Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

wtorek, 13 listopada 2012

33. Desire is coming it breaks out loud


        - Dlaczego mnie w ogóle o to zapytałaś?
- Nie wiem. Tak jakoś.
- Twój ojciec ci to powiedział?

Przytaknęłam. 
- Nie słuchaj go. Sama wiesz, że on robi wszystko, by cię zdołować. Jesteś piękna. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką znam. 

Po tych słowach złożył czuły pocałunek na mych ustach. 
- Powiedźmy, że ci wierzę. - Zaśmiałam się i weszliśmy z powrotem do środka. - Nie wiem, jak ja tu dziś tyle wytrzymam. Nic mi się nie chce - rzuciłam, opierając głowę o blat. 
- Pracujesz do dziesiątej?
- No niestety.
- Przyszedłbym po ciebie, ale mam szlaban. O kurwa! 
- Co?
- Powinienem być już dawno w domu. Zapomniałem, że mama będzie szybciej. Jak wróci przede mną, to mnie wykastruje.
- Jeśli to zrobi, nie ręczę za siebie. 


Uśmiechnął się, pocałował mnie na pożegnanie i wyszedł.
- Twój chłopak? - zwróciła się do mnie Melissa, która zaczęła tu pracować trzy dni wcześniej.
- Tak.
- Niezły.
- Wiem - stwierdziłam nieskromnie.
- Dobry w łóżku?
- Najlepszy.




***


         - Mary, zabieraj te swoje kościste dupsko z kanapy, bo Lori nie ma gdzie usiąść.
- A co mnie to obchodzi? - burknęłam pod nosem, nie odrywając wzroku od telewizora.  Mogłam sobie na takie coś pozwolić, bo wiedziałam, że przy tej dziwce mnie nie uderzy.
- Nie bądź bezczelna.
- Nie jestem. Po prostu jestem u siebie i nie zamierzam nikomu ustępować miejsca.
- Nie u siebie, tylko u mnie, więc masz robić, co ci każę.
- Oczywiście - rzuciłam i wstałam z miejsca, po czym zwróciłam się do młodej brunetki: - Naciesz się siedzeniem, póki możesz, bo jak zerżnie cię w dupę, to przez tydzień nie będziesz mogła siadać.
- Jazda na górę! 
Zaśmiałam się i poszłam do swojego pokoju. Jeśli się nie urżnie, to kolejnego dnia czekało mnie niezłe lanie, ale ta chwila patrzenia na jego wkurwienie spowodowane faktem, iż nie mógł mnie uderzyć, była tego warta.
        Położyłam się na łóżku i zaczęłam nucić całkowicie zmyśloną melodię. Leżałam tak, dopóki nie usłyszałam kroków na schodach. To ojciec i Lori zmierzali do sypialni. Zza ściany słyszałam jej głośny chichot.
- Za chwilę nie będzie ci już tak wesoło - powiedziałam i zaczęłam odliczać od trzydziestu w dół. Trzy, dwa, jeden i zamiast chichotu słyszałam wrzask.
- Mark, przestań, to boli!
- Nie przesadzaj. Bez gumki w inną dziurę nie wkładam. 
Zaśmiałam się pod nosem i nałożyłam słuchawki. Nie było mi szkoda tej dziewczyny. Ani tej, ani żadnej innej. Dobrze wiedziały, w co się pchają, więc niech cierpią...



***


        - Zatrułaś się czymś? - zapytała Laura, gdy po raz kolejny zwymiotowałam.
- Nie wiem, chyba tak. Trzyma mnie już prawie od miesiąca.
- A nie spóźnia ci się okres?
- Nie. To znaczy zawsze mam pod koniec miesiąca, więc powinien mi się zacząć za cztery dni.
- Miewasz uderzenia gorąca, dziwne zachcianki, apetyt na ogórki?
- Ostatnimi czasy chodzą za mną kiszone.
- Więc możliwe, że jesteś w ciąży.
- Co?! Zwariowałaś?! - rzuciłam zszokowana. - Ja w ciąży?
- No przecież mówiłaś, że tobie i Jaredowi zdarza się to robić bez gumki, więc w sumie to bym się nie zdziwiła. 
W tym momencie zrobiło mi się słabo. Myśl, że moglibyśmy zostać rodzicami, ogromnie mnie przerażała. Owszem, chciałam mieć dzieci z Jayem, ale dopiero za kilka lat, kiedy nasze życie będzie już ustabilizowane. 
- Zrób test.
        Idąc za radą koleżanki z pracy, kupiłam test ciążowy. Zrobiłam go zaraz po tym, jak wróciłam do domu. Byłam dosłownie przerażona, gdy wynik okazał się pozytywny.
- Pięknie - wydukałam i rozpłakałam się. Tylko tego mi brakowało...
        Na drugi dzień rano postanowiłam pójść do Jareda. Odczekałam, aż jego mama pojedzie do pracy i zapukałam do drzwi. Otworzył mi Shannon w samych bokserkach.
- Jest twój brat?
- Jest, ale teraz bierze prysznic.
- Poczekam. - Weszłam do środka i usiadłam przy stole w kuchni. Shann jadł jajecznice, a ja robiłam wszystko, żeby nie zwymiotować. Sam widok i zapach tej jajecznej potrawy przyprawiał mnie o mdłości.
- A ty co się tak krzywisz?
- Jak ty możesz to jeść?
- Normalnie - odpowiedział, napełniając usta jedzeniem.
- Ohyda.
- Nie znasz się. Nie ma to jak jajecznica na bekonie, na dobry początek dnia.
- Shannon, ćwoku, znowu ukradłeś mi bokserki - rzucił Jared, gdy tylko wszedł do kuchni. - O , cześć, skarbie, nie zauważyłem cię. - Podszedł do mnie i cmoknął w usta.
- Nie ukradłem tylko pożyczyłem.
- Bez wiedzy właściciela.
- To co, mam ci je teraz oddać?
- Lepiej nie - odpowiedział mu brat i usiadł na krześle obok.
- No tak, boisz się, że, jak Mary zobaczy mojego ptaka, to od ciebie odejdzie.
- Widziała już twojego ptaka, a mimo to nadal jest ze mną. 
Normalnie bym się z tego śmiała i sama powiedziała coś na temat przyrodzenia starszego Leto, ale  nie miałam nastroju do żartów.
- Bardzo śmieszne, naprawdę boki zrywać. Wychodzę, bo mnie się tu obraża.
- I krzyżyk na drogę. Totalny debil - dodał Jerry, gdy zostaliśmy już sam na sam. - A ty co taka nie w humorze? Źle się czujesz?
- No nie za dobrze, ale to nie o to chodzi.
- A o co? - zapytał z troską w głosie.
- Nie bardzo wiem, jak ci to powiedzieć.
- Nie wstydź się, kotku, wiesz, że mi możesz mówić o wszystkim.
- Od dłuższego czasu odczuwałam bardzo silne mdłości, szczególnie rano, więc koleżanka zasugerowała bym zrobiła test. Zrobiłam go i... - tu przerwałam, nie mogąc wydusić z siebie już ani słowa.
- Jaki test? Proszę, mów dalej.
- Jestem w ciąży - rzuciłam i schowałam twarz w dłoniach.
- Żartujesz, tak?
- A wyglądam jakbym, kurwa, żartowała?! - wrzasnęłam w odpowiedzi.
- Ale dlaczego od razu krzyczysz?
- Bo zadajesz mi głupie pytania.
- Przepraszam, po prostu myślałem, że to twój kolejny głupi żart.
- Chciałabym - odpowiedziałam już nieco spokojniej. - I co teraz zrobimy?
- Nie wiem.
- Ojciec mnie zabije. Twoja mama zresztą też.
- Spokojnie, nikt nikogo nie będzie zabijał. Zrobię ci herbatę i omówimy to wszystko na spokojnie. - Jared jak zawsze potrafił zachować zimną krew. Nie miałam pojęcia, jak on to robił.
- Zawsze możesz usunąć - rzucił Shannon, wchodząc do kuchni.
- Zwariowałeś?! - odpowiedzieliśmy mu jednocześnie. Macierzyństwo mnie przerażało, ale nigdy w życiu nie zabiłabym swojego własnego dziecka. Nie byłam aż tak bezduszna.
- To była tylko taka mała sugestia.
- Wiesz gdzie możesz sobie wsadzić te swoje sugestie? - zwrócił się do niego rozdrażniony Jay.
- No już dobra, dobra, udajmy, że tego nie było. Ale sami przyznajcie, że niezłe jaja wyszły. Mój młodszy brat tatusiem.
- Wypierdalaj stąd! - Zimna krew Jareda właśnie zawrzała. Starszy Leto uniósł dłonie w obronnym geście i opuścił kuchnię. - Przepraszam cię za niego. Sama wiesz, że to debil.
- Nie usunę ciąży - powiedziałam, patrząc mu w oczy.
- Nawet bym ci na to nie pozwolił. Jakoś sobie poradzimy. 
Wtuliłam się w jego ramiona i zamknęłam oczy.



***


        - Ile testów zrobiłaś? - zapytała Lisa, gdy opowiedziałam jej o tej całej sytuacji.
- Jeden.
- Powinnaś zrobić dwa.
- Dwa? Po co dwa?
- Niektóre testy są trefne, więc dla pewności lepiej zrobić więcej niż jeden. Uwierz mi, znam to z własnego doświadczenia.
- Myślisz, że powinnam zrobić dodatkowy?
- Zdecydowanie.
        Po krótkiej rozmowie udałyśmy się do pobliskiej apteki i kupiłyśmy kolejny test ciążowy, po czym znów wróciłyśmy do mieszkania Lisy.
- Jaki wynik?
- Negatywny - rzuciłam, wychodząc z łazienki.
- Czyli nie jesteś w ciąży.
- Ale przecież wczoraj był pozytywny. Skąd mam teraz wiedzieć, który jest właściwy?
- Idź do ginekologa. Innego wyjścia nie widzę.
- Znasz jakiegoś dobrego?
- Moja mama zna. Zaraz wezmę od niej numer. Zadzwonisz, zarejestrujesz się, przebadasz i wszystko będzie jasne. - Przyjaciółka zeszła na dół i po pięciu minutach wróciła z małą karteczką.
- Facet? - rzuciłam, widząc na wizytówce nazwisko Roland Gevin.
- Wstydzisz się?
- Nie.
- No to nie marudź, tylko dzwoń.
Zadzwoniłam i asystentka doktora umówiła mnie z nim na poniedziałek.
- Przecież ja przez te dwa dni umrę. Nienawidzę niepewności, szczególnie gdy chodzi o tak ważne sprawy.
- Nie umrzesz. Założę się, że ten pierwszy test był trefny i wcale nie jesteś w ciąży.
- Obyś miała rację. Wyobrażasz sobie mnie jako matkę, a Jareda jako ojca?
- W życiu.
- W ogóle, jak ja bym wyglądała z takim wielkim brzuchem, jak słonica jakaś.
- Włóż to pod bluzkę i zobacz. - Lis rzuciła mi poduszkę. Wcisnęłam ją pod ubranie i stanęłam bokiem do lustra.
- O matko, zupełnie mi to nie pasuje.
- Racja.
- Poza tym po ciąży ma się rozstępy.
- Ale cycki powiększają się nawet o dwa rozmiary.
- Ja tam lubię swoje cycki. Co prawda nie są za duże, ale Jaredowi się podobają, więc nie potrzebuję większych.
- Ale byłabyś bardziej napalona.
- Co?
- No tak słyszałam, że kobiety w ciąży mają większą ochotę na seks niż normalnie.
- No nie wiem. Jak moja mama była w ciąży z Lily, to nie bzykała się z moim starym. A przynajmniej nie w ostatnich miesiącach.
- Bo w ostatnich miesiącach to już się raczej nie powinno. Chyba w dwóch czy trzech.
- Dwa miesiące bez seksu? Nie wytrzymałabym. Dlatego nie mogę i nie chcę być w ciąży.
- Wiesz, zawsze masz drugą dziurę.
- Seks analny? Ty wstręciucho! Mimo wszystko mam swój honor i nigdy nie dam wepchnąć sobie kutasa w dupę.  Poza tym Jared ma tak wielkiego, że chyba bym umarła z bólu. 
Obie zaczęłyśmy się śmiać.
- A tak na poważnie, to co zrobisz, jak okaże się, że jednak jesteś w ciąży?
- Urodzę - odpowiedziałam, kładąc głowę na brzuchu Lisy.
 





Jared:

        Wiadomość o ciąży Mary ścięła mnie z nóg. Na początku byłem w takim szoku, że ledwo byłem w stanie zebrać myśli. Ja ojcem? Ja, dziewiętnastoletni szczyl żyjący na utrzymaniu matki miałbym zostać tatą? 

Abstrakcja, kompletna abstrakcja... 
        Wizja babrania się w pieluchach i wstawania w nocy wydawała mi się być najbardziej przerażającą, dopóki mój brat nie wspomniał o aborcji. Wolałem już zmieniać obsrane pieluchy, niż pozwolić zabić niewinne dziecko.
        Po kilku godzinach przemyśleń przestałem patrzeć na ciążę swojej dziewczyny jak na zło konieczne, a zacząłem widzieć w niej cud. To będzie nasze dziecko. Istota zrodzona z naszej miłości. Coś, co połączy nas już na zawsze. 

Znajdę pracę, kupimy mieszkanie, weźmiemy ślub i będziemy razem wychowywać nasze maleństwo. Będziemy szczęśliwą rodziną. Taką, której żadne z nas nie miało, a nawet jeśli miało, to niezbyt długo. 

 
***


        - Mogę dzisiaj spać u was? - zapytała Mary, siadając obok mnie na werandzie.
- Pewnie, że tak. - Objąłem ją, a ona położyła głowę na moim ramieniu.
- Znowu sprowadził do domu tych starych zboczeńców i dziwki. Nie mam ochoty przebywać w takim towarzystwie.
- Nie dziwię ci się. Chodź do środka. - Pomogłem jej wstać i po wspólnym prysznicu, którym rozwścieczyliśmy mamę, położyliśmy się do mojego łóżka. - Niesamowita sprawa z tą twoją ciążą - powiedziałem, podciągając koszulkę, którą miała na sobie Mary, tak, aby mieć dostęp do jej brzucha, a następnie zacząłem składać czułe pocałunki na jej skórze.
- Mam wrażenie, że ty się cieszysz z tego dziecka - rzuciła, dotykając moich włosów.
- No wiesz, w końcu to nasze dziecko. Ja i ty, ty i ja, połączenie naszych genów, mały cud.
- To się jeszcze okaże.
- Co?
- Dzisiaj zrobiłam drugi test i wyszedł negatywny, więc umówiłam się na wizytę u ginekologa, tak, by mieć stuprocentową pewność.
- I kiedy masz to badanie?
- W poniedziałek - odpowiedziała i sięgnęła do mojej szafki nocnej.
- Zwariowałaś?! - rzuciłem, wyciągając jej z ust jeszcze nieodpalonego papierosa.
- Oddaj to.
- Nie ma mowy. Papierosy szkodzą dziecku.
- Nie wiadomo, czy w ogóle jest jakieś dziecko. Daj.
- Lepiej nie ryzykować. - Poświęciłem się i połamałem swoją ostatnią fajkę.
- Kutas! - Mary uderzyła mnie w ramię i położyła na boku, tyłem do mnie.
- Obraziłaś się? 
Nie odpowiedziała. 
- Czyli się obraziłaś. Słońce, to tylko głupi papieros.
- Nie rozmawiam z tobą.
- No proszę, jaka obrażalska. - Zaśmiałem się i przekręciłem na lewy bok. - No weź się nie obrażaj. To dla twojego dobra.
- Śpij!
- Kochanie... - wydukałem i objąłem ją w pasie.
- Zabieraj tę łapę! - warknęła i zsunęła moją kończynę ze swojego ciała. Ja się jednak nie poddałem. Nachyliłem się nad nią i zacząłem śpiewać, jednocześnie zsuwając materiał koszulki z jej ramienia.
- My body is burning it starts to shout/ Desire is coming it breaks out loud/  Lust is in cages till storm breaks loose/ Just have to make it with someone I choose...* - W tym momencie przerwałem i złożyłem delikatny pocałunek na jej szyi. Zwykle to ją nakręcało, dziś nawet nie drgnęła.
- Przestań fałszować i przestań mnie ślinić.
- No już nie bądź taka. Przecież wiem, że też masz na to ochotę.
- Nie mam. I weź się ode mnie odsuń.
- A udowodnić ci, że masz? - Zanurzyłem dłoń pod kołdrę i zacząłem wędrować po jej udzie. Kiedy skierowałem się do krocza, Mary niespodziewanie mnie odepchnęła, po czym usiadła na mnie okrakiem.
- Chcesz się kochać? Proszę bardzo, ale robimy to po mojemu.
- Nie mam nic przeciwko. Poza tym mówiłem ci już, że wyglądasz bardzo seksownie w mojej koszulce? - rzuciłem, przygryzając dolną wargę, a ona zaczęła dotykać językiem mojego torsu. Uwielbiałem, kiedy to robiła. 

 Oderwała usta od mojego ciała i zsunęła mi bokserki. Tak, tylko na to czekałem... 
- Jest cały twój - oznajmiłem i włożyłem ręce pod głowę. Jej dłoń zacisnęła się na moim członku. Najpierw go masowała, a kiedy był już nieco twardszy, przyłożyła do niego usta. Uderzył mnie pierwszy dreszcz. King wysunęła język i zaczęła używać go w niezwykle przyjemny dla mnie sposób. 
Mój ptak był już nabrzmiały do granic możliwości. Jeszcze tylko kilka sekund i dojdę do punkty kulminacyjnego. Jeszcze tylko jeden... 
- Mary, co ty robisz? - zapytałem, gdy moja partnerka oderwała usta i dłoń od mojego penisa i wstała z miejsca.
- Boję się, że sperma może zaszkodzić dziecku. Wolę nie ryzykować. Lepiej dokończ sam. Wyjdę, żebyś się nie krępował - powiedziała i opuściła mój pokój. 

Nie no, ona chyba sobie żarty ze mnie stroiła.
- Mary, wracaj tu! - krzyknąłem, jednak mnie zignorowała. - Spokojnie, Jared, oddychaj. Głęboko. Wdech, wydech, wdech, wydech. Nie myśl o stojącym kutasie, nie myśl o Mary, nie myśl o niczym. Policz do dziesięciu, to może opadnie. Sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć. - Otworzyłem oczy, on nadal stał. 

Jezu Chryste, wyobraź sobie nagą Marx. 
Nic. 
Nagiego Carthy'ego. 
Nic. 
Nagiego Carthy'ego, posuwającego nagą Marx. 
Nic. 
Nagą mamę. 
Nadal nic. 
Nagiego Shannona. 
Ohyda, ale nadal nic. Jak stał, tak stoi. 
- No opadaj rzesz ty pieprzony sukinsynu! - wycedziłem przez zęby, jednak i to nic nie dało. - By cię szlag, Mary! - W tym momencie nienawidziłem jej tak bardzo, jak to tylko możliwe. Jak mogła mnie tak zostawić? Jak mogła mnie tak podniecić, a potem wyjść, jak gdyby nigdy nic? 
Mściwa małpa! 
        Zamknąłem oczy, zacisnąłem dłoń na swoim penisie i zaczęłam wykonywać rytmiczne ruchy. Kto by pomyślał, że mając taką dziewczynę, będę musiał jeszcze kiedyś sam się zaspokajać.
        - Chcę ci tylko oznajmić, że prześpię się dzisiaj w pokoju twojego brata - oznajmiła mi przez drzwi Mary.
- Śpij sobie, gdzie chcesz, byle nie u mnie - odpowiedziałem obrażony.
- To rzuć mi poduszkę. - Wsunęła głowę do środka, a ja zrobiłem mocny zamach, jednak rzuciłem zbyt wysoko i zamiast w nią, trafiłem w ścianę. - Zapamiętam to sobie.
- Ja też - burknąłem i obróciłem się na bok.
        Po jakimś czasie drzwi od mojego pokoju znów się otworzyły.
- Nawet nie myśl, że po tym wszystkim pozwolę ci ze mną spać.
- To ja, debilu - usłyszałem głos swojego brata. Shannon stał przy wejściu z poduszką w rękach. - Mogę przespać się u ciebie?
- No skoro musisz. 
Brat położył się obok mnie i wlepił wzrok w sufit.
- Ta twoja dziewczyna to jakaś pieprzona wariatka. Ugryzła mnie!
- Jak pchasz łapy tam, gdzie nie trzeba, to się nie dziw.
- Nie moja wina, że miałem nieprzyzwoity sen, a ona wlazła mi do łóżka nie wiadomo kiedy.
- I co zrobiłeś?
- A nie zabijesz mnie?
- Nie.
- Trochę ją pomacałem po cyckach, a ta nie dość. że mnie uderzyła z łokcia w brzuch, to jeszcze ugryzła w ramię. A ja naprawdę nie zrobiłem tego specjalnie. Byłem jeszcze wtedy w półśnie.
- Nie musisz się tłumaczyć.
- Swoją drogą ma teraz fajniejsze cycki, niż wtedy, kiedy miałem okazję się z nią zabawiać.
- Nie rozmawiajmy teraz o jej cyckach, proszę cię.
- No jak chcesz. Dobranoc. - Shannon, jak zwykle, zabrał większą część kołdry i rozwalił się tak, że miałem dla siebie tylko niewielki skrawek materaca. 

To zdecydowanie nie była moja noc... 


*
Moje ciało płonie, zaczyna krzyczeć, nadchodzi pragnienie, głośno wybucha. Pożądanie jest zamknięte w klatkach, dopóki nie otworzy ich burza.Muszę to zrobić z kimś, kogo wybiorę.
......................................................
Tytuł rozdziału: Nadchodzi pożądanie, głośno wybucha
.

Utwory wykorzystane w rozdziale:
Scorpions - Rock you like a hurricane
 

Data pierwotnej publikacji:  09.04.2011 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz