Mark:
- Nie dotykaj tego - wycedziłem przez zęby, wyrywając wysokiej brunetce fotografię z dłoni.
- Kto to jest?
- Nie twój interes.
- Twoja żona, tak?
- Powiedziałem już, nie twój interes. Zabieraj kasę i wypierdalaj.
- Nie dotykaj tego - wycedziłem przez zęby, wyrywając wysokiej brunetce fotografię z dłoni.
- Kto to jest?
- Nie twój interes.
- Twoja żona, tak?
- Powiedziałem już, nie twój interes. Zabieraj kasę i wypierdalaj.
Kobieta spojrzała
na mnie i chwyciła leżący na szafce banknot.
- Przyjdę za tydzień, o tej samej porze. - Wsunęła zarobioną gotówkę za stanik i opuściła moją sypialnię.
Robiłem wszystko, co mogłem, by nie patrzyć na zdjęcie, które znajdowało się w mojej dłoni. W końcu jednak się złamałem i spojrzałem na portret swojej żony. Była taka piękna. Jej twarz zdobił szeroki uśmiech, a w niebieskich oczach malowała się ogromna radość i chęć życia.
W jej blond włosy wpleciony był duży, biały kwiat. Wyglądała jak anioł. Była aniołem, a ona mi ją odebrała. Ta pieprzona gówniara zabrała mi moją Emily. Moja własna córka odebrała mi jedyną kobietę, którą tak naprawdę kochałem. To przez Mary zginęła, to wszystko jej wina. Jej i tych jej pieprzonych fanaberii...
- Przyjdę za tydzień, o tej samej porze. - Wsunęła zarobioną gotówkę za stanik i opuściła moją sypialnię.
Robiłem wszystko, co mogłem, by nie patrzyć na zdjęcie, które znajdowało się w mojej dłoni. W końcu jednak się złamałem i spojrzałem na portret swojej żony. Była taka piękna. Jej twarz zdobił szeroki uśmiech, a w niebieskich oczach malowała się ogromna radość i chęć życia.
W jej blond włosy wpleciony był duży, biały kwiat. Wyglądała jak anioł. Była aniołem, a ona mi ją odebrała. Ta pieprzona gówniara zabrała mi moją Emily. Moja własna córka odebrała mi jedyną kobietę, którą tak naprawdę kochałem. To przez Mary zginęła, to wszystko jej wina. Jej i tych jej pieprzonych fanaberii...
***
12.03.1984
- Dobra, kochanie, ja jadę po Mary. Za dziesięć minut wyłączysz zupę, nakarmisz Lily, a potem ją położysz.
- Dobrze. - Uśmiechnąłem się i pocałowałem usta swojej żony, na których znajdowała się cienka warstwa pomadki ochronnej. Odwzajemniła pocałunek, po czym podeszła do naszej młodszej córki, która bawiła się w swoim kojcu.
- Pa, mój skowroneczku. - Pocałowała ją w czoło, zdjęła kluczyki z haczyka i zamknęła za sobą drzwi. Stanąłem przy oknie w kuchni, a gdy tylko Emily mnie w nim zobaczyła, pomachała do mnie, po czym wsiadła do swojego Forda. Odezwał się silnik, z rury wydechowej wydobyła się smużka dymu i samochód ruszył.
Ten dzień był jednym z niewielu, kiedy miałem wolne od pracy, więc zaplanowałem nam rodzinny wieczór. Wspólna kolacja, mały koncert żony i starszej córki, a potem oglądanie gwiazd. Mary od małego, noc w noc obserwowała niebo i zachwycała się jego pięknem. Dzięki niej i ja zacząłem to doceniać. Kiedy tylko nie miałem nocnej służby, razem z żoną i córką siadałem na huśtawce i patrzyłem na gwiazdy i księżyc. To mnie wyciszało i pozwalało choć na chwilę oderwać się od stresu, który odczuwałem przez wzgląd na swoją pracę. Bycie szefem policji nie należało do najmilszych zajęć na świecie, ale zawsze chciałem pomagać innym, dbać o to, by byli bezpieczni, więc nie miałem prawa narzekać.
- Dobra, kochanie, ja jadę po Mary. Za dziesięć minut wyłączysz zupę, nakarmisz Lily, a potem ją położysz.
- Dobrze. - Uśmiechnąłem się i pocałowałem usta swojej żony, na których znajdowała się cienka warstwa pomadki ochronnej. Odwzajemniła pocałunek, po czym podeszła do naszej młodszej córki, która bawiła się w swoim kojcu.
- Pa, mój skowroneczku. - Pocałowała ją w czoło, zdjęła kluczyki z haczyka i zamknęła za sobą drzwi. Stanąłem przy oknie w kuchni, a gdy tylko Emily mnie w nim zobaczyła, pomachała do mnie, po czym wsiadła do swojego Forda. Odezwał się silnik, z rury wydechowej wydobyła się smużka dymu i samochód ruszył.
Ten dzień był jednym z niewielu, kiedy miałem wolne od pracy, więc zaplanowałem nam rodzinny wieczór. Wspólna kolacja, mały koncert żony i starszej córki, a potem oglądanie gwiazd. Mary od małego, noc w noc obserwowała niebo i zachwycała się jego pięknem. Dzięki niej i ja zacząłem to doceniać. Kiedy tylko nie miałem nocnej służby, razem z żoną i córką siadałem na huśtawce i patrzyłem na gwiazdy i księżyc. To mnie wyciszało i pozwalało choć na chwilę oderwać się od stresu, który odczuwałem przez wzgląd na swoją pracę. Bycie szefem policji nie należało do najmilszych zajęć na świecie, ale zawsze chciałem pomagać innym, dbać o to, by byli bezpieczni, więc nie miałem prawa narzekać.
Rzuciłem okiem na wiszący na ścianie zegarek i gdy tylko zauważyłem, że
upłynęło już dziesięć minut, zgasiłem płomień pod garnkiem i wyjąłem z
szafki chochelkę, którą nalałem zupę do wcześniej przygotowanej przez
żonę małej miseczki. Gdy trochę przestygła, wyjąłem małą Lily z kojca i
posadziłem ją w foteliku, przy którym zwykle jadała posiłki. W przyszłym
miesiącu minie równy rok od jej narodzin. Emily już od kilku miesięcy
planowała wielkie przyjęcie z tej okazji. Podobnie było, gdy to Mary
obchodziła swoje pierwsze urodziny. Zaprosiliśmy wtedy mnóstwo gości,
kupiliśmy ogromny tort i ozdobiliśmy cały dom balonami. Skończyło się na
tym, że Mary zaraz po zdmuchnięciu świeczki spektakularnie wbiła twarz
w tort, przez co goście musieli zadowolić się samym ciastem. Nie
byliśmy źli, nikt nie był. Nasza Mary była tak uroczym dzieckiem, że
nawet gdy robiła najmniej odpowiednie rzeczy, nie potrafiliśmy się na
nią gniewać. Zawsze nazywałem ją swoim aniołkiem, przez wzgląd na jej
blond włosy i śnieżnobiałą cerę. Do tego miała przepiękny głos, który
odziedziczyła po matce, jednak śpiew nie był czymś, czym moja córka
chciała się zajmować. Ona wolała balet. Codziennie chodziła na zajęcia
taneczne i gimnastyczne. Nie oszczędzała się, ćwiczyła nawet w domu do
akompaniamentu skrzypiec, na których moja żona grała niczym rasowy
wirtuoz. Kiedy zakładała swój strój sceniczny, wyglądała jeszcze
bardziej anielsko. Była piękna, tak samo jak jej matka. Byłem pewien, że
nie będzie mogła opędzić się od adoratorów i miałem rację. Mimo iż
miała dopiero niepełne trzynaście lat, chłopcy uganiali się za nią i
kochali w niej bez pamięci. Ona jednak nie zwracała na to uwagi. Miała
swój balet, to na nim się skupiała. Nie ukrywałem, że ta postać rzeczy
niezwykle mnie cieszyła, bo jak każdy ojciec byłem zazdrosny o swoją
małą córeczkę i nie wyobrażałem sobie, by mógł jej dotykać jakiś szczyl.
Nie chciałem, żeby była taka jak dziewczęta, które trafiały do nas na
komisariat. Mimo iż były niewiele starsze od mojej córki, brały udział w
libacjach alkoholowych, kradły, brały narkotyki i trudniły się
nielegalną prostytucją. To chyba przerażało mnie najbardziej, te młode
dziewczęta oddające się dorosłym mężczyznom za marne kilka dolarów lub
działkę kokainy czy amfetaminy. Wiedziałem jednak, że mojej starszej
córce to nie groziło. Była mądra i ambitna. Nie zadawała się z
marginesem, nie podbierała mi papierosów i nie piła alkoholu. Nadejście
nowego roku zawsze świętowała lampką szampana bezalkoholowego, mimo iż
miała nasze pozwolenie na to, by pić tego z alkoholem. Odmawiała,
mówiąc, że nawet tak mała dawka może źle wpłynąć na jej organizm, a
ciało musiała mięć sprawne. I miała, potrafiła się wyginać we wszystkie
strony i bez większego wysiłku robiła szeroki szpagat. Czasami mieliśmy
wrażenie, że ma gumę zamiast kręgosłupa. Ona jednak była tak ambitna, że
uważała, że to, co już potrafiła, było jedynie zalążkiem tego, co
chciała umieć i konsekwentnie do tego dążyła, nie zaniedbując przy tym
nauki. Sam się dziwiłem temu, że mimo tylu zajęć dodatkowych przynosiła
do domu same dobre oceny. Nigdy nie otrzymała niższej noty niż C, mimo
iż wcale tego od niej nie wymagaliśmy. Emily jako kobieta z pasją
wolała, by Mary rozwijała się jako tancerka niż była wzorową uczennicą.
Ta jednak tańczyła i uczyła się bardzo efektownie. Nauka sprawiała jej
przyjemność, więc nie było tak, że całymi dniami ślęczała nad książkami i
zakuwała regułki. Nie, ona wracała ze szkoły, szła na zajęcia, jadła
obiad, odrabiała lekcje, czytała raz ostatni temat, robiła z niego
notatkę i na tym kończyła się jej nauka. To jednak wystarczało jej do
tego, by być najlepszą uczennicą w klasie.
Mary, jak to typowa baletnica, miała nienaganną postawę. Zawsze proste plecy i podniesiona głowa. To i fakt, iż była ładna i inteligentna, nie przysparzało jej wielu przyjaciół. Inne dzieciaki uważały ją za zarozumiałą i wyniosłą panienkę, ona jednak zupełnie się tym nie przejmowała. To, że od małego ćwiczyła balet przyzwyczaiło ją do rywalizacji i braku koleżeństwa. Choć też nie było tak, że nie miała koleżanek wcale. Miała, szczególnie wśród dziewczyn, z którymi chodziła na gimnastykę. W klasie też miała przyjaciółkę Caroline, bo wcale nie była nadętą panienką. Była miłą i sympatyczną dziewczyną, ale jako półkrwi Francuzka, miała w sobie coś dystyngowanego, ale nie była to maniera czy coś irytującego. Momentami bardzo przypominała mi moją teściową Heather, która była czystą Francuzką pochodzącą z arystokratycznej rodziny, która niestety cały swój majątek straciła podczas Drugiej Wojny Światowej. Mimo tego Sauniere'owie nigdy nie stracili swojej dumy i umiejętności wzbudzania respektu. Teściowa zawsze przytłaczała mnie swoją wyższością i manierami. Bałem się jej, gdyż do każdego miała chłodny dystans. Całe szczęście nie sprawdziło się tu powiedzenie, jaka matka, taka córka i Emily w całości odziedziczyła charakter po swoim ojcu, który miał ogromne poczucie humoru i polskie korzenie. Jego dziadek podczas wojny przeniósł się do Francji i tam ożenił z tancerką rewiową i to chyba właśnie po prababce Mary odziedziczyła zamiłowanie do tańca.
- No, Lily, jeszcze jedna łyżeczka - powiedziałem, gdy moja młodsza córka nie chciała już więcej jeść. Mała w odpowiedzi zakryła usta i zaczęła machać przecząco głową. - No dalej, za tatusia.
Mary, jak to typowa baletnica, miała nienaganną postawę. Zawsze proste plecy i podniesiona głowa. To i fakt, iż była ładna i inteligentna, nie przysparzało jej wielu przyjaciół. Inne dzieciaki uważały ją za zarozumiałą i wyniosłą panienkę, ona jednak zupełnie się tym nie przejmowała. To, że od małego ćwiczyła balet przyzwyczaiło ją do rywalizacji i braku koleżeństwa. Choć też nie było tak, że nie miała koleżanek wcale. Miała, szczególnie wśród dziewczyn, z którymi chodziła na gimnastykę. W klasie też miała przyjaciółkę Caroline, bo wcale nie była nadętą panienką. Była miłą i sympatyczną dziewczyną, ale jako półkrwi Francuzka, miała w sobie coś dystyngowanego, ale nie była to maniera czy coś irytującego. Momentami bardzo przypominała mi moją teściową Heather, która była czystą Francuzką pochodzącą z arystokratycznej rodziny, która niestety cały swój majątek straciła podczas Drugiej Wojny Światowej. Mimo tego Sauniere'owie nigdy nie stracili swojej dumy i umiejętności wzbudzania respektu. Teściowa zawsze przytłaczała mnie swoją wyższością i manierami. Bałem się jej, gdyż do każdego miała chłodny dystans. Całe szczęście nie sprawdziło się tu powiedzenie, jaka matka, taka córka i Emily w całości odziedziczyła charakter po swoim ojcu, który miał ogromne poczucie humoru i polskie korzenie. Jego dziadek podczas wojny przeniósł się do Francji i tam ożenił z tancerką rewiową i to chyba właśnie po prababce Mary odziedziczyła zamiłowanie do tańca.
- No, Lily, jeszcze jedna łyżeczka - powiedziałem, gdy moja młodsza córka nie chciała już więcej jeść. Mała w odpowiedzi zakryła usta i zaczęła machać przecząco głową. - No dalej, za tatusia.
Odmowa.
- Za mamusię.
Znów odmowa.
- Za Mary.
W tym momencie zabrała rączkę z buzi i
szeroko ją otworzyła. Wiedziałem, że to poskutkuje, gdyż Lily była
wpatrzona w swoją starszą siostrę jak w obrazek. Mary od początku
bardzo pomagała Emily w opiece nad nią. Zmieniała jej pieluszki, kąpała
ją, gdy moja żona musiała gdzieś wyjść, a ja byłem w pracy. Zajmowała
się nią, byśmy my mogli od czasu do czasu pójść gdzieś na kolację czy
do kina. Mary była wzorową siostrą, czasami miałem wrażenie, że była
dzieckiem idealnym. Miała tylko jedną wadę, była strasznie humorzasta.
Bardzo często się obrażała i zamykała w swoim pokoju. Potrafiła się nie
odzywać przez kilka dni pod rząd, ale to przywilej każdego artysty bez
wyjątku.
- No i proszę, jak pięknie zjadłaś. Zaraz umyjemy miseczkę i
położymy się do łóżeczka, tak?
-Taaaakkkk - odpowiedziała, szczerząc ząbki. Odstawiłem plastikową miseczkę do zlewu, opłukałem ją ciepłą wodą, po czym zaniosłem córkę do jej pokoju. Tam przebrałem ją w śpioszki i położyłem do łóżeczka. Cmoknąłem ją w czoło i wróciłem na dół. Miałem właśnie włączyć telewizor, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem swojego kolegę z pracy Freddy'ego Lopeza. Był blady jak ściana, a w jego oczach malowało się ogromne przerażenie.
- Co się stało? - zapytałem zaniepokojony.
- Emily... - zaczął, jednak silne drżenie głosu skutecznie uniemożliwiło mu dalsze mówienie.
- Co z nią?
- Miała wypadek. Razem z Mary wyjeżdżały z parkingu i...
-Taaaakkkk - odpowiedziała, szczerząc ząbki. Odstawiłem plastikową miseczkę do zlewu, opłukałem ją ciepłą wodą, po czym zaniosłem córkę do jej pokoju. Tam przebrałem ją w śpioszki i położyłem do łóżeczka. Cmoknąłem ją w czoło i wróciłem na dół. Miałem właśnie włączyć telewizor, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem swojego kolegę z pracy Freddy'ego Lopeza. Był blady jak ściana, a w jego oczach malowało się ogromne przerażenie.
- Co się stało? - zapytałem zaniepokojony.
- Emily... - zaczął, jednak silne drżenie głosu skutecznie uniemożliwiło mu dalsze mówienie.
- Co z nią?
- Miała wypadek. Razem z Mary wyjeżdżały z parkingu i...
W tym momencie
straciłem całkowitą zdolność myślenia. Nie dochodziło do mnie to, co
mówił mój przyjaciel. Miałem wrażenie, jakby mój mózg wyłączył się na te
kilka sekund, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność.
- Obie są w
szpitalu, nieprzytomne.
Zachwiałem się i gdyby nie Freddy, upadłbym na
podłogę. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem, jednak po
minię i głosie Lopeza wiedziałem, że wcale nie żartował.
- Zawieź mnie tam - wydukałem i nawet nie zamykając drzwi, ruszyłem w stronę zaparkowanego przed domem radiowozu.
- A co z Lily? - spytał.
- Śpi na górze.
- No chyba nie zostawisz jej samej i to jeszcze w otwartym domu.
- Zawieź mnie tam - wydukałem i nawet nie zamykając drzwi, ruszyłem w stronę zaparkowanego przed domem radiowozu.
- A co z Lily? - spytał.
- Śpi na górze.
- No chyba nie zostawisz jej samej i to jeszcze w otwartym domu.
Nie
wiedzieć czemu, kompletnie o tym zapomniałem. Nie myślałem logicznie.
Wróć, ja w ogóle nie myślałem.
- Wsiadaj do samochodu, ja po nią pójdę i
podrzucę ją Robinsonom.
- Dobrze. - Na drżących nogach dowlokłem się do auta, a w tym czasie Fred zaprowadził moją córkę do sąsiadów. Byłem jak w transie, zupełnie nie kontaktowałem. Nie raz widywałem rodziny ofiar wypadków, oni płakali i wrzeszczeli, ja byłem w takim szoku, że nawet na to nie było mnie stać. Moim ciałem zawładnęło otępienie, które narastało z każdą kolejną milisekundą.
- Dobrze. - Na drżących nogach dowlokłem się do auta, a w tym czasie Fred zaprowadził moją córkę do sąsiadów. Byłem jak w transie, zupełnie nie kontaktowałem. Nie raz widywałem rodziny ofiar wypadków, oni płakali i wrzeszczeli, ja byłem w takim szoku, że nawet na to nie było mnie stać. Moim ciałem zawładnęło otępienie, które narastało z każdą kolejną milisekundą.
***
- Gdzie są ranni z dzisiejszego wypadku? - zapytał Lopez dyżurującego lekarza.
- A kim panowie są?
- To mąż pani King.
Nie usłyszałem odpowiedzi lekarza, poczułem tylko
szarpnięcie. Przeszliśmy przez jasny korytarz, po którym kręciło się
wielu lekarzy, w tym ten, który przyjmował Emily i Mary. Podeszliśmy do
niego i wtedy też odzyskałem pełną sprawność umysłu.
- Co z moją żoną i córką?! - zapytałem niemal gorączkowym tonem.
- Pańska żona cały czas jest operowana, a córka leży na sali piętro wyżej. Ma złamany obojczyk i niegroźny uraz głowy. Jej stan jest stabilny. Wróciła jej przytomność, ale podano jej środek nasenny - odczytał z kartki zupełnie beznamiętnym głosem.
- Ale co to za operacja, do cholery?!
-Mark, spokojnie - odezwał się Freddy.
- Co spokojnie? Chyba mam prawo być zdenerwowany!
- Ten pan ma rację, nerwy są tu najmniej potrzebne. Co do zabiegu, u pańskiej żony wystąpił silny krwotok wewnętrzny, nasi chirurdzy właśnie starają się zlokalizować i usunąć jego źródło, co nie jest łatwe, więc naprawdę proszę się uzbroić w cierpliwość.
- Łatwo panu mówić, bo to nie pańska żona tam leży.
- Zaraz poproszę siostrę, by podała panu leki uspokajające.
- Nie chcę żadnych leków! Chcę iść do swojej córki.
- Sala sto piętnaście. Zaraz ktoś tam pana zaprowadzi.
- Sam trafię - burknąłem i nie czekając na Lopeza, pobiegłem na schody.
Mary leżała na łóżku. Jej lewa ręka schowana była pod białym temblakiem, a na czoło naklejony miała duży plaster. Była jeszcze bledsza niż zawsze, choć nie sądziłem, że było to możliwe. Usiadłem przy niej i złapałem ją za dłoń. Na salę operacyjną wejść nie mogłem, więc chciałem być przy córce, gdy ta się obudzi.
- Co z moją żoną i córką?! - zapytałem niemal gorączkowym tonem.
- Pańska żona cały czas jest operowana, a córka leży na sali piętro wyżej. Ma złamany obojczyk i niegroźny uraz głowy. Jej stan jest stabilny. Wróciła jej przytomność, ale podano jej środek nasenny - odczytał z kartki zupełnie beznamiętnym głosem.
- Ale co to za operacja, do cholery?!
-Mark, spokojnie - odezwał się Freddy.
- Co spokojnie? Chyba mam prawo być zdenerwowany!
- Ten pan ma rację, nerwy są tu najmniej potrzebne. Co do zabiegu, u pańskiej żony wystąpił silny krwotok wewnętrzny, nasi chirurdzy właśnie starają się zlokalizować i usunąć jego źródło, co nie jest łatwe, więc naprawdę proszę się uzbroić w cierpliwość.
- Łatwo panu mówić, bo to nie pańska żona tam leży.
- Zaraz poproszę siostrę, by podała panu leki uspokajające.
- Nie chcę żadnych leków! Chcę iść do swojej córki.
- Sala sto piętnaście. Zaraz ktoś tam pana zaprowadzi.
- Sam trafię - burknąłem i nie czekając na Lopeza, pobiegłem na schody.
Mary leżała na łóżku. Jej lewa ręka schowana była pod białym temblakiem, a na czoło naklejony miała duży plaster. Była jeszcze bledsza niż zawsze, choć nie sądziłem, że było to możliwe. Usiadłem przy niej i złapałem ją za dłoń. Na salę operacyjną wejść nie mogłem, więc chciałem być przy córce, gdy ta się obudzi.
***
Dochodziła piąta rano, a moja żona nadal leżała na stole operacyjnym. Zastanawiałem się, jak to możliwe, ile czasu można szukać głupiego źródła krwawienia? Dlaczego trwało to, aż tak długo? Położyłem głowę na materacu i cały czas ściskając dłoń Mary, modliłem się, by wszystko było dobrze, choć zwykle tego nie robiłem.
- Tato, co z mamą? - usłyszałem i podniosłem głowę. Moja córka właśnie się obudziła. Jej głos był zachrypnięty i bardzo słaby.
- Nie wiem, lekarze cały czas ją operują - odpowiedziałem, czując, jak łzy napływają do moich oczu. Nie potrafiłem ich już zatrzymać. Tak bardzo się bałem. Tak bardzo bałem się tego, że stracę Emily. Z każdą sekundą strach był coraz większy. Nie mogłem jeść i pić. Nie chciałem nawet wrócić do domu, by się przespać. I tak bym nie zasnął, nie wtedy.
- Boję się, tato.
- Ja też, córeczko, ja też. - Ścisnąłem dłoń Mary jeszcze mocniej i czekałem. Moje oczekiwanie zakończyło się po dwudziestu minutach, kiedy to do sali wszedł lekarz. - Panie doktorze, co z moją żoną? - zapytałem, zanim mężczyzna zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Robiliśmy, co w naszej mocy, jednak obrażenia wewnętrzne były zbyt rozległe. Bardzo mi przykro, ale pańska żona właśnie zmarła.
W jednej chwili
poczułem przeraźliwe ukłucie w sercu i zrobiło mi się słabo. Przed
oczami przeleciało mi stado białych plamek, a jedynym, co słyszałem, był
krzyk Mary, ale po chwili i on ucichł. Słyszałem już tylko szybkie bicie
swojego serca. Złamanego serca, które bezpowrotnie straciło swoją
miłość.
***
Styczeń 1991
To wina tego kierowcy, to on uderzył w samochód Emily.
-Ale gdyby nie Mary, Emily nie wyszłaby z domu.
Nie możesz jej za to obwiniać, to twoja córka.
- Nie zasłużyła na to, by nosić moje nazwisko. To zwykła narkomanka i dziwka.
Przecież była twoim ślicznym aniołkiem.
- Była, czas przeszły.
Ty ją do tego doprowadziłeś.
- Ja? Nie ja jej kazałem ćpać.
Ale ty ją biłeś. Ty pozwoliłeś na to, by Lopez się do niej dobierał.
- Zasłużyła na bicie, a Lopez zapłacił za swoje.
To cię nie rozgrzesza, Mark.
- Kim ty, do cholery, jesteś, by o tym decydować?
Twoim sumieniem.
- Ja nie mam sumienia...
To wina tego kierowcy, to on uderzył w samochód Emily.
-Ale gdyby nie Mary, Emily nie wyszłaby z domu.
Nie możesz jej za to obwiniać, to twoja córka.
- Nie zasłużyła na to, by nosić moje nazwisko. To zwykła narkomanka i dziwka.
Przecież była twoim ślicznym aniołkiem.
- Była, czas przeszły.
Ty ją do tego doprowadziłeś.
- Ja? Nie ja jej kazałem ćpać.
Ale ty ją biłeś. Ty pozwoliłeś na to, by Lopez się do niej dobierał.
- Zasłużyła na bicie, a Lopez zapłacił za swoje.
To cię nie rozgrzesza, Mark.
- Kim ty, do cholery, jesteś, by o tym decydować?
Twoim sumieniem.
- Ja nie mam sumienia...
Mary:
Leżałam na łóżku i wsłuchiwałam się w ciszę. Nie lubiłam jej, bo zawsze zwiastowała coś złego. Poprawiłam poduszkę i wbiłam wzrok w oświetlony blaskiem księżyca sufit. Była pełnia, gwiazdy świeciły na bezchmurnym niebie. Nie patrzyłam na nie. Nie byłam w stanie, czułam jakiś nieuzasadniony strach, przeraźliwy niepokój. Miałam wrażenie, że za chwilę stanie się coś złego. Znów poprawiłam poduszkę i wtedy też usłyszałam samochód ojca. Właśnie wrócił z pracy. Wytężyłam słuch, tylko jedno trzaśnięcie, był sam. Nie cieszyło mnie to, bo gdyby przyjechał z kimś, miałabym pewność, że nie dostanę.
Ojciec przekręcił klucz w drzwiach, które głośno trzasnęły. Był zły. Zawsze gdy nie miał humoru, trzaskał drzwiami. Słyszałam wszystkie jego kroki, stąd też wiedziałam, że wszedł do kuchni i zaczęłam powtarzać w myślach, jak mantrę: nie wołaj mnie, nie wołaj mnie, nie wołaj mnie.
- Mary!
Leżałam na łóżku i wsłuchiwałam się w ciszę. Nie lubiłam jej, bo zawsze zwiastowała coś złego. Poprawiłam poduszkę i wbiłam wzrok w oświetlony blaskiem księżyca sufit. Była pełnia, gwiazdy świeciły na bezchmurnym niebie. Nie patrzyłam na nie. Nie byłam w stanie, czułam jakiś nieuzasadniony strach, przeraźliwy niepokój. Miałam wrażenie, że za chwilę stanie się coś złego. Znów poprawiłam poduszkę i wtedy też usłyszałam samochód ojca. Właśnie wrócił z pracy. Wytężyłam słuch, tylko jedno trzaśnięcie, był sam. Nie cieszyło mnie to, bo gdyby przyjechał z kimś, miałabym pewność, że nie dostanę.
Ojciec przekręcił klucz w drzwiach, które głośno trzasnęły. Był zły. Zawsze gdy nie miał humoru, trzaskał drzwiami. Słyszałam wszystkie jego kroki, stąd też wiedziałam, że wszedł do kuchni i zaczęłam powtarzać w myślach, jak mantrę: nie wołaj mnie, nie wołaj mnie, nie wołaj mnie.
- Mary!
Serce mi przyspieszyło, a w gardle stanęła gula. Zawołał mnie, to nie
zwiastowało nic dobrego. Mimo ogromnego strachu wstałam z łóżka,
opuściłam pokój i na drżących nogach zeszłam na dół.
- Dlaczego gary nie
są pomyte? - padło z ust mężczyzny, gdy blada jak ściana przekroczyłam
próg kuchni.
- Źle się czułam i nie miałam już siły.
- Źle się czułaś, powiadasz. A co cię bolało? Główka od kaca? A może dupa od rżnięcia, co? Jak nic szykowało się lanie, słyszałam to w jego głosie.
- Brzuch, zjadłam coś nieświeżego - wydukałam, nie mogąc powstrzymać drżenia głosu.
- O proszę, brzuszek cię bolał. Pewnie od połykania. Bo połykasz, co? Na pewno, takie zdziry jak ty zawsze połykają. - Zaśmiał się i podszedł do mnie. Objął ramieniem i przysiadł na stole. - Ty nawet nie wiesz, jak bardzo cię nienawidzę. Jak wielką mam ochotę, rozwalić ci ten durny łeb.
- Źle się czułam i nie miałam już siły.
- Źle się czułaś, powiadasz. A co cię bolało? Główka od kaca? A może dupa od rżnięcia, co? Jak nic szykowało się lanie, słyszałam to w jego głosie.
- Brzuch, zjadłam coś nieświeżego - wydukałam, nie mogąc powstrzymać drżenia głosu.
- O proszę, brzuszek cię bolał. Pewnie od połykania. Bo połykasz, co? Na pewno, takie zdziry jak ty zawsze połykają. - Zaśmiał się i podszedł do mnie. Objął ramieniem i przysiadł na stole. - Ty nawet nie wiesz, jak bardzo cię nienawidzę. Jak wielką mam ochotę, rozwalić ci ten durny łeb.
Akurat to wiedziałam. Tylko tego byłam w życiu pewna, nienawiści ze
strony ojca.
- Głupia szmata - wycedził przez zęby i pchnął mnie do
przodu. Był silny, niezwykle silny, więc zatrzymałam się na drugim końcu
pomieszczenia. Mój brzuch uderzył w blat szafki. Uderzył tak mocno, że
poczułam ból.
Zasada numer jeden: nie pokazuj swojego cierpienia.
Zacisnęłam zęby i wyprostowałam się, bałam się jednak odwrócić. Nie chciałam na niego patrzeć, nie chciałam, by zobaczył strach w moich oczach. Jednak on, jakby czytał w moich myślach.
- Boisz się mnie. Boisz się mnie tak bardzo, że prawie sikasz w gacie ze strachu. Czuję to, wiem to, ty szmato. - Ruszył z miejsca. Szedł w moją stronę, a ja nadal nie miałam odwagi się odwrócić. - Pieprzona morderczyni - te słowa odbiły się echem w mojej głowie, zawsze się odbijały. Zawsze bolały mnie najbardziej ze wszystkich wyzwisk i obelg. - Zabiłaś ją. To przez ciebie umarła. To wszystko twoja wina, ty paskudna suko! - wrzasnął i moja głowa pod wpływem silnego szarpnięcia, odchyliła się do tyłu. - Musisz mięć pewnie kurewskie wyrzuty sumienia, co? Pewnie dręczy cię to, że zabiłaś własną matkę. No odpowiadaj! - krzyknął mi prosto do ucha.
- Nie zabiłam jej. - Powoli traciłam panowanie nad swoim głosem. Ojciec ściskał moje włosy tak mocno, że czułam już tylko ból.
- I jeszcze się wypiera, bezczelna kurwa. Zabiłaś ją! Zabiłaś moją Emily! - Puścił moje włosy, jednak zanim zdążyłam poczuć ulgę, zarzucił przedramię na moją szyję. Poczułam ostry zapach potu, nie mogłam złapać oddechu. W myślach widziałam swoją zmiażdżoną krtań.
Stopy oderwały się od podłogi i zaczęły bezwiednie się poruszać. Zabił mnie, mój własny ojciec mnie zabił.
Zasada numer jeden: nie pokazuj swojego cierpienia.
Zacisnęłam zęby i wyprostowałam się, bałam się jednak odwrócić. Nie chciałam na niego patrzeć, nie chciałam, by zobaczył strach w moich oczach. Jednak on, jakby czytał w moich myślach.
- Boisz się mnie. Boisz się mnie tak bardzo, że prawie sikasz w gacie ze strachu. Czuję to, wiem to, ty szmato. - Ruszył z miejsca. Szedł w moją stronę, a ja nadal nie miałam odwagi się odwrócić. - Pieprzona morderczyni - te słowa odbiły się echem w mojej głowie, zawsze się odbijały. Zawsze bolały mnie najbardziej ze wszystkich wyzwisk i obelg. - Zabiłaś ją. To przez ciebie umarła. To wszystko twoja wina, ty paskudna suko! - wrzasnął i moja głowa pod wpływem silnego szarpnięcia, odchyliła się do tyłu. - Musisz mięć pewnie kurewskie wyrzuty sumienia, co? Pewnie dręczy cię to, że zabiłaś własną matkę. No odpowiadaj! - krzyknął mi prosto do ucha.
- Nie zabiłam jej. - Powoli traciłam panowanie nad swoim głosem. Ojciec ściskał moje włosy tak mocno, że czułam już tylko ból.
- I jeszcze się wypiera, bezczelna kurwa. Zabiłaś ją! Zabiłaś moją Emily! - Puścił moje włosy, jednak zanim zdążyłam poczuć ulgę, zarzucił przedramię na moją szyję. Poczułam ostry zapach potu, nie mogłam złapać oddechu. W myślach widziałam swoją zmiażdżoną krtań.
Stopy oderwały się od podłogi i zaczęły bezwiednie się poruszać. Zabił mnie, mój własny ojciec mnie zabił.
***
Znów
znajdowałam się w łóżku, tym razem w swoim mieszkaniu, obok swojego
chłopaka, który patrzył na mnie przerażonym wzrokiem.
- Znowu?
- Znowu?
Kiwnęłam twierdząco głową i wtedy Jared mocno mnie do siebie
przytulił. Jego zapach był miłą odmianą po pocie pieprzonego bydlaka.
Mimo iż to był tylko sen, czułam ten smród tak intensywnie, jakby to wszystko działo się naprawdę. Może dlatego, że się działo. Działo się kilka lat wcześniej. Miałam wtedy szesnaście lat. Dusił mnie tak mocno, że straciłam przytomność i przez kilka dni nie mogłam mówić. Bałam się, że straciłam głos na zawsze, ale tak się na szczęście nie stało.
Mimo iż to był tylko sen, czułam ten smród tak intensywnie, jakby to wszystko działo się naprawdę. Może dlatego, że się działo. Działo się kilka lat wcześniej. Miałam wtedy szesnaście lat. Dusił mnie tak mocno, że straciłam przytomność i przez kilka dni nie mogłam mówić. Bałam się, że straciłam głos na zawsze, ale tak się na szczęście nie stało.
- Już
lepiej? - zadał kolejne pytanie Jared, patrząc mi prosto w oczy.
- Tak, chyba tak. - Cała drżałam, a moje ciało było mokre od potu. Te wspomnienia były okropne. Zakłócały moją równowagę i sprawiały, że przez chwilę czułam się jak bezbronne popychadło. Nie lubiłam tego uczucia. Lubiłam czuć się silna i bezpieczna i czułam się tak, gdy trzymał mnie w ramionach Jerry. Przy nim wszystko było lepsze, bardziej kolorowe, piękniejsze. Nie sądziłam, że spotkam w swoim życiu kogoś takiego jak on. Myślałam, że po Oliverze już nigdy nie zaznam miłości. Byłam pewna, że faceci będą ze mną tylko i wyłącznie dla seksu, ale myliłam się i to bardzo.
- Zaśniesz?
- Tak.
- Tak, chyba tak. - Cała drżałam, a moje ciało było mokre od potu. Te wspomnienia były okropne. Zakłócały moją równowagę i sprawiały, że przez chwilę czułam się jak bezbronne popychadło. Nie lubiłam tego uczucia. Lubiłam czuć się silna i bezpieczna i czułam się tak, gdy trzymał mnie w ramionach Jerry. Przy nim wszystko było lepsze, bardziej kolorowe, piękniejsze. Nie sądziłam, że spotkam w swoim życiu kogoś takiego jak on. Myślałam, że po Oliverze już nigdy nie zaznam miłości. Byłam pewna, że faceci będą ze mną tylko i wyłącznie dla seksu, ale myliłam się i to bardzo.
- Zaśniesz?
- Tak.
Słysząc tę odpowiedź, Jared z powrotem się położył i dotknął mojej dłoni.
- Przytul się do mnie.
- Przytul się do mnie.
Na mej twarzy zagościł mimowolny uśmiech. Uwielbiałam,
kiedy mnie o to prosił, bo uwielbiałam leżeć w jego ramionach. Czuć jego
zapach, delikatność jego skóry, bicie serca i spokojny oddech.
Tak, spokój był czymś, za co go podziwiałam. Jared, w odróżnieniu ode mnie, denerwował się bardzo rzadko i potrafił zachować zimną krew w stresujących sytuacjach.
Położyłam głowę na jego ramieniu i wtuliłam w nagi tors. Pachniał czystością, dezodorantem i sobą. Zamknęłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w rytm jego bijącego serca. Serca, które moje serce kochało najmocniej na świecie...
Tak, spokój był czymś, za co go podziwiałam. Jared, w odróżnieniu ode mnie, denerwował się bardzo rzadko i potrafił zachować zimną krew w stresujących sytuacjach.
Położyłam głowę na jego ramieniu i wtuliłam w nagi tors. Pachniał czystością, dezodorantem i sobą. Zamknęłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w rytm jego bijącego serca. Serca, które moje serce kochało najmocniej na świecie...
***
- Naprawdę nie możesz jechać z nami?
- Naprawdę. Nie chcę wykorzystywać Steviego i tak dał mi już dużo wolnego.
- Nie wytrzymam tyle bez ciebie - dodał tak uroczym tonem, że zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Wytrzymasz, to tylko dwa dni.
- To aż dwa dni.
- Naprawdę. Nie chcę wykorzystywać Steviego i tak dał mi już dużo wolnego.
- Nie wytrzymam tyle bez ciebie - dodał tak uroczym tonem, że zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Wytrzymasz, to tylko dwa dni.
- To aż dwa dni.
Znajomy Valleya usłyszał zespół Jareda w zeszłym tygodniu
i postanowił wypożyczyć ich sobie na weekend. Facet miał sieć
popularnych lokali w Seattle, więc to było coś. Chciałam im towarzyszyć,
ale niestety uniemożliwiła mi to praca. Steve był dla mnie niezwykle
dobry, więc głupio mi było znów prosić o wolne. Musiałam odpracować
wszystkie kace i choroby.
- No już tak nie marudź. - Uśmiechnęłam się i usiadłam Jaredowi na kolanach.
- Nie marudzę.
- Marudzisz i to strasznie. Musimy też od siebie odpoczywać.
- Ale ja nie chcę od ciebie odpoczywać.
- Chcesz, chcesz, tylko się nie przyznajesz. - Wbiłam mu palec w żebra, na co ten wydał z siebie przezabawny dźwięk.
- Zamiast mnie kłuć, powinnaś mnie tulić i całować.
- No i co jeszcze?
- Nie obraziłbym się, gdybyś zafundowała mi pożegnalny numerek.
- Pożegnalny numerek powiadasz. No nie wiem. - Spojrzałam na niego badawczym wzrokiem, a ten wypchnął dolną wargę. Zawsze rozczulał mnie ten widok, bo Jerry robiąc taką minę, przypomniał słodkiego szczeniaczka. Położyłam dłonie na jego policzkach i przyssałam się ustami do jego dolnej wargi. Nawet nasze pocałunki były nie z tej ziemi. Zwykle faceci wpychali mi języki do gardła, ale nie Jared. On lubił subtelne zabawy, takie swoiste pocałunkowe podchody. To on nauczył mnie prawdziwej czułości i delikatności.
- No już tak nie marudź. - Uśmiechnęłam się i usiadłam Jaredowi na kolanach.
- Nie marudzę.
- Marudzisz i to strasznie. Musimy też od siebie odpoczywać.
- Ale ja nie chcę od ciebie odpoczywać.
- Chcesz, chcesz, tylko się nie przyznajesz. - Wbiłam mu palec w żebra, na co ten wydał z siebie przezabawny dźwięk.
- Zamiast mnie kłuć, powinnaś mnie tulić i całować.
- No i co jeszcze?
- Nie obraziłbym się, gdybyś zafundowała mi pożegnalny numerek.
- Pożegnalny numerek powiadasz. No nie wiem. - Spojrzałam na niego badawczym wzrokiem, a ten wypchnął dolną wargę. Zawsze rozczulał mnie ten widok, bo Jerry robiąc taką minę, przypomniał słodkiego szczeniaczka. Położyłam dłonie na jego policzkach i przyssałam się ustami do jego dolnej wargi. Nawet nasze pocałunki były nie z tej ziemi. Zwykle faceci wpychali mi języki do gardła, ale nie Jared. On lubił subtelne zabawy, takie swoiste pocałunkowe podchody. To on nauczył mnie prawdziwej czułości i delikatności.
Dłoń Jareda zawędrowała na moją twarz i delikatnie ją
głaskała, podczas gdy usta bawiły się razem z moimi.
- Zasłużyłeś na ten
numerek - mruknęłam, gdy jego język subtelnie wysunął się z mojej jamy
ustnej. Nikt nigdy mnie tak nie całował. Nikt.
Zsunęłam bieliznę, a Jared rozpiął spodnie. Uniosłam się, a gdy opadłam, poczułam w sobie jego nabrzmiałego członka. Moja pochwa rozciągała się, dostosowując się do rozmiaru wsuwającego się w nią penisa. Mruknęłam i zaczęłam się kołysać. Powoli i z wyczuciem. Nie wykonywałam żadnych niepotrzebnych ruchów. Bujałam się, patrząc w oczy swojego chłopaka, w których widoczna była narastająca rozkosz. Uwielbiałam ten widok. Działał on na mniej jak mało co. Świadomość, że dawałam ukochanej osobie rozkosz, potęgowała moją własną błogość. W końcu mimowolnie zacisnęłam powieki i przygryzłam wargi. Silny dreszcz ogarnął moje ciało, a z ust wypłynął jęk.
Zsunęłam bieliznę, a Jared rozpiął spodnie. Uniosłam się, a gdy opadłam, poczułam w sobie jego nabrzmiałego członka. Moja pochwa rozciągała się, dostosowując się do rozmiaru wsuwającego się w nią penisa. Mruknęłam i zaczęłam się kołysać. Powoli i z wyczuciem. Nie wykonywałam żadnych niepotrzebnych ruchów. Bujałam się, patrząc w oczy swojego chłopaka, w których widoczna była narastająca rozkosz. Uwielbiałam ten widok. Działał on na mniej jak mało co. Świadomość, że dawałam ukochanej osobie rozkosz, potęgowała moją własną błogość. W końcu mimowolnie zacisnęłam powieki i przygryzłam wargi. Silny dreszcz ogarnął moje ciało, a z ust wypłynął jęk.
***
- A co ty taka
przybita?
Gdy tylko to usłyszałam, szybko podniosłam głowę z blatu.
Josh spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem i usiadł przy barze.
- Jared wyjechał - odpowiedziałam, sięgając po kufel.
- Czyli będzie cię można wyciągnąć na jakaś imprezę.
- Imprezę? Nie mam nastroju. Po pracy chcę iść do domu, wziąć kąpiel i pójść spać.
- Nudziara. - Jo wyjął z plastikowego pojemniczka wykałaczkę i zaczął ją obkręcać w palcach.
- Tam od razu nudziara. Pracuję, więc należy mi się chwila relaksu.
- Przecież impreza to najlepszy relaks.
- Może dla ciebie.
- No to chociaż się ze mną napij.
- Teraz nie mogę.
- To za... - tu Josh spojrzał na zegarek - pół godziny. Wtedy już będziesz po pracy.
- No dobra, ale tylko jeden drink.
- Jeden, a potem odstawiam cię bezpiecznie do domku, gdzie będziesz się nudzić, zamiast świetnie bawić.
- Jared wyjechał - odpowiedziałam, sięgając po kufel.
- Czyli będzie cię można wyciągnąć na jakaś imprezę.
- Imprezę? Nie mam nastroju. Po pracy chcę iść do domu, wziąć kąpiel i pójść spać.
- Nudziara. - Jo wyjął z plastikowego pojemniczka wykałaczkę i zaczął ją obkręcać w palcach.
- Tam od razu nudziara. Pracuję, więc należy mi się chwila relaksu.
- Przecież impreza to najlepszy relaks.
- Może dla ciebie.
- No to chociaż się ze mną napij.
- Teraz nie mogę.
- To za... - tu Josh spojrzał na zegarek - pół godziny. Wtedy już będziesz po pracy.
- No dobra, ale tylko jeden drink.
- Jeden, a potem odstawiam cię bezpiecznie do domku, gdzie będziesz się nudzić, zamiast świetnie bawić.
Pokręciłam głową i podałam przyjacielowi piwo.
Pół godziny później siedzieliśmy razem przy stoliku i sączyliśmy
drinki. Chciałam to odbębnić i wrócić do domu.
Wzięłam kolejny łyk wódki z colą i poczułam dziwne uderzenie gorąca. Zakręciło mi się w głowie, a kolana zadrżały. Wszystko dookoła zaczęło wirować niczym karuzela i nagle zapadła ciemność...
................................................
Tytuł: Puste pokoje, gdzie uczymy się żyć bez miłości
Zdecydowałam się na napisanie z perspektywy Marka, by przedstawić jego odczucia, co do śmierci Emily i by choć trochę pokazać przeszłość Mary, przybliżyć jej charakter sprzed wypadku. Chciałam też nieco zagłębić się w jej korzenie, z grubsza przedstawić rodzinę, bo wcześniej nie poruszałam tej kwestii, a niektórych mogło to ciekawić.
Wzięłam kolejny łyk wódki z colą i poczułam dziwne uderzenie gorąca. Zakręciło mi się w głowie, a kolana zadrżały. Wszystko dookoła zaczęło wirować niczym karuzela i nagle zapadła ciemność...
................................................
Tytuł: Puste pokoje, gdzie uczymy się żyć bez miłości
Zdecydowałam się na napisanie z perspektywy Marka, by przedstawić jego odczucia, co do śmierci Emily i by choć trochę pokazać przeszłość Mary, przybliżyć jej charakter sprzed wypadku. Chciałam też nieco zagłębić się w jej korzenie, z grubsza przedstawić rodzinę, bo wcześniej nie poruszałam tej kwestii, a niektórych mogło to ciekawić.
Data pierwotnej publikacji: 2.10.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz