Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

wtorek, 13 listopada 2012

32. You're fuckin' perfect to me


Jared:

        Odsunąłem się od krocza Mary i spojrzałem na nią - do twarzy miała przyciśnięta poduszkę, a jej nagi biust unosił się i opadał w nierównym oddechu. Po chwili odsunęła biały materiał i mogłem zobaczyć jej jeszcze nieprzytomny wzrok. 

Uwielbiałem na nią patrzeć w trakcie i po orgazmie. To był zdecydowanie jeden z najpiękniejszych widoków na świcie. 

        Przekręciła się na lewy bok, a ja uśmiechnąłem i położyłem obok niej. Zacząłem pieścić palcami jej prawy, sterczący sutek, a ustami muskałem skórę szyi i ucho.
- Zróbmy to - wyszeptała, więc naprowadziłem swojego członka na jej krocze i powoli się w nią wsunąłem. 

Moje ruchy były wolne, ale zdecydowane. Palce naszych dłoni splotły się ze sobą i oboje rozkoszowaliśmy się tym zbliżeniem. 
Z jej ust znów wydobył się cichy jęk. Dłoń coraz mocniej zaciskała się na mojej, biodra poruszały coraz szybciej, aż w końcu oboje doszliśmy. 
        Wielu moich kumpli uprawiało seks kilka razy w tygodniu, a orgazmu doświadczyli raz czy dwa w życiu. Ja doświadczałem go za każdym razem, gdy kochałem się z Mary. To nieziemskie uczucie, którego nie można porównać do niczego innego, ogarniało mnie zawsze, gdy byliśmy razem w łóżku...



  

***


        Rano Lily nie opuszczała Mary ani na krok. Starsza siostra musiała towarzyszyć jej nawet podczas kąpieli. Mała nie widziała świata poza nią, zresztą nie tylko ona. Gdybym mógł, spędzałbym ze swoją dziewczyną każdą sekundę swojego życia. Była taka piękna, mądra i wspaniała. Kochałem ją bardziej niż cokolwiek innego i bez wahania oddałbym za nią życie. Żałowałem tylko jednej rzeczy, a mianowicie tego, że nie mogłem wpierdolić jej ojcu. Gdyby ten dupek nie był szefem policji, już dawno wąchałby kwiatki od spodu.
        - Jak wrócimy do domu? - zapytał mnie Shannon po śniadaniu.
- Nie wiem. Na bilety nie mamy kasy, a babcia Mary nam nie pożyczy. Chyba jedynym wyjściem jest telefon do mamy.
- Przecież ona nas zabije.
- Ale przynajmniej wrócimy do domu.
- Dobra, ale ty dzwonisz - oznajmił mi brat, więc podszedłem do pani Heather.
- Przepraszam, czy mógłbym skorzystać z telefonu?
- Oczywiście - odpowiedziała staruszka i wskazała mi miejsce, w którym znajdował się aparat. Wykręciłem numer do domu i czekałem, aż mama odbierze.
- Tak?
- Mamo, to ja, Jared. Jesteśmy w Seattle, u babci Mary i nie bardzo mamy, jak teraz wrócić. Mogłabyś po nas przyjechać?
- Podaj adres. 
Zrobiłem to z wielką ulgą, bo tak prawdę powiedziawszy, bałem się, że powie, żebyśmy wracali sobie na pieszo. 
- Przyjadę po pracy - dodała surowym tonem i rozłączyła się.
- I co, przyjedzie? - zapytał Shann.
- Po pracy.
- No to całe szczęście.



***


        - Jared, mogę cię  o coś zapytać? - zwróciła się do mnie Lily, gdy Mary i Shannon poszli pomóc jej babci w zakupach.
- Pewnie, że możesz.
- Kochasz moją siostrę?
- Oczywiście, że tak - odpowiedziałem z uśmiechem.
- To dlaczego robisz jej krzywdę?
- Ja robię jej krzywdę? Skąd ten pomysł?
- Słyszałam, jak wczoraj w nocy krzyczała.
- Jakby ci to powiedzieć - zacząłem, jednak nie miałem zielonego pojęcia, co mam tak naprawdę mówić. Przecież to dziecko. Nie zrozumie, że Mary krzyczała, bo było jej dobrze. - Nie robiłem jej krzywdy, po prostu się bawiliśmy.
- Bawiliście? Nie jesteście czasem za duzi na zabawy?
- Akurat to była zabawa dla dużych.
- To dobrze, bo już się bałam, że zrobiłeś mojej Mary coś złego. Gdyby tak było, musiałabym cię zbić. A musisz wiedzieć, że jestem najsilniejsza dziewczyną w całym przedszkolu.
- Czyli byłoby ze mną cienko?
- Bardzo cienko - dodała poważnym tonem.
- Ty może i jesteś najsilniejsza, ale to ja jestem mistrzem łaskotkowych tortur! - mówiąc to zacząłem ją łaskotać. Mała piszczała i śmiała się w najlepsze. Wygłupialiśmy się tak, aż do powrotu pani Lewis, Mary i mojego brata.
- Shannon, jeszcze raz walniesz mnie tą torbą w tyłek, to przysięgam, że urwę ci jaja! - warknęła moja dziewczyna po przekroczeniu progu.
- Marie, jak możesz mówić takie rzeczy w towarzystwie! - skarciła ją babcia.
- No właśnie, jak ci nie wstyd, Marie? - dodał mój brat, za co dostał z łokcia w brzuch. Mary nie lubiła, kiedy ktoś zwracał się do niej za pomocą francuskiej wersji jej imienia. Zdecydowanie wolała tę angielską. - Ją to trzeba w jakieś klatce trzymać!  - zwrócił się do mnie Shann, masując obolałą część ciała.
- Masz nauczkę - zaśmiałem się i poklepałem go po ramieniu.



***


        Wieczorem pod blokiem stanęło białe Volvo. Pożegnaliśmy się z domowniczkami i opuściliśmy mieszkanie. Mary jak zawsze było ciężko rozstać się ze swoją siostrzyczką. Współczułem jej. Mimo iż momentami nienawidziłem Shannona tak bardzo, jak to tylko możliwe, nie wyobrażałem sobie, że moglibyśmy mieszkać w różnych miastach. Umarłbym z tęsknoty.
- Zawsze to samo. - Mary otarła łzy, które spłynęły po jej policzkach. Nic nie mówiąc, objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło.
- Cześć, mamo.
- Dobry wieczór, pani Leto.
- Dobry wieczór - rzuciła sucho nasza rodzicielka i odpaliła silnik. 

        Shannon jak na szpilkach siedział na przednim siedzeniu, a my z Mary zajęliśmy tył. Przez całą drogę jej głowa opierała się o moje ramie, a dłoń była schowana w mojej. Nikt nic nie mówił, słychać było jedynie płynącą z radia Jolene. Mary zaczęła po cichu śpiewać razem z Dolly:
- Jolene, Jolene, Jolene, Jolene, please don't take him just because you can.*  
Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło. Uwielbiałem słuchać jej głosu. Zwykle unikała wysokich rejestrów, ale dla tej piosenki robiła wyjątek i brzmiała jak anioł. Brzmiała jak pieprzony anioł...
        Samochód zatrzymał się przed domem King; pocałowała mnie na pożegnanie, a mojej mamie rzuciła serdeczne dobranoc. Odpowiedziała jej w mniej serdeczny sposób i pojechaliśmy dalej.
- Chyba nie muszę wam mówić, że macie szlaban?
- Nie musisz - powiedzieliśmy zgodnie.
- To dobrze. A teraz do łóżek i to migiem. 
Zwykle po takim tekście któryś z nas mówił, że nie jesteśmy małymi dziećmi, żeby chodzić spać na komendę, ale wtedy żaden się na to nie odważył. Dobrze wiedzieliśmy, że zasłużyliśmy sobie na karę, więc nie było co nawet dyskutować. To by tylko rozwścieczyło mamę jeszcze bardziej. Tak więc bez słowa komentarza udaliśmy się do swoich pokoi.
        Następnego dnia miałem pierwsze zajęcia z wychowania seksualnego. Oczywiście się spóźniłem. Stanąłem w wejściu i rozejrzałem się po sali, która, jak na szkolną, była bardzo mała. Stało w niej sześć dwuosobowych ławek.
- Jared, jak mniemam - zwróciła się do mnie nauczycielka.
- Tak.
- Miło, że zdecydowałeś się do nas dołączyć.
- Zostałem do tego zmuszony - odpowiedziałem, mierząc ją wzrokiem. Była niska i szczupła. Popielate włosy miała upięte w kok, a równo przystrzyżona grzywka kończyła się tuż nad jej okularami.
- Teraz poszukamy ci miejsca. - Spojrzała przed siebie w celu znalezienia wolnego krzesła. - Usiądziesz z Claire. - Wskazała mi palcem ławkę, w której siedziała chuda blondynka. Głowę miała spuszczoną, więc nie widziałem jej twarzy. 

Ruszyłem z miejsca i usiadłem tam, gdzie mi kazano. Dziewczyna zdawała się być strasznie spięta, więc żeby ją jakoś rozluźnić, wyciągnąłem dłoń w jej stronę i przedstawiłem się. Odwzajemniła się tym samym, jednak ani razu nie spojrzała mi w oczy. Jej wzrok błądził to po ścianach, to po podłodze. 
Dziwna dziewczyna...
        - Dziś porozmawiamy o sposobach zabezpieczenia się przed niechcianą ciążą. Najpopularniejszym i najłatwiej dostępnym środkiem antykoncepcyjnym jest prezerwatywa. Teraz nauczymy się ją zakładać.
- Pani wybaczy, ale ja na pewno nie wyjmę fujary tak przy wszystkich - rzuciłem, by rozluźnić sztywną jak penis podczas erekcji atmosferę. Inni uczniowie zaczęli się śmiać, a panna Marx zrobiła się cała czerwona.
- Użyjemy prowizorycznych modeli - wydukała zmieszana i wyjęła kiść bananów. 
Litości!
Kobieta zaczęła przechadzać się po klasie, rozdając owoce.
- Ja podziękuję - powiedziałem, gdy podeszła do mnie.
- Ćwiczenie ma wykonać każdy.
- Ale ja potrafię zakładać prezerwatywę, więc nie czuję potrzeby wykonywania owego zadania.
- Od dyrektora słyszałam coś innego.
- Są chwilę, kiedy nie ma czasu na takie rzeczy. Wie pani, jak to jest, kiedy podniecenie przejmuje kontrolę nad ciałem i umysłem. Albo i pani nie wie...
Po tych słowach zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem, niemal rzuciła mi owoc i prezerwatywę i wróciła do swojego biurka. Wyglądało na to, że trafiłem w czuły punkt.
        Oparty o ścianę patrzyłem, jak ludzie nieudolnie naciągają gumki na banany.
- Daj, pomogę ci - rzuciłem, widząc, jak męczy się z tą czynnością Claire. - Nie ma tu żadnej filozofii. Przykładasz, naciągasz i gotowe. 
Patrzyła na mnie z lekkim zaskoczeniem. 
- Lata praktyki - rzuciłem i oddałem jej "zabezpieczony" owoc. - Teraz pani Marx nie będzie się musiała martwić o to, że może urodzić małe bananki. 
 Chłopak siedzący za mną głośno się zaśmiał, a moja towarzyszka chyba zawstydziła.
        Kiedy tylko rozległ się dzwonek, odetchnąłem z ulgą.
- Mogę to wziąć? - zapytałem, pokazując nauczycielce zapakowaną prezerwatywę i banana.
- Możesz. 
Uśmiechnąłem się i wyszedłem z sali. Tego dnia mama miała sesję w terenie, więc po mnie nie przyjechała. Postanowiłem skorzystać z tej okazji i poszedłem do baru Steviego, by zobaczyć się z Mary.



***


Mary:

        Pocałowałam Jareda i wysiadłam z samochodu pani Leto. W domu było ciemno, co sprawiło, że poczułam ogromną ulgę. Wiedziałam, że dostanę od ojca za to, że nie wróciłam na noc, ale wolałam to jak najdłużej odwlekać.
Drzwi były zamknięte, więc poszłam do pani Robinson po klucz. Kiedy weszłam do domu, usłyszałam błogą ciszę. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio tam gościła. Wspaniałym uczuciem było położenie się spać bez konieczności słuchania jęków czy krzyków wydobywających się zza ściany. 

Uśmiechnięta wtuliłam się w pachnącą kwiatowym płynem do płukania poduszkę i powoli zaczęłam zasypiać.
        Rano obudziło mnie trzaśnięcie drzwi. To ojciec wrócił do domu w niezbyt dobrym humorze.
- Mary! - krzyknął takim tonem, że bałam się ruszyć z miejsca. - Mary, chodź tutaj! 
Nadal się nie ruszałam. Nie chciałam dostać wpierdol, głównie dlatego, że odczuwałam bardzo silne mdłości, jak każdego ranka od kilku dni. 
- Kurwa mać, ile cię można wołać?! - Rozwścieczony wpadł do mojego pokoju i złapał mnie za włosy. Miałam ochotę krzyknąć, ale przez te wszystkie lata nauczyłam się tłumić okrzyki bólu. Obiecałam sobie, że podczas bicia nawet się nie skrzywię i nawet nie syknę. Po wszystkim mogłam płakać, ale nie w trakcie. Nie mogłam dać mu tej satysfakcji... 
       Pod wpływem szarpnięcia znalazłam się na podłodze. Mężczyzna ścisnął mocno moje ramię i podniósł mnie z dywanu. Spojrzał na mnie z pogardą i wymierzył pierwszy cios, a potem drugi. Po trzecim moje usta zaczęły napełniać się krwią. Poczułam, że chwieje mi się ząb. Ojciec zauważył, że sprawdzam coś językiem, więc przestał mnie bić.
- Jedynka? - zapytał, poprawiając pasek.
- Nie - odpowiedziałam drżącym głosem.
- Więc nawet nie będzie widać. 
W tym momencie nie wytrzymałam, osunęłam się z powrotem na kolana i zwymiotowałam. Kiedy wyleciała już ze mnie cała zjedzona poprzedniego wieczoru kolacja, przyklęknął i złapał mnie za twarz. 
- Paskudna jesteś, wiesz? Pomyśleć, że tak piękna kobieta jak Emily urodziła taką brzydule. Lily wyszła nam idealnie, ale ty... - tu przerwał, by znaleźć odpowiednie słowo. - No cóż, za pierwszym razem zawsze jest coś nie tak. - Zaśmiał się jakby właśnie opowiedział znakomity dowcip i odepchnął moją twarz w bok. - Oj, Mary, Mary... - Już miał wstać, ale w ostatniej chwili stwierdził, że jeszcze mnie wystarczająco nie upokorzył. Chwycił mnie za kark i pchnął na moje własne wymiociny. - Pokaż się - rzucił i ciągnąc mnie za włosy, odsunął moją twarz od rzygów. - Jak nie widać twojej gęby, to wyglądasz o wiele lepiej. - Wykrzywił usta w złowrogim uśmiechu i wstał z podłogi. - I umyj się, bo śmierdzisz.
        Tak jak sobie obiecałam, nie popłakałam się, gdy mnie bił, nie popłakałam się nawet, gdy wyszedł z mojego pokoju. Rozpłakałam się dopiero wtedy, gdy siedziałam skulona pod prysznicem i miałam pewność, że spływająca woda zagłusza mój szloch.
        Kiedy już byłam w stanie, wstałam i sięgnęłam po szampon. Nalałam odrobinę specyfiku na dłoń i podsunęłam pod nos. Uwielbiałam zapach wanilii.
Gdy wyszłam spod prysznica, podeszłam do lusterka i otworzyłam usta. Zamknęłam oczy i pewnym ruchem wyjęłam z dziąsła poważnie naruszoną, dolną siódemkę. Syknęłam i zawinęłam zęba w kawałek papieru toaletowego. Całe szczęście ów ubytek w ogóle nie rzucał się w oczy.
        Otworzyłam szafkę, wyjęłam z niej kosmetyczkę, a z kosmetyczki wyciągnęłam torebeczkę. Wysypałam z niej niewielką ilość białego proszku i uformowałam krótką kreskę. Wiedziałam, że taka dawka nie zapewni mi kosmicznego haju, ale za to ukoi nerwy. Nie chciałam się naćpać, bo przecież zaraz musiałam być w pracy. 

        Wysuszyłam włosy i poszłam posprzątać i wywietrzyć pokój po dzisiejszym incydencie. 



***


        O czwartej w lokalu pojawił się Jared. Usiadł przy barze i jako że nie było ludzi, zaczęliśmy rozmawiać. Zauważył nowe sińce na mojej twarzy, ale nawet o nie nie pytał, bo dobrze wiedział, skąd się wzięły.
- Mam coś dla ciebie - rzucił i wyjął z plecaka banana.
- Banan?
- Babka rozdawała na wychowaniu seksualnym, a wiem, że lubisz, to ci przyniosłem.
 Wzięłam od niego owoc i powoli zaczęłam obierać go ze skórki. Wzięłam pierwszy kęs i zauważyłam, że Jay mi się przygląda, więc zaczęłam bardzo powoli wsuwać i wysuwać banana z ust. Mój chłopak się uśmiechnął. Facetów strasznie takie coś kręciło. 
Zaśmiałam się. Mój język wił się wokół końcówki owocu, a ja robiłam jednoznaczne miny. 
- Jezu, Mary, przestań, bo mi stanie.
- Przecież ja tylko jem - rzuciłam kokieteryjne i wsunęłam banana między zmysłowo rozchylone wargi. Zauważyła to Laura i posłała mi brudny uśmieszek.
- Lubisz się ze mną droczyć, co nie?
- Uwielbiam. - Wzięłam sporego kęsa i puściłam mu oczko. - Ale naprawdę się tak tym nakręciłeś? - zapytałam Jerry'ego, gdy tylko skończyłam jeść.
- Naprawdę. Gdybym mógł, to właśnie bym się z tobą kochał.
- To da się zrobić. Laura, ja idę zapalić! -  oznajmiłam współpracowniczce i razem z Leto wyszłam tylnym wyjściem z baru.
Oparłam się o ścianę, przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam namiętnie całować. 
- Rozpinaj spodnie - oznajmiłam mu i sama zsunęłam bieliznę spod krótkiej spódniczki.
- Chcesz się kochać tutaj? - spytał nieco zaskoczony.
- Tu nikt nas nie zobaczy.
- No skoro tak. - Wyjął z kieszeni prezerwatywę, nałożył ją i bez zbędnych formalności wbił swojego członka w moje krocze. Jęknęłam. Czułam lekki ból, jak zwykle przy nagłym i silnym pchnięciu, ale zupełnie mi on nie przeszkadzał. 

        Lewa ręka Jaya podpierała moją prawą nogę, uniesioną na wysokości jego biodra, a prawa błądziła po mojej szyi. Zanurzał się we mnie do samego końca. Oboje cicho pojękiwaliśmy. Jego dłoń zaciskała się na moim pośladku, a usta przywarły do moich. Rozkosz stawała się coraz większa. Zaczynałam tracić kontrolę nad swoim ciałem. Lekko przygryzłam jego dolną wargę, a on delikatnie zacisnął palce na moim gardle. Ostatnie pchnięcie i moje ciało wygięło się w łuk.
- Jared, czy ja jestem brzydka? - zapytałam, gdy z powrotem naciągnęłam bieliznę.
- Ty brzydka? Nigdy w życiu.


*Jolene, Jolene, Jolene, Jolene, proszę nie zabieraj go, tylko dlatego, że możesz to zrobić.
.................................
Tytuł rozdziału: Dla mnie jesteś zajebiście idealna

Utwory wykorzystane w rozdziale:
Dolly Parton - Jolene
 


Data pierwotnej publikacji: 02.04.2011  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz