Przewróciłam się na drugi bok i starałam zasnąć, jednak ból był zbyt
silny. Zacisnęłam zęby, uformowałam dłoń w pięść i cedziłam w myślach
najgorsze przekleństwa, jakie znałam. W końcu po prostu wstałam. Zrobiłam
to po cichu, by nie obudzić Jareda. Po drobnej sprzeczce, jak zwykle
godziliśmy się długo i namiętnie. Był wykończony, a rano musiał wstać do
pracy.
Wsunęłam stopy w kapcie i opuściłam sypialnie. Na korytarzu
panował półmrok. Przez rozsunięte zasłony wpadało do mieszkania światło
księżyca, dzięki któremu wszystko dobrze widziałam. Zrobiłam kilka
kroków i nacisnęłam klamkę. Zapaliłam światło i stanęłam przed wiszącym
na ścianie lustrem. Moja twarz wyglądała okropnie: blada i pokryta
kroplami potu. Przekręciłam kurek i obmyłam się zimną wodą, jednak nie
poczułam żadnej ulgi. Miałam wrażenie, że przez moją kość przepływa
ogromny ładunek prądu i rozrywa ją od środka. Zacisnęłam powieki, ale i
to nic nie dało. Oparłam się plecami o ścianę i osunęłam na podłogę.
Wtedy też usłyszałam ciche kroki Jareda.
- Coś się stało? - zapytał
zaspanym głosem, przykucając obok mnie. Nie miałam nawet siły mu
odpowiedzieć, ale wystarczyło, że na mnie spojrzał i już wiedział.
- Obojczyk? Przytaknęłam.
- Mary, naprawdę powinnaś pójść z tym do
lekarza.
- A co mi lekarz pomoże? Norton mówił, że po tych wszystkich
złamaniach będzie mnie boleć i nie ma na to rady. Pójdę do szpitala i
dadzą mi jakieś leki przeciwbólowe, które i tak mi nie pomogą. Szkoda
czasu i fatygi.
- I będziesz się tak męczyć?
- W kosmetyczce mam jeszcze działkę.
- Miała być na jutro.
- To
nadzwyczajna sytuacja - odpowiedziałam, a Jay wstał z podłogi i
podszedł do niewielkiej szafki stojącej przy pralce. - Zrób mi kreskę,
tylko taką wiesz, porządną. Muszę się znieczulić, bo inaczej mnie szlag
trafi.
- Już. - Jerry podsunął mi opakowanie po podpaskach, na którym
usypał ścieżkę kokainy, a ja pochyliłam się i nieco leniwie wciągnęłam
wszystko do prawej dziurki. Głęboko westchnęłam, po czym znów oparłam
się o ścianę, czekając aż magiczny proszek zacznie działać. Po kilku
minutach nie czułam już bólu, czułam tylko ramiona swojego chłopaka,
oplecione w okół mojego ciała i jego brodę na swojej głowie. - Już nie
boli?
- Nie. Mam ochotę przyssać się do twojej szyi, mogę?
Jay tylko
się zaśmiał, więc nieco się przesunęłam i musnęłam wargami jego
delikatną skórę. Zadrżał. Moje usta leniwie i zmysłowo wędrowały po szyi
szatyna, a ten masował moje plecy. Wysunęłam język. Znów zadrżał.
Czułam jego smak, niezwykły, jedyny w swoim rodzaju.
- Mary, muszę wracać do łóżka.
- I tak już nie zaśniesz - mruknęłam, przysuwając usta do ucha chłopaka.
- Mam na rano do pracy.
- Nieważne. - Moje wargi dotknęły płatka jego ucha.
- Mary.
Nie odpowiedziałam, tylko okrążyłam językiem całą małżowinę i kąsnęłam
płatek. Serce biło mu zdecydowanie szybciej, mi też. Powoli skierowałam
dłoń pod spodnie jego piżamy i zaczęłam masować ożywiającego się pod
moim dotykiem penisa. Jay nie pozostawał mi dłużny i jego kończyna
zawędrowała pod moje figi. Cicho jęknęłam i nieco się uniosłam, co
zdecydowanie ułatwiło mu ruchy. Jego palce intensywnie masowały moją
łechtaczkę, sprawiając, że robiło mi się coraz goręcej. Wolną dłoń
wsunął pod moją koszulę i zacisnął ją na piersi. Przygryzłam dolną wargę
i zwiększyłam nieco tempo. Jego członek był już sztywny, a moja wagina
wilgotna. Na naszych twarzach zaczął malować się wyraz błogiej rozkoszy.
Przycisnęłam wargi do jego ust i zakołysałam biodrami, by spotęgować
przyjemność, którą dawał mi jego dotyk. Dokładnie w momencie, w którym
przeszła mnie fala orgazmu, Jared wypuścił nasienie.
- Fajnie pulsujesz -
zaśmiał się Jay, którego dłoń cały czas znajdowała się w mojej
bieliźnie.
- Czuję. Ręka mi się klei - dodałam, opierając się o jego zasłonięty podkoszulkiem tors.
- To umyj.
- Nie
chce mi się, wolę sobie tak z tobą tu posiedzieć. Wiesz, że jak miałam
jedenaście lat, zarzekałam się, że nigdy nie dotknę penisa?
- Serio?
- Serio.
Byłam kiedyś u koleżanki i znalazłyśmy w szafce jej rodziców kasetę z
filmem porno. Włączyłyśmy ją z czystej ciekawości. W pierwszej scenie
robótki ręczne. Sam widok penisa był dla mnie czymś obrzydliwym, a jak
jeszcze wystrzeliło z niego nasienie i spłynęło po dłoni kobiety, to już
w ogóle zrobiło mi się niedobrze. W drugiej scenie do parki dołączyła
jeszcze jedna kobieta i zaczęła strzelać palcówkę tej pierwszej, ona jej
z resztą też. Spojrzałyśmy na siebie z koleżanką i...
-... rozebrałyście się i zaczęłyście robić to samo? - zapytał w ten swój brudny sposób.
- Nie. Wykrzywiłyśmy się i poszłyśmy bawić lalkami.
- Eee, a ja tu liczyłem na pikantną historyjkę.
- Zboczeniec. Wtedy nie dotykałam nawet swojej cipki, a co dopiero cudzej.
- No
tak, ciągle zapominam, że kiedyś byłaś niewinną dziewicą.
Pokręciłam
głową i delikatnie się uśmiechnęłam. Podniecenie wywołane kokainą minęło.
Bałam się, że gdy haj puści, znów będzie bolało, jednak tak się nie
stało. Razem z Jerrym wróciliśmy do łóżka. Dochodziła czwarta, więc
mogliśmy poleżeć razem jeszcze dwie godziny. Nic nie mówiąc, patrzyliśmy w
sufit i dotykaliśmy swoich dłoni. Pełnia szczęścia.
***
- Zobacz kogo
przyprowadziłem - usłyszałam i wyszłam na korytarz. Gdy tylko zobaczyłam
swoją siostrę, szeroko się uśmiechnęłam i ruszyłam w jej stronę z
rozłożonymi ramionami. Nie widziałam jej od dnia, w którym babcia nas
wyeksmitowała, więc zdążyłam się strasznie za nią stęsknić.
- Było mi smutno, jak do mnie nie przyjechałaś w święta.
- Wiem, ale byłam chora. Dopiero niedawno wyzdrowiałam. Matko, jak ty urosłaś!
- Jeden centymetr - rzuciła z dumą Lily.
- Jeden? Ja bym powiedziała, że pięć!
- Aż tyle to nie.
- Wiesz co, Karaluszku? Rozbierz się, a ja ci zrobię pyszne kakao, dobra?
- Dobrze. - Uśmiechnęła się, a ja cmoknęłam ją w policzek. Tak naprawdę wcale nie miałam ochoty wypuszczać jej z ramion, chciałam tulić ją przez cały czas. - Mary, ale jak mam się rozebrać, jak mnie trzymasz?
- Już puszczam. - Odsunęłam się od siostry i spojrzałam na Jareda. On również się uśmiechał, bo zawsze rozczulała go moja relacja z Lil. Dla mnie tak właśnie powinno wyglądać każde rodzeństwo, szczególnie takie z dużą różnicą wieku. Nie wyobrażałam sobie tego, że mogłabym nienawidzić Lily, wyzywać ją, dokuczać. Przecież to najsłodsza istotka na świecie, jak mogłabym jej nie kochać?
W końcu podniosłam się z podłogi i poszłam do kuchni. Zaraz po mnie wszedł tam Jay.
- Twoja babcia czekała z nią pod barem. Chciała, żeby mała trochę z tobą pobyła, a wie, że ty w życiu nie pójdziesz do ojca.
- Bo nie pójdę. - Mimo iż Jay wspomniał o tym draniu, nie straciłam dobrego nastroju.
- Tylko prosiła, żebyś ją później odprowadziła. Poszedłbym z tobą, ale muszę zaraz wracać do pracy.
- Do pracy?
- Tak. Rod się rozchorował i nie ma go kto zastąpić.
- Super - burknęłam pod nosem. Mój idealny humor zaczynał się psuć.
- Też nie jestem z tego zadowolony, ale za to dostanę więcej kasy i będziemy mogli pojechać na jakiś koncert.
- Ale ją wolę być z tobą teraz niż jechać później na koncert.
- Maruda. - Jay obrócił mnie w swoją stronę i położył dłonie na moich biodrach.
- Jak wrócę z pracy...
- ... to ja już będę spała, albo będę martwa - rzuciłam, przerywając mu.
- Martwa? O czym ty mówisz?
- Nie wiadomo, jak ojciec zareaguje na mój widok pod swoim domem.
- Oczywiście, zabije cię. Ty jak coś nieraz powiesz, to nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać. Przecież wiesz, że przy Lily nawet cię nie ruszy.
- Nie mam takiej pewności.
- Głupia jesteś - skwitował i zanim zdążyłam coś powiedzieć, zamknął mi usta pocałunkiem.
- Widziałam, ja wszystko widziałam! Widziałam co zrobiłeś! - usłyszeliśmy głos Lily, gdy tylko nasze usta i dłonie się od siebie oderwały.
- Co takiego zrobiłem?
- Złapałeś Mary za pupę.
- Było mi smutno, jak do mnie nie przyjechałaś w święta.
- Wiem, ale byłam chora. Dopiero niedawno wyzdrowiałam. Matko, jak ty urosłaś!
- Jeden centymetr - rzuciła z dumą Lily.
- Jeden? Ja bym powiedziała, że pięć!
- Aż tyle to nie.
- Wiesz co, Karaluszku? Rozbierz się, a ja ci zrobię pyszne kakao, dobra?
- Dobrze. - Uśmiechnęła się, a ja cmoknęłam ją w policzek. Tak naprawdę wcale nie miałam ochoty wypuszczać jej z ramion, chciałam tulić ją przez cały czas. - Mary, ale jak mam się rozebrać, jak mnie trzymasz?
- Już puszczam. - Odsunęłam się od siostry i spojrzałam na Jareda. On również się uśmiechał, bo zawsze rozczulała go moja relacja z Lil. Dla mnie tak właśnie powinno wyglądać każde rodzeństwo, szczególnie takie z dużą różnicą wieku. Nie wyobrażałam sobie tego, że mogłabym nienawidzić Lily, wyzywać ją, dokuczać. Przecież to najsłodsza istotka na świecie, jak mogłabym jej nie kochać?
W końcu podniosłam się z podłogi i poszłam do kuchni. Zaraz po mnie wszedł tam Jay.
- Twoja babcia czekała z nią pod barem. Chciała, żeby mała trochę z tobą pobyła, a wie, że ty w życiu nie pójdziesz do ojca.
- Bo nie pójdę. - Mimo iż Jay wspomniał o tym draniu, nie straciłam dobrego nastroju.
- Tylko prosiła, żebyś ją później odprowadziła. Poszedłbym z tobą, ale muszę zaraz wracać do pracy.
- Do pracy?
- Tak. Rod się rozchorował i nie ma go kto zastąpić.
- Super - burknęłam pod nosem. Mój idealny humor zaczynał się psuć.
- Też nie jestem z tego zadowolony, ale za to dostanę więcej kasy i będziemy mogli pojechać na jakiś koncert.
- Ale ją wolę być z tobą teraz niż jechać później na koncert.
- Maruda. - Jay obrócił mnie w swoją stronę i położył dłonie na moich biodrach.
- Jak wrócę z pracy...
- ... to ja już będę spała, albo będę martwa - rzuciłam, przerywając mu.
- Martwa? O czym ty mówisz?
- Nie wiadomo, jak ojciec zareaguje na mój widok pod swoim domem.
- Oczywiście, zabije cię. Ty jak coś nieraz powiesz, to nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać. Przecież wiesz, że przy Lily nawet cię nie ruszy.
- Nie mam takiej pewności.
- Głupia jesteś - skwitował i zanim zdążyłam coś powiedzieć, zamknął mi usta pocałunkiem.
- Widziałam, ja wszystko widziałam! Widziałam co zrobiłeś! - usłyszeliśmy głos Lily, gdy tylko nasze usta i dłonie się od siebie oderwały.
- Co takiego zrobiłem?
- Złapałeś Mary za pupę.
W tym momencie oboje z Jerrym zaczęliśmy się głośno
śmiać.
- Dlaczego się śmiejecie? Babcia mówi, że chłopak nie powinien
dotykać tak dziewczyny, jak nie są po ślubie. Wy nie jesteście.
- Babcia tak mówi, bo nikt jej dawno nie dotykał.
- Jared!
- No co? Taka prawda. Widzisz, Lil, jak się kogoś kocha tak bardzo jak ja kocham Mary, nie trzeba brać ślubu, żeby się dotykać.
- Ale babcia mówi co innego.
- Bo babcia dawno nikogo nie kochała.
- Babcia tak mówi, bo nikt jej dawno nie dotykał.
- Jared!
- No co? Taka prawda. Widzisz, Lil, jak się kogoś kocha tak bardzo jak ja kocham Mary, nie trzeba brać ślubu, żeby się dotykać.
- Ale babcia mówi co innego.
- Bo babcia dawno nikogo nie kochała.
To, co mówił, było najszczerszą
prawdą. Heather nigdy nie była wyluzowaną kobietą, ale gdy jeszcze żył
mój dziadek, nie miała nic przeciwko życiu, jak ona to określała, 'w
grzechu'. Moja mama przeniosła się do Seattle, jak miała siedemnaście
lat. Zupełnie sama, moi dziadkowie zostali w Paryżu. To znaczy mieszkała
w akademiku, ale nie miała żadnego nadzoru ze strony rodziny. Rok
później oświadczyła swoim rodzicom, że przeprowadza się do swojego
chłopaka, a dziewięć miesięcy później na świat przyszłam ja. Ślub moi
rodzice wzięli dopiero, gdy miałam dwa latka i jakoś wtedy babcia nie
miała żadnych obiekcji. Wręcz przeciwnie, bardzo cieszyła się z wnuczki,
a gdy zmarł dziadek, coś jej odbiło. Stała się maniaczką religijną, dla
której seks pozamałżeński był największym grzechem. Z jednej strony
mnie irytowała, ale z drugiej było mi jej żal. Straciła dwie
najważniejsze osoby w swoim życiu, męża i córkę. To była trauma, z
której pomogła jej się otrząsnąć wiara, jednak niekoniecznie zdrowa.
Wpadła w sidła dewotek i żerujących na naiwnych staruszkach klechów.
Gdyby nie interwencja wujka Sama, oddałaby kościołowi cały swój majątek,
który wcale nie był skromny. Babcia prowadziła dostatnie życie, a ja
musiałam pracować, żeby mieć na jedzenie. Nigdy nie dostałam od niej
nawet centa. Jedynie w dzieciństwie obsypywała mnie zabawkami i pomagała
rodzicom w opłacaniu moich zajęć tanecznych, ale i to przestała robić,
gdy mama odmówiła wysłania mnie do szkoły baletowej w Paryżu, gdy miałam
dziesięć lat. Wiedziała, jakie są tam warunki i stwierdziła, że pozwoli
mi tam pójść dopiero wtedy, gdy będę w pełni świadoma tego, z czym to się
wiąże i będę pewna, że balet to jest to, czym chcę się zajmować na
poważnie. Znałam dziewczyny, które uczęszczały do renomowanych szkół
baletowych i wiedziałam, że nie jest to miejsce dla niedojrzałych
emocjonalnie dzieci. Byłam wdzięczna mamie za to, że mnie tam nie
wysłała. Uratowała mi tym chociaż część mojego dzieciństwa...
***
- Mary, ja wiem, że
jestem jeszcze mała i nie powinnam pytać o takie rzeczy, ale czy
całowanie jest fajne? - zwróciła się do mnie Lily, gdy jadłyśmy kanapki z
czekoladą.
- Pewnie, że jest.
- A od kiedy się wolno całować?
- Nie ma na to określonego wieku. Jeśli spotykasz osobę, która ci się bardzo podoba, wtedy się z nią całujesz.
- A jak ci się nie podoba i się z nią pocałujesz to wtedy jest grzech, tak?
- Nie, kochanie, wtedy jest po prostu niefajnie.
- A tak w ogóle to ty lubisz, jak Jared cię dotyka po pupci?
- Pewnie, że jest.
- A od kiedy się wolno całować?
- Nie ma na to określonego wieku. Jeśli spotykasz osobę, która ci się bardzo podoba, wtedy się z nią całujesz.
- A jak ci się nie podoba i się z nią pocałujesz to wtedy jest grzech, tak?
- Nie, kochanie, wtedy jest po prostu niefajnie.
- A tak w ogóle to ty lubisz, jak Jared cię dotyka po pupci?
Cicho się
zaśmiałam i przeżułam kawałek chleba, zastanawiając się, co jej
powiedzieć.
- Jak się kogoś kocha, to lubi się wszystko, co ta osoba robi.
- A jak myślisz, czy ja będę kogoś kiedyś kochać?
- Na pewno.
- Bo ja kiedyś kochałam Jareda, ale wiem, że nie mogę go już kochać, bo ty go kochasz i on kocha ciebie.
- No tak, nie powinno się kochać kogoś, kto kocha kogoś innego.
- Bo wtedy jest grzech, a za grzechy się idzie do piekła.
- Jak się kogoś kocha, to lubi się wszystko, co ta osoba robi.
- A jak myślisz, czy ja będę kogoś kiedyś kochać?
- Na pewno.
- Bo ja kiedyś kochałam Jareda, ale wiem, że nie mogę go już kochać, bo ty go kochasz i on kocha ciebie.
- No tak, nie powinno się kochać kogoś, kto kocha kogoś innego.
- Bo wtedy jest grzech, a za grzechy się idzie do piekła.
Babka zrobiła
jej totalne pranie mózgu. Jeszcze dojdzie do tego, że Lily będzie bała
się cokolwiek zrobić, żeby nie trafić do piekła.
- Do piekła idą tylko bardzo źli ludzie.
- Jak bardzo źli?
- Tacy, którzy zabijają innych ludzi.
- Czyli ten pan z ciężarówki pójdzie do piekła?
- Z jakiej ciężarówki? - zapytałam nieco zaskoczona.
- No tej, która uderzyła w ciebie i w mamusię.
-Tak, ten pan będzie się smażył w piekle. - Szybko przetarłam oczy, by nie wylać zebranych w nich łez. Co prawda nie wiedziałam, kim był ten mężczyzna, ale życzyłam mu wszystkiego co najgorsze i gdybym mogła, własnoręcznie wysłałabym go do piekła.
- Czyli ja tam nie pójdę.
- Nie pójdziesz.
- To dobrze, bo jakbym poszła do piekła, to bym się nie spotkała z mamusią, bo mamusia jest w niebie.
- Tak, w niebie. No, a jak ci idzie w szkole? - szybko zmieniłam temat. Rozmowy o mamie nie były dla mnie łatwe, szczególnie, gdy moją rozmówczynią była Lily.
- Dobrze. Teraz mam ferie, ale niedawno pani pochwaliła mój rysunek.
- Naprawdę?
- Tak. Ja teraz pięknie rysuję. Jak chcesz, mogę coś dla ciebie narysować.
- Pewnie, że chcę - odpowiedziałam z uśmiechem.
- No to dzisiaj, jak wrócę do tatusia, to coś ładnego namaluję i ci jutro dam. A wiesz, że ja będę nosiła aparat?
- Na zębach? - zapytałam, a ona przytaknęła. Lily, podobnie jak ja, miała kiełki, jednak ja nie chciałam się ich pozbywać. Co prawda miałam ogromne kompleksy na ich punkcie, ale Jaredowi się podobały i to mi wystarczało. Poza tym mama zawsze powtarzała, że powinniśmy kochać siebie takimi, jakimi jesteśmy i nie zmieniać tego, co mamy. Dlatego nie ruszałam swojego uzębienia.
- Babcia powiedziała, że jak będę większa, to zabierze mnie do Paryża i zapisze do chóru, a żeby śpiewać w chórze trzeba mieć ładne ząbki.
- A ty chcesz śpiewać?
- No tak nie za bardzo, ale nie chcę robić babci przykrości.
- Babci na pewno nie będzie przykro, jeśli nie będziesz chciała tego robić.
- Będzie. Mówiła, że była bardzo smutna, jak ty nie chciałaś tańczyć w szkole we Francji. Ja kocham babcię i nie chcę, żeby była znowu smutna.
- Wiesz co, Lil?
- Co?
- Jesteś najukochańszą dziewczynką na świecie. - Wstałam z krzesła i mocno ją do siebie przytuliłam. Mama byłaby z niej dumna. Przynajmniej jedna córka jej się udała.
- Do piekła idą tylko bardzo źli ludzie.
- Jak bardzo źli?
- Tacy, którzy zabijają innych ludzi.
- Czyli ten pan z ciężarówki pójdzie do piekła?
- Z jakiej ciężarówki? - zapytałam nieco zaskoczona.
- No tej, która uderzyła w ciebie i w mamusię.
-Tak, ten pan będzie się smażył w piekle. - Szybko przetarłam oczy, by nie wylać zebranych w nich łez. Co prawda nie wiedziałam, kim był ten mężczyzna, ale życzyłam mu wszystkiego co najgorsze i gdybym mogła, własnoręcznie wysłałabym go do piekła.
- Czyli ja tam nie pójdę.
- Nie pójdziesz.
- To dobrze, bo jakbym poszła do piekła, to bym się nie spotkała z mamusią, bo mamusia jest w niebie.
- Tak, w niebie. No, a jak ci idzie w szkole? - szybko zmieniłam temat. Rozmowy o mamie nie były dla mnie łatwe, szczególnie, gdy moją rozmówczynią była Lily.
- Dobrze. Teraz mam ferie, ale niedawno pani pochwaliła mój rysunek.
- Naprawdę?
- Tak. Ja teraz pięknie rysuję. Jak chcesz, mogę coś dla ciebie narysować.
- Pewnie, że chcę - odpowiedziałam z uśmiechem.
- No to dzisiaj, jak wrócę do tatusia, to coś ładnego namaluję i ci jutro dam. A wiesz, że ja będę nosiła aparat?
- Na zębach? - zapytałam, a ona przytaknęła. Lily, podobnie jak ja, miała kiełki, jednak ja nie chciałam się ich pozbywać. Co prawda miałam ogromne kompleksy na ich punkcie, ale Jaredowi się podobały i to mi wystarczało. Poza tym mama zawsze powtarzała, że powinniśmy kochać siebie takimi, jakimi jesteśmy i nie zmieniać tego, co mamy. Dlatego nie ruszałam swojego uzębienia.
- Babcia powiedziała, że jak będę większa, to zabierze mnie do Paryża i zapisze do chóru, a żeby śpiewać w chórze trzeba mieć ładne ząbki.
- A ty chcesz śpiewać?
- No tak nie za bardzo, ale nie chcę robić babci przykrości.
- Babci na pewno nie będzie przykro, jeśli nie będziesz chciała tego robić.
- Będzie. Mówiła, że była bardzo smutna, jak ty nie chciałaś tańczyć w szkole we Francji. Ja kocham babcię i nie chcę, żeby była znowu smutna.
- Wiesz co, Lil?
- Co?
- Jesteś najukochańszą dziewczynką na świecie. - Wstałam z krzesła i mocno ją do siebie przytuliłam. Mama byłaby z niej dumna. Przynajmniej jedna córka jej się udała.
***
- No proszę cię, Mary, wejdź. - Lily spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem i pociągnęła za dłoń.
- Naprawdę nie mogę.
- Specjalnie zabrałam ze sobą moje dwie nowe lalki, żeby ci jej pokazać.
- To przyniesiesz je jutro do mnie.
- Mary, bo będę płakać.
- Lil... - nie dokończyłam, bo moja siostra zmarszczyła czoło, a w jej oczach zaszkliły się łzy. - No dobra, wejdę, ale tylko na chwilę.
- Super! - Podskoczyła i przeszłyśmy przez metalową furtkę. W domu nie byłam od dobrych kilku miesięcy. Nie tęskniłam ani za tym miejscem, ani za swoim ojcem. - Tata dalej nie naprawił huśtawki, ale ma to zrobić jutro, tak mi obiecał.
- Skoro obiecał, to na pewno to zrobi. - Mogłam powiedzieć o nim wiele złego, ale na pewno nie to, że nie dotrzymywał słowa. Jeśli coś komuś obiecał, było pewnym, że nie zawiedzie. Weszłyśmy ostrożnie na schodki, po czym Lily nacisnęła klamkę, która postawiła opór. Stanęła na palcach i wcisnęła dzwonek, a moje serce zaczęło swój dziki galop. Przyspieszyło jeszcze bardziej, gdy do mych uszu doszedł dźwięk przekręcanego w zamku klucza.
- Mary do mnie przyszła - oznajmiła od razu mała. Ojciec nic nie odpowiedział, tylko otworzył szerzej drzwi, rozczochrał Lil włosy i zniknął w kuchni. Nawet na mnie nie spojrzał, co jakoś specjalnie mnie nie zabolało. Wręcz przeciwnie, uspokoiło moje serce i pomogło się rozluźnić. Zdjęłam kurtkę i buty i ruszyłam za siostrą. W środku nic się nie zmieniło, wszystko było po staremu. Weszłam na pierwszy stopień schodów i w oczy rzuciło mi się to, że zamiast lusterka na ścianie wisiał jakiś obrazek. Na samo wspomnienie okoliczności rozbicia zwierciadła przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Otrząsnęłam się z niego i ruszyłam przed siebie.
- Oprócz lalek wzięłam też miśka, z którym śpię - rzuciła Lily, wpuszczając mnie do swojego pokoju. - Babcia mówi, że jestem na to za duża, ale to co.
- Nigdy nie jest się za dużym na spanie z pluszakiem.
- Ty też śpisz?
- Nie, ale kiedyś spałam.
- No tak, przecież teraz śpisz z Jaredem. A seksujecie się?
- Słucham? - zapytałam, powstrzymując cisnący się na usta śmiech.
- W telewizji mówią, że dziewczyna z chłopakiem śpią razem po to, żeby robić seks. Nie wiem, co to dokładnie jest, ale wiem, że z tego są dzieci, dlatego można to robić dopiero po ślubie, a inaczej to jest grzech.
- Jak będziesz starsza, to się wszystkiego dowiesz. - Nie chciałam gorszyć swojej siostry. Za kilka lat sama się wszystkiego dowie, o ile babcia nie wyśle jej do klasztoru.
Uśmiechnęła się, podeszła do jeszcze nierozpakowanej torby i wyjęła z niej dwie plastikowe lalki ubrane w suknie balowe.
- To są lalki księżniczki. Josephina i Malory. Podobają ci się?
- Są śliczne - odpowiedziałam, przejmując je z rąk małej. Obejrzałam je ze wszystkich stron i odłożyłam na łóżko.
- Pobawimy się?
- Chętnie, ale muszę już wracać. Jared niedługo wróci z pracy i muszę zrobić mu kolację.
- To ja cię odprowadzę do drzwi. - Lily złapała mnie za dłoń i wyszłyśmy na korytarz. Kątem oka spojrzałam na uchylone drzwi, za którymi znajdował się mój stary pokój. Z tego, co zdążyłam zauważyć, wszystko wyglądało tak jak kiedyś. Widziałam nawet plakat przedstawiający układ słoneczny. - O jejku, ale wieje. Może poproszę tatusia, żeby cię odwiózł, co?
- Nie trzeba, poradzę sobie.
- Lepiej poproszę.
Chciałam znów zaprotestować, jednak akurat wtedy na korytarzu pojawił się ojciec.
- Zawiozę cię. Lily, zakładaj kurtkę.
Nie miałam ochoty przebywać z nim w jednym samochodzie, jednak pogoda faktycznie diametralnie się pogorszyła. Wiatr wiał tak mocno, że drzewa wyginały się we wszystkie strony, a leżący na ziemi śnieg unosił się i tworzył małe wiry.
Wsunęłam stopy w kozaki, zapięłam szczelnie kurtkę i wyszłam na werandę. Tam od razu uderzył mnie chłodny powiew i po plecach przebiegł dreszcz. Zeszliśmy po schodkach, a ojciec otworzył garaż. Podczas oczekiwania na wyjazd auta, Lil mocno się we mnie wtuliła. Zawsze bała się takiej pogody. Podczas silnych burz i wichur przychodziła do mojego pokoju, wsuwała się pod kołdrę i tuliła mnie z całych sił. Głaskałam ją wtedy po głowie i albo opowiadałam bajki, albo śpiewałam. Szczerze mówiąc, bardzo mi tego brakowało, bardzo...
Samochód w końcu wyjechał. Lily wskoczyła na tył, a ja usiadłam na przednim siedzeniu. Zapięłam pasy i cały czas patrzyłam przed siebie. Ani razu nie spojrzałam na ojca, jednak czułam, że on patrzył na mnie. Gdyby nie Lil, obiłby mi pysk i wyrzucił na środku ulicy, pędząc sto czterdzieści mil na godzinę. Byłam tego pewna.
- Zawiozę cię. Lily, zakładaj kurtkę.
Nie miałam ochoty przebywać z nim w jednym samochodzie, jednak pogoda faktycznie diametralnie się pogorszyła. Wiatr wiał tak mocno, że drzewa wyginały się we wszystkie strony, a leżący na ziemi śnieg unosił się i tworzył małe wiry.
Wsunęłam stopy w kozaki, zapięłam szczelnie kurtkę i wyszłam na werandę. Tam od razu uderzył mnie chłodny powiew i po plecach przebiegł dreszcz. Zeszliśmy po schodkach, a ojciec otworzył garaż. Podczas oczekiwania na wyjazd auta, Lil mocno się we mnie wtuliła. Zawsze bała się takiej pogody. Podczas silnych burz i wichur przychodziła do mojego pokoju, wsuwała się pod kołdrę i tuliła mnie z całych sił. Głaskałam ją wtedy po głowie i albo opowiadałam bajki, albo śpiewałam. Szczerze mówiąc, bardzo mi tego brakowało, bardzo...
Samochód w końcu wyjechał. Lily wskoczyła na tył, a ja usiadłam na przednim siedzeniu. Zapięłam pasy i cały czas patrzyłam przed siebie. Ani razu nie spojrzałam na ojca, jednak czułam, że on patrzył na mnie. Gdyby nie Lil, obiłby mi pysk i wyrzucił na środku ulicy, pędząc sto czterdzieści mil na godzinę. Byłam tego pewna.
Mark:
- Mamy zgłoszenie, panie inspektorze.
- Jakie?
- Zadzwoniła kobieta, która twierdzi, że grozi jej mąż.
- I po cholerę przyłazisz z tym do mnie, co? Wyślij tam dzielnicowego.
- Tak jest. - Brody obkręcił się na pięcie i opuścił mój gabinet. Tyle razy powtarzałem im, żeby nie zawracali mi dupy pierdołami, a ci i tak swoje.
Pokręciłem głową i wróciłem do przeglądania podsumowania zeszłego roku sporządzonego przez nowego posterunkowego. Chłopak zupełnie nie nadawał się do pracy w terenie, ale świetnie sprawdzał się za biurkiem, więc w końcu miałem porządek w papierach.
Zdążyłem podnieść kubek z gorącą kawą, gdy znów rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Szefie, co z tymi dziwkami?
- Jakimi dziwkami?
- No tymi, które awanturowały się na stacji benzynowej.
- Zamknąć je na dobę w areszcie.
- Tak jest. - Kolejny podwładny odmaszerował, a ja wziąłem łyk aromatycznego trunku. Zwykle nie kazałem zamykać dziwek, ale akurat te dwie nie były z naszego rewiru i nie obowiązywała ich nasza niepisana umowa.
Przerzuciłem kolejną stronę nudnego jak flaki z olejem raportu, ziewnąłem i przetarłem oczy. Nie lubiłem dni takich jak ten, kiedy nic się nie działo. Żadnego napadu, żadnej strzelaniny, obławy czy chociażby przesłuchania, na którym można by było się wyżyć. Nic, kompletnie nic. Co prawda była ta kobieta od grożącego męża, ale znając życie, gdy tylko zjawią się u niej moi ludzie, wszystko odwoła, twierdząc że zadzwoniła pod wpływem impulsu, a jej mąż jest tak naprawdę ucieleśnieniem wszelkich cnót, standard. Dziewięć na dziesięć zgłoszeń miało taki finał.
Po
godzinie w końcu coś ruszyło i wezwano nas do poważnego wypadku. Moi
ludzie otoczyli teren zdarzenia barierkami, zebrali wszystkich świadków i
zaczęli spisywać ich zeznania. Rozejrzałem się dookoła i podszedłem do
młodego ratownika, który przybył na miejsce kilka minut przed nami.
- Zderzenie czołowe, dwie osobówki. Kierowca Audi jechał pod prąd, prawdopodobnie wyprzedzał i uderzył w Forda, którym jechała kobieta z córką. Obie są nieprzytomne. Kierowca Audi jest w szoku. Ma tylko złamaną rękę, za kilka godzin będziecie mogli go przesłuchać.
- Zderzenie czołowe, dwie osobówki. Kierowca Audi jechał pod prąd, prawdopodobnie wyprzedzał i uderzył w Forda, którym jechała kobieta z córką. Obie są nieprzytomne. Kierowca Audi jest w szoku. Ma tylko złamaną rękę, za kilka godzin będziecie mogli go przesłuchać.
Kiedy tylko wspomniał o
kobiecie z córką z Forda, ogarnęło mnie dziwne otępienie. Nagle
przypomniał mi się tamten okropny, marcowy dzień...
- Inspektorze King. - Dopiero szturchnięcie wyrwało mnie z tego niezrozumiałego dla mnie stanu. Razem z sierżantem Portmanem podszedłem do rozbitego auta. Przednia szyba była wybita, maski nie było już praktycznie wcale, a silnik leżał kilka metrów dalej. Siła uderzenia była tak wielka, że rozerwała pasy po stronie pasażera. - Wszystko w porządku, szefie? Jest pan strasznie blady.
- Nic mi nie jest - odpowiedziałem drżącym głosem. Od śmierci Emily byłem na miejscu kilkuset wypadków, ale dopiero ten tak na mnie podziałał. Nie wiedziałem tylko dlaczego.
- Mark, dziennikarze chcą z tobą rozmawiać.
- Niech się bujają, nie znamy jeszcze żadnych konkretnych szczegółów.
- Nalegają.
- Mam to w dupie - warknąłem i znów wlepiłem wzrok w auto, które nadawało się już tylko do kasacji.
- Panie inspektorze, prosimy tylko chwilę - usłyszałem głos kobiety, która jakimś cudem razem z kamerzystą weszła poza barierki.
- Kto ich tu, do cholery, wpuścił? - wycedziłem do Portmana.
- Nie mam pojęcia.
- Nic nowego - burknąłem i ruszyłem w stronę dwójki intruzów. - Proszę natychmiast opuścić miejsce wypadku.
- Panie inspektorze, czy to była wina kierowcy Audi? Wiemy, że w podobnym wypadku zginęła pańska żona, więc czy skazanie tego mężczyzny będzie pańskim priorytetem?
- Inspektorze King. - Dopiero szturchnięcie wyrwało mnie z tego niezrozumiałego dla mnie stanu. Razem z sierżantem Portmanem podszedłem do rozbitego auta. Przednia szyba była wybita, maski nie było już praktycznie wcale, a silnik leżał kilka metrów dalej. Siła uderzenia była tak wielka, że rozerwała pasy po stronie pasażera. - Wszystko w porządku, szefie? Jest pan strasznie blady.
- Nic mi nie jest - odpowiedziałem drżącym głosem. Od śmierci Emily byłem na miejscu kilkuset wypadków, ale dopiero ten tak na mnie podziałał. Nie wiedziałem tylko dlaczego.
- Mark, dziennikarze chcą z tobą rozmawiać.
- Niech się bujają, nie znamy jeszcze żadnych konkretnych szczegółów.
- Nalegają.
- Mam to w dupie - warknąłem i znów wlepiłem wzrok w auto, które nadawało się już tylko do kasacji.
- Panie inspektorze, prosimy tylko chwilę - usłyszałem głos kobiety, która jakimś cudem razem z kamerzystą weszła poza barierki.
- Kto ich tu, do cholery, wpuścił? - wycedziłem do Portmana.
- Nie mam pojęcia.
- Nic nowego - burknąłem i ruszyłem w stronę dwójki intruzów. - Proszę natychmiast opuścić miejsce wypadku.
- Panie inspektorze, czy to była wina kierowcy Audi? Wiemy, że w podobnym wypadku zginęła pańska żona, więc czy skazanie tego mężczyzny będzie pańskim priorytetem?
Gdy tylko ta niewydarzona dziennikareczka
wspomniała o Emily, ogarnęła mnie wściekłość. Tak wielka, że niemal
rzuciłem się na kamerzystę. W ostatniej chwili powstrzymali mnie moi
współpracownicy.
- Wiesz co, stary, jedź do domu, ja zajmę się tą sprawą. - Davis poklepał mnie po plecach i mimo protestów, w końcu się na to zgodziłem. Ta sprawa chyba jednak za bardzo kojarzyła mi się z moją Emily.
- Proszę pana, co z moją córką?! - pytał gorączkowo mężczyzna, na którego wpadłem, gdy tylko przecisnąłem się przez barierki, za którymi jak zwykle stało mnóstwo gapiów.
- Nie mam pojęcia, niech pan pyta lekarzy.
- Byle tylko nic jej nie było. Nie przeżyję, jeśli moja Maggie umrze.
- Wszystko będzie dobrze, niech pan jedzie do szpitala. - Posłałem mu blady uśmiech i poczułem się jak skończony idiota. Dlaczego? Kilka lat temu byłem dokładnie jak ten facet, przerażony. Błagałem Boga o to, by Mary nic nie było, a potem co? Traktowałem ją jak najgorszego wroga.
Zrobiło mi się głupio, cholernie głupio. Wsiadłem w radiowóz, pojechałem na komendę, przebrałem się i wsiadłem do swojego auta, jednak zamiast pojechać do domu, pojechałem na cmentarz. Kupiłem znicza i udałem się na grób swojej żony. Bywałem tam rzadko, bo było to dla mnie zbyt bolesne, głównie dlatego, że wiedziałem, że jeśli Emily mnie widziała, nie była zadowolona.
Wyjąłem z kieszeni zapalniczkę i drżącą dłonią podpaliłam wystający knot.
- Wiem, że teraz pewnie mnie nienawidzisz, uwierz mi, nie tylko ty, sam się nienawidzę. Mary była naszym słoneczkiem, kto by pomyślał, że kiedyś podniosę na nią rękę. Zapytałabyś pewnie dlaczego, ale sam tego nie wiem. Chyba głównie przez twoją śmierć. Gdybyś wtedy po nią nie pojechała, może nadal bylibyśmy rodziną. Poza tym ona tak strasznie przypomina ciebie. Ma taki sam uśmiech, spojrzenie. Zresztą widzisz, co z siebie zrobiła. Z mądrego dziecka zmieniła się w puszczalską narkomankę, a to boli. Może to i moja wina, ale nie potrafiłem inaczej, nadal nie potrafię. Są dni, kiedy bardzo za nią tęsknię, ale potem znów jej nienawidzę i mam ochotę zabić. Jestem okropnym ojcem, wiem. Dobrze, że twoja mama zajęła się Lily, przynajmniej jedna nasza córka wyrośnie na porządną kobietę. Żałuję, że tego samego nie zrobiłem z Mary, że nie wysłałem jej do Paryża, kiedy Heather mi to sugerowała. Myślałem, że dam sobie radę sam, nie dałem. Bez ciebie nic już nie było takie samo. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Kocham cię.
- Wiesz co, stary, jedź do domu, ja zajmę się tą sprawą. - Davis poklepał mnie po plecach i mimo protestów, w końcu się na to zgodziłem. Ta sprawa chyba jednak za bardzo kojarzyła mi się z moją Emily.
- Proszę pana, co z moją córką?! - pytał gorączkowo mężczyzna, na którego wpadłem, gdy tylko przecisnąłem się przez barierki, za którymi jak zwykle stało mnóstwo gapiów.
- Nie mam pojęcia, niech pan pyta lekarzy.
- Byle tylko nic jej nie było. Nie przeżyję, jeśli moja Maggie umrze.
- Wszystko będzie dobrze, niech pan jedzie do szpitala. - Posłałem mu blady uśmiech i poczułem się jak skończony idiota. Dlaczego? Kilka lat temu byłem dokładnie jak ten facet, przerażony. Błagałem Boga o to, by Mary nic nie było, a potem co? Traktowałem ją jak najgorszego wroga.
Zrobiło mi się głupio, cholernie głupio. Wsiadłem w radiowóz, pojechałem na komendę, przebrałem się i wsiadłem do swojego auta, jednak zamiast pojechać do domu, pojechałem na cmentarz. Kupiłem znicza i udałem się na grób swojej żony. Bywałem tam rzadko, bo było to dla mnie zbyt bolesne, głównie dlatego, że wiedziałem, że jeśli Emily mnie widziała, nie była zadowolona.
Wyjąłem z kieszeni zapalniczkę i drżącą dłonią podpaliłam wystający knot.
- Wiem, że teraz pewnie mnie nienawidzisz, uwierz mi, nie tylko ty, sam się nienawidzę. Mary była naszym słoneczkiem, kto by pomyślał, że kiedyś podniosę na nią rękę. Zapytałabyś pewnie dlaczego, ale sam tego nie wiem. Chyba głównie przez twoją śmierć. Gdybyś wtedy po nią nie pojechała, może nadal bylibyśmy rodziną. Poza tym ona tak strasznie przypomina ciebie. Ma taki sam uśmiech, spojrzenie. Zresztą widzisz, co z siebie zrobiła. Z mądrego dziecka zmieniła się w puszczalską narkomankę, a to boli. Może to i moja wina, ale nie potrafiłem inaczej, nadal nie potrafię. Są dni, kiedy bardzo za nią tęsknię, ale potem znów jej nienawidzę i mam ochotę zabić. Jestem okropnym ojcem, wiem. Dobrze, że twoja mama zajęła się Lily, przynajmniej jedna nasza córka wyrośnie na porządną kobietę. Żałuję, że tego samego nie zrobiłem z Mary, że nie wysłałem jej do Paryża, kiedy Heather mi to sugerowała. Myślałem, że dam sobie radę sam, nie dałem. Bez ciebie nic już nie było takie samo. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Kocham cię.
***
Kończyłem naprawiać szafkę, gdy usłyszałem rozmowę swoich córek.
- O jejku, ale wieje. Może poproszę tatusia, żeby cię odwiózł, co?
- Nie trzeba, poradzę sobie.
Po tych słowach wyszedłem z kuchni i stanąłem na korytarzu.
- Zawiozę cię. Lily, zakładaj kurtkę. - Chciałem choć chwilę pobyć w towarzystwie Mary. Przez ten wypadek miałem ten cholerny nastrój. Włączył mi się ten tryb osobowości, który tęsknił za starym życiem i swoją kochaną córeczką.
Mary nie była zbyt zachwycona zaistniałą sytuacją, ale już nie protestowała. Zszedłem do garażu i wyprowadziłem z niego auto. Lily wskoczyła na swoje ulubione miejsce z tyłu, a jej siostra zajęła miejsce obok mnie. Przez całą drogę miała wzrok wbity przed siebie, ani razu na mnie nie spojrzała. Wiedziałem, bo co chwila na nią zerkałem. Miałem ochotę zatrzymać wóz, odpiąć pasy i mocno ją do siebie przytulić, ale zabrakło mi odwagi. Poza tym wiedziałem, że ona mnie nienawidziła i wcale mnie to nie dziwiło. Kto kochałby człowieka, który się nad nim znęcał, a potem wyrzucił z domu? Raczej nikt. Mary nigdy łatwo nie wybaczała, była bardzo honorowa, jak wszystkie kobiety z rodziny mojej żony.
Chciałem tylko, żeby to durne uczucie już minęło. Chciałem znów czuć do niej nienawiść i pogardę. Nie chciałem jej kochać i za nią tęsknić. Nie chciałem.
......................................
Tytuł: Oni wszyscy zasłużyli na śmierć
- O jejku, ale wieje. Może poproszę tatusia, żeby cię odwiózł, co?
- Nie trzeba, poradzę sobie.
Po tych słowach wyszedłem z kuchni i stanąłem na korytarzu.
- Zawiozę cię. Lily, zakładaj kurtkę. - Chciałem choć chwilę pobyć w towarzystwie Mary. Przez ten wypadek miałem ten cholerny nastrój. Włączył mi się ten tryb osobowości, który tęsknił za starym życiem i swoją kochaną córeczką.
Mary nie była zbyt zachwycona zaistniałą sytuacją, ale już nie protestowała. Zszedłem do garażu i wyprowadziłem z niego auto. Lily wskoczyła na swoje ulubione miejsce z tyłu, a jej siostra zajęła miejsce obok mnie. Przez całą drogę miała wzrok wbity przed siebie, ani razu na mnie nie spojrzała. Wiedziałem, bo co chwila na nią zerkałem. Miałem ochotę zatrzymać wóz, odpiąć pasy i mocno ją do siebie przytulić, ale zabrakło mi odwagi. Poza tym wiedziałem, że ona mnie nienawidziła i wcale mnie to nie dziwiło. Kto kochałby człowieka, który się nad nim znęcał, a potem wyrzucił z domu? Raczej nikt. Mary nigdy łatwo nie wybaczała, była bardzo honorowa, jak wszystkie kobiety z rodziny mojej żony.
Chciałem tylko, żeby to durne uczucie już minęło. Chciałem znów czuć do niej nienawiść i pogardę. Nie chciałem jej kochać i za nią tęsknić. Nie chciałem.
......................................
Tytuł: Oni wszyscy zasłużyli na śmierć
Data pierwotnej publikacji: 23.10.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz