Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

sobota, 24 listopada 2012

47. She said: will you rape me now?

        - Co to za laska? - zapytałam Lisę, widząc, że wszyscy przypatrują się stojącej przy sklepie brunetce.
- To Wendy Wax, mistrzyni stanu w boksie - odpowiedział za moją przyjaciółkę Josh.
- Mistrzyni w boksie powiadasz. Jestem pewna, że dałabym jej radę.
- Co proszę?
- Założymy się? - zaproponowałam.
- O co?
- O dwadzieścia dolców.
- Stoi. 
Ja i Josh podaliśmy sobie dłonie.
- Jared, przetnij.
- Chcesz się z nią bić? Zwariowałaś?! - Jerry zdecydowanie nie był zadowolony z mojego pomysłu.
- A czemu nie? To, że ma jakiś tytuł, nie robi z niej wielkiej.
- Ale co ona ci przeszkadza? Co chcesz udowodnić?
- Nic, chcę się zabawić. Przecinasz?
- Nie - odpowiedział i zaczął kierować się w stronę swojego samochodu.
- Sztywniak z niego - rzucił Jo.
- Ale za to jest świetny w łóżku. Lisa, przetniesz?
- No nie wiem. Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł.
- Najwyżej dostanę wpierdol. 
          Zaraz po tym jak Lisa przypieczętowała nasz zakład, szeroko się uśmiechnęłam. 
- Wykładaj już kasę, złociutki.
- Jeszcze nie wygrałaś.
- Ale wygram. - Puściłam mu oczko i przeszłam na drugą stronę ulicy. Poprawiłam bluzę i przechodząc obok Wendy, szturchnęłam ją ramieniem.
- Uważaj, jak chodzisz - warknęła w moją stronę.
- Pierdol się.
- Coś ty powiedziała, ty durna blondyno?
- To, co słyszałaś, szmato. 
W tym momencie poczułam silne szarpnięcie. Brunetka chwyciła moje włosy i mocno pociągnęła. Nie pozostałam jej dłużna i uderzyłam ją otwartą dłonią w twarz.
- Ty dziwko! - krzyknęła, złożyła dłoń w pięść i zaczęła mnie okładać. Wraz z pierwszym ciosem poczułam... sama nie wiem, co to było. 
Miałam wrażenie, jakby wróciła do mnie cząstka mnie samej, która gdzieś zaginęła. Poczułam ulgę i zaczęłam się śmiać. - No i z czego się cieszysz, ty głupia kurwo?! - wrzasnęła i znów poczułam szarpnięcie. Moja twarz zatrzymała się na metalowym słupie. Wtedy tez pojawił się Josh i odciągnął ode mnie rozwścieczoną bokserkę. 
Zakręciło mi się w głowie, wyczułam na swojej skórze spływającą krew i na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Żyjesz? - zapytała Lisa.
- Jak cholera - odpowiedziałam i znów się roześmiałam.
- Trzeba ją zabrać do szpitala - zwróciła się do Josha Lis. Najwyraźniej udało mu się udobruchać pannę Wax. A szkoda, bo jeszcze chętnie powymieniałabym z nią ciosy.
- Wisisz mi dwadzieścia dolców.
- Zamknij się, kretynie! Nie widzisz, że ona ma rozciętą głowę?! - W głosie przyjaciółki słyszałam przerażenie, ale nadal nie opuszczała mnie ta dziwna wesołość. A nawet nie byłam naćpana...
        Po kilku minutach znaleźliśmy się w szpitalu. Jak to zwykle bywało, trafiłam na doktora Stone'a.
- Widzę, że wróciła do mnie moja ulubiona pacjentka. Co tym razem, zupa była za słona?
- Już dawno nie mieszkam z ojcem. Dostałam na ulicy - odpowiedziałam nieco się krzywiąc, gdy mężczyzna przyłożył do mojej brwi nasączony jodyną wacik.
- Oj Mary, Mary, trzeba będzie szyć. Ty masz naprawdę szczęście, dziewczyno, że po tylu pobiciach twoja twarz nadal wygląda normalnie.
- Jestem w czepku urodzona - zaśmiałam się i położyłam na łóżku zabiegowym.
- To gdzie teraz mieszkasz? - spytał Stone, wbijając igłę.
- U swojego chłopaka.
- Jareda?
- Tak.
- Cieszę się, że nadal jesteście razem.
- Ja też - odpowiedziałam i zamknęłam oczy.
- Nie ruszaj teraz głową.  
        Zabieg nie trwał zbyt długo i po jego zakończeniu dostałam opakowanie tabletek przeciwbólowych gratis. W końcu stałym klientom się należało. 
Podziękowałam za jak zawsze znakomitą obsługę i wyszłam na korytarz. Zamiast Lisy i Josha zobaczyłam tam Jareda. Wściekłego Jareda.
- Ty naprawdę jesteś nienormalna. Pokaż się. - Chciał być na mnie zły, ale gdy tylko zobaczył świeżo założony opatrunek, w jego głosie pojawiła się troska. - Boli?
- Trochę boli - odpowiedziałam i oboje wyszliśmy ze szpitala. - Masz rację, co do tego, że jestem nienormalna - dodałam, gdy siedzieliśmy już w samochodzie. Jerry włożył kluczyk do stacyjki i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. - Kiedy mnie waliła, poczułam się jakbym odżyła. Ja muszę dostawać wpierdol. Dostawałam przez tyle lat, że stało się to dla mnie czymś naturalnym, kiedy tego zabrakło, czułam pustkę. Pustkę, która się wypełniła, gdy ta cała Wendy rozwaliła mi łeb. Ja nie potrafię żyć bez bicia. Ja muszę być bita, rozumiesz? Tylko wtedy jestem sobą, tylko i wyłącznie wtedy.
- Naprawdę musiała ci porządnie dowalić, skoro gadasz takie głupoty. Czy ty się w ogóle słyszysz, dziewczyno? Widziałem cię po tym, jak dostawałaś od ojca i wcale nie wyglądałaś wtedy na szczęśliwą. Jedynym, czego potrzebujesz,  jest porządny psychiatra.
- Ale miły jesteś - burknęłam i skrzyżowałam ręce na piersi.
- A czego się spodziewałaś? Że zaproponuję ci, że co drugi dzień będę cię lał? Że będziemy urządzać sobie noce bicia? Może jeszcze mam cię gwałcić, co?! Tego chcesz?! Mam cię traktować jak śmiecia?!
- Przestań - przerwałam mu, czując napływające do oczu łzy.
- To ty przestań pierdolić takie głupoty. Nigdy w życiu nie podniosę na ciebie ręki, tego możesz być pewna.
- Pocałuj mnie. 
Jerry bez słowa zbliżył swoją twarz do mojej i nasze usta złączyły się w czułym pocałunku. Chyba tego potrzebowałam bardziej niż ciosów. Zresztą, ja już sama nie wiedziałam, czego potrzebowałam, po prostu nie wiedziałam. Chyba nie potrafiłam sama kierować swoim życiem. Potrzebowałam kogoś, kto zrobiłby to za mnie i Jared był idealnym kandydatem. Wiedziałam, że przy nim nie groziło mi stoczenie się na samo dno. Choć kto wie, przecież bywało różnie. Sześć lat wcześniej narkotyki, seks i przemoc to była dla mnie czarna magia, później codzienność. Niczego nie można być w życiu pewnym, ale czasami warto jest zaryzykować. Ja właśnie to robiłam. Oddawałam swój los w ręce człowieka, którego kochałam i liczyłam na to, że dobrze nim pokieruje. Liczyłam, że doprowadzi mnie do punktu, w którym będę mogła powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Chciałam wtedy mieszkać w pięknym domku w Kalifornii z dziećmi, psem i oczywiście Jaredem. W głębi duszy wiedziałam, że w końcu do tego dojdziemy. Wiedziałam, że przyjdzie ten dzień, nie wiedziałam tylko kiedy.
         - Ten wyjazd do Seattle nadal aktualny? - głos Jareda wyrwał mnie z zamyślenia.
- Nie wiem, nie chcę, żeby Lily oglądała mnie w takim stanie. Co jej powiem? Że ma siostrę kretynkę? No bo kto mądry prowokuje bokserkę? Znowu mam jej wmówić, że spadłam ze schodów?
- Powiesz, że... a zresztą, nie będziesz musiała nic mówić. Mała będzie tak ucieszona twoją obecnością, że nawet nie zwróci na to uwagi.
- Co ty, Lily nie znasz? Ona widzi wszystko i o wszystko wypytuje - odpowiedziałam, sięgając po papierosa.
- Wymyślisz coś. Wiesz, jak bardzo jej na tym zależy. To jej pierwszy publiczny występ, chce żebyś na nim była. 
Moja siostra dostała swoją pierwszą rolę w szkolnym przedstawieniu. Będzie mówiła wierszyk i śpiewała piosenkę. Jared miał rację, nie mogłam jej zawieść.
- Aktualny. - Wypuściłam dym i lekko się uśmiechnęłam.



***


Trzy dni później:

        - Chyba nie jest, aż tak źle. Jak myślisz? - zapytałam, odwracając się w stronę swojego chłopaka.
- Te szwy są ledwo widoczne. Lil nic nie zauważy. 
Całe szczęście, że zeszła mi opuchlizna. Siniaka przykryłam makijażem, więc istniała szansa, że mała faktycznie nic nie zauważy.
- Podaj kasę - zwróciłam się jeszcze raz do Jerry'ego.
- A na co ci kasa?
- Jak to na co? Teraz po Seattle krąży najlepsza kokaina na rynku. Mam namiar na sprawdzonego dilera. Zaszalejemy.
- Pewnie jest droga.
- Nie martw się, skarbeczku, twoja ślicznotka dostała premię. Możemy sobie na to pozwolić. - Uśmiechnęłam się i przyssałam do jego dolnej wargi. - Ty mi dajesz dach nad głową, a ja ci daję porządny towar, no i oczywiście nieziemski seks. Żyjemy w idealnej symbiozie.
- Zajebiście idealnej. - Jay przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie i wsunął język między moje rozchylone wargi. - Gdybyśmy mieli trochę więcej czasu, co ja bym wtedy z tobą zrobił - dodał seksowny tonem.
- Jak będziesz grzeczny, to zrobię ci dobrze w samochodzie.
- W takim razie ruszajmy.
Zaśmiałam się, a Jared zabrał z biurka kluczyki i opuściliśmy jego pokój. 
- Mamo, my jedziemy do Seattle. Będziemy wieczorem.
- Tylko nie zapomnij zatankować. Jutro pracuję w terenie i muszę mieć pełny bak.
- To daj mi kasę na benzynę. 
Pani Leto wyciągnęła portfel z torebki, obrzucając mnie przy tym nieufnym spojrzeniem. Czyżby bała się, że w nocy się do niej zakradnę i zabiorę jej pieniądze? To bardzo możliwe, w końcu dla niej byłam największym złem tego świata, zdolnym do wszystkiego.
- Tylko nie zapomnij.
- Nie zapomnę. - Jared wziął od matki banknot, cmoknął ją w policzek i w końcu wyszliśmy na zewnątrz. 

          Dochodziła pierwsza, przedstawienie zaczynało się o czwartej, więc miałam nadzieję, że nie będzie żadnych korków. W końcu obiecałam siostrze, że się nie spóźnię i jeśli się uda, będę nawet przed czasem. Teraz to już tylko siła wyższa. 
         Auto ruszyło, w radiu właśnie rozbrzmiało Don't stop believing, a ja przypomniałam sobie o swojej obietnicy. Rozpięłam pasy i przyjęłam najwygodniejszą pozycję.
 - Już myślałem, że będę musiał się prosić. 
Uśmiechnęłam się i rozpięłam spodnie swojego chłopaka. Zanurzyłam dłoń w jego bieliźnie i wyjęłam z niej członka. Już po dwóch ruchach mojej dłoni, stał jak na baczność. Odgarnęłam włosy z twarzy i przystąpiłam do działania. 
W Jaredzie lubiłam to, że nigdy nie wpychał mi go na siłę do gardła, jak robili to co poniektórzy. Kiedyś obsługiwałam znajomego w jego aucie, na siłę dociskał moją głowę do swojego krocza. Skończyło się na tym, że zarzygałam mu samochód i potem unikałam już seksu oralnego w pojazdach. 
         Usłyszałam seksowny pomruk Jaya, więc uintensywniłam swoje pieszczoty. Jęk rozkoszy szatyna zmieszał się z głosem wokalisty Journey.
        Uśmiech na twarzy Jareda mówił mi, że jak zwykle się spisałam, co bardzo mnie cieszyło. W końcu każdej dziewczynie zależy na tym, by jej chłopak był zaspokojony i nie musiał szukać dodatkowych bodźców. 



***


        Pod budynek szkoły podstawowej zajechaliśmy piętnaście minut przed trzecią. Lily telefonicznie dokładnie wytłumaczyła mi, jak dostać się do auli. Złapałam Jareda za dłoń i weszliśmy na betonowe schody. 
Budynek wyglądał całkiem przyzwoicie, jego wnętrze również. Jak na szkolę, wręcz znakomicie. Żywe kolory, jasne panele, ozdobne drzwi, ale nie było co się dziwić, w końcu to prywatna szkoła. Babcia nie żałowała pieniędzy na Lily i jej edukację, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Chciałam, by ta mała ślicznotka w odróżnieniu ode mnie skończyła szkołę, poszła na studia, dostała dobrą pracę i żyła jak królowa. Moją szansą na tak zwany high life był jedynie bogaty mąż. Tak więc liczyłam na to, że Jared zostanie gwiazdą rocka i będę mogła żyć na jego utrzymaniu. Innej opcji nie widziałam. No, zawsze mogłam zostać ekskluzywną prostytutką. Ponoć takie zarabiają całkiem duże pieniądze. Choć nie, zdecydowanie bardziej wolałam pierwszą wersję.
        - Mary! - do moich uszu doszedł donośny głos siostry i ta już po chwili wisiała na mojej szyi. - Dobrze, że już jesteście, babcia zajęła wam miejsca w pierwszym rzędzie. Będziecie mnie dobrze widzieć.
- Denerwujesz się? - zapytał Jared, gdy ruszyliśmy w stronę auli.
- Trochę.
- Wiesz, co ja robię, gdy denerwuję się podczas występu? Wyobrażam sobie, że jestem tam sam, że nikt mnie nie słucha i przestaję się bać. Albo po prostu wybieram jedną osobę z publiczności i skupiam się tylko na niej. Najczęściej tą osobą jest twoja siostra.
- To ja też tak zrobię. Będę patrzyła tylko na Mary.
- Wyobraź sobie, że jesteśmy w twoim pokoju i tych innych ludzi tu nie ma. 
Szeroko się uśmiechnęła i złapała mocniej moją dłoń.
- A teraz buziaczek na szczęście. - Cmoknęłam Lil w policzek i zaraz po tym mała zniknęła za kulisami.
- No, nareszcie jesteś, Marie. Nie wiesz, czemu tata nie mógł przyjechać? - odezwała się na mój widok babcia.
- Nie wiem, nie mieszkam z nim.
- Jak to nie mieszkasz?
- Przeprowadziłam się do Jareda - odpowiedziałam, zajmując jedno z dwóch wolnych miejsc.
- Ale mam nadzieję, że wiecie, że seks przed ślubem to grzech.
- Wiemy, babciu, wiemy - wydukałam, ledwo co powstrzymując śmiech i zaraz po tym rozpoczęło się przedstawienie.
 



***



        - I jak mi poszło?
- Świetnie, karaluszku - odpowiedziałam, przytulając do siebie małą.
- Nie pomyliłam ani jednego słowa! - dodała z szerokim uśmiechem.
- Wiem, słyszałam i jestem z ciebie bardzo, ale to bardzo dumna. - Cmoknęłam ją w czoło i poprawiłam nieco przekrzywioną spinkę.
- Mary, co ci się stało w głowę?
Tak jak się tego spodziewałam, zauważyła szwy.
- A nic takiego.
- Nie kłam mnie.
- No dobra, powiem ci. Parę dni temu do baru przyjechali piraci.
- Piraci? Tacy prawdziwi?
- Najprawdziwsi na świecie. Zamówili rum. Bardzo dużo rumu. Potem jeden uderzył drugiego i wszyscy zaczęli się bić. Zanim się zorientowałam, dostałam hakiem.
- Hakiem?
- No. Takim jak w Piotrusiu Panie.
- Wow. 
Musiałam sprzedać jej jakąś bajeczkę. Musiałam. 
Uśmiechnęłam się i w tym momencie podeszła do nas jakaś kobieta. Jak się okazało, wychowawczyni Lily.
- Pani Lewis? - zwróciła się do mojej babci.
- Tak, to ja. Coś się stało?
- Prawdę mówiąc, to tak. Trochę niezręcznie mi to mówić, więc wolałabym porozmawiać na osobności.
- Niech się pani nie krępuje, to jest Marie, siostra Lilianne.
- Mary - poprawiłam babcię.
- Mary, Marie, jedno i to samo. Tak więc niech pani mówi.
- Chodzi o to, że tuż przed wejściem na scenę pani wnuczka zachowała się dosyć nieodpowiednio.
- Co takiego zrobiła?
- Plan był taki, że dzieci wchodzą na scenę parami, trzymając się za ręce. Gdy partner Lily chwycił jej dłoń, odepchnęła go i powiedziała - tu kobieta ściszyła głos - weź się ode mnie, bo ci jebnę. 
Na mojej twarzy mimowolnie zagościł uśmiech.
- Moja krew - wyszeptałam do siostry i poklepałam ją delikatnie po głowie.
- Czy panią to śmieszy? - tym razem brunetka zwróciła się do mnie.
- Nie.
- Więc nie wiem dlaczego pani się uśmiecha. Lilianne ma dopiero siedem lat, a już używa takich słów.
- Lily. Ona ma na imię Lily. Najwidoczniej nie chciała, by ten chłopiec ją dotykał.
- Nie lubię go - wtrąciła się moja siostra.
- Co nie znaczy, że możesz tak do niego mówić. Nie tego cię uczyłam - rzuciła poirytowana babcia.
- Ale ja ją tego uczyłam. Jeśli kogoś nie lubi, nie musi być dla niego miła. Tym bardziej, jeśli się jej narzuca.
- Dzieci powinno się uczyć tolerancji i szacunku dla innych - odezwała się nauczycielka.
- No tak, bo dzieci są głupie i nie widzą, jak jest naprawdę.
- Marie!
- Już dobra, nic nie mówię - burknęłam i przykucnęłam na przeciwko siostry. - Ja już muszę wracać, ale pamiętaj, jak ktoś będzie cię do czegoś zmuszał, szczególnie do czegoś, czego nie chcesz robić, nie przebieraj w słowach. A jak trzeba, to kopnij wiesz gdzie.
- W jaja - odpowiedziała z uśmiechem.
- Jésus! - Heather niemal zemdlała, a nauczycielka otworzyła szeroko oczy.
- Moja dziewczynka. - Wycałowałam ją, po czym wsiadłam do samochodu, gdzie czekał już na mnie Jared. - Wiesz jak tam dojechać?
- Pewnie.
Auto ruszyło, a ja zaczęłam liczyć pieniądze. Po piętnastu minutach mieliśmy już towar i wracaliśmy do domu. 





Jared:

         - Co ty robisz? - zapytałem, widząc, jak Mary wysypuje trochę koki na moją deskę rozdzielczą.
- Jak to co? Sprawdzam towar. Też chcesz?
- Prowadzę. - Nie miałem zwyczaju jeździć na podwójnym gazie, bo wiedziałem, czym może się to skończyć. 

Byłem ciekaw tego ponoć najlepszego towaru na rynku, ale z degustacją wolałem poczekać, aż wrócimy do domu. 
         Mary pochyliła się i wciągnęła usypaną przed chwilą ścieżkę. Jeszcze raz pociągnęła nosem i oparła się o siedzenie.
- I jak? - zapytałem, odrywając wzrok od drogi.
- Na razie jeszcze nic nie czuję - odpowiedziała, przechylając głowę w prawo. Z powrotem przeniosłem wzrok na drogę i zacisnąłem palce na kierownicy. - Strasznie gorąco w tym samochodzie - odezwała się po chwili milczenia. - Otwórz dach.
- Nie mogę, bo pada. Nie chcę, żeby mi wszystko pomokło.
- Ja pierdolę. Nie no muszę zdjąć spodnie, bo te jeansy strasznie grzeją. - Jak powiedziała, tak zrobiła. Już po chwili siedziała bez spodni.
- Lepiej? - spytałem, śmiejąc się.
- Trochę. Nie no, muszę zdjąć majtki, bo mi się cipka spoci. 
Znów się zaśmiałem, a ona pozbyła się swoich figów i usiadła w dosyć szerokim rozkroku.
- Wietrzenie?
- Wiesz, jak jest teraz fajnie?
- Ten towar to chyba faktycznie niezły szajs. - Mówiłem to oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
- Obniż lusterko.
- Po co?
- No obniż. 
Oderwałem jedną rękę od kierownicy i zacząłem regulować lusterko. 
- Okey, tak jest dobrze. Ty, ale ładną mam tą cipkę, nie?
- Słucham? - zapytałem rozbawiony jej pytaniem.
- Śliczna jest. Gdybym tylko mogła, to bym ją sobie wylizała - mówiąc to,  przesunęła palec wskazujący po swojej waginie. - Tobie też się podoba? Pewnie, że ci się podoba. Gdyby ci się nie podobała, to byś jej tak często nie pieścił. No właśnie, Jerry, mógłbyś mi teraz zrobić taką malutką minetkę.
- Chętnie, ale jak sama widzisz, prowadzę.
- To się zamienimy. Ja będę prowadzić, a ty będziesz robił mi dobrze. Ja ci zrobiłam.
- Po pierwsze, jesteśmy na autostradzie, a ja znam twoje upodobania do szybkiej jazdy, więc zaraz doszłoby do jakieś stłuczki. A po drugie, jesteś naćpana i z tego co widzę i słyszę, to bardzo.
- Czyli mi odmawiasz?
- Ale robię to z wielkim bólem serca.
- Nie to nie. Sama sobie zrobię dobrze. Palcami - oznajmiła i zaczęła się dotykać.
- Mary.
- No co, Mary? Mam ochotę, to się masturbuję. Mam do tego pełne prawo.
- Okey. - Pokręciłem głową i starałem skupić się na drodze, jednak nie było to łatwe. Co chwila mimowolnie patrzyłem na nią kątem oka. Właśnie zaczęła pojękiwać. Mięśnie jej nóg nieco się napięły, a głowa co chwila zmieniała ułożenie.
- Ja pierdolę - wydukała, po czym podkuliła kolana i zaczęła bardzo szybko się w sobie poruszać. Ta kokaina miała bardzo silne działanie pobudzające. - Jerry, jak mi, kurwa, dobrze! - niemal krzyczała, wpychając w siebie palce. 

Wpychanie było zdecydowanie dobrym słowem. Jej ruchy były bardzo szybkie i bardzo intensywne. 
Oderwała plecy od oparcia i zaczęła głośno jęczeć. Spojrzałem na dół i zobaczyłem, że jej wagina się świeci, a na fotelu jest mokra plama. Te kobiece orgazmy... 
Już miałem coś powiedzieć, gdy poczułem coś w ustach. To Mary wsadziła tam palce, które przed chwilą wyciągnęła ze swojej pochwy.
- Teraz będzie prawie tak jakbyś mnie lizał. 
Musnąłem językiem jej opuszki, na co głośno zachichotała. Wyjęła palce z mojej jamy ustnej i zaczęła muskać nimi moje wargi. Trochę osłabiło to moją koncentrację, ale i tak akurat stanęliśmy w korku. Nic nie mówiąc, Mary się do mnie uśmiechnęła, po czym zabrała swoje palce. Teraz znalazły się w jej ustach.
- Jesteśmy obrzydliwi.
- Chyba ty jesteś.
- Lubię twoją ślinę, w ogóle lubię ciebie całego. Lubię jak ssiesz moje sutki i mnie dotykasz. Robisz to tak, że aż przechodzą mnie ciarki. Inni mnie tak nie dotykali. Kazali mi się rozbierać i od razu wpychali mi swoje kutasy. W ogóle nie myśleli o mojej przyjemności. Tylko Courtney o niej myślała. Ona też mi ssała sutki i pieściła mnie tak jak ty. Jak wyzdrowieje, to zaprosimy ją na trójkąt. Mówię ci, to będzie najlepszy trójkąt w twoim życiu. Ona potrafi też obchodzić się z facetami, choć ich nie lubi. Mówi, że nienawidzi, kiedy rżną ją jak szmatę. A ja tam to lubię. Lubię takie ostro bzykanie, kiedy to ból miesza się z rozkoszą, kiedy masz wrażenie, że facet zarucha cię na śmierć. 
Jej gadka zaczynała mnie nieco przerażać. 
- To nieopisane uczucie. Jaredku?
- Słucham?
- Zgwałcisz mnie?
- Co?! - Z tego całego szoku ostro wyhamowałem.
- Pytam, czy mnie teraz zgwałcisz.
- Popierdoliło cię?! - Zdecydowanie przestało być zabawnie.
- Nie mów tak do mnie.
- Mało ci było z Lopezem?!
- Z Lopezem? O czym ty mówisz? Wbiłam mu nożyczki i ojciec zabrał go do szpitala. Przecież ci mówiłam. Zresztą to było rok temu i koniec końców, nic mnie nie zrobił. - Mówiła tak, jakby w ogóle nie pamiętała tego kwietniowego zdarzenia. 

Czy to możliwe, że tak po prostu o tym zapomniała? A może to wina tej koki? Nie wiedziałem, ale tak czy inaczej, wolałem jej tego nie przypominać.
- Ubierz się. 
Nie odpowiedziała tylko sięgnęła po swoją bieliznę i jeansy.
- Dziwnie się czuję.
- Jak dziwnie?
- Tak śmiesznie. Czuję się lekka jak piórko, ale jednocześnie taka ciężka. To dziwne, ale miłe. Kochasz mnie? Powiedź, że mnie kochasz. Chcę to usłyszeć.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. Tak najbardziej na świecie. Jak tylko będziesz chciał, urodzę ci dzidziusia. A nawet dwa. Urodzę tak dużo, ile tylko zapragniesz. Nieważne, że będzie bolało. Wytrzymam. Wytrzymam to dla ciebie. Dla ciebie zniosę każdy ból. Zniosę wszystko, byś tylko mnie kochał i nigdy nie zostawił. Gdybyś ode mnie odszedł, to bym umarła. Odeszła moja mamusia, potem Courtney, Lily mieszka z babcią. Mam tylko ciebie. Tylko ciebie. Ciebie jednego. Tylko jednego. - Po jej policzku spłynęły łzy, po czym skuliła się i położyła głowę na moim prawym udzie. Pogłaskałem ją po włosach i pospieszony trąbieniem innych kierowców, ruszyłem z miejsca.
- Nie zostawię cię - rzuciłem, ale Mary już spała. 

Nie ma co, ten towar miał moc.


..........................................................
Tytuł rozdziału: Powiedziała: zgwałcisz mnie teraz?

Utwory wykorzystane w rozdziale:
*Journey - Don't stop believing
 



Data pierwotnej publikacji: 18.07.2011 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz