A może
to faktycznie był tylko sen? Przecież ojciec mnie nienawidził, zresztą z
wzajemnością. Może i miałam jakiś tam przebłysk nadziei na ocieplenie
naszych stosunków, ale to tylko dlatego, że przeżyłam traumę i jeszcze
nie do końca do siebie doszłam.
Za kilka dni wszystko wróci do normy i znów będę nim gardziła. Przecież ten stan nie może trwać wiecznie. Nawet o najgorszych rzeczach się kiedyś zapomina, albo przynajmniej uczy się z nimi żyć.
Za kilka dni wszystko wróci do normy i znów będę nim gardziła. Przecież ten stan nie może trwać wiecznie. Nawet o najgorszych rzeczach się kiedyś zapomina, albo przynajmniej uczy się z nimi żyć.
Chciałam się do kogoś przytulić, ale nie miałam do kogo.
Jared mnie zawiódł i nie wiedziałam, czy nadal chcę z nim być. Czułam się
okropnie przytłoczona i musiałam to wszystko jakoś odreagować.
Normalnie wybrałabym seks, ale z oczywistego powodu ta opcja odpadała.
Byłam wściekła na Jaya, ale nie aż tak bardzo, by go zdradzać. Na
alkohol nie miałam ochoty, koka mi się skończyła, a póki co nie miałam
kasy. Miałam dostać ją wieczorem, o ile przepracuję tyle godzin, ile
powinnam. Tego dnia byłam trzeźwa, więc byłam pewna, że dam radę.
Musiałam dać, w końcu pieniądze nie rosły na drzewach i nikt mi ich za
piękne oczy nie dawał, a na towar musiałam mieć. Dzień czy dwa bym
wytrzymała, ale później byłoby ze mną źle, dlatego trzeba było się
zebrać.
- Gdzie idziesz? - zapytał ojciec, widząc, że szykuję się do wyjścia.
- Do pracy - odpowiedziałam, dziwiąc się, że w ogóle zwrócił na mnie uwagę.
- A obiad ugotuje się sam.
- No wybacz, ale muszę zarobić na swoje utrzymanie.
- Nie pyskuj, gówniaro, bo dostaniesz po pysku.
- Tylko mówię.
- Mówiłem, zamknij ryj! - wrzasnął i uderzył mnie w twarz. Poczułam, jak jego sygnet rozcina mi skórę, ale nie miałam już czasu pójść do łazienki. Przetarłam policzek dłonią i wyszłam z domu. Na palcach zobaczyłam krew, więc zakryłam ranę i przyspieszyłam kroku. W barze była apteczka, więc mogłam tam to opatrzyć.
- Cześć, dzikusku - odezwał się Tom, gdy byłam już na miejscu.
- Cześć, małpeczko.
- Co ci się stało?
- Zahaczyłam o gałąź - wymyśliłam na szybkiego. O moim ojcu sadyście na dany moment wiedziały tylko dwie osoby, Jared i Lisa, więc innym musiałam sprzedawać te durne bajeczki.
- Znam ten ból. Przemyłaś to?
- Właśnie zamierzam to zrobić.
Po krótkiej wymianie zdań weszłam do kantorka, w którym najpierw przebrałam się w strój roboczy, a potem zajęłam się raną. Nie była głęboka, ale nie wyglądała zbyt ciekawie. Polałam ją wodą utlenioną i poczułam nieprzyjemne szczypanie. Syknęłam, po czym starłam powstałą pianę i nakleiłam plaster, którego kolor był najbardziej zbliżony do mojej karnacji. Kiedy byłam już gotowa, wyszłam na salę.
- Mary, dwa piwa dla tych dwóch panów. - Laura podała mi tacę i wskazała stolik, przy którym siedzieli dwaj faceci grubo po czterdziestce. Podeszłam do nich i postawiłam przed nimi kufle.
- Dziękujemy, ślicznotko - wydukał jeden i zaczął bezczelnie gapić mi się na pośladki. Kiedy odchodziłam, przeszedł samego siebie i mnie klepnął. Nie zdążyłam nawet zareagować, bo pojawił się Stevie i o mało go nie pobił.
- Wszystko w porządku? - zwrócił się do mnie.
- Tak - odpowiedziałam, choć byłam nieco przerażona. Dotyk tego faceta sprawił, że przed oczami stanął mi Lopez. Jego brudne spojrzenie i to, co mi zrobił.
- Zamień się z Laurą i stań dzisiaj za barem.
- Jasne. - Lekko się uśmiechnęłam i zmieniłam stanowisko pracy. Kiedy stałam za ladą, nikt nie mógł mnie obmacać i to mnie nieco uspokoiło. Miałam szczęście, że moim szefem był tak wspaniały facet.
Około piątej w lokalu pojawiła się ta suka Claire i jak gdyby nigdy nic, podeszła do baru i się ze mną przywitała.
- Po co tu przylazłaś?
- Chciałam z tobą porozmawiać.
- Jestem w pracy, nie mam czasu na pogaduszki. Poza tym nie mamy o czym rozmawiać.
- Mamy.
- Gdzie idziesz? - zapytał ojciec, widząc, że szykuję się do wyjścia.
- Do pracy - odpowiedziałam, dziwiąc się, że w ogóle zwrócił na mnie uwagę.
- A obiad ugotuje się sam.
- No wybacz, ale muszę zarobić na swoje utrzymanie.
- Nie pyskuj, gówniaro, bo dostaniesz po pysku.
- Tylko mówię.
- Mówiłem, zamknij ryj! - wrzasnął i uderzył mnie w twarz. Poczułam, jak jego sygnet rozcina mi skórę, ale nie miałam już czasu pójść do łazienki. Przetarłam policzek dłonią i wyszłam z domu. Na palcach zobaczyłam krew, więc zakryłam ranę i przyspieszyłam kroku. W barze była apteczka, więc mogłam tam to opatrzyć.
- Cześć, dzikusku - odezwał się Tom, gdy byłam już na miejscu.
- Cześć, małpeczko.
- Co ci się stało?
- Zahaczyłam o gałąź - wymyśliłam na szybkiego. O moim ojcu sadyście na dany moment wiedziały tylko dwie osoby, Jared i Lisa, więc innym musiałam sprzedawać te durne bajeczki.
- Znam ten ból. Przemyłaś to?
- Właśnie zamierzam to zrobić.
Po krótkiej wymianie zdań weszłam do kantorka, w którym najpierw przebrałam się w strój roboczy, a potem zajęłam się raną. Nie była głęboka, ale nie wyglądała zbyt ciekawie. Polałam ją wodą utlenioną i poczułam nieprzyjemne szczypanie. Syknęłam, po czym starłam powstałą pianę i nakleiłam plaster, którego kolor był najbardziej zbliżony do mojej karnacji. Kiedy byłam już gotowa, wyszłam na salę.
- Mary, dwa piwa dla tych dwóch panów. - Laura podała mi tacę i wskazała stolik, przy którym siedzieli dwaj faceci grubo po czterdziestce. Podeszłam do nich i postawiłam przed nimi kufle.
- Dziękujemy, ślicznotko - wydukał jeden i zaczął bezczelnie gapić mi się na pośladki. Kiedy odchodziłam, przeszedł samego siebie i mnie klepnął. Nie zdążyłam nawet zareagować, bo pojawił się Stevie i o mało go nie pobił.
- Wszystko w porządku? - zwrócił się do mnie.
- Tak - odpowiedziałam, choć byłam nieco przerażona. Dotyk tego faceta sprawił, że przed oczami stanął mi Lopez. Jego brudne spojrzenie i to, co mi zrobił.
- Zamień się z Laurą i stań dzisiaj za barem.
- Jasne. - Lekko się uśmiechnęłam i zmieniłam stanowisko pracy. Kiedy stałam za ladą, nikt nie mógł mnie obmacać i to mnie nieco uspokoiło. Miałam szczęście, że moim szefem był tak wspaniały facet.
Około piątej w lokalu pojawiła się ta suka Claire i jak gdyby nigdy nic, podeszła do baru i się ze mną przywitała.
- Po co tu przylazłaś?
- Chciałam z tobą porozmawiać.
- Jestem w pracy, nie mam czasu na pogaduszki. Poza tym nie mamy o czym rozmawiać.
- Mamy.
Gdyby nie fakt, że nie chciałam stracić tej roboty, rzuciłabym się na
nią i biła, dopóki nie straciłaby przytomności.
- Wiem, że nie powinnam
była mówić tego tacie, ale jakoś tak wyszło. Nie spodziewałam się, że on
powie o tym twojemu szefowi.
- Zacznijmy od tego, że ty w ogóle nie powinnaś o tym wiedzieć.
- Tak, wiem. Nie chcę, żebyś była zła na Jareda, bo on na początku nie chciał nic powiedzieć.
- Chciał, nie chciał, ale to zrobił. Skończyłaś już, bo jestem zajęta?
- Mary, proszę cię, pozwól mi to wszystko wyjaśnić. Nie chcę, żebyśmy były wrogami - rzuciła i w tym momencie w mojej głowie zrodził się niecny plan.
- No dobra, niech stracę. O ósmej bądź w tym parku obok.
- Będę na pewno. - Uśmiechnęła się i wyszła.
- Uśmiechaj się, póki masz czym, ty jebana kurwo...
- Zacznijmy od tego, że ty w ogóle nie powinnaś o tym wiedzieć.
- Tak, wiem. Nie chcę, żebyś była zła na Jareda, bo on na początku nie chciał nic powiedzieć.
- Chciał, nie chciał, ale to zrobił. Skończyłaś już, bo jestem zajęta?
- Mary, proszę cię, pozwól mi to wszystko wyjaśnić. Nie chcę, żebyśmy były wrogami - rzuciła i w tym momencie w mojej głowie zrodził się niecny plan.
- No dobra, niech stracę. O ósmej bądź w tym parku obok.
- Będę na pewno. - Uśmiechnęła się i wyszła.
- Uśmiechaj się, póki masz czym, ty jebana kurwo...
***
Równo
o ósmej przebrałam się w swoje ciuchy, związałam włosy i udałam się w
umówione miejsce. Valley siedziała na ławce, więc bez zbędnych ceregieli
kopnęłam ją w twarz. Oszołomiona złapała się za polik i lekko osunęła.
- Wstawaj, szmato.
- Mary, co ty wyprawiasz?!
- Zamknij gębę! - wrzasnęłam i kopnęłam ją tym razem w brzuch. Z zasady nie kopałam leżącego, ale wtedy nie byłam w stanie zapanować na swoim gniewem. Waliłam na oślep. Słyszałam tylko jej krzyk i błagania. - Trzeba było trzymać gębę na kłódkę i odwalić się od mojego chłopaka. Myślisz, że nie wiem, że chcesz mi go zabrać? Wiem i na pewno ci na to nie pozwolę, ty mała suko! - Sama nie wiedziałam, dlaczego wspomniałam o Jaredzie, zwłaszcza wtedy, gdy byłam z nim pokłócona. Przecież Valley miała dostać za to, że plotkowała na mój temat, chociaż... Może tu chodziło wyłącznie o zazdrość? Może byłam zła tylko o fakt, że Jerry spędzał z nią zbyt dużo czasu? Nie wiedziałam, ja nic wtedy nie wiedziałam. Wtedy po prostu robiłam.
- Co tu się, do cholery, dzieje?! - usłyszałam męski głos i zobaczyłam dwóch policjantów. Szybko ruszyłam do ucieczki. Jeden z funkcjonariuszy pobiegł za mną, jednak nie był wystarczająco szybki i udało mi się go zgubić. Byłam zła, bo Claire jeszcze nie dostała tego, na co zasłużyła.
Ci pierdoleni służbiści zawsze muszą wszystko zepsuć.
Zwolniłam kroku, rozpuściłam włosy i pozbyłam się bluzy. Wszystko po to, by w razie co, tych dwóch mnie nie rozpoznało. Nie widzieli mojej twarzy, byli zbyt daleko, więc prawdopodobieństwo, że mnie rozpoznają, było raczej niewielkie...
Do domu wróciłam o dziesiątej. Ojca nie było. Dopiero w świetle żyrandola zauważyłam, że czubki moich butów pokryte były krwią.
- Wstawaj, szmato.
- Mary, co ty wyprawiasz?!
- Zamknij gębę! - wrzasnęłam i kopnęłam ją tym razem w brzuch. Z zasady nie kopałam leżącego, ale wtedy nie byłam w stanie zapanować na swoim gniewem. Waliłam na oślep. Słyszałam tylko jej krzyk i błagania. - Trzeba było trzymać gębę na kłódkę i odwalić się od mojego chłopaka. Myślisz, że nie wiem, że chcesz mi go zabrać? Wiem i na pewno ci na to nie pozwolę, ty mała suko! - Sama nie wiedziałam, dlaczego wspomniałam o Jaredzie, zwłaszcza wtedy, gdy byłam z nim pokłócona. Przecież Valley miała dostać za to, że plotkowała na mój temat, chociaż... Może tu chodziło wyłącznie o zazdrość? Może byłam zła tylko o fakt, że Jerry spędzał z nią zbyt dużo czasu? Nie wiedziałam, ja nic wtedy nie wiedziałam. Wtedy po prostu robiłam.
- Co tu się, do cholery, dzieje?! - usłyszałam męski głos i zobaczyłam dwóch policjantów. Szybko ruszyłam do ucieczki. Jeden z funkcjonariuszy pobiegł za mną, jednak nie był wystarczająco szybki i udało mi się go zgubić. Byłam zła, bo Claire jeszcze nie dostała tego, na co zasłużyła.
Ci pierdoleni służbiści zawsze muszą wszystko zepsuć.
Zwolniłam kroku, rozpuściłam włosy i pozbyłam się bluzy. Wszystko po to, by w razie co, tych dwóch mnie nie rozpoznało. Nie widzieli mojej twarzy, byli zbyt daleko, więc prawdopodobieństwo, że mnie rozpoznają, było raczej niewielkie...
Do domu wróciłam o dziesiątej. Ojca nie było. Dopiero w świetle żyrandola zauważyłam, że czubki moich butów pokryte były krwią.
Po godzinie wrócił ojciec i od razu podszedł do lodówki po piwo.
- Banda debili. Zawracają mi dupę jakąś pobitą małolatą - rzucił pod nosem.
- Pobili kogoś? - zapytałam, udając zainteresowaną.
- Jakąś gówniarę. Myślą, że ja nie mam ważniejszych spraw na głowie. Zasłużyła to dostała. Młodych trzeba tłuc, żeby nie robili głupot.
- Może pobił ją ojciec.
- Gdzie tam. Jej ojciec przylazł na komisariat i zaczął się awanturować. Między innymi dlatego mnie wezwali. Poza tym, po cholerę ja ci to mówię? Spadaj na górę, bo zaraz będę miał gościa.
- Banda debili. Zawracają mi dupę jakąś pobitą małolatą - rzucił pod nosem.
- Pobili kogoś? - zapytałam, udając zainteresowaną.
- Jakąś gówniarę. Myślą, że ja nie mam ważniejszych spraw na głowie. Zasłużyła to dostała. Młodych trzeba tłuc, żeby nie robili głupot.
- Może pobił ją ojciec.
- Gdzie tam. Jej ojciec przylazł na komisariat i zaczął się awanturować. Między innymi dlatego mnie wezwali. Poza tym, po cholerę ja ci to mówię? Spadaj na górę, bo zaraz będę miał gościa.
Przewróciłam oczami i
poszłam do swojego pokoju. Wyglądało na to, że Valley była nieprzytomna.
W przeciwnym razie od razu, by mnie wsypała, a gdyby to zrobiła, ojciec
rozmawiałby ze mną zupełnie inaczej.
Póki co byłam bezpieczna...
Póki co byłam bezpieczna...
***
Na drugi dzień obudziło mnie głośne pukanie. Niechętnie wygrzebałam się z łóżka i zeszłam na dół.
- Czy tobie już całkowicie odbiło?! - wrzasnął od progu Jay.
- O co ci chodzi? - zapytałam, mrużąc oczy przez zbyt mocno świecące słońce.
- Nie udawaj, że nie wiesz. Pobiłaś Claire!
- Co?!
- Dobrze wiem, że to ty. Groziłaś jej.
- Groziłam wielu osobom i co z tego?
- Nie spodziewałem się tego po tobie, Mary. Nie sądziłem, że będziesz w stanie zrobić komuś coś takiego.
- Czy tobie już całkowicie odbiło?! - wrzasnął od progu Jay.
- O co ci chodzi? - zapytałam, mrużąc oczy przez zbyt mocno świecące słońce.
- Nie udawaj, że nie wiesz. Pobiłaś Claire!
- Co?!
- Dobrze wiem, że to ty. Groziłaś jej.
- Groziłam wielu osobom i co z tego?
- Nie spodziewałem się tego po tobie, Mary. Nie sądziłem, że będziesz w stanie zrobić komuś coś takiego.
- Coś jeszcze? - zapytałam sztucznie obojętnym tonem.
- Nic więcej. - Odwrócił się i opuścił teren mojego domu, a mi zrobiło się głupio. Strasznie głupio. Może faktycznie przesadziłam.
- Nic więcej. - Odwrócił się i opuścił teren mojego domu, a mi zrobiło się głupio. Strasznie głupio. Może faktycznie przesadziłam.
Nie, no co się ze mną dzieje? Od kiedy ja mam wyrzuty sumienia?
Przecież to nie był pierwszy raz, kiedy ktoś wylądował przeze mnie w
szpitalu, więc skąd to poczucie winy?
To wszystko przez Jareda. Dlaczego on miał na mnie taki wpływ? Czemu, kiedy on stwierdził, że coś było złe, ja zaczynałam czuć się winna?
Nienawidziłam go! Nienawidziłam go za to, że miał zawsze rację. Nienawidziłam go za to, że nie potrafiłam go nienawidzić.
To wszystko przez Jareda. Dlaczego on miał na mnie taki wpływ? Czemu, kiedy on stwierdził, że coś było złe, ja zaczynałam czuć się winna?
Nienawidziłam go! Nienawidziłam go za to, że miał zawsze rację. Nienawidziłam go za to, że nie potrafiłam go nienawidzić.
Cholera, co miłość robi z człowiekiem...
Jared:
Wszystkiego spodziewałem się po Mary, ale nie tego, że była w stanie wyrządzić komuś taką krzywdę. Jako osoba, która sama doświadczała przemocy i wiedziała, jak czuje się bita osoba, powinna się tego wystrzegać. A ona co? Pobiła Claire do nieprzytomności. I za co? Za to, że powiedziałem jej o tym, co się stało tydzień wcześniej.
Po części na pewno czułem się winny i było mi wstyd za Mary. Próbowałem ją zrozumieć, ale nie potrafiłem. To, że była zła na mnie, byłem jeszcze w stanie pojąć, ale na Claire? Przecież ona nie zrobiła jej nic złego. To nie jej wina, że jej ojciec powiedział o tym Steviemu. Zresztą, nie zrobił tego, by poniżyć Mary, jak ona to odbierała, tylko po to, by jej szef wiedział, że póki co, mogła być nieco rozchwiana czy też mogła nie mieć siły, czy ochoty pracować. To wszystko było dla jej dobra, a ona, jak zawsze, nie potrafiła tego docenić i wszystko błędnie interpretowała.
Kochałem ją, ale czasami miałem ochotę ją udusić za ten jej upór i hipokryzję. Gardziła ojcem, bo ten ją bił, a sama robiła to samo. Psycholog mógłby stwierdzić, że jako ofiara przemocy nie potrafiła inaczej reagować, ale ja ją znałem i wiedziałem, że jeśli tylko chciała, była w stanie zapanować nad swoim gniewem i rozwiązać problem bez uciekania się do bicia.
Zwykle próbowałem ją jakoś tłumaczyć, ale wtedy nie byłem w stanie. Sam byłem zaskoczony taką reakcją. Bałem się konsekwencji, zarówno tych, które spotkają Mary, jak i tych, które spotkają Claire. Póki co była na silnych środkach przeciwbólowych i uspokajających, tak więc jeszcze nie mogła powiedzieć, czy skojarzyć tego, co tak naprawdę się stało.
W takim razie, skąd wiedziałem, że zrobiła to Mary? Dzień wcześniej rozmawiałem z Claire. Powiedziała, że jej przykro i że chce przeprosić moją dziewczynę.
Sam nie wiedziałem, czy nadal mogłem nazywać King swoją dziewczyną. Powiedziała, ze mnie nienawidzi i "ozdobiła" moją twarz sporym siniakiem, a rano nie była zbyt przyjemna, więc sam już nie wiedziałem, na czym stałem...
Wszystkiego spodziewałem się po Mary, ale nie tego, że była w stanie wyrządzić komuś taką krzywdę. Jako osoba, która sama doświadczała przemocy i wiedziała, jak czuje się bita osoba, powinna się tego wystrzegać. A ona co? Pobiła Claire do nieprzytomności. I za co? Za to, że powiedziałem jej o tym, co się stało tydzień wcześniej.
Po części na pewno czułem się winny i było mi wstyd za Mary. Próbowałem ją zrozumieć, ale nie potrafiłem. To, że była zła na mnie, byłem jeszcze w stanie pojąć, ale na Claire? Przecież ona nie zrobiła jej nic złego. To nie jej wina, że jej ojciec powiedział o tym Steviemu. Zresztą, nie zrobił tego, by poniżyć Mary, jak ona to odbierała, tylko po to, by jej szef wiedział, że póki co, mogła być nieco rozchwiana czy też mogła nie mieć siły, czy ochoty pracować. To wszystko było dla jej dobra, a ona, jak zawsze, nie potrafiła tego docenić i wszystko błędnie interpretowała.
Kochałem ją, ale czasami miałem ochotę ją udusić za ten jej upór i hipokryzję. Gardziła ojcem, bo ten ją bił, a sama robiła to samo. Psycholog mógłby stwierdzić, że jako ofiara przemocy nie potrafiła inaczej reagować, ale ja ją znałem i wiedziałem, że jeśli tylko chciała, była w stanie zapanować nad swoim gniewem i rozwiązać problem bez uciekania się do bicia.
Zwykle próbowałem ją jakoś tłumaczyć, ale wtedy nie byłem w stanie. Sam byłem zaskoczony taką reakcją. Bałem się konsekwencji, zarówno tych, które spotkają Mary, jak i tych, które spotkają Claire. Póki co była na silnych środkach przeciwbólowych i uspokajających, tak więc jeszcze nie mogła powiedzieć, czy skojarzyć tego, co tak naprawdę się stało.
W takim razie, skąd wiedziałem, że zrobiła to Mary? Dzień wcześniej rozmawiałem z Claire. Powiedziała, że jej przykro i że chce przeprosić moją dziewczynę.
Sam nie wiedziałem, czy nadal mogłem nazywać King swoją dziewczyną. Powiedziała, ze mnie nienawidzi i "ozdobiła" moją twarz sporym siniakiem, a rano nie była zbyt przyjemna, więc sam już nie wiedziałem, na czym stałem...
***
Po
szkole poszedłem prosto do szpitala. Valley powoli dochodziła do siebie.
Usiadłem przy jej łóżku i zapytałem, jak się czuje.
- Bywało lepiej - odpowiedziała, siląc się na uśmiech. Jej twarz była sina, nos spuchnięty, a lewe oko otoczone czarnym siniakiem. Dodatkowo jej klatka piersiowa owinięta była bandażem z powodu trzech złamanych żeber. Nie mogłem uwierzyć, że tak piękna i drobna istota jak Mary, była w stanie, aż tak kogoś poturbować. Owszem, wiedziałem, że jest silna, ale że, aż tak?
- Przepraszam - wydukałem ze spuszczoną głową.
- Nie masz mnie za co przepraszać. Nie odpowiadasz za to, co robi twoja dziewczyna. Prawdę mówiąc, liczyłam się z tym. Wiedziałam, do czego zdolna jest Mary, kiedy ktoś próbuje jej odebrać coś, co kocha.
- Bywało lepiej - odpowiedziała, siląc się na uśmiech. Jej twarz była sina, nos spuchnięty, a lewe oko otoczone czarnym siniakiem. Dodatkowo jej klatka piersiowa owinięta była bandażem z powodu trzech złamanych żeber. Nie mogłem uwierzyć, że tak piękna i drobna istota jak Mary, była w stanie, aż tak kogoś poturbować. Owszem, wiedziałem, że jest silna, ale że, aż tak?
- Przepraszam - wydukałem ze spuszczoną głową.
- Nie masz mnie za co przepraszać. Nie odpowiadasz za to, co robi twoja dziewczyna. Prawdę mówiąc, liczyłam się z tym. Wiedziałam, do czego zdolna jest Mary, kiedy ktoś próbuje jej odebrać coś, co kocha.
W tym
momencie do sali wszedł pan Valley. Przywitał się ze mną i od razu
usiadł przy swojej córce.
- Za chwilę będzie tu policja. Będziesz musiała złożyć zeznania.
- Dzisiaj?
- Tak. Im wcześniej, tym lepiej. Wiesz, kto ci to zrobił? Jesteś w stanie wskazać sprawcę? Serce waliło mi jak szalone. Mary zrobiła coś okropnego, ale nie chciałem, żeby trafiła do więzienia. Poza tym, gdybym King się o tym dowiedział, zabiłby ją.
- Tak - odpowiedziała i spojrzała na mnie. - To znaczy wiem tylko, że to była dziewczyna. Miała około osiemnastu lat, blondynka, ale zdecydowanie nie z tej części miasta. Nigdy wcześniej jej tu nie widziałam.
Słysząc te słowa, poczułem ogromną ulgę. Byłem pewien, że Claire powie prawdę.
- A będziesz w stanie ją opisać tak, by można było sporządzić portret pamięciowy?
- Wątpię. Zanim zorientowałam się, co się dzieje, powaliła mnie na ziemię. Widziałam tylko włosy i buty.
- O, już są panowie policjanci.
- W takim razie ja już pójdę. Przyjdę do ciebie jutro. - Pożegnałem się z Claire i jej ojcem i opuściłem szpital.
Wyglądało na to, że Mary miała więcej szczęścia niż rozumu.
- Za chwilę będzie tu policja. Będziesz musiała złożyć zeznania.
- Dzisiaj?
- Tak. Im wcześniej, tym lepiej. Wiesz, kto ci to zrobił? Jesteś w stanie wskazać sprawcę? Serce waliło mi jak szalone. Mary zrobiła coś okropnego, ale nie chciałem, żeby trafiła do więzienia. Poza tym, gdybym King się o tym dowiedział, zabiłby ją.
- Tak - odpowiedziała i spojrzała na mnie. - To znaczy wiem tylko, że to była dziewczyna. Miała około osiemnastu lat, blondynka, ale zdecydowanie nie z tej części miasta. Nigdy wcześniej jej tu nie widziałam.
Słysząc te słowa, poczułem ogromną ulgę. Byłem pewien, że Claire powie prawdę.
- A będziesz w stanie ją opisać tak, by można było sporządzić portret pamięciowy?
- Wątpię. Zanim zorientowałam się, co się dzieje, powaliła mnie na ziemię. Widziałam tylko włosy i buty.
- O, już są panowie policjanci.
- W takim razie ja już pójdę. Przyjdę do ciebie jutro. - Pożegnałem się z Claire i jej ojcem i opuściłem szpital.
Wyglądało na to, że Mary miała więcej szczęścia niż rozumu.
Claire:
- Rozpoznałabyś ją na zdjęciu? - zapytał jeden z funkcjonariuszy.
- Wątpię.
- Chociaż spróbuj. - Mężczyzna podsunął mi teczkę ze zdjęciami młodych dziewczyn. - To są dziewczęta, które stworzyły bandę i napadają na młodych ludzi. Dla zmylenia tropów, atakują pojedynczo. W grupie zbierają się, gdy postanawiają zaatakować więcej, niż jedną osobę. Do tej pory działały głównie na terenie Seattle.
- Myślą panowie, że to jedna z nich zaatakowała moją córkę?
- Tak nam się wydaje. Modus operandi pasuje idealnie. Odludny park, wieczór i kopanie. Nie chcą, by ofiara je rozpoznała, więc od razu powalają ją na ziemię i okopują.
- Naprawdę nie jestem w stanie rozpoznać twarzy. Widziałam ją przez niecałą sekundę. Pamiętam tylko włosy.
- Blond, upięte w kok. Wiemy, bo zeznali to funkcjonariusze, którzy pojawili się na miejscu zdarzenia.
- A na tych zdjęciach żadna nie ma takich włosów?
- Jest tam kilka blondynek, ale kolor tamtej miał zupełnie inny odcień.
- W takim razie nic już nie możemy zrobić. Oczywiście, jeśli w ciągu kilku dni zgłosi się do nas kolejna ofiara, będziemy mogli jakoś ruszyć, ale teraz nie mamy nawet portretu pamięciowego.
- Rozumiem - wydukał zrezygnowany ojciec.
- Córka jest ubezpieczona?
- Tak.
- Więc może się pan zgłosić do ubezpieczyciela po odszkodowanie, ale wiadomo, że nie będzie to tak duża suma, jaką musiałby zapłacić sprawca.
- Tu nie chodzi o pieniądze. Chciałbym, żeby osoba, która to zrobiła, trafiła tam, gdzie jej miejsce. - W oczach swojego taty zobaczyłam łzy. On naprawdę strasznie to wszystko przeżywał.
- My musimy się już zbierać. Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia.
- Dziękuję - odpowiedziałam i policjanci opuścili salę.
- Moja biedna córeczka. - Tata delikatnie ujął moją głowę i przytulił do swojej piersi. Czułam się głupio, okłamując go, ale nie chciałam wydawać Mary. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, ona trafi do więzienia. To by zabiło Jareda, a ja za bardzo go kochałam, by narazić go na takie cierpienie...
- Rozpoznałabyś ją na zdjęciu? - zapytał jeden z funkcjonariuszy.
- Wątpię.
- Chociaż spróbuj. - Mężczyzna podsunął mi teczkę ze zdjęciami młodych dziewczyn. - To są dziewczęta, które stworzyły bandę i napadają na młodych ludzi. Dla zmylenia tropów, atakują pojedynczo. W grupie zbierają się, gdy postanawiają zaatakować więcej, niż jedną osobę. Do tej pory działały głównie na terenie Seattle.
- Myślą panowie, że to jedna z nich zaatakowała moją córkę?
- Tak nam się wydaje. Modus operandi pasuje idealnie. Odludny park, wieczór i kopanie. Nie chcą, by ofiara je rozpoznała, więc od razu powalają ją na ziemię i okopują.
- Naprawdę nie jestem w stanie rozpoznać twarzy. Widziałam ją przez niecałą sekundę. Pamiętam tylko włosy.
- Blond, upięte w kok. Wiemy, bo zeznali to funkcjonariusze, którzy pojawili się na miejscu zdarzenia.
- A na tych zdjęciach żadna nie ma takich włosów?
- Jest tam kilka blondynek, ale kolor tamtej miał zupełnie inny odcień.
- W takim razie nic już nie możemy zrobić. Oczywiście, jeśli w ciągu kilku dni zgłosi się do nas kolejna ofiara, będziemy mogli jakoś ruszyć, ale teraz nie mamy nawet portretu pamięciowego.
- Rozumiem - wydukał zrezygnowany ojciec.
- Córka jest ubezpieczona?
- Tak.
- Więc może się pan zgłosić do ubezpieczyciela po odszkodowanie, ale wiadomo, że nie będzie to tak duża suma, jaką musiałby zapłacić sprawca.
- Tu nie chodzi o pieniądze. Chciałbym, żeby osoba, która to zrobiła, trafiła tam, gdzie jej miejsce. - W oczach swojego taty zobaczyłam łzy. On naprawdę strasznie to wszystko przeżywał.
- My musimy się już zbierać. Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia.
- Dziękuję - odpowiedziałam i policjanci opuścili salę.
- Moja biedna córeczka. - Tata delikatnie ujął moją głowę i przytulił do swojej piersi. Czułam się głupio, okłamując go, ale nie chciałam wydawać Mary. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, ona trafi do więzienia. To by zabiło Jareda, a ja za bardzo go kochałam, by narazić go na takie cierpienie...
***
Kiedy tata opuścił szpital, pojawiła się u mnie ostatnia osoba, której bym się spodziewała.
- Wiem, że pewnie nie chcesz mnie widzieć, ale przyszłam tu, żeby cię przeprosić - padło z ust Mary, gdy tylko usiadła na krześle. - Nieźle ci dokopałam.
- Nie da się ukryć.
- Nie wiem, co mnie napadło, naprawdę. Ten gwałt był dla mnie okropnym przeżyciem i nie bardzo panuję teraz nad emocjami. Szczerze mówiąc, nie zabolało mnie to, że powiedziałaś o tym ojcu, a ten mojemu szefowi, tylko to, że powiedział ci o tym Jared. Obiecał mi, że to zostanie między nami. Nie powiedział nic Shannonowi, któremu zawsze mówi wszystko, a powiedział tobie. Pomyślałam, że skoro wyjawia ci nasze tajemnice, to musisz być dla niego kimś ważnym. Przestraszyłam się tego. Jak sama wiesz, nie cieszę się zbyt dobrą opinią. Wszyscy uważają mnie tu za puszczalską ćpunkę. Jared jako jedyny traktuje mnie jak normalną dziewczynę. On jeden uważa mnie za kogoś wartościowego. Moją największą obawą jest to, że mogę go stracić. Cały czas boję się, że któregoś dnia zostawi mnie dla odpowiedniejszej dziewczyny. Dla takiej, którą zaakceptuje jego mama. Dla mądrej, porządnej. Dla takiej, która będzie dla niego wystarczająco dobra. Widziałam, jak na niego patrzyłaś. Myślałam, że chcesz mi go zabrać.
- Wiem, że pewnie nie chcesz mnie widzieć, ale przyszłam tu, żeby cię przeprosić - padło z ust Mary, gdy tylko usiadła na krześle. - Nieźle ci dokopałam.
- Nie da się ukryć.
- Nie wiem, co mnie napadło, naprawdę. Ten gwałt był dla mnie okropnym przeżyciem i nie bardzo panuję teraz nad emocjami. Szczerze mówiąc, nie zabolało mnie to, że powiedziałaś o tym ojcu, a ten mojemu szefowi, tylko to, że powiedział ci o tym Jared. Obiecał mi, że to zostanie między nami. Nie powiedział nic Shannonowi, któremu zawsze mówi wszystko, a powiedział tobie. Pomyślałam, że skoro wyjawia ci nasze tajemnice, to musisz być dla niego kimś ważnym. Przestraszyłam się tego. Jak sama wiesz, nie cieszę się zbyt dobrą opinią. Wszyscy uważają mnie tu za puszczalską ćpunkę. Jared jako jedyny traktuje mnie jak normalną dziewczynę. On jeden uważa mnie za kogoś wartościowego. Moją największą obawą jest to, że mogę go stracić. Cały czas boję się, że któregoś dnia zostawi mnie dla odpowiedniejszej dziewczyny. Dla takiej, którą zaakceptuje jego mama. Dla mądrej, porządnej. Dla takiej, która będzie dla niego wystarczająco dobra. Widziałam, jak na niego patrzyłaś. Myślałam, że chcesz mi go zabrać.
Zaskoczyła mnie jej szczerość, więc i
ja postanowiłam jej wszystko otwarcie powiedzieć.
- Przyznaję, Jared bardzo mi się podoba i to od dnia, w którym tu przyjechał, ale nie miałam odwagi do niego zagadać. Potem dowiedziałam się, że jest z tobą, więc postanowiłam dać sobie spokój, ale nie potrafiłam. Cały czas o nim myślałam. Kiedy pojawił się na zajęciach z wychowania i usiadł ze mną w ławce, pomyślałam, że los się do mnie uśmiechnął. Liczyłam na to, że zakocha się we mnie na zabój i od ciebie odejdzie, ale tak się nie stało. On przy każdej możliwej okazji podkreśla to, jaka jesteś piękna i wspaniała. Kiedy okazało się, że jednak nie jesteś w ciąży, był smutny, bo stwierdził, że gdybyście mieli dziecko, miałby pewność, że się nie rozstaniecie. Jared cię kocha. Kocha ciebie, nie mnie. Wiem, że nie mam szans. Pogodziłam się z tym.
- Przyznaję, Jared bardzo mi się podoba i to od dnia, w którym tu przyjechał, ale nie miałam odwagi do niego zagadać. Potem dowiedziałam się, że jest z tobą, więc postanowiłam dać sobie spokój, ale nie potrafiłam. Cały czas o nim myślałam. Kiedy pojawił się na zajęciach z wychowania i usiadł ze mną w ławce, pomyślałam, że los się do mnie uśmiechnął. Liczyłam na to, że zakocha się we mnie na zabój i od ciebie odejdzie, ale tak się nie stało. On przy każdej możliwej okazji podkreśla to, jaka jesteś piękna i wspaniała. Kiedy okazało się, że jednak nie jesteś w ciąży, był smutny, bo stwierdził, że gdybyście mieli dziecko, miałby pewność, że się nie rozstaniecie. Jared cię kocha. Kocha ciebie, nie mnie. Wiem, że nie mam szans. Pogodziłam się z tym.
Po chwili rozmawiałyśmy już jak dobre
kumpele.
- Połowa rzeczy, które mówi się na mój temat to bujda. Owszem, nie jestem święta, ale niektóre historie są już totalnie z kosmosu. Na przykład ta o tym, że ja i Courtney zabawiałyśmy się na imprezie cudzym wibratorem. Court mnie kochała. Seks ze mną był dla niej czymś wyjątkowym. Nie robiłyśmy tego byle gdzie, na oczach innych ludzi.
- A ty ją kochałaś?
- Tak, ale inną miłością niż ona mnie. Wiedziała o tym i nie miała mi tego za złe. Swojego czasu była najbliższą mi osobą. Bardzo mnie wspierała.
- Więc odwdzięczałaś się jej seksem?
- W sumie można tak powiedzieć, ale to nie było tak, że robiłam to z obowiązku. Court była, to znaczy nadal jest atrakcyjną dziewczyną. Lubiłam się z nią kochać. Kochałam ją jak siostrę, tyle, że z siostrą zdecydowanie bym tego nie robiła - rzuciła i obie się roześmiałyśmy.
Topór wojenny zakopany.
..............................................
Tytuł rozdziału: Nienawidzę tego, jak cię nie nienawidzę.
- Połowa rzeczy, które mówi się na mój temat to bujda. Owszem, nie jestem święta, ale niektóre historie są już totalnie z kosmosu. Na przykład ta o tym, że ja i Courtney zabawiałyśmy się na imprezie cudzym wibratorem. Court mnie kochała. Seks ze mną był dla niej czymś wyjątkowym. Nie robiłyśmy tego byle gdzie, na oczach innych ludzi.
- A ty ją kochałaś?
- Tak, ale inną miłością niż ona mnie. Wiedziała o tym i nie miała mi tego za złe. Swojego czasu była najbliższą mi osobą. Bardzo mnie wspierała.
- Więc odwdzięczałaś się jej seksem?
- W sumie można tak powiedzieć, ale to nie było tak, że robiłam to z obowiązku. Court była, to znaczy nadal jest atrakcyjną dziewczyną. Lubiłam się z nią kochać. Kochałam ją jak siostrę, tyle, że z siostrą zdecydowanie bym tego nie robiła - rzuciła i obie się roześmiałyśmy.
Topór wojenny zakopany.
..............................................
Tytuł rozdziału: Nienawidzę tego, jak cię nie nienawidzę.
Data pierwotnej publikacji: 21.05.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz