Rano
obudziłam się z ogromnym bólem głowy, jego przyczyną była oczywiście
farba. Zamiast spać w salonie, który nie wymagał remontu, my położyliśmy
się w dopiero co malowanej sypialni.
Otworzyłam oczy i pierwszym, co zobaczyłam, był malunek Jareda. To wcale nie przypominało mnie, ale mimo wszystko bardzo mi się podobało. To było naprawdę urocze z jego strony. Nikt wcześniej nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Kolejny raz poczułam się dzięki niemu wyjątkowa.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i pocałowałam go w policzek. Mruknął coś pod nosem, jednak się nie obudził. Minionej nocy napracował się z tym portretem, więc zasłużył na odpoczynek.
Podniosłam leżącą na podłodze koszulę w kratę i nałożyłam ją na swoje odziane jedynie w bieliznę ciało. Tego dnia miałam wolne, więc nie musiałam się szykować. Mogłam cały dzień chodzić roztrzepana, bez ani grama makijażu. Jared lubił mnie w takiej wersji, więc nie widziałam potrzeby strojenia się czy czesania.
Ostrożnie zamknęłam drzwi i udałam się do kuchni, tam wstawiłam wodę i czekałam, aż się zagotuje, by zrobić sobie kawę. Kiedy była już gotowa, położyłam ją na stoliku w salonie i wyjęłam z paczki jednego Marlboro. Kawa i papieros, śniadanie mistrzów. Usiadłam w jednym z foteli, które przywiózł nam wczoraj Stevie i zaczęłam wpatrywać się w okno. Pogoda na zewnątrz nie nastrajała zbyt pozytywnie, jednak ja byłam w znakomitym nastroju. Odpaliłam papierosa i sięgnęłam po parujący kubek. Chwilę w niego podmuchałam, po czym wzięłam kilka łyków gorącego trunku. Odstawiłam go dopiero, gdy zgasiłam papierosa. Nałożyłam nogi na fotel i zaczęłam myśleć. Myślałam głównie o tym, jak spędzimy tegoroczne święta. Pani Leto zaprosiła tylko Jareda, więc ten kategorycznie odmówił, mówiąc że nie zostawi mnie samej w Boże Narodzenie. Na zaproszenie od babci nie było co nawet liczyć, bo ona nie usiadłaby przy świątecznym stole z dwoma grzesznikami. O ojcu nawet nie myślałam, Święta spędzi albo u babci, albo w burdelu. Co prawda Stevie przebąkiwał coś o wspólnym świętowaniu, ale ja nie chciałam nadużywać jego dobroci. I tak już wiele dla mnie zrobił. Podejrzewałam, że zostaniemy w domu i będziemy się kochać do upadłego.
Tak, ta opcja była kusząca.
Otworzyłam oczy i pierwszym, co zobaczyłam, był malunek Jareda. To wcale nie przypominało mnie, ale mimo wszystko bardzo mi się podobało. To było naprawdę urocze z jego strony. Nikt wcześniej nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Kolejny raz poczułam się dzięki niemu wyjątkowa.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i pocałowałam go w policzek. Mruknął coś pod nosem, jednak się nie obudził. Minionej nocy napracował się z tym portretem, więc zasłużył na odpoczynek.
Podniosłam leżącą na podłodze koszulę w kratę i nałożyłam ją na swoje odziane jedynie w bieliznę ciało. Tego dnia miałam wolne, więc nie musiałam się szykować. Mogłam cały dzień chodzić roztrzepana, bez ani grama makijażu. Jared lubił mnie w takiej wersji, więc nie widziałam potrzeby strojenia się czy czesania.
Ostrożnie zamknęłam drzwi i udałam się do kuchni, tam wstawiłam wodę i czekałam, aż się zagotuje, by zrobić sobie kawę. Kiedy była już gotowa, położyłam ją na stoliku w salonie i wyjęłam z paczki jednego Marlboro. Kawa i papieros, śniadanie mistrzów. Usiadłam w jednym z foteli, które przywiózł nam wczoraj Stevie i zaczęłam wpatrywać się w okno. Pogoda na zewnątrz nie nastrajała zbyt pozytywnie, jednak ja byłam w znakomitym nastroju. Odpaliłam papierosa i sięgnęłam po parujący kubek. Chwilę w niego podmuchałam, po czym wzięłam kilka łyków gorącego trunku. Odstawiłam go dopiero, gdy zgasiłam papierosa. Nałożyłam nogi na fotel i zaczęłam myśleć. Myślałam głównie o tym, jak spędzimy tegoroczne święta. Pani Leto zaprosiła tylko Jareda, więc ten kategorycznie odmówił, mówiąc że nie zostawi mnie samej w Boże Narodzenie. Na zaproszenie od babci nie było co nawet liczyć, bo ona nie usiadłaby przy świątecznym stole z dwoma grzesznikami. O ojcu nawet nie myślałam, Święta spędzi albo u babci, albo w burdelu. Co prawda Stevie przebąkiwał coś o wspólnym świętowaniu, ale ja nie chciałam nadużywać jego dobroci. I tak już wiele dla mnie zrobił. Podejrzewałam, że zostaniemy w domu i będziemy się kochać do upadłego.
Tak, ta opcja była kusząca.
Jared:
25.12.1990:
- Teraz moja kolej - rzuciłem, odkładając prezent od Mary na stolik. Nie mogłem doczekać się momentu, kiedy ona otworzy podarunek ode mnie. Podałem jej elegancko zapakowane pudełko i patrzyłem, jak przedziera się przez ozdobny papier. W końcu je otworzyła i szeroko uśmiechnęła. - Można powiedzieć, że to dla nas obojga. - Uśmiechnąłem się i Mary wyciągnęła seksowną bieliznę, którą kupiłem jej kilka dni wcześniej. Po jej minie wiedziałem, że trafiłem w dziesiątkę. Położyła koronkowy zestaw na stół i wyjęła pozostałe podarunki. Krwistoczerwoną pomadkę i perfumy.
Chciałem kupić kajdanki z czerwonym futerkiem i pejczyk, ale ze względu na to, co przechodziła z ojcem, zrezygnowałem z tego pomysłu. Mary lubiła, wręcz uwielbiała ostry seks, ale przemoc w łóżku, nawet kontrolowana, mogłaby ją przerazić. Nie okazywała tego i nie mówiła o tym, ale ja wiedziałem, że to, co robił jej King, odcisnęło głęboki ślad na jej psychice i nadal ją trapiło. Kiedy dwa tygodnie wstecz usłyszała płacz siedmioletniej córki sąsiadów i krzyki jej ojca, wpadła w histerię. Skuliła się na środku łóżka, zakryła głowę i zaczęła głośno płakać. Później tłumaczyła się, że to przez kokainę, ale wiedziałem, że to nie miało nic wspólnego z narkotykami. Zresztą tamten towar był za słaby, by wywołać u niej taką reakcję. To była jej psychika, nic innego.
- Dziękuję - powiedziała i mocno się do mnie przytuliła.
- W nocy to z ciebie zedrę.
- Mam nadzieję - mruknęła i musnęła moje usta wargami ...
25.12.1990:
- Teraz moja kolej - rzuciłem, odkładając prezent od Mary na stolik. Nie mogłem doczekać się momentu, kiedy ona otworzy podarunek ode mnie. Podałem jej elegancko zapakowane pudełko i patrzyłem, jak przedziera się przez ozdobny papier. W końcu je otworzyła i szeroko uśmiechnęła. - Można powiedzieć, że to dla nas obojga. - Uśmiechnąłem się i Mary wyciągnęła seksowną bieliznę, którą kupiłem jej kilka dni wcześniej. Po jej minie wiedziałem, że trafiłem w dziesiątkę. Położyła koronkowy zestaw na stół i wyjęła pozostałe podarunki. Krwistoczerwoną pomadkę i perfumy.
Chciałem kupić kajdanki z czerwonym futerkiem i pejczyk, ale ze względu na to, co przechodziła z ojcem, zrezygnowałem z tego pomysłu. Mary lubiła, wręcz uwielbiała ostry seks, ale przemoc w łóżku, nawet kontrolowana, mogłaby ją przerazić. Nie okazywała tego i nie mówiła o tym, ale ja wiedziałem, że to, co robił jej King, odcisnęło głęboki ślad na jej psychice i nadal ją trapiło. Kiedy dwa tygodnie wstecz usłyszała płacz siedmioletniej córki sąsiadów i krzyki jej ojca, wpadła w histerię. Skuliła się na środku łóżka, zakryła głowę i zaczęła głośno płakać. Później tłumaczyła się, że to przez kokainę, ale wiedziałem, że to nie miało nic wspólnego z narkotykami. Zresztą tamten towar był za słaby, by wywołać u niej taką reakcję. To była jej psychika, nic innego.
- Dziękuję - powiedziała i mocno się do mnie przytuliła.
- W nocy to z ciebie zedrę.
- Mam nadzieję - mruknęła i musnęła moje usta wargami ...
***
- A teraz danie
główne. - Podniosła pokrywkę z metalowej tacy i moim oczom ukazały się
dwie dosyć spore ścieżki koki. - Kolumbijska, kochanie - oznajmiła i
zaczęła śpiewać: - She don't lie, she don't lie, she don't lie cocaine.*
Szeroko się uśmiechnąłem i podsunąłem tackę jeszcze bliżej.
- Wesołych świąt. - Pochyliłem się i wciągnąłem swoją połowę towaru. Mary spojrzała na mnie rozweselonym wzrokiem, po czym sama zażyła narkotyk. Nie wiedziałem, jak ona to robiła, ale zawsze wciągała wszystko do czysta. Nie pozwalała na to, by zmarnowała się nawet odrobinka. W dziedzinie brania była prawdziwym hardcorem. Wątpię, by ktokolwiek jej w tym dorównywał. Oczywiście nie było to nic szczytnego, ale...
Myśl przerwał mi pocałunek. Język Mary zatopił się w moich ustach. Położyłem dłonie na jej szyi i bawiłem się jej narządem smaku.
Właśnie chciałem wsunąć dłoń pod jej jeansy, gdy oderwała się ode mnie i podeszła do okna. Otworzyła je i położyła się na parapecie, tak że praktycznie cały jej tułów znajdował się na zewnątrz.
- Co ty robisz? - zapytałem rozbawiony tym widokiem.
- Latam. Zawsze chciałam latać. Lubię latać.
- Przecież nie masz skrzydeł, głuptasie.
- No i co z tego? Liczą się chęci - zaśmiała się, po czym głośno wrzasnęła. - Trochę tu wysoko. Chyba kręci mi się w głowie. - Jej głos brzmiał już nieco inaczej, więc podszedłem do niej i wciągnąłem z powrotem do mieszkania. - Przerwałeś mój lot. Jesteś niedobry.
- Nie latałaś.
- Latałam.
- Gówno prawda, co najwyżej pływałaś. - Rzuciłem się na fotel i zacząłem oglądać sufit, który jakby nieco się obniżył.
- Dlaczego ty tak do mnie brzydko mówisz? Ja tak do ciebie nie mówię. Wkurzyłeś mnie, Jared, i teraz idę naprawdę popływać - oznajmiła i weszła do łazienki. Usłyszałem lecącą zza ściany wodę i tylko się uśmiechnąłem. Tak ładnie szumiała. Po chwili ucichła. Usłyszałem plusk, a następnie śpiew swojej dziewczyny, jednak nie byłem w stanie rozpoznać piosenki, którą wykonywała. Jej głos za bardzo mieszał się z pulsującą w moich uszach krwią.
Znów usłyszałem wodę i wtedy poczułem ciśnienie w pęcherzu. Wstałem z fotela i udałem się do łazienki. Mary leżała w wannie w ciuchach i pluskała się jak małe dziecko. Rozpiąłem rozporek z zamiarem oddania moczu, jednak zdałem sobie sprawę z tego, że wcale nie chce mi się sikać.
- Widzę go, widzę twojego penisa.
- Nie pierwszy raz.
- Chcę go dotknąć. Proszę, podejdź tu do mnie.
- Wesołych świąt. - Pochyliłem się i wciągnąłem swoją połowę towaru. Mary spojrzała na mnie rozweselonym wzrokiem, po czym sama zażyła narkotyk. Nie wiedziałem, jak ona to robiła, ale zawsze wciągała wszystko do czysta. Nie pozwalała na to, by zmarnowała się nawet odrobinka. W dziedzinie brania była prawdziwym hardcorem. Wątpię, by ktokolwiek jej w tym dorównywał. Oczywiście nie było to nic szczytnego, ale...
Myśl przerwał mi pocałunek. Język Mary zatopił się w moich ustach. Położyłem dłonie na jej szyi i bawiłem się jej narządem smaku.
Właśnie chciałem wsunąć dłoń pod jej jeansy, gdy oderwała się ode mnie i podeszła do okna. Otworzyła je i położyła się na parapecie, tak że praktycznie cały jej tułów znajdował się na zewnątrz.
- Co ty robisz? - zapytałem rozbawiony tym widokiem.
- Latam. Zawsze chciałam latać. Lubię latać.
- Przecież nie masz skrzydeł, głuptasie.
- No i co z tego? Liczą się chęci - zaśmiała się, po czym głośno wrzasnęła. - Trochę tu wysoko. Chyba kręci mi się w głowie. - Jej głos brzmiał już nieco inaczej, więc podszedłem do niej i wciągnąłem z powrotem do mieszkania. - Przerwałeś mój lot. Jesteś niedobry.
- Nie latałaś.
- Latałam.
- Gówno prawda, co najwyżej pływałaś. - Rzuciłem się na fotel i zacząłem oglądać sufit, który jakby nieco się obniżył.
- Dlaczego ty tak do mnie brzydko mówisz? Ja tak do ciebie nie mówię. Wkurzyłeś mnie, Jared, i teraz idę naprawdę popływać - oznajmiła i weszła do łazienki. Usłyszałem lecącą zza ściany wodę i tylko się uśmiechnąłem. Tak ładnie szumiała. Po chwili ucichła. Usłyszałem plusk, a następnie śpiew swojej dziewczyny, jednak nie byłem w stanie rozpoznać piosenki, którą wykonywała. Jej głos za bardzo mieszał się z pulsującą w moich uszach krwią.
Znów usłyszałem wodę i wtedy poczułem ciśnienie w pęcherzu. Wstałem z fotela i udałem się do łazienki. Mary leżała w wannie w ciuchach i pluskała się jak małe dziecko. Rozpiąłem rozporek z zamiarem oddania moczu, jednak zdałem sobie sprawę z tego, że wcale nie chce mi się sikać.
- Widzę go, widzę twojego penisa.
- Nie pierwszy raz.
- Chcę go dotknąć. Proszę, podejdź tu do mnie.
Podszedłem do wanny i Mary
zaczęła głaskać mojego członka. Jej dłoń była lodowata. Wariatka
siedziała w zimnej wodzie.
- Jest taki piękny. Kocham go. - Nieco się
wychyliła i złożyła na nim delikatny pocałunek, który z czasem zmienił
się w namiętny, aż w końcu cały ptak wylądował w jej ustach.
Chwyciłem jej włosy i patrzyłem, jak go pieści, czując przy tym niemałą przyjemność.
Kiedy wystrzeliłem, z jej jamy ustnej wypłynęło nasienie. Zachichotała i znów go cmoknęła. Zaśmiałem się, po czym zapiąłem spodnie.
- Żałuję, że przestałam ćwiczyć gimnastykę.
- Dlaczego?
- Ostatnio widziałam zdjęcie laski, która była tak giętka, że sama sobie robiła minetę. Ogarniasz to? To najszczęśliwsza kobieta na świecie. Gdybym nie przestała ćwiczyć, też bym pewnie się tak rozciągnęła.
- Po co ci to, skoro masz mnie? Ja mogę to robić za ciebie.
- Wiem, ale ja lubię lizać cipki, naprawdę. A ty?
- Tylko twoją.
Chwyciłem jej włosy i patrzyłem, jak go pieści, czując przy tym niemałą przyjemność.
Kiedy wystrzeliłem, z jej jamy ustnej wypłynęło nasienie. Zachichotała i znów go cmoknęła. Zaśmiałem się, po czym zapiąłem spodnie.
- Żałuję, że przestałam ćwiczyć gimnastykę.
- Dlaczego?
- Ostatnio widziałam zdjęcie laski, która była tak giętka, że sama sobie robiła minetę. Ogarniasz to? To najszczęśliwsza kobieta na świecie. Gdybym nie przestała ćwiczyć, też bym pewnie się tak rozciągnęła.
- Po co ci to, skoro masz mnie? Ja mogę to robić za ciebie.
- Wiem, ale ja lubię lizać cipki, naprawdę. A ty?
- Tylko twoją.
Uśmiechnęła się, po czym zanurzyła pod wodę. Usiadłem na opuszczonej klapie muszli i czekałem, aż się wynurzy.
- Pobiłam swój rekord! - wrzasnęła, gdy znów była na powierzchni. - Jestem przezajebista. Wchodź do mnie, pokochamy się.
- W tak lodowatej wodzie nawet mi nie stanie - odpowiedziałem, uważnie na nią patrząc. Szczerze mówiąc, nie miałem nawet ochoty na seks. Nie w tamtej chwili.
- To się bujaj. - Zanurzyła dłoń w kieszeni i wyjęła z niej przemoczone papierosy. - Cholera, zmoczyły się. - Zrobiła przekomiczną minę i wypchnęła dolną wargę. - Cała paczka. Jak to możliwe?
- Nie wiem. - Zaśmiałem się i zacząłem wystukiwać palcami chodzący mi po głowie rytm.
- Jared, no chodź tu do mnie - mruknęła, kładąc brodę na ściance wanny.
- Nie mam ochoty na seks.
- Jak to nie masz?
- Normalnie - rzuciłem leniwie, po czym oparłem głowę o ścianę.
- Już ci się nie podobam? Nie kochasz mnie?
- Jesteś ładna, kocham cię, po prostu nie chcę się z tobą teraz bzykać i tyle.
- Ale ja chcę.
- To masz problem.
- Jared, nie możesz mi odmawiać.
- Mogę.
- Pobiłam swój rekord! - wrzasnęła, gdy znów była na powierzchni. - Jestem przezajebista. Wchodź do mnie, pokochamy się.
- W tak lodowatej wodzie nawet mi nie stanie - odpowiedziałem, uważnie na nią patrząc. Szczerze mówiąc, nie miałem nawet ochoty na seks. Nie w tamtej chwili.
- To się bujaj. - Zanurzyła dłoń w kieszeni i wyjęła z niej przemoczone papierosy. - Cholera, zmoczyły się. - Zrobiła przekomiczną minę i wypchnęła dolną wargę. - Cała paczka. Jak to możliwe?
- Nie wiem. - Zaśmiałem się i zacząłem wystukiwać palcami chodzący mi po głowie rytm.
- Jared, no chodź tu do mnie - mruknęła, kładąc brodę na ściance wanny.
- Nie mam ochoty na seks.
- Jak to nie masz?
- Normalnie - rzuciłem leniwie, po czym oparłem głowę o ścianę.
- Już ci się nie podobam? Nie kochasz mnie?
- Jesteś ładna, kocham cię, po prostu nie chcę się z tobą teraz bzykać i tyle.
- Ale ja chcę.
- To masz problem.
- Jared, nie możesz mi odmawiać.
- Mogę.
W tym momencie Mary zaczęła płakać.
- No i czemu płaczesz?
- Bo płaczę. Wyjdź stąd, chcę zostać sama.
- To też moja łazienka, nie muszę stąd wychodzić - mówiłem kompletnie beznamiętnym tonem. Czułem się tak, jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze. Nie miałem na nic ochoty i nic mnie nie obchodziło.
- Wypierdalaj!
- Bo płaczę. Wyjdź stąd, chcę zostać sama.
- To też moja łazienka, nie muszę stąd wychodzić - mówiłem kompletnie beznamiętnym tonem. Czułem się tak, jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze. Nie miałem na nic ochoty i nic mnie nie obchodziło.
- Wypierdalaj!
Butelka z szamponem przeleciała obok mojej głowy i uderzyła w ścianę.
Otworzyłem szeroko oczy, spojrzałem na swoją dziewczynę jak na wariatkę
i opuściłem łazienkę. Chwilę pogapiłem się w dywan, po czym wszedłem do
sypialni i bezwładnie opadłem na łóżko.
***
Otworzyłem oczy i otarłem spływającą kącikiem ust ślinę. Bardzo powoli podniosłem się z łóżka i rozmasowałem lewą rękę. Kiedy odzyskałem w niej pełną władzę, opuściłem sypialnię i ruszyłem w stronę łazienki. Rozpiąłem spodnie i podgwizdując, oddawałem mocz.
- Co jest, do cholery?! - usłyszałem i mało co nie przyciąłem sobie ptaka rozporkiem. Nieco wystraszony odwróciłem głowę i zobaczyłem swoją dziewczynę. Leżała w wannie w mokrych ciuchach i z rozpiętym rozporkiem. - Nie gap się tak, tylko pomóż mi wyjść, bo mi dupa zdrętwiała - dodała, więc szybko się ogarnąłem i wyciągnąłem ją z wanny. Cała dygotała, a jej skóra była niemal sina.
- Dlaczego spałaś w wannie? - spytałem, narzucając jej koc na plecy.
- Pytaj się mnie, a ja ciebie. - Roztarła o siebie dłonie i oparła o fotel. - Chyba przesadziliśmy wczoraj z seksem.
Spojrzałem na nią pytającym
wzrokiem.
- No, tam też mnie boli i to zapewne nie bez powodu.
- Nie przypominam sobie. Poza tym ja obudziłem się w łóżku, ty w wannie, więc może...
- Myślisz, że to od masturbacji?
- No wiesz, w łazience jest sporo penisopodobnych przedmiotów, więc kto wie.
- Nie przypominam sobie. Poza tym ja obudziłem się w łóżku, ty w wannie, więc może...
- Myślisz, że to od masturbacji?
- No wiesz, w łazience jest sporo penisopodobnych przedmiotów, więc kto wie.
Mary nieco się skrzywiła i położyła dłoń na podbrzuszu.
- Albo się
zaziębiłaś i tyle. - Uśmiechnąłem się i wtedy King, jakby sobie o czymś
przypomniała.
- Toż to dziś dwudziesty szósty. Wszystkiego najlepszego, misiaczku! - Mimo bólu zerwała się z miejsca i przycisnęła usta do moich warg. Gdyby nie ona, to sam bym zapomniał o swoich urodzinach.
- Dziękuję.
- Chciałam urządzić ci sesję erotyczną, ale teraz nie dam rady. - Odsunęła się ode mnie i głośno kichnęła.
- No to, żeś się załatwiła. Chodź, położysz się do łóżka. - Zaprowadziłem ją do sypialni, przykryłem szczelnie kołdrą, po czym zrobiłem jej gorącą herbatę. - Masz gorączkę - oznajmiłem, gdy po odstawieniu kubka przyłożyłem dłoń do czoła Mary.
- Tak myślałam.
- Moje biedactwo kochane. - Oparłem brodę o jej ramię i cmoknąłem ją w policzek. Oderwał mnie od niej dzwonek do drzwi. - Pójdę otworzyć.
- Wszystkiego najlepszego, gówniarzu. - Ramiona brata zacisnęły się wokół mojego ciała. - Mama prosiła, żebym cię przyprowadził. Upiekła dla ciebie tort.
- To niech mi go sama przyniesie, w końcu to moje urodziny - burknąłem, siadając na poręczy fotela.
- Wiesz dobrze, że tu nie przyjdzie, co ci szkodzi pójść na chwilę do domu?
- Mary jest chora, nie zostawię jej samej.
- Nic jej przecież nie będzie.
- Nie zostawię jej samej - powtórzyłem raz jeszcze. - Mamie korona z głowy nie spadnie, jak tu przyjdzie.
- Pieprzone uparciuchy. - Shannon pokręcił głową, po czym opuścił nasze mieszkanie.
Szczerze mówiąc, to bardzo chciałem zobaczyć się z mamą, bo mimo wszystko strasznie się za nią stęskniłem. Liczyłem na to, że to ona przyjdzie do mnie. W końcu to było mojej święto.
- Jared, przynieś mi chusteczki - usłyszałem zza ściany zachrypnięty głos swojej dziewczyny. Wstałem z miejsca i wszedłem do łazienki. Rozejrzałem się, jednak nie widziałem tego, o co prosiła, więc wziąłem jedną rolkę papieru toaletowego.
- Chusteczek nie mamy - rzuciłem, patrząc na Mary troskliwym wzrokiem.
- Mogłeś pójść z Shannonem.
- Nie mogłem. Jeśli jej tak bardzo zależy, to niech sama przyjdzie.
- Wiesz, że nawet jeśli jej zależy, to ze względu na mnie się tu nie... - tu przerwało jej kichnięcie - pokaże - dokończyła, wycierając zaczerwieniony nos.
- No to już jej problem.
- Jerry, Jerry...
- Toż to dziś dwudziesty szósty. Wszystkiego najlepszego, misiaczku! - Mimo bólu zerwała się z miejsca i przycisnęła usta do moich warg. Gdyby nie ona, to sam bym zapomniał o swoich urodzinach.
- Dziękuję.
- Chciałam urządzić ci sesję erotyczną, ale teraz nie dam rady. - Odsunęła się ode mnie i głośno kichnęła.
- No to, żeś się załatwiła. Chodź, położysz się do łóżka. - Zaprowadziłem ją do sypialni, przykryłem szczelnie kołdrą, po czym zrobiłem jej gorącą herbatę. - Masz gorączkę - oznajmiłem, gdy po odstawieniu kubka przyłożyłem dłoń do czoła Mary.
- Tak myślałam.
- Moje biedactwo kochane. - Oparłem brodę o jej ramię i cmoknąłem ją w policzek. Oderwał mnie od niej dzwonek do drzwi. - Pójdę otworzyć.
- Wszystkiego najlepszego, gówniarzu. - Ramiona brata zacisnęły się wokół mojego ciała. - Mama prosiła, żebym cię przyprowadził. Upiekła dla ciebie tort.
- To niech mi go sama przyniesie, w końcu to moje urodziny - burknąłem, siadając na poręczy fotela.
- Wiesz dobrze, że tu nie przyjdzie, co ci szkodzi pójść na chwilę do domu?
- Mary jest chora, nie zostawię jej samej.
- Nic jej przecież nie będzie.
- Nie zostawię jej samej - powtórzyłem raz jeszcze. - Mamie korona z głowy nie spadnie, jak tu przyjdzie.
- Pieprzone uparciuchy. - Shannon pokręcił głową, po czym opuścił nasze mieszkanie.
Szczerze mówiąc, to bardzo chciałem zobaczyć się z mamą, bo mimo wszystko strasznie się za nią stęskniłem. Liczyłem na to, że to ona przyjdzie do mnie. W końcu to było mojej święto.
- Jared, przynieś mi chusteczki - usłyszałem zza ściany zachrypnięty głos swojej dziewczyny. Wstałem z miejsca i wszedłem do łazienki. Rozejrzałem się, jednak nie widziałem tego, o co prosiła, więc wziąłem jedną rolkę papieru toaletowego.
- Chusteczek nie mamy - rzuciłem, patrząc na Mary troskliwym wzrokiem.
- Mogłeś pójść z Shannonem.
- Nie mogłem. Jeśli jej tak bardzo zależy, to niech sama przyjdzie.
- Wiesz, że nawet jeśli jej zależy, to ze względu na mnie się tu nie... - tu przerwało jej kichnięcie - pokaże - dokończyła, wycierając zaczerwieniony nos.
- No to już jej problem.
- Jerry, Jerry...
Przycisnąłem usta do jej czoła, które nadal było gorące.
- Gorączka nie
spada. Może zawieźć cię do lekarza, co?
- Nie. - Jej odmowa była jak zwykle kategoryczna. Szpitale i przychodnie odwiedzała tylko wtedy, gdy było to naprawdę konieczne. Czytaj, gdy miała jakąś ranę do zaszycia. W innych przypadkach omijała wszelakie instytucje służby zdrowia szerokim łukiem. Kiedy zapytałem o powód, odpowiedziała, że to dlatego, że szpitale kojarzą jej się ze śmiercią jej mamy. W sumie to ją rozumiałem, bo mi owa placówka kojarzyła się ze zmarłym dziadkiem, ale nie miałem aż takiej paranoi jak ona.
- No to się będziesz męczyć.
- Nic nowego - burknęła i jej wzrok wbił się w pochlapany pomarańczową farbą sufit.
I właśnie dlatego nie lubiłem, gdy chorowała. Zawsze wtedy stawała się strasznie marudna i jeszcze bardziej humorzasta niż zawsze. W jednej sekundzie głaskała czule moją dłoń, tylko po to, by w następnej nazwać mnie głupim kutasem, który jej nie rozumie. Przyzwyczaiłem się do tego, ale i tak działało mi to nieźle na nerwy.
- Ktoś dzwoni do drzwi - głos Mary wyrwał mnie z zamyślenia. Faktycznie po mieszkaniu rozniósł się ten charakterystyczny dźwięk. Wstałem i wyszedłem na korytarz. Wielkie było moje zdziwienie, gdy za drzwiami zobaczyłem swoją mamę. Byłem pewien, że nie przyjdzie.
- Można?
- Pewnie. - Delikatnie się uśmiechnąłem i wpuściłem rodzicielkę do środka.
- To dla ciebie, z najlepszymi życzeniami.
- Dziękuję. - Przejąłem od niej dwa pakunki, odstawiłem na stolik i mocno ją uścisnąłem.
- Tęskniłam za tobą, syneczku.
- Ja za tobą też. - Cmoknąłem mamę w czoło, po czym wypuściłem z objęć. - Pokroję go - rzuciłem, wskazując na szczelnie zapakowany tort.
- Poczekajmy na Shannona.
- A gdzie on jest?
- Stoi w kolejce po szampana.
- To przyniosę talerzyki i szklanki, bo kieliszków niestety nie posiadamy.
- Nie. - Jej odmowa była jak zwykle kategoryczna. Szpitale i przychodnie odwiedzała tylko wtedy, gdy było to naprawdę konieczne. Czytaj, gdy miała jakąś ranę do zaszycia. W innych przypadkach omijała wszelakie instytucje służby zdrowia szerokim łukiem. Kiedy zapytałem o powód, odpowiedziała, że to dlatego, że szpitale kojarzą jej się ze śmiercią jej mamy. W sumie to ją rozumiałem, bo mi owa placówka kojarzyła się ze zmarłym dziadkiem, ale nie miałem aż takiej paranoi jak ona.
- No to się będziesz męczyć.
- Nic nowego - burknęła i jej wzrok wbił się w pochlapany pomarańczową farbą sufit.
I właśnie dlatego nie lubiłem, gdy chorowała. Zawsze wtedy stawała się strasznie marudna i jeszcze bardziej humorzasta niż zawsze. W jednej sekundzie głaskała czule moją dłoń, tylko po to, by w następnej nazwać mnie głupim kutasem, który jej nie rozumie. Przyzwyczaiłem się do tego, ale i tak działało mi to nieźle na nerwy.
- Ktoś dzwoni do drzwi - głos Mary wyrwał mnie z zamyślenia. Faktycznie po mieszkaniu rozniósł się ten charakterystyczny dźwięk. Wstałem i wyszedłem na korytarz. Wielkie było moje zdziwienie, gdy za drzwiami zobaczyłem swoją mamę. Byłem pewien, że nie przyjdzie.
- Można?
- Pewnie. - Delikatnie się uśmiechnąłem i wpuściłem rodzicielkę do środka.
- To dla ciebie, z najlepszymi życzeniami.
- Dziękuję. - Przejąłem od niej dwa pakunki, odstawiłem na stolik i mocno ją uścisnąłem.
- Tęskniłam za tobą, syneczku.
- Ja za tobą też. - Cmoknąłem mamę w czoło, po czym wypuściłem z objęć. - Pokroję go - rzuciłem, wskazując na szczelnie zapakowany tort.
- Poczekajmy na Shannona.
- A gdzie on jest?
- Stoi w kolejce po szampana.
- To przyniosę talerzyki i szklanki, bo kieliszków niestety nie posiadamy.
- Pomogę ci.
Weszliśmy razem do kuchni, która widocznie przypadła do gustu mojej mamie.
- Ładnie się tu urządziłeś.
- To Mary. Ja tylko przyklejałem kafelki. To ona odmalowała szafki i zaplanowała cały wystrój.
- No, a gdzie ona jest? Zostawiła cię samego w urodziny?
- Nie. Leży w pokoju, jest chora. Shannon ci nic nie mówił?
- No coś tam przebąkiwał o chorobie, ale myślałam, że chodzi mu o chorobę głowy.
- Mamo - skarciłem ją.
- Przepraszam, nie powinnam mówić takich rzeczy, w końcu to twoje święto, ale dlaczego ty w końcu nie przejrzysz na oczy? To do niczego nie prowadzi, nie widzisz tego? Wróć do domu, do rodziny. Do osób, które cię naprawdę kochają.
- Mary jest dla mnie jak rodzina i też mnie naprawdę kocha.
- Ona się tylko tobą bawi. Za jakiś czas jej się znudzisz i zostawi cię dla kolejnego frajera. To przebiegła suka. Tylko czekała na to, aż kupisz jej mieszkanie. Tak cię urządzi, że zostaniesz z niczym. To, że macie udane życie seksualne nie znaczy, że ona cię kocha. Każda dziwka jest dobra w łóżku.
- Mary! - krzyknąłem, gdy zobaczyłem, jak moja dziewczyna odwraca się na pięcie ze łzami w oczach. - Ty zawsze coś odpierdolisz - warknąłem do matki i pobiegłem za King, która właśnie zamknęła się w łazience. - Mary, otwórz.
- Nie! Nie wyjdę, dopóki ona stąd nie pójdzie.
- Kotku, proszę cię.
- Daj mi spokój, przecież jestem zwykłą pazerną kurwą!
- Nikt tak o tobie nie myśli. - Starałem się brzmieć jak najspokojniej, ale i mną targały silne emocje. Miałem ochotę wrócić do kuchni i rozwalić mamię głowę tłuczkiem do mięsa.
- A ona to niby co?!
- To Mary. Ja tylko przyklejałem kafelki. To ona odmalowała szafki i zaplanowała cały wystrój.
- No, a gdzie ona jest? Zostawiła cię samego w urodziny?
- Nie. Leży w pokoju, jest chora. Shannon ci nic nie mówił?
- No coś tam przebąkiwał o chorobie, ale myślałam, że chodzi mu o chorobę głowy.
- Mamo - skarciłem ją.
- Przepraszam, nie powinnam mówić takich rzeczy, w końcu to twoje święto, ale dlaczego ty w końcu nie przejrzysz na oczy? To do niczego nie prowadzi, nie widzisz tego? Wróć do domu, do rodziny. Do osób, które cię naprawdę kochają.
- Mary jest dla mnie jak rodzina i też mnie naprawdę kocha.
- Ona się tylko tobą bawi. Za jakiś czas jej się znudzisz i zostawi cię dla kolejnego frajera. To przebiegła suka. Tylko czekała na to, aż kupisz jej mieszkanie. Tak cię urządzi, że zostaniesz z niczym. To, że macie udane życie seksualne nie znaczy, że ona cię kocha. Każda dziwka jest dobra w łóżku.
- Mary! - krzyknąłem, gdy zobaczyłem, jak moja dziewczyna odwraca się na pięcie ze łzami w oczach. - Ty zawsze coś odpierdolisz - warknąłem do matki i pobiegłem za King, która właśnie zamknęła się w łazience. - Mary, otwórz.
- Nie! Nie wyjdę, dopóki ona stąd nie pójdzie.
- Kotku, proszę cię.
- Daj mi spokój, przecież jestem zwykłą pazerną kurwą!
- Nikt tak o tobie nie myśli. - Starałem się brzmieć jak najspokojniej, ale i mną targały silne emocje. Miałem ochotę wrócić do kuchni i rozwalić mamię głowę tłuczkiem do mięsa.
- A ona to niby co?!
Na nic zdały się moje prośby, więc chwyciłem obie paczki leżące na stole i wszedłem z powrotem do kuchni.
- Zabieraj to i już nigdy więcej się tu nie pokazuj.
- Słucham?! - Na jej twarzy malowało się przeogromne zdziwienie.
- Nic od ciebie nie chcę i nie chcę cię więcej widzieć. Nie jesteś już moją matką!
- Synku, co ty wygadujesz?
- Wyjdź stąd. Wyjdź stąd, zanim stracę cierpliwość. Drzwi są tam. - Wskazałem palcem odpowiedni kierunek i czekałem, aż kobieta w nim ruszy. Zrobiła to ze łzami w oczach, ale mnie to nie ruszało. Skoro ona nie szanowała dziewczyny, którą kochałem, ja nie zamierzałem szanować jej.
Zamknąłem za nią drzwi i wtedy z łazienki wyszła Mary. Była cała zapłakana i roztrzęsiona.
- Dlaczego ona tak bardzo mnie nienawidzi? Co ja jej takiego zrobiłam?
- Nie wiem, kotku, nie wiem. - Mocno ją do siebie przytuliłem, po czym udaliśmy się razem do sypialni.
*Ona nie kłamie, ona nie kłamie, ona nie kłamie, kokaina
......................................................
Tytuł: Mary była typem dziewczyny, która zawsze lubiła latać
Utwory wykorzystane w rozdziale:
*J.J. Cale - Cocaine
- Zabieraj to i już nigdy więcej się tu nie pokazuj.
- Słucham?! - Na jej twarzy malowało się przeogromne zdziwienie.
- Nic od ciebie nie chcę i nie chcę cię więcej widzieć. Nie jesteś już moją matką!
- Synku, co ty wygadujesz?
- Wyjdź stąd. Wyjdź stąd, zanim stracę cierpliwość. Drzwi są tam. - Wskazałem palcem odpowiedni kierunek i czekałem, aż kobieta w nim ruszy. Zrobiła to ze łzami w oczach, ale mnie to nie ruszało. Skoro ona nie szanowała dziewczyny, którą kochałem, ja nie zamierzałem szanować jej.
Zamknąłem za nią drzwi i wtedy z łazienki wyszła Mary. Była cała zapłakana i roztrzęsiona.
- Dlaczego ona tak bardzo mnie nienawidzi? Co ja jej takiego zrobiłam?
- Nie wiem, kotku, nie wiem. - Mocno ją do siebie przytuliłem, po czym udaliśmy się razem do sypialni.
*Ona nie kłamie, ona nie kłamie, ona nie kłamie, kokaina
......................................................
Tytuł: Mary była typem dziewczyny, która zawsze lubiła latać
Utwory wykorzystane w rozdziale:
*J.J. Cale - Cocaine
Data pierwotnej publikacji: 28.08.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz