Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

środa, 14 listopada 2012

35. I'm not really jealous, don't like lookin' like a clown

Jared:

        - Dobrze, że cię widzę - zaczepiła mnie na szkolnym korytarzu Claire. - Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale naniosłam drobne poprawki w naszym plakacie.
- Skoro były konieczne, to nie ma sprawy - rzuciłem nieco oschle. Nie miałem ochoty na gadanie o jakimś głupim plakacie. Wszystko przez to, że mama podsłuchała moją rozmowę z Mary i zrobiła mi dziką awanturę. Czasami miałem ochotę wziąć walizkę, spakować się i wynieść, jak najdalej od domu.
- Wszystko w porządku? - spytała Valley.
- Tak.
- Nie żebym się wtrącała czy coś, ale chyba powinieneś się cieszyć z tego, że twoja dziewczyna, jednak nie jest w ciąży.
- A ty nie powinnaś się wtrącać w nieswoje sprawy. To, że robiliśmy razem projekt na jakieś głupie zajęcia, nie oznacza, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Przepraszam - wydukała i zniknęła za zakrętem. Wkurzali mnie ludzie, którzy włazili z buciorami w czyjeś życie. 
        Zszedłem na dół i stanąłem w kolejce do sklepiku. Chcąc nie chcąc, usłyszałem rozmowę dwóch dziewcząt stojących przede mną:
- Chodzą plotki, że Mary jest w ciąży.
- Jaka Mary?
- No ta, co z księdzem romansowała, King.
- Poważnie? Z kim?
- Ponoć sama nie wie. Wiesz, sypia z tyloma, że nie jest w stanie się połapać, który ją zapłodnił. Słyszałam nawet, że uprawia seks z własnym ojcem i to nie, że on ją molestuje czy coś, po prostu robi to z nim z własnej woli. 
Tego już było za wiele. Gdyby Mary to usłyszała, polałaby się krew. Ja nie miałem zwyczaju bić dziewczyn, więc zwyzywałem ją od najgorszych, przez co wylądowałem na dywaniku u wychowawczyni.
- Mama nie uczyła cię szacunku do kobiet?
- Uczyła i dlatego nie przyłożyłem tamtej suce.
- Jak możesz tak mówić o koleżance?
- To nie jest moja koleżanka, poza tym gadała obrzydliwe rzeczy na temat mojej dziewczyny, więc pani zdaniem miałem stać i udawać, że nic nie słyszę?
- Tak więc znów chodzi o pannę King. - Biologiczka, podobnie jak reszta grona pedagogicznego i oczywiście moja mama, uważała Mary za największe zło tego świata. - Jared, jesteś mądrym chłopakiem, dlaczego dalej się z nią zadajesz? Sam widzisz, jaki wpływ ma na ciebie ta dziewczyna.
- Już matka pani nagadała, tak?
- Nie. Uczyłam Mary i wiem, że to nie jest dziewczyna dla ciebie. Ona nic w życiu nie osiągnie, a ty możesz naprawdę wiele.
- Za kogo się pani w ogóle uważa, że wpieprza się pani w moje życie?! Jest pani tylko nauczycielką, która gówno wie i gówno gada. - Wstałem z miejsca i ignorując ją, wyszedłem z sali. 
        Kolejny raz tego dnia gniew przejął nade mną kontrolę. Musiałem się choć trochę uspokoić. Wszedłem więc do toalety, odpaliłem papierosa, skopałem drzwi kabiny i poczułem się nieco lepiej. 
Na lekcję matematyki wszedłem odrobinę spóźniony.
- A pan Leto, jak zwykle po czasie - usłyszałem głos profesora Arta, gdy tylko zamknąłem drzwi. - Nie wiesz, co się mówi?
- Przepraszam za spóźnienie - burknąłem i ruszyłem w stron ławki.
- A ty, Leto, gdzie się wybierasz?
- Jak to gdzie? Do swojej ławki.
- O nie, młodzieńcze, teraz to podejdziesz do tablicy i zrobisz kilka zadań na ocenę.
- Kurwa mać - rzuciłem pod nosem i niczym skazaniec podszedłem do tablicy. Staruszek podał mi dane do pierwszego zadania, a ja wiedziałem, że już po mnie. Po pięciu minutach prób i liczenia na farta, odłożyłem kredę.
- Tak to jest, gdy człowiek zamiast się uczyć, zajmuje się dziewczynami. Oj, Leto, Leto, kiepsko ja widzę twoją przyszłość. Siadaj, chłopcze, oszczędź wstydu nam obu. 
Gdybym nie wyładował swojej złości na kabinie, profesora Arta wynieśliby stąd w plastikowym worku, nogami do przodu. 
Policzyłem w myślach do trzech i wróciłem na miejsce.
- Uwziął się na ciebie jak nic - rzucił Bill, gdy zająłem krzesło przy oknie.
- Wiem - odpowiedziałem i wyciągnąłem zeszyt, którego wewnętrzna strona okładki pokryta była cytatami z piosenek i moimi rysunkami.
- A dziś przypomnimy sobie funkcje trygonometryczne...



***


        Po sześciu godzinach męczarni, kiedy to wszyscy kumple z klasy zbierali się do domu, ja musiałem zostać na tym durnym wychowaniu seksualnym.
- Ja trzymam plakat, ty mówisz - rzuciłem do Claire, gdy pani Marx kazała przedstawić nam naszą pracę. Nieśmiało przytaknęła i oboje wyszliśmy na środek. Blondynka zaczęła mówić, a ja przestępowałem z jednej nogi na drugą. 
Ta dziewczyna była naprawdę dziwna. Z nikim nie rozmawiała i nie rozstawała się ze szkicownikiem, choć momentami bywała w porządku...
        Po dzwonku z wielką ulgą narzuciłem plecak na ramię i wtedy też usłyszałem głos nauczycielki.
- Jared, Claire, podejdźcie na chwilę.
- O co chodzi? - zapytałem zniecierpliwiony.
- Bardzo podobał mi się wasz plakat i chciałabym żebyście zrobili kilka podobnych. Podałabym wam listę tematów.
- Nie ma problemu - wtrąciła się ucieszona Valley.
- No to super. Tu macie spis. 
Mnie oczywiście nikt o zdanie nie zapytał, bo niby po co... 




***



        Na drugi dzień prosto ze szkoły poszedłem do domu Claire. Szczerze mówiąc, byłem w szoku, gdyż patrząc na nią, w życiu bym nie powiedział, że żyła w takich luksusach. 
Dom państwa Valley był najbardziej wypasioną chatą, jaką w życiu widziałem. Rozejrzałem się po korytarzu i oczy mało co nie wyskoczyły mi z orbit. Marmurowa podłoga, na ścianach drogie obrazy...
- Mój pokój jest na górze – oznajmiła mi Claire i weszła na schody. Poszedłem za nią, nadal będąc w niemałym szoku.
- Ładny dom.
- Dzięki – odpowiedziała i zaczęła przygotowywać niezbędne do pracy materiały.
- Przepraszam, że wczoraj tak na ciebie naskoczyłem – odezwałem się, przerywając niezręczną ciszę.
- Miałeś rację. Nie powinnam się wtrącać.
- To ja nie powinienem być tak niemiły. Po prostu pokłóciłem się z mamą i miałem przez to podły nastrój.
- Rozumiem.
- Dowiedziała się o tym, że Mary myślała, że jest w ciąży i wpadła w szał.
- Nie lubi jej?
- Nie lubi to jest mało powiedziane, ona jej nienawidzi. Kiedyś nawet próbowała mnie swatać z córką swojej przyjaciółki, tylko po to, bym zostawił swoją dziewczynę – nie wiedzieć czemu, zacząłem się jej zwierzać.
- A jak ty zareagowałeś, kiedy dowiedziałeś się, że Mary może być w ciąży? – spytała, mocząc brudny pędzel w zabarwionej na błękitno wodzie.
- Najpierw się przeraziłem, a potem ucieszyłem. Wiem, że to głupie, ale kocham Mary i boję się, że kiedyś ją stracę, a dziecko byłoby taką gwarancją, że już zawsze będziemy razem.
- To wcale nie jest głupie, wręcz przeciwnie. Jak dla mnie, to coś pięknego. Mary to szczęściara. – Uśmiechnęła się i wróciła do malowania konturów, a ja zająłem się tłem plakatu numer trzy.
- A ty kogoś masz? – spytałem ze swojej wrodzonej ciekawości.
- Nie mam. Nie interesuję się randkami. Całą swoja energię skupiam na rysowaniu. To jest coś, co najbardziej kocham. A ty masz jakieś hobby?
- Lubię sobie pośpiewać.
- Tak do lustra, czy jakoś bardziej publicznie?
- Mam zespół z bratem i kolegą. Gramy, gdy tylko mamy okazję. Na imprezach, festynach. Wszędzie tam, gdzie nas chcą.
- A macie jakąś nazwę?
- Prawdę mówiąc, to nie. Przez jakiś czas graliśmy jako 30 Seconds to Mars, ale koniec końców zrezygnowaliśmy z tej nazwy i nadal szukamy czegoś odpowiedniego, chociaż skłaniamy się ku temu, by nazwać się po prostu Mars.
- A w klubach też grywacie?
- Jak jest okazja, to tak.
- To dobrze się składa, bo mój tata szuka zespołu, który wystąpiłby w jego lokalu.
- Twój tata ma własny klub?
- Tak. Otworzył go w zeszłym roku. Nazywa się Golden Rose.
- Byłem tam raz. Całkiem ciekawa miejscówka.
- A chciałbyś tam zagrać?
- Jeszcze się pytasz? Pewnie, że tak – odpowiedziałem ucieszony. Złota róża była najpopularniejszym lokalem w okolicy, więc nie moglem przegapić takiej okazji.
- Więc, jak wróci tata, to z nim pogadam.
- Kochana jesteś. – Szeroko się uśmiechnąłem i wziąłem do ręki ołówek.
- Przyniosę więcej lemoniady. – Claire wyszła, a ja zacząłem rozglądać się po jej pokoju. Typowo dziewczęcy: regał z książkami, kolekcja pluszaków na półce, duże łóżko, a nad nim plakat Bad Boys Blue. No cóż, pominąłem to milczeniem. 
       Po zlustrowaniu ściany trafiłem na dębowe biurko i mój wzrok zatrzymał się na szkicowniku koleżanki. Nie mogłem, no po prostu nie mogłem się powstrzymać i zajrzałem do środka. 
Pies, fontanna, kwiaty, jakiś budynek i... ja! Claire miała w szkicowniku mój portret i to nie jeden. Szczerze mówiąc, byłem w ciężkim szoku, szczególnie, że na jednym rysunku siedziałem na ławce w parku. 
– Od razu mówię, że nie jestem wariatką, która ma obsesję na twoim punkcie. Po prostu uważam, że masz bardzo interesującą twarz i mówię to jako artystka, nie jako dziewczyna – rzuciła Valley, gdy przyłapała mnie na oglądaniu swoich dzieł.
- Interesującą twarz? Pierwsze słyszę – powiedziałem z uśmiechem.
- Poważnie. Masz bardzo ładne rysy i niezwykłe, hipnotyzujące spojrzenie.
- Przestań, bo się zaczerwienie.
- Ten jest nieskończony. – Wskazała na rysunek z parku.
- Wiem, bo cię wtedy spłoszyłem. – Dopiero wtedy skojarzyłem, że to właśnie Claire była dziewczyną, która mi się przyglądała po tej całej aferze z seksem w kiblu.
- Już raczej go nie dokończę.
- Ale zawsze możesz narysować kolejny. Ja za drobną opłatą chętnie popozuję.
- Ta drobna opłata to?
- Butelka whiskey. Widziałem, że w salonie masz ich pełno.
- Na taką cenę mogę się zgodzić.



***


        - Braciszku, rusz tyłeczek i bierz pałeczki.
- Po co? – zapytał Shannon, nie odrywając wzroku od telewizora.
- Właściciel Golden Rose chce nas przesłuchać. Jeśli mu się spodobamy, w przyszłą sobotę będziemy mogli zagrać tam koncert.
- Pierdolisz?!
- Mówię poważnie. Zbieraj się, bo Daniel już czeka w samochodzie. 
Shann zerwał się z kanapy i zabrał ze swojego pokoju swoje szczęśliwe pałeczki. Złapał je na koncercie Pearl Jam i korzystał z nich tylko w wyjątkowych okolicznościach.
        Po piętnastu minutach byliśmy już w klubie Valleya.
- Ty pewnie jesteś kolegą Claire.
- Jared. A to mój brat Shannon i kolega Daniel.
- Miło was poznać, a teraz zapraszam na scenę. Pokażcie, co potraficie. 
         Podłączyliśmy swoje gitary do klubowego nagłośnienia, które było naprawdę imponujące i zaczęliśmy grać jedną ze swoich piosenek.
- Stop, stop, stop before you go too far, far, far. Cry, cry, cry before your tears dry out, out, out. Live, live, live before you fucking die, die, die.*
        - Brawo! Chłopaki, biorę was i daję po sto dolarów na łebka.
- Sto dolarów?! – wydukałem zaskoczony.
- Za mało? Mogę dać więcej, nie ma problemu.
- Nie, nie. Chodzi o to, że nigdy w życiu nikt nam tyle nie proponował za występ.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. – Mężczyzna poklepał mnie po plecach i szeroko się uśmiechnął. – A tak zupełnie prywatnie, to mam do ciebie prośbę.
- Jaką? – spytałem nieco zaskoczony. Nie miałem pojęcia, czego mógłby ode mnie chcieć.
- Mógłbyś trochę rozruszać Claire?
- Rozruszać? W jakim sensie?
- No zabrać ją gdzieś od czasu do czasu. Nie mówię oczywiście o randkach. Chodzi mi o zwykłe spacery czy imprezy. Claire w ogóle nie wychodzi z domu, nie ma znajomych, więc byłbym wdzięczny, gdybyś raz na jakiś czas dotrzymał jej towarzystwa.
- Nie ma problemu – odpowiedziałem, uśmiechając się. Duży wpływ na moją decyzję miał fakt, że jeśli będę dobrze żył z Claire, możliwe, że jej tata pozwoli zagrać nam w swoim klubie więcej niż raz. Tak, to trochę samolubne, ale musiałem myśleć o przyszłości swojego zespołu.





Mary:

        - Aż dziw bierze, że cię wywalili ze szkoły. Dziewczyno, ty jesteś geniuszem!
- Bez przesady. Akurat to zadanie było łatwe.
- Łatwe? Męczyliśmy się z nim przez dwa dni, a ty rozwiązałaś je w pięć minut! Marnujesz się tutaj, Mary, marnujesz – rzucił Stevie, gdy pomogłam jego synowi uporać się z zadaniem z chemii.
- To jedyny dział, który jako tako ogarniam.
- No już nie bądź taka skromna. Mądra z ciebie dziewczyna i tyle. Zamiast biegać tu z tacą czy ślęczeć za barem, powinnaś się uczyć i zdobywać wykształcenie. Nie powinnaś marnować takiego umysłu.
- Nie podlizuj się, Stevie, i tak się z tobą nie prześpię – zażartowałam i podałam jednemu z klientów whiskey z colą.
- Oj, Mary, Mary. – Zaśmiał się pod nosem i usiadł z synem przy wolnym stoliku.
        - Kochanie, nie uwierzysz – powiedział Jared, gdy tylko wszedł do lokalu. Niestety nie był sam. Przypałętała się za nim ta cała Claire, która powoli zaczynała działać mi na nerwy.
- W co nie uwierzę?
- W sobotę gramy w Golden Rose – oznajmił mi podekscytowany i usiadł na taborecie. Obok niego oczywiście jego nowa przyjaciółeczka.
- Super – rzuciłam bez większego entuzjazmu. Niezbyt dobrze kojarzył mi się tamten klub. To właśnie w nim poznałam Alexa ‘małą pałę’, który nieco namieszał nam w związku.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć, a to wszystko dzięki Claire. To ona poprosiła swojego tatę, żeby nas przesłuchał, bo ten klub, to klub jej taty.
- Super – powtórzyłam raz jeszcze równie beznamiętnym tonem.
- No właśnie, Claire, napijesz się czegoś? – zwrócił się tym razem do tej brzyduli. – Mary robi świetne drinki. Jej After Sex jest najlepszy na całym świecie!
- After Sex?
- Połączenie wódki, likieru bananowego i soku pomarańczowego. Świetna rzecz.
- To chętnie spróbuję.
- To zrób nam, skarbie, dwa jeśli możesz.
- Mój szef siedzi przy tamtym stoliku, macie mniej niż dwadzieścia jeden lat, więc sorry, Winnetou.
- No to może innym razem.
- W takim razie ja poproszę sok porzeczkowy – odezwała się Claire, tępo się uśmiechając.
- A mi podaj colę.
- Się robi. – Miałam naprawdę przeogromną ochotę napluć do szklanki tej dziwaczki, ale powstrzymywała mnie przed tym obecność Steviego. To ogólnie rzecz biorąc wyluzowany facet, ale jako szef dba o to, żebyśmy jak najlepiej obsługiwały klientów. Gdyby zobaczył, że pluję do soku, wywaliłby mnie na zbity ryj. Wolałam nie ryzykować, bo i tak tę robotę dostałam po starej znajomości. Swojego czasu Stevie był dobrym kolegą mojej mamy i najlepszym przyjacielem ojca, więc nie miał serca mi odmówić, choć ze względu na swój wiek, nie powinnam pracować w miejscu, gdzie serwowało się głównie alkohol, gdyż nie przekroczyłam tej magicznej dwudziestki jedynki. Ryzykował, ale wiedział, że w razie jakichś problemów, miał plecy u mojego ojca. Ten cap cieszył się, że nie musiał wydawać na mnie swoich pieniędzy, więc gdyby zawisło nade mną widmo utraty pracy, użyłby swojej pozycji. W tym mieście jako szef policji mógł wszystko, plus posiadał daleko sięgające znajomości. Nienawidziłam go tak bardzo, jak to tylko możliwe, ale czasami nawet on mi się do czegoś przydawał.
        - Będziemy grać głównie swoje kawałki. Już nie mogę się doczekać. – Jared mówił, a ta cała Valley była w niego wpatrzona jak w obrazek. Szmata rozbierała go wzrokiem. Gdyby nie było tam mojego szefa, zbierałaby zęby z podłogi.




***


        - Dlaczego jesteś taka zła? – zapytał Jared, gdy odprowadzał mnie do domu.
- Zdaje ci się.
- Nie zdaje. Dobrze widzę, że jesteś naburmuszona.
- Wydaje ci się. – Nadal udawałam, że jest okey, gdy tak naprawdę wszystko się we mnie gotowało.
- Dobra, nie chcesz to nie mów, ale żeby potem nie było, że ignoruję twoje nastroje.
- Czy ta twoja koleżaneczka musi wszędzie za tobą łazić? – odezwałam się po chwili, nie mogąc już znieść tej ciszy, która towarzyszyła nam przez większość drogi.
- I tu cię mam! Jesteś zazdrosna.
- Ja zazdrosna? Chyba sobie żartujesz.
- Więc dlaczego tak bardzo przeszkadza ci jej obecność?  
- Bo tak.
- Nie ma to jak precyzyjna odpowiedź. Jesteś zazdrosna i tyle.
- Nie jestem.
- Jesteś.
- Nie jestem i weź mi, kurwa, nie wmawiaj, że jestem, kiedy nie jestem! – krzyknęłam i wyrwałam swoją dłoń z jego dłoni.
- No już się tak nie denerwuj, słonko.
- To ty przestań mi wmawiać zazdrość.
- No już nie będę, tylko się nie złość, bo złość piękności szkodzi.
- To w takim razie Claire musi się bardzo często złościć.
- Czy ty coś sugerujesz? – zapytał, obejmując mnie ramieniem.
- Tylko to, że to paskuda jakich mało. Widziałeś jej nos?
- Nie wiedziałem. Nie przyglądam się dziewczynom, bo znalazłem już tę najpiękniejszą.
- Poważnie? – zapytałam kokieteryjnie.
- Poważnie. Przy niej nawet miss świata to paszczur.
- Słodki jesteś.
- Wiem. – Uśmiechnął się i zaczął całować moje usta. 
Przyznaję, byłam zazdrosna, bo bałam się, że stracę swój największy skarb. Nie zniosłabym myśli, że Jared mógłby kochać kogoś poza mną. 
– Naprawdę nie masz powodów do obaw. Ojciec Claire poprosił mnie, bym od czasu do czasu wyciągnął ją z domu i to wszystko. Robię to ze względu na niego, bo dzięki występom w jego klubie, nasza kariera może nabrać tempa.
- Czyli nie spędzasz z nią czasu z własnej, nieprzymuszonej woli?
- Nie.
- To dobrze – rzuciłam i przyssałam się do jego dolnej wargi. 

.........................................
Tytuł rozdziału: Nie jestem zazdrosna, po prostu nie lubię wychodzić na głupią.

 Data pierwotnej publikacji: 23.04.2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz