Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

środa, 14 listopada 2012

37. Hate me, do it and do it again, waste me, rape me, my friend

        - Dobranoc, Tommy - rzuciłam do przyjaciela i razem z Laurą równo o drugiej opuściłam bar. Na dworze było ciemno, więc skorzystałam z okazji i zabrałam się z nią i jej chłopakiem samochodem. Podwieźli mnie pod sam dom, który był pusty. W tamtym czasie było to rzadkością, więc niezwykle się z tego cieszyłam. 
        Przekręciłam klucz w zamku, otworzyłam drzwi i od razu zostałam powalona ciosem w twarz. Nie była to jednak pięść ojca. On tak nie walił. Jego ciosy były zdecydowanie mocniejsze. 
Miałam rację, to nie było inspektor King tylko Lopez. Zapalił światło i wykręcił mi ręce do tyłu tak, że nie mogłam się ruszyć.
- Myślałaś, że ci odpuszczę, szczególnie po tym, co mi zrobiłaś? Jeśli tak, to bardzo się pomyliłaś. Teraz dopiero się zabawimy. 
Serce biło mi jak szalone, chciałam krzyczeć, ale zakrył mi usta dłonią. Próbowałam go ugryźć, ale skutecznie się przed tym obronił. 
- Uwielbiam niegrzeczne dziewczynki - rzucił i przesunął język po moim policzku. Przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia i strachu. - A ty jesteś bardzo niegrzeczna, co udowodniłaś już nieraz, moja śliczna Mary. Jesteś tak samo śliczniutka jak twoja mamusia. Oj, każdy z nas marzył o tym, by spędzić noc z piękną Emily, ale udało się to tylko twojemu ojcu. Potem pojawiłaś się ty. Już jako mała dziewczynka byłaś ładniutka, więc obiecałem sobie, że, jak podrośniesz, to będę cię miał, nawet jeśli będę musiał wziąć cię siłą. No i w końcu nadszedł ten piękny dzień. - Pchnął mnie na stół twarzą do blatu i mocno przycisnął swoim ciałem. Nie trzymał już moich rąk, ale skutecznie uniemożliwił mi wszelkie ruchy. 
        Mimo iż wiarę w Boga straciłam kilka lat wcześniej, modliłam się, by szybko zrobił to, co ma zrobić i sobie stąd poszedł, jednak jemu wcale się nie spieszyło. Najpierw wsunął dwa palce pod moją bieliznę i zaczął nimi poruszać. 
- No proszę, jaka milutka, aż muszę ją zobaczyć. - Wyjął ze mnie swoją wstrętną łapę, podniósł z blatu i rzucił na kanapę, zabierając dłoń z moich ust. Skorzystałam z okazji i zaczęłam krzyczeć. Miałam nadzieję, że może usłyszy mnie pani Robinson i przyjdzie, by zobaczyć, co się dzieje. - Krzyczeć będziesz później, kwiatuszku, póki co, bądź cicho - rzucił i wymierzył mi kolejny cios w twarz, tym razem dużo mocniejszy. Na tyle mocny, że byłam bliska utraty przytomności. 
        Nie miałam już siły krzyczeć. Lewa dłoń Lopeza boleśnie ściskała moje nadgarstki. Poczułam chłód w kroczu, co znaczyło, że zdjął mi spódniczkę i majtki. 
- Jest prześliczna. - Przesunął palec po mojej łechtaczce, a potem włożył go do ust. - Smak prawdziwej kobiety. - Jego usta wykrzywiły się w parszywym uśmieszku. - Wiesz, że jestem dżentelmenem i nie będę od razu pakował tam ptaka. Najpierw trochę cię rozgrzeje, bo nie wiedzieć czemu, nie jesteś w nastroju. Rozluźnij się, perełko, będzie bardzo miło. Wujek Freddie o to zadba. - Cały czas trzymając moje ręce, pochylił się nad kroczem i zaczął dotykać go swoją wstrętną mordą. Z oczu spłynęły mi łzy. W tamtym momencie chciałam umrzeć. -No, Mary, co z tobą? Trochę życia, słonko. - Klepnął mnie w pośladek i podniósł głowę. - A teraz pokaż wujkowi cycuszki. 
Próbowałam mu się wyrwać, choć wiedziałam, że to nic nie da. Był zbyt silny, a ja otumaniona mocnym ciosem. 
- Śliczności - rzucił gdy tylko pozbawił mnie bluzki. - Mogę podotykać? Nie no, po co ja się w ogóle o to pytam, oczywiście, że mogę! Twój chłopak też się tak nimi bawi? Pewnie nie, w końcu to gówniarz, więc pewnie nie wie, czego potrzeba kobiecie, ale spokojnie, ja wiem, więc zajmę się tobą jak prawdziwy mężczyzna. Spodoba ci się, zobaczysz. 
        Bóg po raz kolejny mnie zawiódł, pozwalając temu śmieciowi zabawiać się moim ciałem mimo mojego protestu. 
Zamknęłam oczy, a w myślach powtarzałam jedno: wybacz mi, Jaredku. 
         Wszedł we mnie i poruszał się nie jak gwałciciel, a jak kochanek. Najzwyczajniej w świecie był delikatny, ale nie czerpałam z tego ani krzty przyjemności.
- Zawsze jesteś taka drętwa podczas seksu? - zapytał, pojękując. 

Ten facet nazywał gwałt seksem. Gdybym tylko mogła się ruszyć, wykręciłabym mu fiuta, używając samej miednicy. Biorąc pod uwagę fakt, że byłam wygimnastykowana, byłam w stanie to zrobić, ale nie wtedy, kiedy byłam przywalona spoconym cielskiem podstarzałego zboczeńca. 
        W końcu wyjął ze mnie swojego nabrzmiałego członka i zbliżył go do mojej twarzy. 
Ugryź, skurwysyna, ugryź! krzyczały moje myśli, jednak szczęka nie była w stanie wykonać tej czynności. 
- I pal. - W tym momencie jego nasienie prysnęło prosto na mój policzek. Nie jestem w stanie opisać obrzydzenia i wstydu, które poczułam. - Idę coś zjeść. Zaczekaj tu na mnie - rzucił i jak gdyby nigdy nic, wszedł do kuchni. 
        Nic już nie krępowało moich ruchów, jednak nogi trzęsły się tak bardzo, że nie byłam w stanie na nich ustać. Nie zrezygnowałam. Zsunęłam się z kanapy i zaczęłam czołgać w stronę wyjścia, nie zważając na to, że byłam naga. 
- A ty dokąd, królewno? Uciekasz mi? Bardzo nieładnie. Mark miał rację, z tobą nie można po dobroci. - Złapał mnie za włosy, przycisnął twarz do dywanu i tym razem wszedł we mnie zdecydowanym i silnym ruchem. - Chciałem być miły. Chciałem, żeby było ci przyjemnie, ale ty oczywiście musisz robić wszystko po swojemu! 
Czułam ból, jednak bardziej niż fizyczny był to ból psychiczny, gdyż leżąc tak na dywanie, mając między nogami kutasa znienawidzonego faceta, czułam przede wszystkim frustrację. Ból ciała  zszedł na drugi plan, choć był równie silny. 
- Mary had a little lamb* - podśpiewywał, wbijając się coraz głębiej. Kiedy skończył, położył się na mnie i otarł łzy z mojej twarzy. - Hush little baby don't you cry, daddy loves you and so do I**. A teraz ładnie wstajemy, bo wujcio ma ochotę na numerek na stojąco. Ja mogę tak całą noc. Twój tatuś wróci dziś dużo później niż zawsze, więc nikt nam nie będzie przeszkadzał. Cieszysz się? Pewnie, że się cieszysz, w końcu jesteś ze mną, moje słoneczko. - Cmoknął mnie w policzek i półprzytomną oparł o ścianę. - Najpierw będzie po Bożemu, a potem zmienimy dziurkę. Będzie fa... - Lopez niespodziewanie osunął się na podłogę, a ja zobaczyłam przed sobą ojca z pałką policyjną w ręku. Bez słowa narzucił na mnie swoją marynarkę, wziął na ręce i zaniósł na górę. Położył mnie na łóżku i zszedł na dół. Mimo iż traciłam kontakt z rzeczywistością, słyszałam jego krzyki:
- Zaraz ja ci coś wpakuję w dziurkę, ty pierdolony zboczeńcu! Nigdy więcej nie dotykaj mojej córki! 

Krzyk się urwał, choć tak naprawdę to urwała się moja świadomość...



***


        - Dziękuję - zwróciłam się do taty, gdy tylko po przebudzeniu zebrałam siły na zejście do kuchni.
- Nikt nie będzie ruszał tego, co moje. 
Zaskoczył mnie taką odpowiedzią. Nienawidziłam go, ale w tym momencie liczyłam na to, że mnie przytuli, powie coś pocieszającego. 
- Nie mogłem pozwolić, by ruszał moją własność bez mojego pozwolenia.
- Twoją własność?
- A co, myślałaś, że zrobiłem to z miłości? Chyba ci na mózg padło. 
Po tych słowach wróciłam do pokoju, ubrałam się i wyszłam z domu. Chciałam być z kimś, kto mnie kochał, więc poszłam do Jareda. 
        Dzwoniłam do drzwi lecz nikt nie otwierał. Miałam już wracać, gdy zobaczyłam, że okno Jaya jest otwarte. Podsunęłam sobie kosz na śmieci i z wielkim trudem wdrapałam się na parapet. Byłam strasznie obolała, wiec nawet ta prosta czynność sprawiała mi tego dnia problem...
        Siedziałam na łóżku swojego chłopaka i nie mogłam przestać myśleć o tym, co się stało. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że nawet się po tym wszystkim nie umyłam. Zapewne na ciele miałam ślady jego nasienia, a na twarzy krew. Sama już nie wiedziałam. Cały czas miałam wrażenie, że to był tylko zły sen, jednak ból przypominał mi o tym, że to zdarzyło się naprawdę. Zostałam zgwałcona. Urzeczywistniła się moja największa obawa, mój największy strach, najgorszy koszmar... 
        Nawet nie zorientowałam się, kiedy w pokoju pojawił się Jared. Gdy tylko go zauważyłam, wyjaśniłam mu, jak się tam dostałam.
- Tym razem mu się udało - wydukałam, przytulając się do Jaya. - Tym razem się nie obroniłam.
- Co ten bydlak ci znowu zrobił?
- To nie on. To nie mój ojciec - rzuciłam, widząc że Jared myśli, że po raz kolejny oberwałam od ojca.
- To kto? Mary, błagam cię, powiedź mi, co się stało.
- Powiem, ale najpierw muszę się umyć - odpowiedziałam, ledwo co powstrzymując cisnące się do oczu łzy.
- Zaczekaj tu chwilę. - Jerry wstał i wyszedł z pokoju. Nie wiedziałam, jak ja mu to powiem. Nie wiedziałam, czy słowo gwałt przejdzie mi przez gardło. 

Najobrzydliwsze było to, że we wczesnym dzieciństwie naprawdę nazywałam Lopeza wujkiem. Bywał u nas bardzo często. Gdy mama żyła, zachowywał się normalnie: kupował mi zabawki, grał ze mną i tatą w kosza. Dopiero po jej śmierci zaczął się do mnie przystawiać. Na początku niezbyt ostentacyjnie, więc nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że myśli o tym, by dobrać mi się do majtek. Dopiero w zeszłym roku pokazał, o co tak naprawdę mu chodziło. Dwa razy jego zamiary spełzły na niczym, ale jak to mówią, do trzech razy sztuka. Za trzecim razem w końcu dostał to, czego chciał. Wtedy żałowałam jeszcze bardziej tego, że nie udało mi się go zabić wtedy, kiedy była okazja... 
        - Shannon zabrał mamę na kolejny spacer, możesz iść do łazienki.
Powoli się podniosłam i lekko zachwiałam, na co podbiegł do mnie Jared.
- Nic mi nie jest – rzuciłam, starając się brzmieć jak najbardziej przekonywająco.
- Pójść z tobą?
- Nie, dam sobie radę sama. – Nie chciałam, by Jared szedł ze mną, bo nie wiedziałam, w jakim stanie było moje ciało.
- Ale będę stał pod drzwiami, tak w razie co.
- Okey.
        Zdjęłam ciuchy i spojrzałam w lusterko. Najgorzej poturbowana była twarz, choć nie było, aż tak tragicznie. Gorsze obrażenia miewałam po starciach z ojcem. Zauważyłam też siniaki na nadgarstkach i biodrach. W kroczu czułam lekki dyskomfort, ale był do wytrzymania. Na tym całym zdarzeniu najbardziej ucierpiała moja godność, ale tego nie było widać. 

Odwróciłam się od lustra i weszłam do kabiny, gdzie po moim ciele zaczęła spływać gorąca woda. Parzyła, ale musiałam skutecznie pozbyć się jego śladów. Na piersiach czułam jego ślinę, choć już pewnie dawno jej tam nie było...
        Zakręciłam wodę i wtedy do łazienki wszedł Jared.
- Przyniosłem ci ręcznik – powiedział, a ja wyszłam z kabiny.
- Musiałam go z siebie zmyć – wydukałam, tępo wpatrując się w biały materiał, który trzymał w ręku mój chłopak.  – Cały czas go na sobie czuję. On mnie zgwałcił, Jerry, on mnie zgwałcił. 
Ręcznik spadł na podłogę, a moje nagie ciało znalazło się w ramionach Jareda. 
– Przepraszam cię, kochanie, przepraszam – wyszeptałam mu prosto do ucha i wtuliłam twarz w jego szyję.
- To ja przepraszam za to, że mnie przy tobie nie było, przepraszam. – Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku i spadła na moje ramię.  



***


        - Może zawieźć cię do szpitala, co? – zapytał, gdy z powrotem siedzieliśmy na jego łóżku.
- Nie, nie trzeba. Nie był jakoś wybitnie brutalny, choć nie wiem, czy nie lepiej by było, gdyby był.
- Nawet tak nie mów.
- Ten pierdolony gnój miał przeświadczenie, że to jest seks i jeszcze chamsko pytał, czy zawsze jestem taka sztywna.
- Znasz go? – spytał, delikatnie głaszcząc moje włosy.
- Tak. To Lopez, kumpel mojego ojca. Policjant. Już w tamtym roku próbował mi to zrobić i to dwa razy.
- Jezu, dlaczego mi nic nie powiedziałaś?! – niemal krzyknął Jerry i podskoczył jak oparzony.
- To było zanim się związaliśmy. To znaczy pierwszy raz, drugi raz próbował dzień po tej imprezie u Chrisa. Wiesz tej, na której zrobili ze mnie dziwkę. Nie powiedziałam ci, bo się wstydziłam. Cholernie się wstydziłam. Bałam się, że gdybyś dowiedział się o kolejnym capie próbującym się do mnie dobierać, zostawiłbyś mnie. Teraz wiem, że byś tego nie zrobił, bo ty jedyny tak naprawdę mnie kochasz.
- Zabiłbym tego gnoja.
- Mi się prawie udało. 
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. 
– Wbiłam mu nożyczki w szyję. Niestety, wpadł mój ojciec, zabrał go do szpitala i udało się gnoja uratować.
- Twój ojciec o tym wiedział?
- Tak. Za pierwszym razem to on mnie przed nim obronił. W niezbyt subtelny sposób, bo sugerując, że Lopez może coś ode mnie złapać, bo puszczam się na prawo i lewo, ale podziałało. W nocy też mi pomógł. Co prawda zdążył już mnie dwa razy przerznąć, ale przed trzecim dostał pałką w głowę od mojego ojca. Wiesz, przez chwilę pomyślałam, że tata zrobił to, bo jednak mimo wszystko mnie kocha. Ale nie, rano powiedział mi, że nikt nie będzie ruszał jego rzeczy bez pozwolenia. Poczułam się wtedy tak, jakby po raz kolejny wymierzył mi silny cios w twarz.
- Ale już jest po wszystkim. – Przybliżył się i mocno do mnie przytulił.
- Tylko nie mów o tym nikomu, nawet Shannonowi.
- Nie powiem.
- Obiecaj.
- Obiecuję – dodał i delikatnie musnął moje wargi swoimi. Przy nim czułam się bezpieczna i potrafiłam zapomnieć o tych wszystkich okropnościach, które mnie spotykały.
 



***

 
        - Dobrze, że już jesteś – usłyszałam głos ojca, gdy na drżących nogach przekroczyłam próg domu. – Siadaj, musimy porozmawiać. 
Usiadłam na krześle w kuchni i czekałam, aż zacznie mówić. 
– Nie mów nikomu o tym, co się stało.
- Nie zamierzam.
- Nawet temu swojemu chłopakowi.
- Już mu powiedziałam.
- I po cholerę?!
- Bo to mój chłopak. Kocha mnie.
- Nie ciebie tylko twoją dupę, którą przerżnął wczoraj inny, więc pewnie teraz się z tobą pożegna. – Te słowa zabolały mnie do tego stopnia, że wstałam i udałam się z płaczem do swojego pokoju. Wiedziałam, że to nieprawda, jednak on mówił w taki sposób, że zaczynałam mieć co do tego wątpliwości. 

Wtuliłam się w poduszkę i zamknęłam oczy.
- Mamusiu, potrzebuję cię – wydukałam, roniąc kolejne łzy.
 



***


       - Dzwoniłem do Steviego. Powiedziałem mu, że jesteś chora. Dał ci tydzień wolnego.
- A co z Lopezem?
- To już nie twoje zmartwienie. Ja teraz jadę na komisariat.
- Nie jedź – rzuciłam. – Nie zostawiaj mnie tu samej. Proszę cię, tato, zostań ze mną. – Sama nie mogłam uwierzyć, że to powiedziałam. Nie wiedziałam, z czego to wynikało, ze strachu czy z czegoś innego. Wiedziałam tylko, że nie mogłam być wtedy sama.
- Będę na dole – rzucił i zamknął drzwi. To mnie uspokoiło i pozwoliło zasnąć, mimo iż był środek dnia.
        Kiedy się przebudziłam, usłyszałam kroki ojca. Będąc ciekawa, co zrobi, udawałam, że nadal śpię. Podszedł do mojego łóżka i odgarnął mi włosy z twarzy. Pomyślałam, że jak nic zaraz wyciągnie nóż i mnie potnie. Pomyliłam się. Przesunął dłoń po moim policzku i zaczął mówić:
- Przykro mi, że cię to spotkało. Naprawdę mi przykro. Jak sobie pomyślę, co by się stało, gdybym nie wrócił wcześniej z pracy, to robi mi się niedobrze. Mama zatłukłaby Freddiego jak psa za to, że tak skrzywdził jej córeczkę. Ja też go ukarałem. Już nigdy się do ciebie nie zbliży. Nigdy. – Przerwał swoją wypowiedź i pocałował mnie w czoło. Nie mogłam uwierzyć, że to się działo naprawdę. Przecież on nie był zdolny do okazywania uczuć. Przecież on mnie nienawidził. Nienawidził i brzydził się mną. – Dlaczego musisz być, aż tak bardzo do niej podobna? Dlaczego? 
Zacisnęłam mocniej powieki. Nie mógł zorientować się, że nie śpię. 
- Ko.., a zresztą. – Wstał i opuścił mój pokój. 
A może on wcale nie był takim potworem, za jakiego go uważałam?


*Mary miała małą owieczkę.
**Cichutko, skarbie, nie płacz, tatuś cię kocha i ja też.
.....................................
Tytuł rozdziału: Znienawidź mnie, zrób to i zrób to jeszcze raz, zmarnuj mnie, zgwałć mnie, mój przyjacielu.
 


Data pierwotnej publikacji: 07.05.2011 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz