Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

piątek, 23 listopada 2012

46. Stop using sex as a weapon

        - Mary, teraz twoja kolej. - Josh podał mi kawałek cytryny, po czym usypał ścieżkę soli na brzuchu szczupłej brunetki, która leżała na stole z podwinięta bluzką.
- Oki doki. - Odgarnęłam włosy i powoli zlizałam rozsypaną przyprawę z opalonej skóry. Wszyscy głośno skandowali, a ja wgryzłam się w cytrynę, po czym wychyliłam pół butelki tequili jednym tchem.
- Moja krew! - Josh objął mnie ramieniem i wydobył z siebie okrzyk radości. Poczekałam, aż mi się odbije i sama zaczęłam krzyczeć.
- Kto teraz? 
Kolejna osoba powtórzyła to, co zrobiłam przed chwilą, tyle że pijąc jedynie kieliszek alkoholu. No cóż, chyba nikt inny nie miał tam zapędów masochistycznych. Wiedziałam, że po takiej dawce alkoholu następnego dnia będę rzygać jak kot, ale na chwilę ówczesną miałam to gdzieś. Liczyło się tylko tu i teraz. Co będzie jutro, póki co było nieważne. 
Wzięłam następną butelkę piwa i usiadłam na kanapie.
- Jak się bawisz? - zapytał blondyn w szarej koszuli.
- Dobrze, a ty?
- Też. Zrobiłaś na mnie wrażenie.
- Czym? - zapytałam zaskoczona.
- Tą tequilą i ogólnie swoją prezencją.
- Czym?!
- No swoim wyglądem.
- To mów po ludzku. Pewnie jesteś pieprzonym studenciakiem, co? Szpanujesz jakimiś wyrafawo, wyrafio..., kurwa mać! - rzuciłam, nie mogąc wymówić słowa, którego chciałam użyć.
- Wyrafinowanymi?
- Dokładnie tak. Szpanujesz wyrafinowanymi słowami, a pewnie w majtkach masz sflaczałą dętkę.
- Okey, rozumiem. Nie masz ochoty ze mną rozmawiać.
- No proszę, jaki bystry.
- Może to i lepiej, bo z tego, co widzę, prócz urody nie masz nic więcej do zaoferowania - burknął i udał się do centrum zabawy. On nawet urody nie miał. Pierdolony uczniak.
        - Zajebista zabawa! - Obok mnie właśnie usiadła dziewczyna od soli.
- Taa - wydukałam, po czym wzięłam kolejny łyk piwa.
- Ty jesteś Mary King, tak?
- Zgadza się, słonko.
- Dużo o tobie słyszałam.
- No cóż, jestem tu sławna - rzuciłam i zaczęłam się śmiać.
- Na to wygląda. 
Naszą rozmowę przerwały dwie dziewczyny, które właśnie opadły na kanapę, złączone w namiętnym pocałunku. Z lekka zaskoczone zaczęłyśmy im się przyglądać. Były nieźle wstawione i pozbawione wszelkich zahamowań. Szatynka rozpięła spodnie blondynki, wsunęła dłoń pod jej bieliznę i zaczęła ją posuwać palcami. Dla mnie taki widok to była normalka, dla mojej towarzyszki, chyba nie. 
- Wow - wydukała wpatrzona w nie jak zahipnotyzowana.
- Nic wielkiego - powiedziałam, po czym odstawiłam pustą już butelkę, wymieniając ją na pełną.
- Też bym tak chciała.
- To się do nich przyłącz.
- Wolałabym to zrobić z tobą - oznajmiła, po czym zaczęła całować moją szyję. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, jednak nie byłam na tyle pijana, by pozwolić jej kontynuować. Wyznaczyłam sobie granice i nie chciałam ich przekraczać.
- Wybacz, ale nie mam na to ochoty. - Zwinnym ruchem odsunęłam się do napastującej mnie dziewczyny i wstałam z miejsca. Była odrobinę zszokowana, ale zasady to zasady. Jeśli seks, to tylko z Jaredem. Nawet wtedy, gdy byliśmy pokłóceni, chciałam się tego trzymać. Tylko nieudacznik łamie swoje własne zasady. 

        Poprawiłam bluzkę i wmieszałam się w tańczący tłum. Szczerze mówiąc, nie miałam nastroju na zabawę. Chciałam pobyć chwilę sama, więc udałam się do sypialni, a tam kochająca się parka. Przeprosiłam i zamknęłam drzwi. W pokoju numer dwa kolejna dwójka napaleńców, a w kiblu laska obciągająca jakiemuś kolesiowi.  
Czy imprezy są po to, by uprawiać na nich seks? Czy już nikt nie przychodzi na nie, by się napić i zatańczyć?
- Co jest, skowroneczku? - zapytał Josh, wchodząc za mną na balkon.
- Nic - odpowiedziałam, odpalając papierosa.
- Źle się bawisz?
- Nie
- Przecież widzę.
- Chyba się odzwyczaiłam od tych naszych imprez. - Wpatrzona w niebo wypuściłam dym z płuc.
- Niemożliwe. Zawsze na nich królowałaś.
- Królowałam, czas przeszły. Gdzie nie spojrzeć, ktoś się bzyka. To trochę chore.
- Chore? Przecież sama to robiłaś.
- Nie przypominaj.
- Jezu, co ten koleś z tobą zrobił?
- Jaki koleś?
- No twój chłopak. Zrobił  z ciebie grzeczną dziewczynkę. 
W tym momencie głośno się roześmiałam. 
- Tu nie ma co się śmiać, Mary. Sama widzisz, że już nawet nie kręcą cię nasze imprezy.
- Może po prostu z tego wyrosłam?
- No właśnie i to mnie przeraża. Bellingham straciło swoją naczelną imprezowiczkę. Świat się kończy...
- Zabawny jesteś. - Śmiałam się, ale wiedziałam, że Josh miał rację. Naprawdę wolałam wtedy leżeć w łóżku i rozmawiać z Jaredem, niż być tam.
        - Chodźcie szybko, zaczęło się! - Greg wpadł na balkon niczym błyskawica i jeszcze szybciej stamtąd wypadł.
- I na to właśnie czekałem. - Jo wyszedł za naszym kumplem, a ja kończyłam papierosa. Rozpoczął się punkt kulminacyjny każdej naszej imprezy, ale wcale mnie to nie cieszyło. Wręcz przeciwnie, sprawiło, że miałam ochotę zostać na tym balkonie do rana, ale nie mogłam. Po pierwsze, było za zimno, a po drugie, jakoś musiałam opuścić budynek, a skakanie z trzeciego piętra raczej mi się nie uśmiechało. 

Zgasiłam papierosa i bardzo niechętnie weszłam z powrotem do mieszkania. Tak jak się tego spodziewałam, wszyscy byli nadzy i każdy wykonywał jakąś czynność seksualną. Mieszane pary, trójkąty, tudzież dziewczyna dotykana przez pięć innych osób. 
Moje ciało przeszedł dreszcz obrzydzenia. Dopiero widząc to z boku, zdałam sobie sprawę z tego, jaką szmatę z siebie robiłam, biorąc udział w czymś tak obrzydliwym.
- Mocniej! - wrzasnęła dziewczyna, którą właśnie posuwało dwóch facetów na raz. Wtórowała jej dobierająca się do mnie brunetka, którą właśnie penetrowały palce mojej dawnej przyjaciółki Megan. Ta z kolei była pieszczona oralnie przez Josha, któremu obciągała jakaś ruda panna, której nie znałam.
- Zrzucaj ciuszki i wskakuj na moją fujarkę - usłyszałam tuż przy swoim uchu i poczułam, jak członek obcego faceta ociera się o moją dłoń. Szybko od niego odskoczyłam i podeszłam do drzwi.
- Josh, po kiego chuja zapraszałeś dziewicę? - doszło do moich uszu przez zamknięte drzwi i ruszyłam w stronę schodów. Zanim z nich zeszłam, zwymiotowałam do wielkiej doniczki, w której rosła agawa. Nie wiedziałam, czy zrobiłam to przez zbyt dużą ilość alkoholu, czy z obrzydzenia. 

         Przetarłam usta rękawem bluzki i opuściłam budynek. Jęki było słychać nawet tutaj. Przyspieszyłam kroku i ruszyłam w stronę domu Jareda. Po drodze spaliłam ostatniego papierosa i minęłam trzy prostytutki. Dwie z nich kilka razy widziałam u siebie w domu, trzecia musiała być nowa.
- Cześć, laleczko. Co robisz tak późno sama na ulicy? Nie boisz się? Może zaopiekować się tobą, co maleńka?
- Spierdalaj - wycedziłam przez zęby w stronę ledwo trzymającego się na nogach alkoholika. Nie bałam się starych pijaczyn. Byli nieszkodliwi. Zaczepki słowne to jedyne, na co było ich stać. Sprawę rozwiązywało zwykłe 'spierdalaj'. 

         Wyrzuciłam peta i skręciłam w oświetlona uliczkę. Mimo potencjalnych niebezpieczeństw, lubiłam chodzić po mieście nocą, szczególnie sama. Czułam się wtedy wolna i mogłam trochę pomyśleć.
- Mary, zaczekaj! - usłyszałam za plecami znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Jareda.
- Ty nie w domu? - spytałam zaskoczona jego widokiem.
- Nie. Chcę cię przeprosić za to, że podejrzewałem cię o romans z moim ojcem. Wybacz, że ci nie wierzyłem.
- Miałeś rację. Pieprzyłam się z nim całą noc. Rżnął mnie tak, że omdlewałam z rozkoszy.
- Przestań się zgrywać. Dobrze wiem, że się do ciebie dobierał, ale się nie dałaś. Nie wiem, jak w ogóle mogłem wątpić w twoją wierność.
- Ja też nie. Dzisiaj odmówiłam seksu atrakcyjnej dziewczynie, plus nie wzięłam udziału w ostrej orgii. Chyba nie można być bardziej wiernym niż ja.
- Moje kochanie. - Ramiona Jareda zacisnęły się w okół mnie i jego twarz dotknęła mojej.
- Uwielbiam, kiedy to robisz.
- Co takiego?
- Kiedy mnie tak mocno przytulasz.
- A ja uwielbiam to robić. 
Uśmiechnęłam się i złączyłam swoje usta z jego miękkimi i ciepłymi wargami. 
- A teraz wracajmy do domu, bo mam ochotę na małe co nieco.
- Zróbmy to tutaj.
- Tutaj?
- Tak. Chyba, że się boisz.
- Ja? Nigdy!
- No więc do dzieła, kowboju. - Zsunęłam bieliznę, a Jay podniósł mnie lekko, oparł o ścianę księgarni i włożył palce między moje rozchylone uda. Poruszał nimi chwilę i kiedy już zrobiłam się wilgotna, zamienił je na członka. 

          Z wielką lekkością mnie "podrzucał" i fundował coraz większą dawkę rozkoszy. Zamknęłam oczy, wbiłam palce w jego ramiona i drżącym głosem błagałam o więcej. Przyspieszał i zwalniał, drocząc się ze mną niczym wytrawny manipulator. Kiedy czułam, że jeden szybszy ruch sprawi, że zacznę szczytować, on zwalniał  i wysuwał ze mnie swojego członka. Chwilę trzymał go poza moją pochwą i dopiero po intensywnych błaganiach wsuwał go z powrotem. 
Jeszcze tylko jedno pchnięcie, jeden ruch i... W tym momencie z ust wyrwał mi się głośny i przeciągły jęk rozkoszy. Moje wnętrze wypełniło się jego nasieniem. Od dłuższego czasu brałam tabletki antykoncepcyjne, więc mogliśmy sobie pozwolić na seks bez prezerwatywy.
        Po chwili odpoczynku bielizna wróciła na swoje miejsce, a my udaliśmy się w stronę domu.
- Chyba śpi - rzucił Jared, gdy tylko weszliśmy na jego podwórko. Miał rację. Światła były pogaszone, a wszystkie okna zamknięte. - I co teraz zrobimy?
- Prześpimy się w aucie.
- Kluczyki leżą na biurku. Biurko jest w moim pokoju. Pokój jest w domu. Dom jest zamknięty. Niby jak chcesz je otworzyć?
- Normalnie. - Przewróciłam oczami i wysunęłam wsuwkę z włosów. Wyprostowałam ją i zaczęłam grzebać w zamku czerwonego Mustanga.
- Zepsujesz.
- Nic nie zepsuję, przestań panikować.
- Ale jak zep...
- Voilà! - przerwałam mu i otworzyłam drzwiczki.
- Jak ty to zrobiłaś? - zapytał wyraźnie zaskoczony.
- Mam swoje sposoby, złotko.
- Musisz mnie tego nauczyć.
- Zobaczy się. - Uśmiechnęłam się i oboje zajęliśmy tył jego auta. Jay przykrył nas kocem i przytulił mnie do siebie.
- A silnik umiesz odpalić bez kluczyka?
- Niestety nie. Moje umiejętności ograniczają się jedynie do otwierania zamków. Nauczyłam się tego na kajdankach.
- Kajdankach?
- Swojego czasu często uciekałam z domu i ojciec stawiał wtedy na nogi cały komisariat. Szukali mnie i kiedy znajdowali, przykuwali kajdankami do kierownicy, żebym nie uciekła. A że mi zależało na ucieczce, nabyłam tę cenną umiejętność.
- Już myślałem, że ojciec cię przykuwał.
- Nie, no coś ty. Kajdanek w domu używał tylko do zabawy, jak jeszcze żyła moja mama. Nie do zabaw erotycznych, ty wstrętny zboczeńcu, tylko do zabawy ze mną w policjantów i złodziei - sprecyzowałam, widząc brudny uśmieszek na twarzy swojego chłopaka.
- To szkoda, że nie umiesz, bo posłuchałbym sobie muzyki.
- Ja ci pośpiewam.
- Dawaj. - Uśmiechnął się, a ja zaczęłam śpiewać piosenkę Sex as a weapon. Dochodziłam właśnie do drugiego refrenu, gdy Jared zaczął ściągać mi spódniczkę.
- Ej, no co ty robisz?
- Używam seksu jako broni. Śpiewaj dalej. 
Spełniłam jego prośbę i kontynuowałam.
- Stop using sex as a weapon You know you're already my obsession
.* 
Moje majtki zmieniły swoją lokację. Zamiast być na moim tyłku, leżały prawie, że pod siedzeniem. Jerry przesunął dłonie po moich udach, a następnie zaczął muskać je ustami. Cały czas śpiewałam, ale głos zaczynał mi drżeć z podniecenia. Nawet nie doszedł do krocza, a ja już byłam nakręcona. 
Jay wysunął język i delikatnie ocierał nim o moją skórę. Zamknęłam oczy, z tego wszystkiego zaczęłam mylić tekst. Nie zwrócił na to uwagi, był teraz zbyt zajęty pieszczeniem mojej waginy. Przyłożyłam palce lewej dłoni do rozchylonych warg, a prawą dotykałam włosów swojego chłopaka. Moje ciało wygięło się w łuk, na usta przecisnął się jęk i silny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie. 
          - O matko - wydukałam, czując się jakby właśnie ktoś wyssał ze mnie całą energię. Jerry tylko się uśmiechnął i zaczął całować moje podbrzusze. - Niewyżyty jesteś - wymruczałam, gdy już byłam w stanie.
- Wiem - oznajmił i zaczął ściągać mi bluzkę. Jej los podzielił czarny stanik. Nagi biust od razu trafił w ręce i usta Jareda.
- Ty chcesz mnie zapieścić na śmierć.
- Ale tylko pomyśl, jak przyjemna będzie to śmierć. - Zaśmiał się i nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Jego ciało przywarło do mojego, a język sprawnie ocierał się o mój. Po omacku znalazłam rozporek jego jeansów, rozpięłam go, zsunęłam z jego bioder razem z bielizną i chwyciłam w dłoń nabrzmiałego już penisa. Chwilę go podotykałam, po czym nakierowałam na swoją pochwę. Jednym ruchem Jay wsunął go do środka, wymuszając tym na mnie ciche westchnięcie...



***


        - I wtedy podszedł do mnie jakiś chłopak. Był naprawdę paskudny - mówiłam, gdy leżeliśmy szczelnie okryci ciepłym kocem. - Wyglądał jak Toadie z Gumisiów, tyle że nie był taki słodki.
- Słodki? Twoim zdaniem ten ogr jest słodki?
- Pewnie, że tak. Taki kochany maluszek. Ogrowe dzieciątko. 
W tym momencie Jared zaczął się głośno śmiać. 
- Z czego się śmiejesz?
- Z ciebie. Dzieciątko? Przecież Toadie to normalny, stary ogr, tyle że kurduplowaty.
- No co ty gadasz?
- Mówię poważnie. On wcale nie jest dzieckiem.
- O cholera, a ja cały czas myślałam, że jest.
- Słodka jesteś, naprawdę.
- Każdy się może pomylić, no.
- No już dobrze, dobrze.
- Tylko wiesz, nie mów Lily. Ona też myśli, że Toadie to dziecko. Prawda może zniszczyć jej dzieciństwo.
- Nic nie powiem, słowo skauta.
- Przecież ty nie byłeś skautem.
- Ale mogłem być.
- A ja mogłam być miss świata.
- Jesteś miss świata - rzucił i cmoknął mnie w czubek nosa. - Mojego świata. Dla mnie jesteś najpiękniejszą istotą, jaka kiedykolwiek chodziła po ziemi.
- Zobaczymy, co będziesz mówił za kilka lat, kiedy będziemy po ślubie, a ja się roztyję po ciąży.
- Wtedy będę wspomniał to, jaka byłaś piękna.
- Świnia! - Uderzyłam go w ramię, czym sprowokowałam go do rozpoczęcia ataku łaskotek. - Dobra, poddaję się, poddaję! - pisnęłam, próbując odsunąć od siebie jego ręce.
- Przeproś za tę świnię.
- Nie przeproszę.
- Więc nie przestanę cię łaskotać.
- Dobra, przepraszam!
- Grzeczna dziewczynka - rzucił i wbił palec w mój lewy bok.
- Aua! - wrzasnęłam. - To boli.
- Przepraszam. Zapomniałem o twoim wrażliwym miejscu. - Jay odsunął koc i złożył delikatny pocałunek na mojej skórze. - Już lepiej?
- Tak - odpowiedziałam, bawiąc się jego włosami. - Chcę, żeby tak już było zawsze. 
Jay oderwał usta od mojego ciała i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.  
- No chcę, żebyśmy do końca życia tak zasypiali. Żebyśmy już zawsze okazywali sobie tyle czułości.
- Tak będzie. Nie ma takiej siły, która mogłaby nas rozdzielić. Będziemy razem zasypiać do końca naszego usranego życia.
- A kiedy będziemy przed pięćdziesiątką, popełnimy samobójstwo.
- Samobójstwo? Przed pięćdziesiątką?
- No chyba nie chcesz być stary, co? A samobójstwo, bo musimy umrzeć razem. Jak Romeo i Julia.
- Czytasz za dużo Shakespeare'a. Zdecydowanie za dużo.




Jared:

        Otworzyłem oczy i zobaczyłem Mary wtuloną w moje ramię. Nadal spała i wyglądała przy tym tak pięknie, że nie miałem serca jej budzić. 

Jej blond włosy opadły na cudownie zarysowane policzki, a wargi były delikatnie rozchylone. Musnąłem je palcem, czując ich delikatność i miękkość. Poczuła to, bo poruszyła nosem, jednak się nie obudziła. Jej oczy nadal były zamknięte, a ja nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była tak niesamowicie piękna i wyglądała tak spokojnie i niewinnie. Gdybym jej nie znał, w życiu nie uwierzyłbym, że przeszła przez takie piekło. Wyglądała na tak szczęśliwą, że miałem wrażenie, jakby nigdy w życiu nie spotkało jej nic złego. Jakby była dziewczyną, która po przebudzeniu wróci do domu, przytuli się do taty, opowie mamie o swoim ukochanym i będzie bawiła się z siostrą. Może to dziwne, ale zdawało mi się, że patrzę na dziewczynę, która przeżyła właśnie swoją pierwszą noc z chłopakiem, lecz mimo to nadal była czysta jak łza. Żałowałem, że nie miałem przy sobie aparatu, by uwiecznić ten moment.
- Dlaczego się tak na mnie patrzysz? - zapytała, gdy tylko otworzyła oczy.
- Podziwiam twoje piękno.
- Gadasz jak jakiś poeta.
- Przy tobie się nim staje. Jesteś moim natchnieniem.
- Przerażasz mnie - rzuciła i zaczęła się głośno śmiać. Uwielbiałem ten dźwięk. Brzmienie jej śmiechu, tak szczere i tak urocze. - Twoja mama już chyba nie śpi, możemy wejść do środka.
- Chyba tak. - Uśmiechnąłem się i złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach.
- Słodki jesteś, ale ja się zaraz zesikam, więc lepiej się zbierajmy. 
Niechętnie podniosłem się z pozycji leżącej, odkrywając, że boli mnie niemal każdy fragment ciała. Tylne siedzenie nie było jakoś wybitnie wygodnym miejscem do spania. 
- Widziałeś moje majtki?
- Nie - odpowiedziałem, chwytając zwisające z przedniego siedzenia jeansy.
- Cholerka, nie mogę ich znaleźć.
- No trudno, obejdziesz się bez nich.
- To moje ulubione.
- Później je znajdę. Teraz szybko nakładaj ciuchy, bo nie chcę, żebyś mi się zlała w samochodzie.
- No tak, zapomniałam, że chce mi się sikać. - Szybko nałożyła ubranie i wyszliśmy z mojego auta. 

         Tak jak podejrzewała Mary, mama już nie spała. Była w trakcie przygotowywania śniadania.  King od razu pobiegła do toalety, a ja wszedłem do kuchni.
- Będzie mi potrzebny twój samochód - oznajmiła rodzicielka, gdy tylko mnie zauważyła. - W moim poszła chłodnica.
- Jasne - odpowiedziałem, biorąc do ręki suchą bułkę.
- I jak rozmowa z tatą?
- Utwierdziła mnie w przekonaniu, że to totalny dupek. Co ty w nim w ogóle widziałaś?
- Mogłabym cię zapytać o to samo.
- No ja w nim... - tu przerwałem. - Rozumiem, że chodzi ci o Mary. Nie mam ochoty wałkować tego od początku.
- Więc przestań mi zadawać takiego pytania.
- Obgadujecie mnie? - rzuciła Mary, stając na progu kuchni.
- Omawiamy niewłaściwe wybory - odpowiedziała jej mama.
- Czyli mnie obgadujecie. - Blondynka się odwróciła i ruszyła w stronę salonu.
- Mary - zwróciłem się do niej, jednak nie zareagowała. - Dzięki ci bardzo, mamo.
- Nie ma za co. 
Przewróciłem oczami i poszedłem za swoją dziewczyną.
- Ona mnie nienawidzi - rzuciła, gdy tylko zamknęliśmy się w pokoju.
- Jest po prostu o ciebie zazdrosna.
- Nie. Nienawidzi mnie. Nie chcę tutaj mieszkać.
- Za jakiś czas kupimy swoje mieszkanie.
- Za jakiś czas? Za ile? Za rok, za dwa?
- Mary...
- Co Mary? Chciałbyś mieszkać z kimś, kto traktuje cię jak śmiecia?!
- To wolisz mieszkać z ojcem i dostawać codziennie wpierdol?! 
Nie odpowiedziała. 
- Jest ci tu gorzej niż z nim?
- Może i nie dostaję, ale i tak czuję się tak samo nienawidzona.
- Ale tego, że jesteś kochana to już nie widzisz, tak? Z tobą to takie gadanie. - Odwróciłem się i wyszedłem. Czasami nie miałem już do niej siły.
        - Jared, pomóż mi zapakować te ramki do samochodu - powiedziała mama, wskazując na stojące przy drzwiach pudełka.
- Nie mogą przywozić ci tego do zakładu?
- Jak widać, nie mogą. 
Pokręciłem głową i pomogłem mamie zanieść to wszystko do auta. W pewnym momencie usłyszałem wymowne kaszlnięcie.
- Co?
- Spójrz pod siedzenie. 
Spojrzałem i zobaczyłem majtki swojej dziewczyny. 
- Czy wy nie potraficie się pohamować?
- Czy ja komentuję twoje życie seksualne?
- Jared, nie bądź bezczelny.
- A ty marudna. Co ci przeszkadza to, że kocham się ze swoją dziewczyną?
- Jesteś jeszcze za smarkaty na to, żeby seks nazywać miłością.
- Nie moja wina, że mam bardziej udane życie seksualne niż ty. 
To ją zabolało. Wyrwała mi z rąk kluczyki, trzasnęła drzwiczkami i odjechała. Może i trochę przesadziłem, ale sama mnie sprowokowała. 
        Kopnąłem leżący przede mną kamień i wszedłem z powrotem do domu.
- Znalazłem twoje majtki - rzuciłem do swojej dziewczyny, która właśnie nakładała makijaż.
- Słyszałam. Nieźle jej dojebałeś.
- Sprowokowała mnie.
- Może naprawdę będzie lepiej, jak wrócę do domu.
- Nie mów tak. Nawet gdybyś chciała, nie pozwoliłbym ci wrócić do tego łajdaka. Nigdy - powiedziałem i mocno ją do siebie przytuliłem.       



*Przestań używać seksu jako broni, wiesz, że już jesteś moją obsesją.
.....................................................
Tytuł rozdziału: Przestań używać seksu jako broni.

Utwory wykorzystane w rozdziale:
* Pat Benatar - Sex As A Weapon


Data pierwotnej publikacji: 9.07.2011  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz