Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

sobota, 24 listopada 2012

48. You've been through a lot of pain in the dirt and I know you've got the scars to prove it

        - Zajebiście, co nie? - rzuciłam do Jareda, gdy i on wciągnął swoją działkę kokainy. Nie odpowiedział tylko szeroko się uśmiechnął i spojrzał na mnie jakby nieobecnym wzrokiem.
- Zatańcz dla mnie - wymruczał, głaszcząc moje uda.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - Zeszłam z niego i jego łóżka, podeszłam do wieży, włączyłam radio i zaczęłam poruszać się w rytm piosenki Stonesów. -I can't get no satisfaction, I can't get no satisfaction. Cause I try and I try, and I try, and I try - zaśpiewałam i znów usiadłam okrakiem na swoim chłopaku. Oboje byliśmy nadzy i totalnie nagrzani. 

Śpiewałam i jednocześnie seksownie się poruszałam. Po jego minie widziałam, że bardzo mu się to podobało, więc nie przerywałam. Dopiero gdy piosenka się skończyła, przyssałam się do szyi Jareda. Zaśmiał się i zaczął gładzić moje włosy. 
- Zrobię ci milion malinek. Zrobię ci je na całym ciele.
- Nie mam nic przeciwko.
- Będziesz wyglądał jak pisanka. Jak moje własne, pieprzone jajko wielkanocne. - Wybuchnęłam głośnym śmiechem i przesunęłam język po jego brodzie. Jak zawsze był idealnie ogolony. Nienawidziłam zarostu, nawet najmniejszego.
- Bawisz się w psa?
- W bardzo niegrzeczną sukę - odpowiedziałam, przenosząc wargi na jego usta. - Mogę lizać, ale mogę też gryźć. - W tym momencie zacisnęłam zęby na dolnej wardze Jaya i pociągnęłam ją.
- Chcesz się bawić na ostro? W takim razie mówisz i masz - rzucił i wykonał ruch, po którym leżałam twarzą do materaca. Przybliżył twarz do mojej głowy i zacisnął zęby na moim uchu. Zaśmiałam się i poczułam, jak jego dłonie wsuwają się w przestrzeń pomiędzy mną a materacem. Kończyny Jaya uniosły mój tułów, po czym palce zacisnęły się na nabrzmiałych sutkach. Przygryzłam dolną wargę i wtedy Leto wykonał pierwsze pchnięcie. Silne i zdecydowane. 

Zamknęłam oczy. Z drugim ruchem zacisnęłam palce na poręczy łóżka. Trzecie i czwarte pchnięcia przyprawiły mnie o zawrót głowy. Nabrzmiały penis wciskał się w moją pochwę z ogromną siłą, ale było to bardzo przyjemne. Czułam ból, ale jak zwykle rozkosz okazała się od niego silniejsza. 
Prawa dłoń Jaya uwolniła moją pierś, przenosząc się na łechtaczkę. Jęknęłam. Było mi tak dobrze, że miałam wrażenie, że zaraz odlecę. Jared przyspieszył. Moje palce zbielały od zbyt mocnego ściskania poręczy, a zęby zacisnęły się na białej poduszce. 
And I try, and I try, and I try - wyśpiewał bardzo drżącym głosem, a ja krzyknęłam. Mimo iż mięśnie mojej pochwy się zacisnęły, Jerry nadal starał się w niej poruszać. Siłą rzeczy jego ruchy były wolniejsze, a po dwóch, góra trzech sekundach, wypuścił nasienie. Wbił się we mnie raz jeszcze, po czym wyszedł. Wyczerpana opadłam na materac, a Jared na mnie.
- Ośliniłaś mi poduszkę - odezwał się szatyn, gdy zebrał siły i sturlał się z moich pleców.
- A ty mi ucho, więc jesteśmy kwita.
        Po kilkudziesięciu minutach byliśmy już trzeźwi jak niemowlęta. Jared leżał po mojej lewej, a jego palec wskazujący wędrował po moich plecach. Nie lubiłam, kiedy je oglądał, głównie przez to, jak wyglądały.
- Zamierzam je zakryć. Cały czas obmyślam wzory.
- Chcesz mieć wytatuowane cały plecy? - zapytał zaskoczony.
- Wolę tatuaże niż te wstrętne blizny. Nienawidzę ich. Są okropne. No i źle mi się kojarzą.  

Nic nie powiedział, tylko dotknął zagojonej dawno rany pod lewą łopatką. 
- Butelka. 
Zjechał niżej i dotknął kolejnej szramy. 
- Pasek. 
Przeskoczył na następną. 
- Drewniany kij, który miał więcej drzazg niż ty włosów na głowie. 
Palec Jareda zawędrował na prawą łopatkę, gdzie planowałam umieścić wizerunek swojej mamy. 
- Cygaro. To niżej to wszystko pasek, to znaczy klamra od paska, a ta największa to od pręta. Razem dwadzieścia jeden. Przydałaby się jeszcze jedna, żeby było parzyście.
- Zostanie tyle, ile jest. Nie będzie już ani jednej.
- Kto wie - rzuciłam i zmieniłam pozycję. - Mam jeszcze kilka na bokach. Pasek nie zawsze zatrzymywał się na plecach.
- Może od tego tak bardzo boli cię ten lewy bok.
- Nie, to nie od tego. To miejsce boli mnie od zawsze. Mama była bardzo przewrażliwiona w kwestii zdrowia, więc wspomniała kiedyś o tym lekarzowi. Ten powiedział, że nie widzi w tym żadnej medycznej przyczyny i że niektórzy ludzie po prostu mają takie wrażliwe miejsca na ciele - mówiłam, a Jerry przyglądał się mojej bliźnie na prawym boku.
- Jak ty to wytrzymałaś? Ja bym nie dał rady.
- Tak tylko mówisz.
- Nie. Ja naprawdę jestem mało wytrzymały na ból. Takie coś to by mnie zabiło.
- Jak miałam dziesięć lat, wpadałam w histerię, kiedy rozcięłam sobie palec. Gdy widziałam w filmach bitych ludzi, myślałam podobnie jak ty, że bym umarła po dwóch, trzech ciosach, ale jak się okazuje, ciało człowieka jest bardzo wytrzymałe. Jeśli ktoś wie, gdzie uderzyć, by nie zabić, może się nad tobą znęcać kilka lat, a ty i tak nie umrzesz, choćbyś nawet tego chciał.
- Chciałaś umrzeć?
- Żeby to raz. Pamiętasz dzień, w którym powiedziałam ci o tym, co robi mój ojciec?
- Nawet gdybym chciał, nie mógłbym tego zapomnieć.
- To właśnie w trakcie tamtego pobicia błagałam w myślach, żeby wyciągnął broń i strzelił mi w głowę.
- A próbowałaś kiedyś się zabić? - zapytał niepewnie.
- Raz. Aż sama się dziwię, że wcześniej nawet o tym nie myślałam. Przez tyle lat ojciec traktował mnie jak śmiecia, a ja o samobójstwie pomyślałam dopiero rok temu.
- Poważnie? Nic mi nie mówiłaś.
- To było w tę samą noc, co ta impreza, na której tańczyłam na stole i zgubiłam bluzkę.
- I ja ci wtedy dałem swoją bluzę.
- Dokładnie.
- Ale przecież byłem wtedy u ciebie na drugi dzień. Nie wyglądałaś na kogoś, kto próbował się zabić.
- Bo to twoja obecność tak na mnie podziałała. Poważnie. Rano żałowałam, że nie umarłam, a po twojej wizycie się z tego cieszyłam.
- Ale jak to zrobiłaś? To znaczy, jak próbowałaś się zabić?
- Podcięłam sobie żyły. Teraz już wiem, że to nie jest odpowiednia metoda. Tracisz tylko dużo krwi. Prędzej zabijesz się, pijąc herbatę, niż tnąc sobie żyły. Więc gdybyś kiedyś chciał popełnić samobójstwo, odradzam tę metodę.
- Zapamiętam. Wiesz, tak teraz pomyślałem, że gdyby wtedy udało ci się zabić, to byśmy się nie związali.
- Szkoda czasu na rozmyślanie, co by było gdyby. Liczy się teraźniejszość, kotku - skwitowałam i wtuliłam się w jego ramię.
- Liczy się teraźniejszość - powtórzył za mną i wlepił wzrok w sufit. Po kilku minutach takiego leżenia oboje stwierdziliśmy, że przyda nam się prysznic.
- Ja pierwsza! - krzyknęłam i zerwałam się z pościeli.
- A właśnie, że ja - odezwał się Jay i równie szybko zszedł z łóżka.
- Kobietom się ustępuje.
- Nie prawda, to facetom się ustępuje.
- Wcale, że nie.
- Wcale, że tak
- Nie!
- Tak!
- Jezu, wy to macie problemy, weźcie prysznic razem - wtrącił się Shannon, który właśnie przechodził obok pokoju swojego brata. Ja i Jerry spojrzeliśmy na siebie, uznając to za dobry pomysł. Wyjęłam świeże ciuchy i razem z chłopakiem udałam się do łazienki.
        - Mary, bo będę śmierdzieć - rzucił Jared, gdy nalałam mu na włosy trochę swojego szamponu waniliowego.
- Śmierdzieć? Mówiłeś, że lubisz ten zapach.
- Ale tylko na tobie.
- Dziwny jesteś.
- Ty jeszcze dziwniejsza - zaśmiał się i chwycił mnie w pasie.
- Puść mnie
- Nie puszczę. - Usta Jareda złączyły się z moimi i poczułam jego dłonie na pośladkach.
- Jeju, jaki ty jesteś niewyżyty.
- Ty tak na mnie działasz, mała.
- Mała to jest twoja pała.
- Coś ty powiedziała? Mała? Dla ciebie to jest małe? - zapytał, wskazując na swoje krocze.
- Maleństwo. Mniejszego nigdy nie widziałam, a widziałam wiele.
- Ty małpo wredna. 
Zaśmiałam się i chwyciłam węża. Strumień wody uderzył w twarz mojego chłopaka, na co ten mnie podniósł i przerzucił przez ramię. Niestety przecenił swoją siłę, zachwiał się i wylądowaliśmy w brodziku.
- Aua! - pisnęłam i zaraz po tym oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- Mary, zabierz nogę z moje sprzętu.
- Naprawdę mam na nim nogę? Wybacz, jest tak maleńki, że nawet nie poczułam. I zabieraj łapę z mojego cycka!
- Przepraszam, myślałem, że to plecy.
- Świnia! - Uderzyłam Jerry'ego w ramię, po czym ten mocno mnie przytulił.
- Uwielbiam się z tobą droczyć.
- Zauważyłam.
- A teraz daj mi buziaczka.
- Za te plecy?
- Przecież wiesz, że żartowałem. Masz cudne piersi.
- Nie myśl, że teraz powiem, że twój penis jest duży.
- Naprawdę uważasz, że jest mały? - Po jego minie wywnioskowałam, że przez chwilę pomyślał, że mówiłam poważnie.
- Ty mój głuptasku kochany - mruknęłam i czule go pocałowałam.



***



        - Mamy jeszcze towaru na jedną kreseczkę. Na pół? - zapytałam, machając torebeczką z kokainą.
- Brałaś już dziś dwa razy. Wystarczy. Zostaw na jutro, żeby potem nie było.
- Na pewno?
- Na pewno - odpowiedział i poprawił mi zsuwający się ręcznik.
- Jared, pospiesz się. Za godzinę muszę być w domu kultury - usłyszeliśmy za drzwiami głos jego mamy.
- Już wychodzimy! - odkrzyknął i lekko pchnął mnie do przodu. Zdążyliśmy wejść do pokoju i znowu rozległo się wołanie pani Leto.
- Jared!
- Poczekaj. - Jay szybko nałożył spodnie od dresu i wyszedł.



Jared:

        - Co to, do cholery, jest?! - wrzasnęła mama, ściskając w ręku torebeczkę z kokainą. Zamarłem. Nie mogłem wydusić z siebie nawet słowa. - Pytam się jeszcze raz, co to jest?!
- Przecież wiesz - wydukałem drżącym głosem.
- Mówiłam, że nie będę tolerować narkotyków w swoim domu! Ta pieprzona narkomanka ma się stąd wynosić i to natychmiast! 
Chciałem coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie. 
- Jak wrócę, jej ma tu nie być.
-  To mnie też tu nie będzie. 
Słysząc moje słowa, zaśmiała się. 
- Mówię poważnie. Wyprowadzam się razem z Mary.
- To się wyprowadzaj. Zobaczymy, na jak długo.
- Na zawsze. Już nigdy tutaj nie wrócę!
- To nie wracaj. Zaćpaj się razem z tą kurwą! 
Odwróciłem się i trzasnąłem drzwiami.
- Słyszałam - odezwała się King i wrzuciła swoje rzeczy do plecaka.
- Idę z tobą.
- Nie musisz. Dam sobie radę.
- Idę z tobą - powtórzyłem i wyjąłem torbę z szafy.
- Wygoniła mnie, a nie ciebie.
- Nieważne - odpowiedziałem i sam zacząłem pakować swoje rzeczy. Robiłem to świadomie. Jeśli Mary się stamtąd wyprowadzała, to ja też. Nie zamierzałem mieszkać z kimś, kto nie szanował dziewczyny, którą kochałem.



***


        - Dokąd w ogóle pójdziemy? - zapytała Mary, gdy opuściliśmy budynek, który jeszcze przed chwilą był moim domem.
- Nie wiem, byle jak najdalej stąd. - Objąłem swoją dziewczynę ramieniem i ruszyliśmy przed siebie. 

          Idąc tak, zastanawiałem się, co teraz będzie. Gdzie spędzimy tę noc i resztę życia. Nie miałem nawet samochodu, w którym moglibyśmy przenocować, bo przecież mama pojechała nim na ten cały bankiet organizowany przez burmistrza. Dom Mary też odpadał. Można powiedzieć, że znaleźliśmy się w fatalnym położeniu.
- Jeszcze tego brakowało - burknęła Mary i wtedy zauważyłem idącego z naprzeciwka ojca. Uśmiechnąłem się, bo w mojej głowie zrodził się niecny plan.
- Bądź dla niego miła - zwróciłem się do swojej dziewczyny.
- Słucham? - zapytała, patrząc na mnie jak na kretyna.
- Zaufaj mi i zrób to, o co cię proszę.
- Cześć, dzieciaki.
- Cześć, tato - odpowiedziałem, wymuszając uśmiech.
- Wyjeżdżacie gdzieś?
- Nie. Trochę posprzeczałem się z mamą. Kazała Mary się wynosić. Zresztą nie będę cię tym zanudzał.
- Macie gdzie spać?
- No właśnie nie bardzo - odezwała się Mary.
- W takim razie chodźcie ze mną do hotelu. Ja i tak jestem umówiony ze znajomym i nie będzie mnie całą noc, więc będziecie mieli pokój tylko dla siebie.
Na to właśnie liczyłem.
- Nie no, nie chcemy sprawiać kłopotu.
- Nie pozwolę, żeby mój syn i jego piękna dziewczyna spędzili noc na ulicy. Co to, to nie.  
Oboje z Mary się uśmiechnęliśmy i poszliśmy z moim ojcem. 
- Barek jest pełny, łóżko wygodne. Mam nadzieję, że odpowiadają wam takie warunki.
- Pewnie, że tak. Jeszcze raz dziękuję. Porządny z ciebie gość, tato. - Po raz kolejny się wyszczerzyłem i zmusiłem się do tego, by się do niego przytulić.
- Dobrej nocy, dzieciaki - rzucił, wypuszczając mnie z ramion.
- Wzajemnie. 
Ojciec opuścił pokój, a ja spojrzałem na Mary. 
- Przebiegła bestia z ciebie. Wykorzystałeś go.
- To jeszcze nic.
- Nie rozumiem.
- Zaraz zrozumiesz. - Uśmiechnąłem się i wsadziłem klucz do zamka. - Nie dość, że go  wykorzystamy, to jeszcze się na nim zemścimy.
- Zemścimy? Jak?
- Rozpieprzymy ten pokój - oznajmiłem jej z szerokim uśmiechem.
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej. Dupek będzie musiał pokryć wszelkie szkody. Zrobimy z tego totalny chlew, tylko po cichu, żeby nikt nie wezwał policji.
- Jesteś genialny.
-  Wiem. 
Mary podeszła do mnie i cmoknęła w policzek.
- Poczekaj. Nie jestem pewna, ale chyba mam markera w plecaku. Zaraz sprawdzę. - King zajrzała do swojego plecaka i po chwili wyciągnęła z niego dwa czarne pisaki. - Mam nawet dwa.
- Będą się idealnie komponować z białymi ścianami - rzuciłem i zabrałem od niej jeden z nich. - Rysuj, pisz, po prostu daj się ponieść kreatywności. - Podszedłem do ściany i narysowałem na niej tułów kobiety z ogromnym biustem, a kilka centymetrów dalej Mary namalowała wielkiego penisa. Zaśmialiśmy się, po czym zaczęliśmy pokrywać białą powierzchnię cytatami z piosenek, przekleństwami i sprośnymi zwrotami. Po godzinie ozdabianie ścian się nam znudziło, więc otworzyliśmy barek, wypiliśmy trochę wódki i oblaliśmy beżowe zasłony czerwonym winem. Telewizor zalaliśmy buteleczką whiskey, wysypaliśmy ziemię z kwiatów, poozdabialiśmy obrazy i porozcinaliśmy obicie kanapy.
        - Totalne z nas pojeby - rzuciła Mary, przypalając dywan papierosem.
- A żebyś wiedziała - odpowiedziałem jej, poprawiając zsuwające się spodnie.
- Widziałam.
- Co takiego?
- Dotykałeś się.
- Poprawiałem spodnie.
- Taa, jasne, tłumacz się. Nie wstydź się, ja też jestem napalona.
- W takim razie wskakuj na łóżko - powiedziałem i sam wskoczyłem na materac. Mary podniosła się z podłogi, rozebrała i usiadła prosto na moim członku.
- Chcę być na dole - mruknęła i zmieniliśmy pozycję. - Ładna jest ta pościel. Taka ciemna.
- Mary, mogłabyś nie mówić o pościeli, kiedy cię posuwam? Dekoncentrujesz mnie.
- Chodzi tylko o to, żebyś go wyjął przed wytryskiem i spuścił się na tę śliczną pościel. Ahhh - jęknęła, gdy przyspieszyłem.
- Dobra, tylko nic już nie mów. - Zamknąłem jej usta pocałunkiem i starałem się trzymać rytm. Pojękiwała coraz głośniej, co bardzo mnie nakręcało. Mary miała kurewsko seksowny głos, szczególnie gdy wydobywała z siebie takie dźwięki.
- Kurwa mać - wydukała, zaciskając dłonie na prześcieradle. Po jej minie widziałem, że było jej wybitnie dobrze. Mi zresztą też. Było mi w niej tak nieziemsko, czułem taką rozkosz, że nie chciałem za nic w świecie tego przerywać. 

Mary wykrzyczała moje imię, a mięśnie jej pochwy wycisnęły ze mnie potężny wytrysk. 
- Jesteś pierdolonym bogiem seksu - wydukała King, masując swoje sutki. - Zawsze kiedy myślę, że przeżyłam już swój najlepszy orgazm, ty fundujesz mi coś takiego. A tak w ogóle to miałeś spuścić się na pościel.
- Wybacz, ale nie miałem ochoty z ciebie wychodzić. Tam jest tak miło i przyjemnie - wymruczałem, pocierając palcami jej łechtaczkę.
- Daj mi odpocząć - usłyszałem, po czym zabrałem dłoń z jej krocza. Przycisnąłem usta do jej policzka, a palcami muskałem rozchylone wargi. Co chwila moje opuszki dotykane były językiem blondynki.
- Cieszę się, że cię mam - wyszeptałem, zaraz po tym, jak liznąłem płatek jej ucha. - Jesteś pieprzonym ideałem, pierdoloną boginią. Ósmym cudem świata.
- Nie przesadzajmy.
- Ja nie przesadzam. Mówię, jak jest. Będę dumny, gdy któregoś dnia zostaniesz moją żoną. Kurewsko dumny.
- To będzie zaszczyt nosić twoje nazwisko i rodzić twoje dzieci.
- Będziemy mieć zajebiście piękne dzieci.
- Pewnie, że tak. W końcu sami jesteśmy zajebiście piękni. - Mary się zaśmiała i poczułem, jak jej dłoń zaczyna głaskać mojego penisa. Uśmiechnąłem się i włożyłem ręce pod głowę.
- Ty to wiesz czego mi trzeba - rzuciłem i głęboko westchnąłem. Po chwili wypuściłem z siebie amunicję. Część prysnęła na kołdrę, część na dłoń mojej dziewczyny. Ona oczywiście wtarła wszystko w materiał, który zaraz po tym zrzuciła na podłogę, na co ja spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
- Nie będę spała pod obspermioną kołdrą - wyjaśniła mi i wtuliła się w moje ramię. Zaczęliśmy się całować i moje palce wsunęły się do jej pochwy.
- Tak, kotku, tylko troszkę szybciej - odezwała się, gdy przeniosłem wargi na jej szyję. Zwiększyłem tempo i już po chwili słuchałem jej rozkosznego jęku. - Teraz mogę spokojnie zasnąć.
 



***



        Równo o szóstej wzięliśmy wspólny prysznic, w końcu nie wiadomo było, kiedy znów będzie ku temu okazja. Zaraz po tym, dla uwieńczenia dzieła, ja odlałem się do umywalki, a Mary nasikała na mały dywanik leżący na środku łazienki. Zabraliśmy swoje rzeczy i zostawiając klucz w drzwiach, zeszliśmy na dół. Wykorzystaliśmy moment, gdy recepcjonistka była zajęta i trzymając się za ręce, wybiegliśmy z hotelu.
- Właściciel dostanie zawału.
- A mój stary wpadnie w szał. Tak w ogóle to wiem, gdzie możemy nocować, dopóki nie znajdziemy mieszkania.
- Gdzie? - zapytała Mary, odpalając ostatniego papierosa.
- W salce, gdzie mamy próby. Zaraz pójdziemy do Daniela po klucz.
- Ale tam nie ma ogrzewania.
- Skołujemy jakieś koce. Poza tym będziemy się ogrzewać swoimi ciałami, kwiatuszku - powiedziałem i cmoknąłem swoją dziewczyną w skroń.
 



***


        - Daniel mi mówił, co wymyśliłeś. Zwariowałeś?! Wracaj do domu.
- Nie wrócę - odpowiedziałem i usiadłem z bratem na stojącej w rogu kanapie. - Nie zostawię tak Mary.
- Przecież ona może mieszkać u swojej babci w Seattle.
-  Gdyby mogła, to by tak zrobiła. Nie wrócę do domu, choćbyś nie wiem, jak mnie błagał.
- Jared, przecież już prawie listopad, noce są chłodne.
- Damy sobie radę.
- Jaki ty jesteś uparty. Spodziewałem się tego, więc przyniosłem ze sobą dwa koce i termos z herbatą. 
Uśmiechnąłem się i przejąłem od brata rzeczy, które wyjął właśnie z plecaka.
- A mógłbyś przynieść mi gitarę? - Z tego wszystkiego zapomniałem zabrać z domu swojej ukochanej numer dwa.
- Nie możesz sam po nią pójść?
- Nie, nie mam ochoty na spotkanie z mamą.
- Zamierzasz jej unikać do końca życia?
- Jeśli będzie trzeba - rzuciłem i wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów. Poczęstowałem jednym Shannona, a drugiego włożyłem do ust. Jako wokalista nie powinienem palić, ale nałóg siła wyższa.
- A gdzie Mary?
- W pracy.
- Przynajmniej będziecie mieć na jedzenie.
- Zabawne, że utrzymuje mnie moja dziewczyna, co nie? To raczej mężczyzna powinien zarabiać, ale zawsze musi się trafić taki wyjątek od reguły - zaśmiałem się bardziej sam do siebie, po czym zacząłem robić kółeczka z dymu. Mary mnie tego niedawno nauczyła. Ogólnie nauczyła mnie wielu rzeczy, tych bardziej i tych mniej przydatnych...
 



 ***


        Godzinę po tym, jak Shannon opuścił moje tymczasowe miejsce zamieszkania, Mary wróciła z pracy.
- Mam dla nas pyszny obiadek - rzuciła i podeszła do mnie tanecznym krokiem, w ręku trzymając trojaki.
- Skąd?
- Od żony Steviego. Kiedy powiedziałam mu, że twoja matka mnie wyeksmitowała, zadzwonił do żony i oznajmił jej, że teraz ma gotować dwie dodatkowe porcje. Słodko, nie? Dzisiaj są ziemniaczki, marchewka z groszkiem i jakiś kotlet. Mam nawet talerze.
- To nakładaj. 
Uśmiechnęła się i rozłożyła wszystko na dwa talerze. Było tego tyle, że nie daliśmy rady zjeść wszystkiego, ale to w sumie dobrze, będzie na kolację.
- Skąd te koce? - zapytała King, wskazując na dwa nakrycia.
- Shannon przyniósł.
- Kochany braciszek.
- Namawiał mnie na powrót do domu. Nie zgodziłem się. 
Nie odpowiedziała tylko mocno się do mnie przytuliła. Pogładziłem jej włosy i cmoknąłem w czoło. Nie mógłbym jej zostawić samej sobie, za bardzo ją kochałem.
- Masz ochotę się pokochać?
- Jeszcze się pytasz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie i oboje zeszliśmy z kanapy. Kiedy byliśmy już rozebrani, położyłem się na miękkiej powierzchni, a Mary na mnie. Uniosła się, po czym opadła prosto na moją męskość. Przygryzłem wargi i zacisnąłem dłonie na jej udach. Kołysała się niczym w transie, jednocześnie masując mój tors. Niczym zahipnotyzowany wpatrywałem się w jej skaczące piersi. 

Mary oderwała ode mnie dłonie, wplotła je w swoje blond włosy i przyspieszyła. Czułem narastającą rozkosz, było mi tak dobrze, że nie mogłem myśleć o niczym innym. 
Jej oddech przyspieszał z każdym wykonywanym ruchem. Na usta cisnął się jęk. Zsunęła dłoń z głowy i przycisnęła ją do swoich rozchylonych warg. Przymknęła oczy i jęknęła nieco głośniej. Przeniosłem dłonie na jej klatkę piersiową i zacząłem ugniatać piersi. Odchyliła się do tyłu, po czym chwyciła moją lewą kończynę. Oderwała ją od swojego biustu i przyłożyła do twarzy. Poczułem jej język na opuszkach, a potem moje palce zanurkowały w jej jamie ustnej. Lizała je i ssała. Po wysunięciu ich, spojrzała mi w oczy i wtedy jej pochwa zacisnęła się na penetrującym ją członku. Uścisk był tak silny, że oboje zacisnęliśmy powieki i wydobyliśmy z siebie głośny jęk. Nasienie wypełniło jej ciepłe wnętrze, a ona opadła na moje lekko zroszone potem ciało. Jej usta przyssały się do mojej szyi, a dłonie splotły z moimi.
- Ty płaczesz? - zapytałem, czując, jak coś spływa po moim prawym ramieniu.
- To ze szczęścia. Jest mi z tobą tak cholernie dobrze. Nie chcę, by to się kiedykolwiek skończyło. Chcę być z tobą do usranej śmierci. Kocham cię. Tak cholernie cię kocham...

................................................................
 

Tytuł rozdziału: Przeszłaś przez wiele bólu w brudzie i wiem, że masz blizny, by to udowodnić. 

Utwory wykorzystane w rozdziale:
*Rolling Stones - Satisfaction


Data pierwotnej publikacji: 29.07.2011 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz