie instrumentu stanowiło dla niego swoiste katharsis.
Za piętnaście jedenasta zespół zniknął za kulisami. Kilka osobniczek liczyło na mały numerek z którymś z jego członków, ale ja wiedziałam, że nie mają na to szans. Widywałam muzyków, którzy chętnie zabawiali się z groupies, członkowie Nirvany do nich nie należeli. Widać to było na pierwszy rzut oka, trzeba było tylko umieć patrzeć.
Gdy tłum zaczął powoli opuszczać salę, ja rozejrzałam się w poszukiwaniu braci Leto. Kiedy ich znalazłam, nieco się przeraziłam, gdyż twarz mojego chłopaka pokryta była krwią.
- Dostał z łokcia - rzucił Shannon, a ja zaczęłam oglądać nos Jareda. Dosyć mocno krwawił, ale nie był złamany czy jakoś poważnie uszkodzony.
- Chodźmy do łazienki. - Dla pewności złapałam go pod lewy bok, a Shann pod prawy. - Daj mi chusteczki.
- Nie mam - odpowiedział starszy Leto, przeszukując kieszenie.
- To pożycz od kogoś.
Zwykle nie zwracałam uwagi na wygląd muzyków, ale w tym przypadku było inaczej. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam zdjęcie Kurta, pomyślałam sobie, że gdyby Jared zapuścił włosy, przefarbował się na blond i zainwestował w trzydniowy zarost, mógłby z powodzeniem podawać się za lidera Nirvany. Mieli bardzo podobne spojrzenia i właśnie to sprawiało, że Kurt mnie pociągał. Nie tak bardzo jak mój chłopak, ale na tyle, by nie wyrzucić go z łóżka.
Do koncertu zostało jeszcze sześć godzin, więc postanowiliśmy trochę pochodzić po mieście. Nie będzie to duża impreza, więc nie trzeba było sterczeć przed wejściem pół dnia, by mieć później dobre miejsce.
Niewielki klub, trzysta miejsc i ten niesamowity klimat, którego brakuje na koncertach w wielkich halach...
Równo o dziewiątej zespół wyszedł na scenę. Zaczęli od jednej z moich ulubionych piosenek - od Swap Meet. Dalej było Blew, Papper Cuts, Downer i krótka przerwa, podczas której Cobain spalił papierosa.
Rzadko się odzywał. Na jego twarzy malował się ból. Zapewne znów miał jeden z tych swoich napadów. Przy Floyd the Barber mało co nie rozwalił gitary o perkusję. Kopnął jeden z głośników i stwierdził, że wkurwia go nagłośnienie.
Szczerze mówiąc, przypominał ćpuna na głodzie. Wszystko go irytowało, dłonie trzęsły się tak, że nie był w stanie zagrać pełnej solówki, głos momentami drżał do tego stopnia, że nie mógł nad nim zapanować. Wtedy też zaczynał wrzeszczeć i po chwili jego struny głosowe wracały do normy.
Mój najulubieńszy kawałek, Negative Creep, zostawili na sam koniec i właśnie wtedy publikę ogarnęło największe szaleństwo. Jared i Shannon dołączyli do pogującej grupy, a ja i dziewczyny, które poznałam przed rozpoczęciem show, podeszłyśmy bliżej sceny. Skakałyśmy i wydzierałyśmy jak szalone.
- Daddy's little girl, ain't a girl no more... - I tak dopóki Kurt nie rozwalił swojej gitary o podłoże. Pudło roztrzaskało się w drobny mak, a w dłoni muzyka pozostał gryf, z którego zwisały pozrywane siłą uderzenia struny.
Nie ma co, ten człowiek był naprawdę sfrustrowany, a zniszczenie instrumentu stanowiło dla niego swoiste katharsis.
Za piętnaście jedenasta zespół zniknął za kulisami. Kilka osobniczek liczyło na mały numerek z którymś z jego członków, ale ja wiedziałam, że nie mają na to szans. Widywałam muzyków, którzy chętnie zabawiali się z groupies, członkowie Nirvany do nich nie należeli. Widać to było na pierwszy rzut oka, trzeba było tylko umieć patrzeć.
Gdy tłum zaczął powoli opuszczać salę, ja rozejrzałam się w poszukiwaniu braci Leto. Kiedy ich znalazłam, nieco się przeraziłam, gdyż twarz mojego chłopaka pokryta była krwią.
- Dostał z łokcia - rzucił Shannon, a ja zaczęłam oglądać nos Jareda. Dosyć mocno krwawił, ale nie był złamany czy jakoś poważnie uszkodzony.
- Chodźmy do łazienki. - Dla pewności złapałam go pod lewy bok, a Shann pod prawy. - Daj mi chusteczki.
- Nie mam - odpowiedział starszy Leto, przeszukując kieszenie.
- To pożycz od kogoś.
Po krótkiej chwili dostałam to, o co prosiłam i
kazałam szatynowi nachylić się nad zlewem. Jedną mokrą chusteczkę
kazałam mu trzymać przy nosie, a drugą położyłam mu na karku. Tą metodę
zaprezentował mi doktor Stone i mi osobiście zawsze pomagała.
Kiedy krwotok Jareda ustał, ruszyliśmy na najbliższy przystanek autobusowy. Tam czekała nas niemiła niespodzianka: właśnie uciekł nam ostatni już tamtej nocy autobus do Bellingham.
- Kurwa mać! - wrzasnął Shannon i kopnął stojący obok ławki kosz na śmieci.
- Kiedy następny?
- Jutro o szóstej rano.
Kiedy krwotok Jareda ustał, ruszyliśmy na najbliższy przystanek autobusowy. Tam czekała nas niemiła niespodzianka: właśnie uciekł nam ostatni już tamtej nocy autobus do Bellingham.
- Kurwa mać! - wrzasnął Shannon i kopnął stojący obok ławki kosz na śmieci.
- Kiedy następny?
- Jutro o szóstej rano.
Wszyscy byliśmy wściekli. Nie dość, że nie mieliśmy,
jak wrócić do domu, to jeszcze na dodatek dopadł nas głód.
- Może złapiemy stopa, co? - zaproponował Shann.
- Jaja sobie robisz?
- Może złapiemy stopa, co? - zaproponował Shann.
- Jaja sobie robisz?
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Telewizji nie
oglądasz? Gazet nie czytasz? A co jeśli trafimy do auta psychopaty,
który was zamorduje, a mnie brutalnie zgwałci?
- Po tej trawce punków masz jakąś wybujałą wyobraźnie.
- Jak chcesz, żeby ktoś zrobił ci z dupy Rów Mariański, to łap sobie stopa, ja wolę nie ryzykować - odpowiedziałam i usiadłam na ławce.
- W sumie to tu niedaleko jest bar szybkiej obsługi, tam możemy coś zjeść.
- A co z noclegiem?
- Pomyślimy, jak się najemy.
- No dobra, ale ile mamy kasy?
- No właśnie, ile? - zapytał Jay brata.
- Już ci mówię. - Shanny zanurzył dłoń w kieszeni swoich jeansów. - Dokładnie dwa dolary, czterdzieści pięć centów.
- No to faktycznie się najemy - rzuciłam ironicznie i oparłam głowę o tablice z rozkładem jazdy.
- Niedobrze, niedobrze, bardzo niedobrze - zaczął swój monolog Jerry i w tym momencie przypomniałam sobie o babci Heather...
- Po tej trawce punków masz jakąś wybujałą wyobraźnie.
- Jak chcesz, żeby ktoś zrobił ci z dupy Rów Mariański, to łap sobie stopa, ja wolę nie ryzykować - odpowiedziałam i usiadłam na ławce.
- W sumie to tu niedaleko jest bar szybkiej obsługi, tam możemy coś zjeść.
- A co z noclegiem?
- Pomyślimy, jak się najemy.
- No dobra, ale ile mamy kasy?
- No właśnie, ile? - zapytał Jay brata.
- Już ci mówię. - Shanny zanurzył dłoń w kieszeni swoich jeansów. - Dokładnie dwa dolary, czterdzieści pięć centów.
- No to faktycznie się najemy - rzuciłam ironicznie i oparłam głowę o tablice z rozkładem jazdy.
- Niedobrze, niedobrze, bardzo niedobrze - zaczął swój monolog Jerry i w tym momencie przypomniałam sobie o babci Heather...
***
- Nie
gwarantuję, że nas wpuści, ale spróbować zawsze warto - powiedziałam i
jeszcze raz rzuciłam okiem na okno mieszkania. Wyraźnie było widać
grający telewizor, więc staruszka na pewno nie spała. Zapukałam do drzwi
i czekaliśmy, aż nam je otworzy. Gdy to zrobiła, była w sporym szoku.
Zdecydowanie nie spodziewała się takiej wizyty.
Po wyjaśnieniu sytuacji i zapewnieniu, że chodzi tylko o jedną noc, wpuściła nas do środka. Kazała nam jednak zachować ciszę, by nie obudzić Lily. Przygotowała nam kolację, a następnie każde z nas po kolei wzięło prysznic. Ja oczywiście zrobiłam to pierwsza.
Kiedy Shannon okupował łazienkę, a Jared rozmawiał z moją babcią, która, ku mojemu zdziwieniu, bardzo go polubiła, ja zajrzałam do pokoju siostry. Mała spała jak aniołek, więc bardzo cicho podeszłam do jej łóżka i delikatnie pocałowałam ją w czoło. Niestety to ją obudziło.
- Mary?
- Tak.
- Kiedy przyjechałaś?
- Niedawno. Śpij dalej, porozmawiamy rano.
Po wyjaśnieniu sytuacji i zapewnieniu, że chodzi tylko o jedną noc, wpuściła nas do środka. Kazała nam jednak zachować ciszę, by nie obudzić Lily. Przygotowała nam kolację, a następnie każde z nas po kolei wzięło prysznic. Ja oczywiście zrobiłam to pierwsza.
Kiedy Shannon okupował łazienkę, a Jared rozmawiał z moją babcią, która, ku mojemu zdziwieniu, bardzo go polubiła, ja zajrzałam do pokoju siostry. Mała spała jak aniołek, więc bardzo cicho podeszłam do jej łóżka i delikatnie pocałowałam ją w czoło. Niestety to ją obudziło.
- Mary?
- Tak.
- Kiedy przyjechałaś?
- Niedawno. Śpij dalej, porozmawiamy rano.
Nieco zaspana cmoknęła mnie w policzek
i od razu z powrotem zasnęła.
Przeszłam do niewielkiego pokoiku, w
którym ja i Jay mieliśmy spędzić dzisiejszą noc. Shannon został
ulokowany na wersalce w salonie.
Wsunęłam się pod kołdrę i starałam znaleźć najwygodniejszą pozycję. Kiedy już się to udało, do pokoju wszedł Jared.
- Fajna ta twoja babcia - rzucił, zamykając drzwi.
- Ujdzie w tłoku na bezludziu. A teraz zgaś światło, bo chcę spać.
- Spać?
- W końcu jest noc, co nie?
- No, ale kto powiedział, że w nocy trzeba spać? - mówiąc to, podszedł do łózka i zdjął ze mnie kołdrę.
- Jerry, nie świruj, jestem zmęczona i jest mi zimno.
- Zaraz cię rozgrzeję. - Zgasił stojącą tuż za moją głową lampkę i położył się na mnie, namiętnie całując.
- Kotku, naprawdę jestem padnięta - powiedziałam, gdy tylko oderwał ode mnie swoje usta.
- Spokojne, ja się wszystkim zajmę. - Rozpiął koszulę, którą miałam na sobie i dobrał się do moich piersi. Jak zwykle, najpierw delikatnie muskał je językiem, a potem przyssał się do mojego sutka. Przeszedł mnie dreszcz. Uwielbiałam, kiedy to robił. Cicho jęknęłam, a wtedy on oderwał wargi od mojego ciała, potarł o siebie dłonie, by je ogrzać i zaczął dotykać mojego biustu. Najpierw go masował, potem ściskał, aż w końcu zaczął podszczypywać. Robił to w tak delikatny sposób, że zaczęłam chichotać. Uśmiechnął się i znów zaczął całować moje usta. Bardzo powoli i bardzo czule. Jego dłonie cały czas pieściły mój biust, a ja od czasu do czasu kąsałam jego dolną wargę, to muskałam językiem górną.
Gdy już znudziły mu się usta, przerzucił się na szyję, a z niej na brzuch. Chwilę go popieścił, po czym stwierdził, że czas na niższe rejony. Zdjął mi bieliznę i rozchylił uda.
Serce zaczęło mi bić nieco szybciej, a Jerry zaczął drażnić językiem moją łechtaczkę. Odchyliłam głowę w bok, przygryzając wargi. Zafundował mi full serwis: ssanie, lizanie, delikatne kąsanie... Wszystko to doprowadziło mnie do ogromnej ekstazy. Dotykałam jego głowy i pojękiwałam. Starałam się robić to jak najciszej, ale nie było to łatwe.
Kiedy złapał mnie za pośladki i lekko uniósł, zakryłam twarz poduszką, mając nadzieję, że materiał stłumi dźwięk, który z siebie wydawałam...
Zaraz po tym jak doszłam, Jared wynurzył głowę spomiędzy moich nóg i uśmiechnął się. Spojrzałam na niego niemalże nieprzytomnym wzrokiem i wtuliłam twarz w poduszkę. Rzadko kiedy miewałam takie orgazmy podczas seksu oralnego. Jerry był po prostu boski!
.............................................................
Tytuł rozdziału: On kocha ją bardziej, niż to kiedykolwiek okaże.
Wsunęłam się pod kołdrę i starałam znaleźć najwygodniejszą pozycję. Kiedy już się to udało, do pokoju wszedł Jared.
- Fajna ta twoja babcia - rzucił, zamykając drzwi.
- Ujdzie w tłoku na bezludziu. A teraz zgaś światło, bo chcę spać.
- Spać?
- W końcu jest noc, co nie?
- No, ale kto powiedział, że w nocy trzeba spać? - mówiąc to, podszedł do łózka i zdjął ze mnie kołdrę.
- Jerry, nie świruj, jestem zmęczona i jest mi zimno.
- Zaraz cię rozgrzeję. - Zgasił stojącą tuż za moją głową lampkę i położył się na mnie, namiętnie całując.
- Kotku, naprawdę jestem padnięta - powiedziałam, gdy tylko oderwał ode mnie swoje usta.
- Spokojne, ja się wszystkim zajmę. - Rozpiął koszulę, którą miałam na sobie i dobrał się do moich piersi. Jak zwykle, najpierw delikatnie muskał je językiem, a potem przyssał się do mojego sutka. Przeszedł mnie dreszcz. Uwielbiałam, kiedy to robił. Cicho jęknęłam, a wtedy on oderwał wargi od mojego ciała, potarł o siebie dłonie, by je ogrzać i zaczął dotykać mojego biustu. Najpierw go masował, potem ściskał, aż w końcu zaczął podszczypywać. Robił to w tak delikatny sposób, że zaczęłam chichotać. Uśmiechnął się i znów zaczął całować moje usta. Bardzo powoli i bardzo czule. Jego dłonie cały czas pieściły mój biust, a ja od czasu do czasu kąsałam jego dolną wargę, to muskałam językiem górną.
Gdy już znudziły mu się usta, przerzucił się na szyję, a z niej na brzuch. Chwilę go popieścił, po czym stwierdził, że czas na niższe rejony. Zdjął mi bieliznę i rozchylił uda.
Serce zaczęło mi bić nieco szybciej, a Jerry zaczął drażnić językiem moją łechtaczkę. Odchyliłam głowę w bok, przygryzając wargi. Zafundował mi full serwis: ssanie, lizanie, delikatne kąsanie... Wszystko to doprowadziło mnie do ogromnej ekstazy. Dotykałam jego głowy i pojękiwałam. Starałam się robić to jak najciszej, ale nie było to łatwe.
Kiedy złapał mnie za pośladki i lekko uniósł, zakryłam twarz poduszką, mając nadzieję, że materiał stłumi dźwięk, który z siebie wydawałam...
Zaraz po tym jak doszłam, Jared wynurzył głowę spomiędzy moich nóg i uśmiechnął się. Spojrzałam na niego niemalże nieprzytomnym wzrokiem i wtuliłam twarz w poduszkę. Rzadko kiedy miewałam takie orgazmy podczas seksu oralnego. Jerry był po prostu boski!
.............................................................
Tytuł rozdziału: On kocha ją bardziej, niż to kiedykolwiek okaże.
Data pierwotnej publikacji: 26.03.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz