- Lil, skarbie, pospiesz się.
- Zgubiłam buta! - odkrzyknęła mi ze swojego pokoju.
- Sprawdzałaś pod łóżkiem?
- Nie.
- To sprawdź.
- Mary, przymknij się, film oglądam - burknął ojciec, nie odrywając wzroku od telewizora.
- Nie ma! - odezwała się po raz kolejny moja siostra.
- Sprawdź dokładnie.
- Idź jej pomóż szukać, a nie drzesz mi tu tego pierdolonego ryja.
- Zgubiłam buta! - odkrzyknęła mi ze swojego pokoju.
- Sprawdzałaś pod łóżkiem?
- Nie.
- To sprawdź.
- Mary, przymknij się, film oglądam - burknął ojciec, nie odrywając wzroku od telewizora.
- Nie ma! - odezwała się po raz kolejny moja siostra.
- Sprawdź dokładnie.
- Idź jej pomóż szukać, a nie drzesz mi tu tego pierdolonego ryja.
Przewróciłam oczami i weszłam na górę.
- Nigdzie go nie ma. Szukałam wszędzie.
- No właśnie widzę, jak szukałaś - rzuciłam, wyciągając spod łóżka czerwonego lakierka.
- Mary, ja nie chcę jechać. Ja chcę zostać z tobą i z tatusiem.
- Musisz jechać. Babcia specjalnie dla ciebie załatwiała te bilety na Florydę.
- I co ja będę robiła na tej Florydzie?
- To ty nie wiesz, co tam jest? - spytałam nieco teatralnym tonem, by choć trochę ją rozweselić.
- Nie.
- Disneyland.
- Nigdzie go nie ma. Szukałam wszędzie.
- No właśnie widzę, jak szukałaś - rzuciłam, wyciągając spod łóżka czerwonego lakierka.
- Mary, ja nie chcę jechać. Ja chcę zostać z tobą i z tatusiem.
- Musisz jechać. Babcia specjalnie dla ciebie załatwiała te bilety na Florydę.
- I co ja będę robiła na tej Florydzie?
- To ty nie wiesz, co tam jest? - spytałam nieco teatralnym tonem, by choć trochę ją rozweselić.
- Nie.
- Disneyland.
W tym momencie jej oczy poszerzyły się do monstrualnych rozmiarów. Mała kochała bajki Disneya.
- Disneyland?
- Disneyland?
Przytaknęłam.
- Super!
-Tak więc szybko zakładaj bucika, bo Jared czeka w samochodzie.
- A nie możesz polecieć tam z nami?
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Bo babcia nie miała aż tylu pieniążków, by kupić jeszcze jeden bilet. - To było oczywiście kłamstwo. Babcia nie narzekała na brak pieniędzy, po prostu nawet nie zaproponowała mi tego, bym poleciała razem z nimi. No cóż, byłam już do tego przyzwyczajona. - Gotowa?
- Tak.
- No to idziemy. - Zamknęłam drzwi od pokoju i powoli zeszłam na dół. Mała pożegnała się z ojcem i w końcu wsiadłyśmy do auta Jareda. - Przepraszam, że tak długo, ale nasz Kopciuszek zgubił bucika.
- Nie szkodzi. - Jay się uśmiechnął i kiedy upewniłam się, że Lily zapięła pasy, odpalił silnik.
- Jared, pogłoś! - pisnęła Lil i samochód wypełnił się dźwiękami jednej z jej ulubionych piosenek. - Mary, śpiewaj ze mną!
-Tak więc szybko zakładaj bucika, bo Jared czeka w samochodzie.
- A nie możesz polecieć tam z nami?
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Bo babcia nie miała aż tylu pieniążków, by kupić jeszcze jeden bilet. - To było oczywiście kłamstwo. Babcia nie narzekała na brak pieniędzy, po prostu nawet nie zaproponowała mi tego, bym poleciała razem z nimi. No cóż, byłam już do tego przyzwyczajona. - Gotowa?
- Tak.
- No to idziemy. - Zamknęłam drzwi od pokoju i powoli zeszłam na dół. Mała pożegnała się z ojcem i w końcu wsiadłyśmy do auta Jareda. - Przepraszam, że tak długo, ale nasz Kopciuszek zgubił bucika.
- Nie szkodzi. - Jay się uśmiechnął i kiedy upewniłam się, że Lily zapięła pasy, odpalił silnik.
- Jared, pogłoś! - pisnęła Lil i samochód wypełnił się dźwiękami jednej z jej ulubionych piosenek. - Mary, śpiewaj ze mną!
Uśmiechnęłam się i
spełniłam życzenie siostry.
- It's my party and I'll cry if I want to, cry If I want to, cry If I want to. You would cry too if it happend to you.*
- It's my party and I'll cry if I want to, cry If I want to, cry If I want to. You would cry too if it happend to you.*
Jared szeroko się
uśmiechnął, po czym sam zaczął śpiewać. Świetnie się bawiliśmy,
kompletnie ignorując spojrzenia przechodzących chodnikiem ludzi.
Podobnie wyglądała dalsza część naszej podróży do Seattle, dlatego też
zrobiło mi się smutno, gdy byliśmy już na miejscu.
- Tylko bądź grzeczna i przyślij mi pocztówkę z Orlando.
- Przyślę na pewno. - Lily cmoknęła mnie w policzek, po czym mocno się do mnie przytuliła. Tak samo pożegnała się z Jaredem i podbiegła do drzwi, gdzie już czekała na nią babcia.
- Ciągle nie mogę uwierzyć w to, jak bardzo ją kochasz. To naprawdę niesamowite.
- W końcu to moja siostra. Ty też pewnie kochasz Shannona.
- No tak, ale mam wrażenie, że wasze uczucie jest jeszcze głębsze. Z boku nie wyglądacie jak siostry, tylko jak matka i córka.
- No wiesz, po śmierci mamy to ja wychowywałam Lily. Karmiłam ją, kąpałam, przewijałam, czytałam jej bajki, uczyłam ją mówić, chodzić, korzystać z nocnika. Po części traktuję ją jak córkę. Nawet kiedyś, jak była dużo mniejsza, nazywała mnie mamą. Oczywiście wytłumaczyłam jej, że jestem jej siostrą.
- Czyli Lily jest żywym dowodem na to, że będziesz świetną matką.
- Przekonamy się o tym za kilka lat. - Uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w usta.
- W sumie ja już skończyłem szkołę, więc mogę zacząć szukać pracy, ty już pracujesz, więc możemy zacząć szukać jakiegoś mieszkanka.
- Nie za szybko?
- Fakt, może się trochę zagalopowałem, ale tak za rok, za dwa moglibyśmy już razem zamieszkać.
- Ze wspólnym mieszkaniem poczekajmy na to, aż będzie nas na nie stać. Ja za dużo nie zarabiam, tobie też za dużo nie zapłacą, a rachunki i jedzenie kosztują, plus musimy mieć kasę na towar.
- Zaskakujesz mnie, Mary, cholernie mnie zaskakujesz. - Jego wargi przyssały się do moich i całowaliśmy się tak, dopóki nie usłyszeliśmy głośnego trąbienia.
- Gołąbeczki wybaczą, ale spieszę się do pracy, a wy blokujecie mi przejazd.
- Przepraszamy, już ruszam - rzucił Jared do łysawego mężczyzny i ruszył z miejsca. - To gdzie teraz jedziemy? Do domu?
- Teraz to bym pojechała do jakieś knajpki coś zjeść, bo umieram z głodu.
- McDonald's?
- Tylko bądź grzeczna i przyślij mi pocztówkę z Orlando.
- Przyślę na pewno. - Lily cmoknęła mnie w policzek, po czym mocno się do mnie przytuliła. Tak samo pożegnała się z Jaredem i podbiegła do drzwi, gdzie już czekała na nią babcia.
- Ciągle nie mogę uwierzyć w to, jak bardzo ją kochasz. To naprawdę niesamowite.
- W końcu to moja siostra. Ty też pewnie kochasz Shannona.
- No tak, ale mam wrażenie, że wasze uczucie jest jeszcze głębsze. Z boku nie wyglądacie jak siostry, tylko jak matka i córka.
- No wiesz, po śmierci mamy to ja wychowywałam Lily. Karmiłam ją, kąpałam, przewijałam, czytałam jej bajki, uczyłam ją mówić, chodzić, korzystać z nocnika. Po części traktuję ją jak córkę. Nawet kiedyś, jak była dużo mniejsza, nazywała mnie mamą. Oczywiście wytłumaczyłam jej, że jestem jej siostrą.
- Czyli Lily jest żywym dowodem na to, że będziesz świetną matką.
- Przekonamy się o tym za kilka lat. - Uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w usta.
- W sumie ja już skończyłem szkołę, więc mogę zacząć szukać pracy, ty już pracujesz, więc możemy zacząć szukać jakiegoś mieszkanka.
- Nie za szybko?
- Fakt, może się trochę zagalopowałem, ale tak za rok, za dwa moglibyśmy już razem zamieszkać.
- Ze wspólnym mieszkaniem poczekajmy na to, aż będzie nas na nie stać. Ja za dużo nie zarabiam, tobie też za dużo nie zapłacą, a rachunki i jedzenie kosztują, plus musimy mieć kasę na towar.
- Zaskakujesz mnie, Mary, cholernie mnie zaskakujesz. - Jego wargi przyssały się do moich i całowaliśmy się tak, dopóki nie usłyszeliśmy głośnego trąbienia.
- Gołąbeczki wybaczą, ale spieszę się do pracy, a wy blokujecie mi przejazd.
- Przepraszamy, już ruszam - rzucił Jared do łysawego mężczyzny i ruszył z miejsca. - To gdzie teraz jedziemy? Do domu?
- Teraz to bym pojechała do jakieś knajpki coś zjeść, bo umieram z głodu.
- McDonald's?
Szeroko się uśmiechnęłam i Jared pojechał w odpowiednim kierunku.
Jared:
- Spróbuj - rzuciła i wyciągnęła w moją stronę frytkę zamoczoną w shake'u waniliowym.
- Jesteś pewna, że się nie otruję?
- Ja tak zawsze jem i jakoś żyję.
- No to zaryzykuję. - Otworzyłem usta, spróbowałem przysmaku Mary i od razu go wyplułem. - Jezu, jak ty możesz to jeść?!
- Nie smakuje ci?
- To jest ohydne. Frytki zdecydowanie lepiej smakują z ketchupem.
- Nie znasz się - rzuciła i zanurzyła kolejną frytkę w kubku.
- Ty jesteś naprawdę inna.
- I dlatego tak bardzo mnie kochasz - dodała z uroczym uśmiechem. Po chwili do naszego stolika podszedł jakiś facet.
- No proszę, proszę, mała Mary Jane.
- Charlie! - niemal krzyknęła i rzuciła się w ramiona owego kolesia. - Charlie, to mój chłopak Jared. Jared, to Charlie, kuzyn Lisy, wokalista Wild Roses.
- Jared. - Wyciągnąłem dłoń w jego stronę i uważnie mu się przyjrzałem. Mógł mieć około dwudziestu pięciu lat i chyba kiedyś łączyło go coś więcej z moją dziewczyną. Widziałem to w sposobie, w jaki na nią patrzył.
- Myślałam, że mieszkasz na stałe w Filadelfii.
- Mieszkam. Jestem w Seattle, bo za cztery godziny gramy tu koncert.
- Poważnie? - spytała podekscytowana Mary.
- Tak. Jak chcecie, to wpadajcie. Bez biletów, rzecz jasna. Gramy w Ground House, za trzy i pół godziny bądźcie na tyłach.
- Na pewno będziemy.
- Miło było poznać, Jamie.
- Jared - poprawiłem go.
- No tak, Jared. Wybacz, nie mam pamięci do imion - dodał i opuścił lokal.
- No to szykuje się zajebisty wieczór.
- Nawet nie znam tego zespołu.
- No to poznasz. Są naprawdę zajebiści na żywo.
- Skoro tak twierdzisz. A tak w ogóle, to jeśli mogę spytać, to łączyło cię kiedyś coś z tym całym Charliem?
- Nie. Raz mu obciągnęłam, ale to było dawno temu - odpowiedziała i dopiła swój napój.
- Obciągnęłaś mu?! - Nie wiedzieć czemu, poczułem lekką irytację. Wróć, bardzo silną irytację.
- Byłam na haju, no i tak jakoś wyszło, ale jak już mówiłam, to było wieki temu, więc nie wiem po co te nerwy.
- Nerwy?
- Oazą spokoju to ty teraz raczej nie jesteś. Wyluzuj, skarbie. Ja nie czepiam się ciebie o dziewczyny, z którymi sypiałeś, zanim się poznaliśmy.
- Spróbuj - rzuciła i wyciągnęła w moją stronę frytkę zamoczoną w shake'u waniliowym.
- Jesteś pewna, że się nie otruję?
- Ja tak zawsze jem i jakoś żyję.
- No to zaryzykuję. - Otworzyłem usta, spróbowałem przysmaku Mary i od razu go wyplułem. - Jezu, jak ty możesz to jeść?!
- Nie smakuje ci?
- To jest ohydne. Frytki zdecydowanie lepiej smakują z ketchupem.
- Nie znasz się - rzuciła i zanurzyła kolejną frytkę w kubku.
- Ty jesteś naprawdę inna.
- I dlatego tak bardzo mnie kochasz - dodała z uroczym uśmiechem. Po chwili do naszego stolika podszedł jakiś facet.
- No proszę, proszę, mała Mary Jane.
- Charlie! - niemal krzyknęła i rzuciła się w ramiona owego kolesia. - Charlie, to mój chłopak Jared. Jared, to Charlie, kuzyn Lisy, wokalista Wild Roses.
- Jared. - Wyciągnąłem dłoń w jego stronę i uważnie mu się przyjrzałem. Mógł mieć około dwudziestu pięciu lat i chyba kiedyś łączyło go coś więcej z moją dziewczyną. Widziałem to w sposobie, w jaki na nią patrzył.
- Myślałam, że mieszkasz na stałe w Filadelfii.
- Mieszkam. Jestem w Seattle, bo za cztery godziny gramy tu koncert.
- Poważnie? - spytała podekscytowana Mary.
- Tak. Jak chcecie, to wpadajcie. Bez biletów, rzecz jasna. Gramy w Ground House, za trzy i pół godziny bądźcie na tyłach.
- Na pewno będziemy.
- Miło było poznać, Jamie.
- Jared - poprawiłem go.
- No tak, Jared. Wybacz, nie mam pamięci do imion - dodał i opuścił lokal.
- No to szykuje się zajebisty wieczór.
- Nawet nie znam tego zespołu.
- No to poznasz. Są naprawdę zajebiści na żywo.
- Skoro tak twierdzisz. A tak w ogóle, to jeśli mogę spytać, to łączyło cię kiedyś coś z tym całym Charliem?
- Nie. Raz mu obciągnęłam, ale to było dawno temu - odpowiedziała i dopiła swój napój.
- Obciągnęłaś mu?! - Nie wiedzieć czemu, poczułem lekką irytację. Wróć, bardzo silną irytację.
- Byłam na haju, no i tak jakoś wyszło, ale jak już mówiłam, to było wieki temu, więc nie wiem po co te nerwy.
- Nerwy?
- Oazą spokoju to ty teraz raczej nie jesteś. Wyluzuj, skarbie. Ja nie czepiam się ciebie o dziewczyny, z którymi sypiałeś, zanim się poznaliśmy.
No cóż, tych dziewczyn to za wiele nie było, a krąg
partnerów seksualnych Mary robił się coraz większy. Nie żeby mi to
przeszkadzało, czy coś, po prostu wolałem myśleć, że tylko mi jednemu
tak się w życiu poszczęściło, że mogłem dotykać jej pięknego ciała.
Wolałbym być jej pierwszym, bo który facet nie lubi świadomości, że
zdobywa coś, czego nie miał żaden inny? Pomyślicie: widziały gały, co
brały, wiedziałeś, że nie jest niewinną dziewicą, więc teraz miej
pretensje do samego siebie. Sam tak czasami myślałem, ale później
dochodziłem do wniosku, że to, co robiła kiedyś, nie miało większego
znaczenia. Poza tym, gdyby nie jej wszyscy wcześniejsi partnerzy, nie
byłaby tak zajebista w łóżku. W końcu człowiek uczy się przez
doświadczenie, więc racja, nie powinienem się czepiać.
Czasami zazdrość bywała silniejsza ode mnie, ale walczyłem. Musiałem z nią walczyć, choć łatwe to nie było, bo Mary była najładniejszą dziewczyną w mieście. I wcale nie przesadzałem. Nie było faceta czy chłopaka, na którego by nie działała. Skąd wiedziałem? Wystarczyło dobrze słuchać, kiedy było się w kiblu w szkole czy barze. Nawet ci, którzy uważali ją za puszczalską ćpunkę, nie odmawiali jej urody. Bo tego naprawdę nie dało jej się odmówić. Ale nie ma co się dziwić, w końcu miała naprawdę piękną matkę, a jej ojciec, mimo że cholerny z niego łajdak i świnia, też był dosyć przystojnym mężczyzną. W sumie Mary była bardziej podobna do niego niż do pani King. Po matce odziedziczyła uśmiech i oczy, ale jeśli chodzi o nos i ogólny układ twarzy, bliżej jej było do Marka. Oczywiście nie mówiłem tego głośno, bo chyba by mi wydrapała oczy, ale fakt faktem, że King, mimo iż by chciał, nie wyparłby się ojcostwa.
- Masz rację, nie powinienem się czepiać.
- Uwielbiam to.
- Co?
- To, jak przyznajesz mi rację.
- Wiem. - Uśmiechnąłem się, a Mary nachyliła nad stołem i uraczyła mnie czułym pocałunkiem.
Uwielbiałem czuć jej wargi na swoich. Znaliśmy się nieco ponad rok, a ja miałem wrażenie, że całe życie. King była najwspanialszą osoba, jaką poznałem. Miała wady, jak każdy, ale nadrabiała je zaletami, których nie posiadały żadne inne dziewczyny, które spotykałem.
Spojrzałem jej w oczy i szeroko uśmiechnąłem. To była twarz, którą chciałem widzieć do końca swojego życia. I wcale nie byłem za młody na takie deklaracje. Miałem pewność, że któregoś dnia Mary zostanie panią Leto, czy to się podobało mojej matce, czy nie.
Czasami zazdrość bywała silniejsza ode mnie, ale walczyłem. Musiałem z nią walczyć, choć łatwe to nie było, bo Mary była najładniejszą dziewczyną w mieście. I wcale nie przesadzałem. Nie było faceta czy chłopaka, na którego by nie działała. Skąd wiedziałem? Wystarczyło dobrze słuchać, kiedy było się w kiblu w szkole czy barze. Nawet ci, którzy uważali ją za puszczalską ćpunkę, nie odmawiali jej urody. Bo tego naprawdę nie dało jej się odmówić. Ale nie ma co się dziwić, w końcu miała naprawdę piękną matkę, a jej ojciec, mimo że cholerny z niego łajdak i świnia, też był dosyć przystojnym mężczyzną. W sumie Mary była bardziej podobna do niego niż do pani King. Po matce odziedziczyła uśmiech i oczy, ale jeśli chodzi o nos i ogólny układ twarzy, bliżej jej było do Marka. Oczywiście nie mówiłem tego głośno, bo chyba by mi wydrapała oczy, ale fakt faktem, że King, mimo iż by chciał, nie wyparłby się ojcostwa.
- Masz rację, nie powinienem się czepiać.
- Uwielbiam to.
- Co?
- To, jak przyznajesz mi rację.
- Wiem. - Uśmiechnąłem się, a Mary nachyliła nad stołem i uraczyła mnie czułym pocałunkiem.
Uwielbiałem czuć jej wargi na swoich. Znaliśmy się nieco ponad rok, a ja miałem wrażenie, że całe życie. King była najwspanialszą osoba, jaką poznałem. Miała wady, jak każdy, ale nadrabiała je zaletami, których nie posiadały żadne inne dziewczyny, które spotykałem.
Spojrzałem jej w oczy i szeroko uśmiechnąłem. To była twarz, którą chciałem widzieć do końca swojego życia. I wcale nie byłem za młody na takie deklaracje. Miałem pewność, że któregoś dnia Mary zostanie panią Leto, czy to się podobało mojej matce, czy nie.
***
- Mówiłam ci, że są świetni! - starała się przekrzyczeć muzykę, Mary.
- Zajebiści! - Faktycznie, zespół tego całego Charliego grał naprawdę nieźle. Patrząc na ilość zgromadzonych pod sceną ludzi, wywnioskowałem, że musieli być naprawdę znani, choć ja nigdy o nich nie słyszałem.
- Little girl, come to daddy, let me do what I want to. Close your eyes, open your mouth, now I wanna see you on your knees** - wyśpiewał Charlie, a Mary mu wtórowała, tańcząc z plastikowym kubkiem piwa w ręku. - Just one night, one more time, little lady, don't be shy. Let's get high, higher in my arms, I'm gonna love ya with every inch of my pal.*** Kocham ten kawałek! - wrzasnęła i założyła ramiona na moją szyję. Była już nieco wstawiona. Ja nie piłem, bo przecież musieliśmy jakoś wrócić do domu. - Kiss me, touch me, lick my ohhhhhh!****- wyśpiewała mi prosto do ucha, po czym musnęła je językiem. - Kocham cię, Jaredku. Tak bardzo, bardzo, bardzo.
- Wiem, wiem.
- Zajebiści! - Faktycznie, zespół tego całego Charliego grał naprawdę nieźle. Patrząc na ilość zgromadzonych pod sceną ludzi, wywnioskowałem, że musieli być naprawdę znani, choć ja nigdy o nich nie słyszałem.
- Little girl, come to daddy, let me do what I want to. Close your eyes, open your mouth, now I wanna see you on your knees** - wyśpiewał Charlie, a Mary mu wtórowała, tańcząc z plastikowym kubkiem piwa w ręku. - Just one night, one more time, little lady, don't be shy. Let's get high, higher in my arms, I'm gonna love ya with every inch of my pal.*** Kocham ten kawałek! - wrzasnęła i założyła ramiona na moją szyję. Była już nieco wstawiona. Ja nie piłem, bo przecież musieliśmy jakoś wrócić do domu. - Kiss me, touch me, lick my ohhhhhh!****- wyśpiewała mi prosto do ucha, po czym musnęła je językiem. - Kocham cię, Jaredku. Tak bardzo, bardzo, bardzo.
- Wiem, wiem.
Kiedy była pijana, robiła się strasznie wylewna.
- A ty mnie kochasz?
- Kocham.
- Bardzo?
- Bardzo.
- To dobrze - rzuciła i szeroko się uśmiechnęła, po czym zakryła usta dłonią.
- Niedobrze ci?
- A ty mnie kochasz?
- Kocham.
- Bardzo?
- Bardzo.
- To dobrze - rzuciła i szeroko się uśmiechnęła, po czym zakryła usta dłonią.
- Niedobrze ci?
Przytaknęła.
- Chcesz iść do łazienki?
Znów kiwnęła głową, więc
ją tam zaprowadziłem, jednak nie zwymiotowała. Zamiast tego usnęła
oparta o sedes.
- Zgon? - usłyszałem za plecami męski głos.
- Taa.
- Pomóc ci przenieść ją do samochodu?
- Jakbyś mógł.
- Zgon? - usłyszałem za plecami męski głos.
- Taa.
- Pomóc ci przenieść ją do samochodu?
- Jakbyś mógł.
Z drobną pomocą ze strony Charliego przeniosłem Mary do swojego auta.
- Dbaj o nią. Lepszej nigdy nie znajdziesz.
- Wiem - powiedziałem do nowego znajomego, po czym odpaliłem silnik i ruszyłem w drogę powrotną do domu. Mary spała z tyłu, a ja włączyłem sobie cicho radio i stukałem w kierownicę w rytmie Big city nights.
- Jared, zatrzymaj się - usłyszałem za swoimi plecami. - Zatrzymaj się, będę wymiotować.
Szybko zjechałem na pobocze i w ostatniej chwili pomogłem swojej dziewczynie wyjść z samochodu. Tym razem alarm nie był fałszywy i Mary zwróciła mieszaninę alkoholu i frytek. Stałem tuż za nią i odgarniałem jej włosy z twarzy.
- Już? - zapytałem, kiedy się wyprostowała.
- Tak. Albo nie. - W tym momencie znów zwróciła zawartość swojego żołądka. Takie były efekty mieszania ze sobą kilku trunków alkoholowych. - Ja chcę do domu - wydukała, wycierając twarz koszulką, którą na sobie miała.
- Jesteś pewna, że już nie będziesz rzygać?
- Tak, jestem pewna.
- Dbaj o nią. Lepszej nigdy nie znajdziesz.
- Wiem - powiedziałem do nowego znajomego, po czym odpaliłem silnik i ruszyłem w drogę powrotną do domu. Mary spała z tyłu, a ja włączyłem sobie cicho radio i stukałem w kierownicę w rytmie Big city nights.
- Jared, zatrzymaj się - usłyszałem za swoimi plecami. - Zatrzymaj się, będę wymiotować.
Szybko zjechałem na pobocze i w ostatniej chwili pomogłem swojej dziewczynie wyjść z samochodu. Tym razem alarm nie był fałszywy i Mary zwróciła mieszaninę alkoholu i frytek. Stałem tuż za nią i odgarniałem jej włosy z twarzy.
- Już? - zapytałem, kiedy się wyprostowała.
- Tak. Albo nie. - W tym momencie znów zwróciła zawartość swojego żołądka. Takie były efekty mieszania ze sobą kilku trunków alkoholowych. - Ja chcę do domu - wydukała, wycierając twarz koszulką, którą na sobie miała.
- Jesteś pewna, że już nie będziesz rzygać?
- Tak, jestem pewna.
Objąłem ją ramieniem i wsiedliśmy do samochodu. Cały
czas ją obserwowałem i w razie co, miałem przyszykowany woreczek. Nie
chciałem, żeby zarzygała mi auto. Co to, to nie.
***
Tuż
przed pierwszą mój samochód zatrzymał się przed jej domem. Wysiadłem i
pomogłem Mary wygrzebać się z tylnego siedzenia. Była już trzeźwa, ale
nieco zmęczona, więc postanowiłem odprowadzić ją pod same drzwi.
Kiedy przeszliśmy przez furtkę, czekała nas niemiła niespodzianka. Zdenerwowany Mark patrzył na nas zabójczym wzrokiem.
- Gdzieś ty, do cholery, była?! Wiedziałaś, że nie mam kluczy! - wrzasnął i szarpnął ją za ramię, tak mocno, że usłyszałem jej syknięcie.
- Niech pan ją puści - zwróciłem się do Kinga.
- Nie wtrącaj się, gówniarzu - odpowiedział i pchnął moją dziewczynę w stronę domu. - No idź rzesz, ty głupia kurwo! - dodał i uderzył ją w tył głowy. Tego było już za wiele. Zacisnąłem dłoń w pięść i rzuciłem się na niego. Niestety przeceniłem swoje możliwości i już po chwili leżałem na ziemi przygnieciony jego ciałem.
- Zostaw go! - wrzasnęła Mary i próbowała odciągnąć ode mnie swojego ojca, jednak bezskutecznie. Jeden ruch jego ręki i leżała na ziemi.
- No i co, śmieciu?! Zachciało ci się udawać bohatera to teraz masz - rzucił i wymierzył mi pierwszy cios. Cios, po którym poczułem wypływającą z nosa krew. Jego twarda jak skała pięść uderzyła mnie po raz kolejny. Poczułem ogromny ból, nie mogłem myśleć o niczym innym. Do moich uszu doszedł krzyk Mary, a usta napełniły się krwią. Miałem wrażenie, że jeszcze jedno uderzenie i będzie po mnie.
King zrobił zamach i wtedy pojawił się jakiś mężczyzna. Zdjął go ze mnie i odciągnął na bezpieczną odległość. Byłem pewien, że ten nieznajomy uratował mi życie.
- Jared! - Mary podbiegła i ujęła dłońmi moją głowę.
- Spokojnie, żyję. Jakoś - wydukałem i z pomocą swojej dziewczyny wstałem z ziemi.
W tamtej chwili współczułem i jednocześnie podziwiałem Mary jeszcze bardziej. Po dwóch ciosach jej ojca czułem się tak, jakby przejechała po mnie ciężarówka, a ona znosiła je praktycznie codziennie. Dopiero wtedy dostrzegłem, jak ogromną siłę i wytrzymałość miała w sobie moja dziewczyna. Gdybym to ja musiał znosić codziennie taki ból, palnąłbym sobie w łeb, albo umarł po pierwszym porządnym laniu.
Mary pomogła mi wsiąść do samochodu i cała roztrzęsiona próbowała włożyć kluczyk do stacyjki.
- Jedź i już nigdy więcej tu nie wracaj. Nie chcę cię więcej widzieć w swoim domu, ty pieprzona szmato! - wrzasnął unieruchomiony przez bruneta King. Krzyczał coś jeszcze, ale zagłuszył go dźwięk odpalanego silnika.
Kiedy przeszliśmy przez furtkę, czekała nas niemiła niespodzianka. Zdenerwowany Mark patrzył na nas zabójczym wzrokiem.
- Gdzieś ty, do cholery, była?! Wiedziałaś, że nie mam kluczy! - wrzasnął i szarpnął ją za ramię, tak mocno, że usłyszałem jej syknięcie.
- Niech pan ją puści - zwróciłem się do Kinga.
- Nie wtrącaj się, gówniarzu - odpowiedział i pchnął moją dziewczynę w stronę domu. - No idź rzesz, ty głupia kurwo! - dodał i uderzył ją w tył głowy. Tego było już za wiele. Zacisnąłem dłoń w pięść i rzuciłem się na niego. Niestety przeceniłem swoje możliwości i już po chwili leżałem na ziemi przygnieciony jego ciałem.
- Zostaw go! - wrzasnęła Mary i próbowała odciągnąć ode mnie swojego ojca, jednak bezskutecznie. Jeden ruch jego ręki i leżała na ziemi.
- No i co, śmieciu?! Zachciało ci się udawać bohatera to teraz masz - rzucił i wymierzył mi pierwszy cios. Cios, po którym poczułem wypływającą z nosa krew. Jego twarda jak skała pięść uderzyła mnie po raz kolejny. Poczułem ogromny ból, nie mogłem myśleć o niczym innym. Do moich uszu doszedł krzyk Mary, a usta napełniły się krwią. Miałem wrażenie, że jeszcze jedno uderzenie i będzie po mnie.
King zrobił zamach i wtedy pojawił się jakiś mężczyzna. Zdjął go ze mnie i odciągnął na bezpieczną odległość. Byłem pewien, że ten nieznajomy uratował mi życie.
- Jared! - Mary podbiegła i ujęła dłońmi moją głowę.
- Spokojnie, żyję. Jakoś - wydukałem i z pomocą swojej dziewczyny wstałem z ziemi.
W tamtej chwili współczułem i jednocześnie podziwiałem Mary jeszcze bardziej. Po dwóch ciosach jej ojca czułem się tak, jakby przejechała po mnie ciężarówka, a ona znosiła je praktycznie codziennie. Dopiero wtedy dostrzegłem, jak ogromną siłę i wytrzymałość miała w sobie moja dziewczyna. Gdybym to ja musiał znosić codziennie taki ból, palnąłbym sobie w łeb, albo umarł po pierwszym porządnym laniu.
Mary pomogła mi wsiąść do samochodu i cała roztrzęsiona próbowała włożyć kluczyk do stacyjki.
- Jedź i już nigdy więcej tu nie wracaj. Nie chcę cię więcej widzieć w swoim domu, ty pieprzona szmato! - wrzasnął unieruchomiony przez bruneta King. Krzyczał coś jeszcze, ale zagłuszył go dźwięk odpalanego silnika.
***
- Nie ruszaj się - powiedziała Mary i przyłożyła wacik do mojego nosa. Syknąłem z bólu i zamknąłem oczy. - Strasznie mi przykro. Nie spodziewałam się, że zrobi coś takiego.
- Ja też nie. Auć!
- Przepraszam, ale muszę wytrzeć ci tę krew.
- Chyba połamał mi szczękę.
- Gdyby tak było, nie mógłbyś mówić. Masz wszystkie zęby?
- Ja też nie. Auć!
- Przepraszam, ale muszę wytrzeć ci tę krew.
- Chyba połamał mi szczękę.
- Gdyby tak było, nie mógłbyś mówić. Masz wszystkie zęby?
Przesunąłem
językiem po całym uzębieniu i nie wyczuwając żadnych braków,
przytaknąłem. - Ta skąd tyle krwi?
- Z polika - odpowiedziałem, wyczuwając ranę po wewnętrznej stronie lewego policzka. Najwyraźniej podczas ciosu nadział się na zęba.
- Zrośnie się, tylko nie dotykaj. Coś jeszcze cię boli? Nie uszkodził ci żeber?
- Nie. Ucierpiała tylko twarz, no i duma.
- Tak w ogóle to dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego się na niego rzuciłeś?
- Bo cię uderzył, a ja za bardzo cię kocham, by patrzeć na to, jak ktoś robi ci krzywdę.
- Mój ty rycerzu. - Blondynka cmoknęła mnie w nieuszkodzony policzek, po czym po cichu udaliśmy się do mojego pokoju. Całe szczęście mama i Shannon spali jak zabici i nawet nas nie usłyszeli.
- Myślisz, że on mówił poważnie z tym, żebyś nie wracała do domu?
- On nigdy nie żartuje. Od dziś jestem bezdomna.
- Będziesz mieszkać tutaj.
- Co?! Przecież twoja mama, w życiu się na to nie zgodzi.
- Zgodzi. Już moja w tym głowa. Jutro, jak twój ojciec będzie w pracy, zabierzemy twoje rzeczy.
- Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła. Jesteś moim aniołem stróżem, naprawdę. - Mocno wtuliła się w moje ramię, po czym oboje zasnęliśmy.
- Z polika - odpowiedziałem, wyczuwając ranę po wewnętrznej stronie lewego policzka. Najwyraźniej podczas ciosu nadział się na zęba.
- Zrośnie się, tylko nie dotykaj. Coś jeszcze cię boli? Nie uszkodził ci żeber?
- Nie. Ucierpiała tylko twarz, no i duma.
- Tak w ogóle to dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego się na niego rzuciłeś?
- Bo cię uderzył, a ja za bardzo cię kocham, by patrzeć na to, jak ktoś robi ci krzywdę.
- Mój ty rycerzu. - Blondynka cmoknęła mnie w nieuszkodzony policzek, po czym po cichu udaliśmy się do mojego pokoju. Całe szczęście mama i Shannon spali jak zabici i nawet nas nie usłyszeli.
- Myślisz, że on mówił poważnie z tym, żebyś nie wracała do domu?
- On nigdy nie żartuje. Od dziś jestem bezdomna.
- Będziesz mieszkać tutaj.
- Co?! Przecież twoja mama, w życiu się na to nie zgodzi.
- Zgodzi. Już moja w tym głowa. Jutro, jak twój ojciec będzie w pracy, zabierzemy twoje rzeczy.
- Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła. Jesteś moim aniołem stróżem, naprawdę. - Mocno wtuliła się w moje ramię, po czym oboje zasnęliśmy.
***
- Co ona tutaj robi i co ci się stało?! - spytała mama, gdy tylko wyszedłem z nią na korytarz.
- Dostałem z łokcia na koncercie, a Mary tu mieszka - skłamałem. Zrobiłem to na prośbę swojej dziewczyny. Wiedziałem, że gdybym powiedział prawdę, mama spojrzałaby na to wszystko bardziej wyrozumiałym okiem, ale Mary nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział o tym, jak traktował ją ojciec. Nie rozumiałem tego, ale szanowałem jej decyzję.
- Jak to mieszka?
- Normalnie. Dzisiaj przywieziemy jej rzeczy. Kochamy się i chcemy mieszkać razem.
- Po moim trupie! Nie chcę tej rozpustnej narkomanki pod swoim dachem!
- Proszę cię, nie mów tak o niej.
- Nie będzie tu mieszkać, koniec, kropka.
- Ale...
- Żadnych 'ale', niech wraca do domu.
- W takim razie się wyprowadzam - rzuciłem, mając nadzieję, że ten argument podziała.
- No i gdzie niby pójdziesz?
- Pod most. Będziemy spać w samochodzie i będziemy żebrać, by mieć co jeść.
Po jeszcze kilku innych dramatycznych tekstach w końcu się zgodziła, ale pod warunkiem, że pójdę do pracy i w między czasie będę szukał mieszkania. Całe szczęście nie pytała o to, dlaczego nie możemy zamieszkać u Mary.
- Ubieraj się, kotku. Jedziemy po twoje rzeczy.
- Zgodziła się?
- Tak
- Ale chyba jej nie powiedziałeś, co?
- Nie powiedziałem. Mam dar przekonywania.
- Dostałem z łokcia na koncercie, a Mary tu mieszka - skłamałem. Zrobiłem to na prośbę swojej dziewczyny. Wiedziałem, że gdybym powiedział prawdę, mama spojrzałaby na to wszystko bardziej wyrozumiałym okiem, ale Mary nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział o tym, jak traktował ją ojciec. Nie rozumiałem tego, ale szanowałem jej decyzję.
- Jak to mieszka?
- Normalnie. Dzisiaj przywieziemy jej rzeczy. Kochamy się i chcemy mieszkać razem.
- Po moim trupie! Nie chcę tej rozpustnej narkomanki pod swoim dachem!
- Proszę cię, nie mów tak o niej.
- Nie będzie tu mieszkać, koniec, kropka.
- Ale...
- Żadnych 'ale', niech wraca do domu.
- W takim razie się wyprowadzam - rzuciłem, mając nadzieję, że ten argument podziała.
- No i gdzie niby pójdziesz?
- Pod most. Będziemy spać w samochodzie i będziemy żebrać, by mieć co jeść.
Po jeszcze kilku innych dramatycznych tekstach w końcu się zgodziła, ale pod warunkiem, że pójdę do pracy i w między czasie będę szukał mieszkania. Całe szczęście nie pytała o to, dlaczego nie możemy zamieszkać u Mary.
- Ubieraj się, kotku. Jedziemy po twoje rzeczy.
- Zgodziła się?
- Tak
- Ale chyba jej nie powiedziałeś, co?
- Nie powiedziałem. Mam dar przekonywania.
***
Po
niecałych dwóch godzinach byliśmy już z powrotem. Mary zabrała swoje
ubrania, kasety, książki i pudełko z pamiątkami po swojej mamie.
- To była jej ulubiona apaszka, a to są nuty piosenek, które skomponowała.
- A to co? - zapytałem, wskazując na gruby album, który właśnie położyła na moim łóżku.
- Album ze zdjęciami, który prowadziła mama - odpowiedziała, a ja otworzyłem ów zbiór fotografii. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie roześmianej mamy Mary.
- Tata zrobił je, kiedy mama dowiedziała się, że jest w ciąży. Była wtedy bardzo szczęśliwa.
- Widać.
- To była jej ulubiona apaszka, a to są nuty piosenek, które skomponowała.
- A to co? - zapytałem, wskazując na gruby album, który właśnie położyła na moim łóżku.
- Album ze zdjęciami, który prowadziła mama - odpowiedziała, a ja otworzyłem ów zbiór fotografii. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie roześmianej mamy Mary.
- Tata zrobił je, kiedy mama dowiedziała się, że jest w ciąży. Była wtedy bardzo szczęśliwa.
- Widać.
Oczy kobiety były przepełnione radością, a twarz promieniała. Na
drugim zdjęciu pani King miała już spory brzuszek i wyglądała równie
pogodnie.
- To ty? - zapytałem, gdy przerzuciłem stronę i ujrzałem
nagiego bobaska.
- Tak.
- Teraz masz zdecydowanie lepsze ciało, choć wtedy też prezentowałaś się nie najgorzej.
- Świntuch!
- No, ale to zdjęcie jest bardzo odważne. Widać na nim wszystko.
- No cóż, od małego lubiłam pokazywać swoje wdzięki - zażartowała i przewróciła stronę.
- A teraz dałabyś się tak sfotografować? - zapytałem z czystej ciekawości.
- Zależy w jakim celu i komu.
- Mi.
- A po co ci zdjęcie, skoro oglądasz mnie na żywo?
- A tak, na pamiątkę.
- Będziesz oglądał moje gołe dupsko do usranej śmierci, więc pamiątki nie będą ci potrzebne.
*To moje przyjęcie i będę płakała, jeśli będę chciała. Też byś płakała, gdyby to przydarzyło się tobie.
**Mała dziewczynko, podejdź do tatusia, pozwól mi zrobić to, co chcę zrobić. Zamknij oczy, otwórz usta, teraz chcę cię zobaczyć na kolanach.
***Tylko jedna noc, jeszcze jeden raz, nie wstydź się, mała damo. Naćpajmy się, unieś się wyżej w moich ramionach, będę cię kochał każdym calem swojego przyjaciela.
****Pocałuj mnie, dotknij mnie,poliż mojego ohhhhhh!
.............................................................
Tytuł rozdziału: Będę walczyć z zazdrością, aż, kurwa, zniknie.
- Tak.
- Teraz masz zdecydowanie lepsze ciało, choć wtedy też prezentowałaś się nie najgorzej.
- Świntuch!
- No, ale to zdjęcie jest bardzo odważne. Widać na nim wszystko.
- No cóż, od małego lubiłam pokazywać swoje wdzięki - zażartowała i przewróciła stronę.
- A teraz dałabyś się tak sfotografować? - zapytałem z czystej ciekawości.
- Zależy w jakim celu i komu.
- Mi.
- A po co ci zdjęcie, skoro oglądasz mnie na żywo?
- A tak, na pamiątkę.
- Będziesz oglądał moje gołe dupsko do usranej śmierci, więc pamiątki nie będą ci potrzebne.
*To moje przyjęcie i będę płakała, jeśli będę chciała. Też byś płakała, gdyby to przydarzyło się tobie.
**Mała dziewczynko, podejdź do tatusia, pozwól mi zrobić to, co chcę zrobić. Zamknij oczy, otwórz usta, teraz chcę cię zobaczyć na kolanach.
***Tylko jedna noc, jeszcze jeden raz, nie wstydź się, mała damo. Naćpajmy się, unieś się wyżej w moich ramionach, będę cię kochał każdym calem swojego przyjaciela.
****Pocałuj mnie, dotknij mnie,poliż mojego ohhhhhh!
.............................................................
Tytuł rozdziału: Będę walczyć z zazdrością, aż, kurwa, zniknie.
Utwory wykorzystane w rozdziale:
*Lesley Gore - It's My Party
*Scorpions - Big city nights
Zarówno
Charlie jak i jego zespół to wytwór mojej wyobraźni. Jeśli taki zespół
istnieje naprawdę, jest to czysty przypadek. Fragmenty tekstów to
również moja inwencja twórcza.
Część Mary miała być dłuższa, ale mimowolnie zaczęłam pisać z perspektywy Jareda, więc wyszło, jak wyszło :).
Część Mary miała być dłuższa, ale mimowolnie zaczęłam pisać z perspektywy Jareda, więc wyszło, jak wyszło :).
Data pierwotnej publikacji: 18.06.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz