Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

czwartek, 29 listopada 2012

57. Tell me did you smell her taste

1986:

        - Co robimy? - zapytała Courtney, gdy obu nam wyschły dopiero co pomalowane paznokcie u stóp.
- Tańczymy! - rzuciłam, kiedy tylko usłyszałam pierwsze takty piosenki Hot Stuff. Energicznym ruchem zeskoczyłam z łóżka, podeszłam do radia, ustawiłam maksymalną głośność i zaczęłam poruszać się do rytmu. - Sittin' here, eatin' my heart out waitin' waitin' for some lover to call*. - Podeszłam tanecznym krokiem do łóżka i wyciągnęłam ręce w stronę przyjaciółki. Uśmiechnęła się i już po chwili skakałyśmy razem na środku jej pokoju, głośno śpiewając. - Lookin' for some hot stuff baby this evenin' I need some hot stuff baby tonight I want some hot stuff baby this evenin' gotta have some hot stuff gotta have some love tonight I need hot stuff I want some hot stuff I need hot stuff** Uwielbiam ten kawałek! - wrzasnęłam i zarzuciłam ramiona na barki Courtney.
- A ja uwielbiam ciebie. 
Uśmiechnęłam się i musnęłam językiem dolną wargę brunetki. Zaśmiała się, położyła dłonie na moich biodrach i zaczęła kierować je ku górze, podczas gdy moje ciało było cały czas w ruchu. 
- Robimy striptiz! 
Zanim się zorientowałam, moja koszulka leżała na podłodze, więc niewiele myśląc, zdjęłam górę od piżamy z ciała Courtney. Obie tańczyłyśmy na przeciw siebie z gołymi biustami, zaśmiewając się w najlepsze.
- I want some hot stuff baby this evenin' gotta have some lovin' got to have a love tonight I need hot stuff hot love lookin' for hot love.*** - Znów zbliżyłam się do brunetki i zanurzyłam twarz w jej włosach. Musnęłam łapczywie jej szyję, czując jak jej piersi ocierają się o moje. Moje ciało przeszedł dreszcz, który skumulował się w kroczu, powodując tym samym jego zwilżenie. Court wsunęła dłoń za spodnie mojej piżamy i zaczęła masaż przez cienki materiał bielizny. Cicho mruknęłam, po czym przeniosłam usta na jej wargi. Jej język wił się w okół mojego coraz szybciej i szybciej.
- Chodźmy na łóżko - szepnęła, wysuwając kończynę spomiędzy moich ud. Po drodze obie zrzuciłyśmy niepotrzebne odzienie i usiadłyśmy na pościeli. Nasze usta znów złączyły się w namiętnym pocałunku, a uda rozsunęły. Moje dłoń zawędrowała na krocze Courtney, a jej na moje. Oderwałyśmy od siebie usta i patrzyłyśmy sobie głęboko w oczy, w których widoczna była narastająca rozkosz. Court oblizała wargi i zacisnęła wolną dłoń na mojej piersi. Jęknęłam. Nasze rytmiczne ruchy stawały się coraz szybsze, a waginy wilgotniejsze. Kolejne głębokie spojrzenie i obie zaczęłyśmy głośno pojękiwać. Miałam wrażenie, że moja łechtaczka eksploduje od energicznych ruchów dłoni Ravin. Courtney zacisnęła mocno powieki i wydobyła z siebie przeciągły jęk. Czułam pulsowanie jej krocza na swojej dłoni. Kilka sekund później i mnie ogarnął dziki dreszcz, wymuszając wydobycie rozkosznego dźwięku. Courtney przycisnęła usta do mojego policzka, a jej palce zaczęły muskać moje rozchylone wargi. Zamknęłam oczy. Palec wskazujący brunetki wsunął się właśnie do mojej jamy ustnej. Okrążyłam go językiem, czując na nim ten charakterystyczny smak. Kiedy się wysunął, uchyliłam powieki. Owa część dłoni znajdowała się teraz w ustach Courtney.
- Kocham twój smak, Mary. Kocham ciebie. 
Nie odpowiedziałam, tylko oparłam głowę o jej ramię. Czułam się przy niej dobrze i to nawet bardzo, ale nie potrafiłam odwzajemnić jej uczucia. Mogłam się z nią całować, przytulać, uprawiać seks, ale nie mogłam kochać jej tak, jak ona kochała mnie. Moje serce mimo wszystko należało do jej brata. Wiedziała o tym i nie przeszkadzało jej to, a przynajmniej tak twierdziła. Na pewno nie było jej z tym lekko, ale od początku wiedziała, że nie jestem lesbijką. Nie wyobrażałam sobie bycia w związku z inną dziewczyną. Seks owszem, ale nie stała sympatia. Courtney kochałam jak przyjaciółkę, niemal siostrę, ale nie dawała mi ona poczucia bezpieczeństwa, nie robiło mi się gorąco na jej widok. Te reakcje wywoływał u mnie Oliver, jednak nie traktował mnie poważnie. Lubił chodzić ze mną do łóżka, nazywać mnie swoją małą dziewczynką, dotykać, ale nie kochał mnie. Nie chciał się ze mną wiązać, głównie dlatego, że jak twierdził, byłam dla niego za młoda, więc zostałam kimś w rodzaju jego prywatnej dziwki. Spełniał przy mnie swoje największe fantazje erotyczne, robił ze mną wszystko to, czego nie robił ze swoją dziewczyną. 
Gloria Manfield, nienawidziłam jej całym sercem. To jej Oliver kupował kwiaty, zabierał do kina i restauracji, czule obejmował i całował, a mnie po prostu pieprzył. Ale za bardzo mi na nim zależało, żeby przerywać taki układ, bo w końcu lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Za każdym razem, gdy byliśmy w łóżku, wyobrażałam sobie, że Oli mnie kochał, że tym, co robiliśmy kierowała miłość, a nie zwykłe pożądanie. Po skończonym stosunku dawał mi klapsa albo spuszczał się na mój brzuch. Czasami miałam ogromną ochotę przenieść jego nasienie do swojej pochwy, licząc na to, że dojdzie do zapłodnienia. Gdybym zaszła w ciążę, już na zawsze by nas coś ze sobą łączyło, ale wiedziałam, że nie donosiłbym tego dziecka. Ojciec bił zbyt mocno, poroniłbym po pierwszym laniu.
- Od czego to? - zapytała Court, wskazując na moją prawą łopatkę.
- Od cygara. 
Trzy dni wcześniej ten drań, którego przyszło mi nazywać swoim ojcem, zgasił cygaro na mojej skórze. Szczypało niemiłosiernie i wbrew swojej zasadzie popłakałam się na jego oczach, za co jeszcze dostałam w twarz.
- Pierdolony chuj - wycedziła przez zęby, po czym odsunęła mnie od swojego ramienia i kazała położyć się na brzuchu. Zrobiłam to, a jej usta delikatnie musnęły gojącą się ranę. Nie bolało i przypominało mi moją mamę. Zawsze, gdy coś mi się stało, obsypywała uszkodzone miejsce pocałunkami, co przynosiło natychmiastową ulgę. - Nie zasłużyłaś na to, Mary. Gdyby nie był policjantem, zabiłabym go. Zabiłabym gnoja. 
Zamknęłam oczy i poczułam, jak usta Courtney przemieszczają się po moich plecach, na których znajdowało się kilka sporych szram. Jej dłonie przesunęły się po bokach moich piersi, po czym prawa nakierowała się na udo. 
- Dlaczego on cię w ogóle bije?
- Jego się pytaj, nie mnie. - Wyciągnęłam dłoń i sięgnęłam leżącą na szafce nocnej paczkę papierosów. Wyjęłam jednego i odpaliłam.
- To okropne, że obwinia cię o śmierć twojej mamy.
- Nie mów teraz o niej.
- Przecież jej nie zabiłaś.
- Courtney, prosiłam cię o coś! - niemal krzyknęłam i zerwałam się z miejsca.
- Kurczę, Mary, o co ci chodzi?
- O co mi chodzi? Myślisz, że moja mama byłaby zadowolona, gdyby widziała, jak inna dziewczyna wkłada mi rękę między nogi, podczas gdy ja palę sobie papierosa?! Nie, nie byłaby, byłoby jej wstyd, znienawidziłaby mnie, więc nie mów o niej, kiedy robimy takie rzeczy! - Pochyliłam się i podniosłam leżącą na podłodze koszulkę. Nałożyłam ją i wyszłam z pokoju Court. Łzy spływały mi po policzkach, a dłonie niemiłosiernie drżały. Jeśli mama by mnie widziała, byłaby zawiedziona, a ja nie czułam się z tym dobrze. 
Wzięłam głęboki oddech i usiadłam przy stole. Nałożyłam nogi na krzesło i patrzyłam w dal. Papieros wisiał bezwładnie między moimi placami, a strużka dymu unosiła się tuż przed moją twarzą.
- Przepraszam - usłyszałam i poczułam delikatny dotyk na swoim ramieniu. - Nie wiedziałam, że aż tak bardzo cię to boli. Widzisz, ja nigdy nie miałam dobrych stosunków z matką, więc nie potrafię postawić się w twojej sytuacji. 
Nie odpowiedziałam, tylko położyłam swoją dłoń na jej i zamknęłam oczy. 
- Mary, powiedź coś.
- Co?
- Jesteś na mnie zła?
- Nie.
- Na pewno?
- Na pewno. - Delikatnie się uśmiechnęłam, a ona musnęła czubek mojej głowy wargami. Nie potrafiłam się na nią złościć. Była jedyną osobą, która tak naprawdę mnie kochała i traktowała jak kogoś wyjątkowego. Dlatego, aż tak bardzo bolało mnie to, że nie mogłam jej się odwdzięczyć tym samym. 



***



Styczeń 1991:

        Włożyłam ostatnią bluzkę do kosza i podniosłam go z podłogi. Korzystając z tego, że w barze odbywała się inwentaryzacja, postanowiłam zając się porządkami w mieszkaniu. Podczas gdy Jared zasuwał na dwie zmiany, ja myłam podłogi, okna, odkurzałam i robiłam wielkie pranie. To ostatnie było konieczne, gdyż ciuchy zalegały w pralce dobry miesiąc.
Postawiłam kosz z praniem na szafce, wyciągnęłam z szuflady klucz od strychu, wsunęłam stopy w znoszone trampki Jareda i opuściłam mieszkanie. Bardzo niezdarnie wcisnęłam guzik przywołujący windę i czekałam na jej przyjazd. Nasze mieszkanie od strychu dzieliły tylko trzy piętra, ale nie miałam ochoty wdrapywać się po schodach z dosyć ciężkim praniem. Stalowe wrota rozsunęły się tuż przede mną i zrobiłam krok do przodu. Podróż umilałam sobie wystukiwaniem stopą rytmu Dirty Deeds i podgwizdywaniem.
Prosto z windy podeszłam do drzwi pomieszczenia, które nazywaliśmy suszarnią.
- Dzień dobry - usłyszałam za swoimi plecami, gdy podeszłam do wolnego sznurka. Odwróciłam się i zobaczyłam Gardnera. Uśmiechnął się do mnie i zmierzył typowo samczym wzrokiem.
- Dzień dobry - odpowiedziałam z udawaną uprzejmością. Wiedziałam, co robił i miałam ogromną ochotę coś z tym zrobić, tylko nie wiedziałam co.
- Jak się dziś miewa moja piękna sąsiadka?
- Dobrze. Od rana sprzątam mieszkanie.
- Zauważyłem. - Jego wzrok zaczął intensywnie świdrować mój dekolt. - Rzadko kiedy takie ślicznotki rwą się do porządków. Moja żona nie robi praktycznie nic, chyba że zwróci jej się uwagę. - Mówił, a mi zaczynało coś świtać. Facet był mną wyraźnie zainteresowany, mogłam to wykorzystać do tego, by pomóc jego córce. Mogłam pozwolić mu się do siebie zbliżyć, a potem porządnie nastraszyć lub zrobić coś innego. - Z tego co zauważyłem, twój chłopak ostatnimi czasy rzadko bywa w domu, więc gdybyś potrzebowała męskiej ręki, służę pomocą.
- Będę pamiętać. - Wymusiłam kolejny uśmiech i pozwoliłam na to, by jego dłoń otarła się niby przypadkiem o moją. Potrafiłam rozpoznać napalonych facetów, on był jednym z nich. Jak już wspominałam, to działało na moją korzyść.  



***



        - Jestem padnięty - burknął Jared i bezwładnie opadł na łóżko twarzą do materaca.
- Wierzę ci. Zdejmij koszulkę.
- Nie mam siły. - Jego głos brzmiał tak, jakby ten miał za chwilę umrzeć. Pokręciłam głową i sama pozbawiłam go odzienia. - Tak w ogóle, to po co mnie rozbierasz? Jak chcesz się kochać to wybacz, ale nie dam rady.
- Nie, chcę ci zrobić masaż - rzuciłam i usiadłam okrakiem na jego pośladkach. Rozluźniłam dłonie i położyłam je na ramionach chłopaka. Do mych uszu doszło ciche mruknięcie, więc kontynuowałam. Czułam, jak pod moim dotykiem jego mięśnie zaczynają się rozluźniać.
- Tego mi było trzeba.
- Wiem. - Uśmiechnęłam się i masowałam dalej. Kiedyś robiłam masaż znajomemu, który nadwyrężył mięsień i ten stwierdził, że miałam kojący dotyk, więc postanowiłam to wykorzystać, by ulżyć swojemu chłopakowi po ciężkim dniu pracy.
Kiedy skończyłam, zaczęłam muskać wargami jego skórę. Wywołało to u niego kolejny pomruk. By było mu jeszcze lepiej, wysunęłam język i przesunęłam go od karku po pasek spodni. Ciało Jareda przeszedł delikatny dreszcz. Uwielbiałam, kiedy tak na mnie reagował.
- Nie jest ci za ciężko, jak tak ci się pokładam na plecach?
- Nie, jest nawet bardzo miło. 
Po tych słowach wsunęłam dłonie w przestrzeń między jego torsem, a pościelą i wtuliłam się w jego ciało. Z zamkniętymi oczami wdychałam jego zapach. Dezodorant zmieszany z potem nigdy nie pachniał tak przyjemnie, nigdy. 



***



        - Mary, szybciej, bo się spóźnię.
- Momencik. - Poprawiłam włosy i byłam gotowa do wyjścia.
- Wystroiłaś się, jakbyś szła na randkę, a nie po siostrę - rzucił Jared, zamykając drzwi na klucz.
 - Wystroiłam? Przecież normalnie wyglądam.
- No powiedźmy. 
Kiedy upewniłam się, że drzwi są zamknięte, ruszyliśmy w stronę windy. Na jej przyjazd przyszło nam chwilę poczekać. Gdy w końcu nadjechała, stanęliśmy przy wystającym ze ścianki uchwycie. Jerry wcisnął odpowiedni przycisk i winda ruszyła w dół. Wsunęłam dłoń w kieszeń kurtki i wtedy poczułam lekki wstrząs. Potem kolejny i metalowa puszka się zatrzymała. Nie byłoby to nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że znajdowaliśmy się na półpiętrze.
- Nie no, to chyba jakieś jaja są - rzucił Jared, uderzając w guzik. - Spóźnię się do pracy, no!
- Przecież cię za to nie zjedzą. Zaraz ktoś to naprawi.
- Jak zwykle niewzruszona.
- Nie ma co przejmować się rzeczami, na które nie mamy wpływu - powtórzyłam jedną z mądrości mojej mamy. - A tak w ogóle, to kochaliśmy się kiedyś w windzie?
- Nie, chyba nie.
- No to mamy okazję.
- Poczekaj, chcesz teraz uprawiać seks?
- I tak nie mamy nic lepszego do roboty. - Rozpięłam kurtkę i zaczęłam ściągać bluzkę. Jared, który z początku myślał, że żartuję, rzucił mi brudny uśmieszek i poszedł w moje ślady. Przycisnął mnie do ściany i w pośpiechu rozpinał spodnie, zarówno swoje, jak i moje.
- Jezu, nie mogłaś założyć spódniczki?
- Ja nie Jezus i nie, nie mogłam, bo nie wiem czy wiesz, ale na zewnątrz mamy temperaturę poniżej zera, więc gdybym założyła spód... - tu przerwał mi jego język, który wsunął się do mojej jamy ustnej. Odwzajemniłam pocałunek, a jego dłonie zaczęły zsuwać moją bieliznę. Wsunęłam palce w jego włosy i poczułam, jak nabrzmiały penis zanurza się w mojej pochwie. Poczułam lekki ból i zacisnęłam powieki. Jerry oparł dłoń o ścianę windy i wykonał silne pchnięcie. Jęknęłam i zacisnęłam dłonie na jego włosach. Czułam już tylko narastającą rozkosz, która ogarniała całe moje ciało. 

Usta Jerry'ego przyssały się do mojej szyi, a lewa dłoń zacisnęła na schowanej pod czarnym stanikiem piersi. Głośno pojękiwałam, nie mając pojęcia, co mam ze sobą zrobić. Byłam jak w transie, wszystko wirowało mi przed oczami, miałem wrażenie, jakbym straciła kontrolę nad swoim własnym ciałem. 
Jared oderwał ode mnie usta, chwycił moje pośladki i wykonał ostatnie już pchnięcie. Pchnięcie, po którym bezwładnie opadłam w jego ramiona. Dopiero wtedy poczułam nieprzyjemny ból mający swoje źródło w prawym pośladku. Ten tajemniczy siniak w dalszym ciągu okupował moje ciało i dawał się we znaki.
- Przepraszam - rzucił Jay, gdy syknęłam podczas podciągania spodni.
- Nie szkodzi, dla takiego seksu warto trochę pocierpieć. - Posłałam mu ciepły uśmiech i zapięłam koszulkę. Było mi tak gorąco, że kurtkę przewiesiłam przez ramię.
- Ciekawe kiedy się zorientują i nas stąd wyciągną.
- Nie mam pojęcia. Oby szybko, bo Lily na mnie czeka.
- Zabierasz ją gdzieś?
- Do mamy. - Oparłam głowę o jego ramię, czując, jak wali mi serce.
        Na ratunek czekaliśmy jeszcze dziesięć minut. Po upływie tego czasu winda została ściągnięta na dół, a my mogliśmy w końcu opuścić budynek. Gorąco wywołane silnym podnieceniem i nieco nietypową sytuacją zniknęło wraz z pierwszym podmuchem wiatru, który uderzył w nas, gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz. Od kilku dni pogoda była naprawdę fatalna, nawet jak na styczeń. Silny wiatr, intensywne mrozy i niemal nieustanne opady śniegu...  




***




        - Wpadnę po ciebie, jak będę wracał z pracy - rzucił Jay, gdy tylko znaleźliśmy się przy skrzyżowaniu.
- Okey. - Musnęłam jego usta i każde z nas poszło w swoją stronę. Jared do klubu, a ja do domu ojca. Mimo iż ostatnim razem jego reakcja była neutralna, jak na niego wręcz pozytywna, czułam ogromny niepokój, który zwiększał się z każdym krokiem przybliżającym mnie do mojego dawnego miejsca zamieszkania.
- Mary, kochanie, jak ja cię dawno nie widziałam - usłyszałam, gdy tylko przeszłam obok furtki Robinsonów.
- Dzień dobry - rzuciłam z uśmiechem i spojrzałam na swoją dawną sąsiadkę, która była w trakcie odśnieżania podwórka.
- Dzień dobry. Gdzie ty się w ogóle podziewasz? Co porabiasz?
- Mieszkam w centrum ze swoim chłopakiem i pracuję u Steviego.
- Dobrze, że się wyprowadziłaś, tata teraz dosyć często urządza sobie libacje w domu. Okropne, co się z niego zrobiło.
- Tak, okropne - przyznałam kobiecie rację.
- A nie myślałaś czasem o powrocie do szkoły?
- Nie. Edukacja to nie moja bajka. A teraz pani wybaczy, ale Lily na mnie czeka.
- Oczywiście, nie zatrzymuję cię. Do zobaczenia.
- Do widzenia. - Posłałam staruszce kolejny uśmiech i ruszyłam w stronę odpowiedniej posesji. Gdy tylko przekroczyłam ogrodzenie, poczułam ucisk w żołądku. Nie wiedziałam, dlaczego to miejsce wywoływało we mnie takie reakcje. - Mary uspokój się, uspokój - powiedziałam sama do siebie i ruszyłam w stronę ganku. Nacisnęłam dzwonek i czekałam aż drzwi się otworzą. Kiedy to nastąpiło, zobaczyłam swoją siostrę.
- Już myślałam, że o mnie zapomniałaś.
- Ja o tobie? W życiu. - Cmoknęłam małą w policzek i na nieco drżących nogach weszłam do środka.
- Nie bój się, Mary, taty nie ma, pojechał do pracy.
- Myślałam, że wziął wolne, żeby pobyć z tobą.
- Tak, ale to było coś ważnego i musiał jechać.
- Rozumiem.
- Rozbierz się, ja i tak muszę się jeszcze uczesać.
Wiedząc, ile mojej siostrze ta czynność zajmowała czasu, zdjęłam buty i kurtkę i weszłam na górę. Jakaś siła skierowała mnie prosto do mojego dawnego pokoju. Pchnęłam uchylone drzwi i weszłam do środka. Łóżko było pościelone i wszystko wyglądało dokładnie tak, jak ostatniego dnia mojego pobytu tutaj. 
 Podeszłam do szafki, na której zalegała gruba warstwa kurzu i wzięłam do ręki starą pozytywkę. Otworzyłam ją, jednak nie usłyszałam żadnego dźwięku, była zepsuta. W środku leżała połamana figurka baletnicy, która niegdyś kręciła się w dźwiękach melodii z Jeziora Łabędziego...




***



        - Mary, do cholery, wyłącz te zasrane pudło! - usłyszałam głos ojca i aż zadrżałam. Nie lubił, kiedy puszczałam melodię z pozytywki, irytowała go, mimo iż sam mi ją kupił na moje jedenaste urodziny. 
Drżącą dłonią zamknęłam pokrywkę i odeszłam od szafki. Nie chciałam prowokować kolejnej kłótni, bo nadal byłam obolała po ostatniej.
Zakryłam rękawem posiniaczony nadgarstek i stanęłam przy oknie. Uchyliłam je i odpaliłam papierosa. Wypuszczałam dym i patrzyłam na unoszące się na wietrze liście. Poruszały się jak tancerki, jak prawdziwe baletnice. Tak bardzo brakowało mi tańca, że wszystko mi go przypominało. 

Zamknęłam oczy i zaczęłam nucić melodię z pozytywki. Zanim się zorientowałam, poruszałam się tanecznym krokiem po całym pokoju, zgrabnie omijając łóżko i inne meble. Obkręciłam się na jednej nodze wokół własnej osi i wtedy poczułam, że w coś uderzyłam. Tym czymś okazał się być mój ojciec.
- Co ja ci mówiłem o paleniu, ty tępa gówniaro, co?! 
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, wymierzył mi policzek. Silny ból zachwiał moją równowagę, jednak nie upadłam, jakoś udało mi się utrzymać w pozycji pionowej. 
- Co ty sobie wyobrażasz,co?! Masz dopiero piętnaście lat! Powinnaś oglądać bajki, a nie palić papierochy!
- Przepraszam - wydukałam drżącym głosem. Nienawidziłam się przed nim kajać, ale bałam się go tak bardzo, że nie kontrolowałam swoich reakcji.
- Wiesz, gdzie ja mam twoje przeprosiny? Jeszcze raz zobaczę, że palisz, to przysięgam, że wepchnę ci papierosa do gardła, może to cię czegoś nauczy! I przestań udawać baletnicę, bo nie masz za grosz talentu. Poza tym jesteś za brzydka na bycie tancerką.
- Nie jestem.
- Słucham?
- Nie jestem brzydka. - Sama chciałam się skarcić za to, że to powiedziałam. Mogłam się w ogóle nie odzywać i on by sobie poszedł.
- Kto ci to powiedział? Lily? A może ta pieprzona lesbijka Ravin? Myślisz, że nie wiem, co z nią wyrabiasz? Powinnaś się wstydzić, matka się przez ciebie w grobie przewraca. Rzygać mi się chcę, jak na ciebie patrzę. Nie dość, że jesteś głupia i brzydka, to jeszcze liżesz cipki zawszonych narkomanek. Totalnie ci się w dupie poprzewracało. Za dobrze masz tutaj ze mną.
- Chyba śnisz - nie chciałam tego powiedzieć, myślałam tak, ale nie miałam zamiaru tego mówić, nie miałam pojęcia, dlaczego to zrobiłam.
- Co za bezczelny bachor! - Silny cios powalił mnie na podłogę. Z mojego nosa wypłynęła stróżka krwi, którą bałam się otrzeć. Do moich uszu doszło skrzypienie drewna, które ucichło, gdy ojciec przykucnął tuż obok mnie. 

Serce waliło mi jak szalone, a każdy mięsień drżał niczym osika. Jego dłoń zacisnęła się na mojej twarzy i jednym ruchem zrównała ją z jego parszywą mordą. 
- Gdybym się nie brzydził, zorałbym ci dupsko tak, że odechciałoby ci się seksu z dziwkami. Jesteś żałosna, Mary. Jesteś zwykłym gównem, które powinno spuścić się w kiblu - wycedził przez zęby, a krople jego śliny, w której czuć było alkohol, opryskały moje policzki. Wolną dłoń skierował do pasa swoich służbowych spodni. Byłam pewna, że sięga po pałkę i szykowałam się na porządne lanie, jednak się pomyliłam. Zamiast niej w jego dłoni znalazł się pistolet. Położył palec na spuście, po czym przyłożył lodowatą lufę do mojego policzka. Moje ciało oblał zimny pot, trzęsłam się jeszcze bardziej. Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek. - Boisz się, co? Pewnie, że się boisz. Czuję, jak się telepiesz, pewnie klepiesz teraz paciorek w myślach. Strzeli czy nie strzeli? - Zaśmiał się i odbezpieczył broń. W gardle stanęła mi wielka gula, a do oczu napłynęły łzy. - Wystarczy, że nacisnę spust i twój pusty łeb eksploduje. Całe twoje życie jest w moim palcu. Zabawne, co nie? 
Lufa się przesunęła i znalazła przy moich drżących ze strachu wargach. 
- Otwórz. Otwieraj japę i to już! - wrzasnął i ścisnął moje policzki z taką siłą, że nie miałam innego wyjścia  i otworzyłam usta. Stalowa lufa wsunęła się do mojej jamy ustnej i wtedy przestałam kontrolować pęcherz. Poczułam, jak ciepła ciecz ścieka po moim udzie i mimowolnie zaczęłam płakać. - Myślisz, że bym cię zabił? Chciałbym, ale nie uśmiecha mi się wizja więzienia. - Ojciec wyjął broń z moich ust i wytarł ją o swoją koszulę. - Powinnaś zainwestować w pampersy - rzucił, gdy zobaczył mokrą plamę na moich spodniach, po czym wstał i podszedł do szafki. - Prima balerina od siedmiu boleści. - Chwycił pozytywkę i cisnął ją w moją stronę. Uderzyła w ścianę tuż nad moją głową i opadła z impetem na podłogę. Ojciec opuścił mój pokój, a ja zaczęłam głośno łkać. Podkuliłam trzęsące się kolana i płakałam jak małe dziecko. Tak długo, dopóki nie opadłam z sił. 
Żałowałam tylko jednego. Nie tego, że się przy nim rozpłakałam, nie tego, że zlałam się w majtki, a tego, że mnie nie zabił. Mimo iż mógł, nie zrobił tego...




***



        - Mary - usłyszałam i poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Mimowolnie podskoczyłam i odwróciłam głowę. Przy łóżku stała gotowa do wyjścia Lily. - Coś się stało?
- Nie.
- To dlaczego płaczesz?
- Nie płaczę, coś mi wpadło do oka. - Uśmiechnęłam się i powoli wstałam z materaca. Odłożyłam pozytywkę na miejsce i spojrzałam na jedną ze ścian. Nadal było widać na niej ślad, który pięć lat wcześniej zostawiło grające pudełko. Przez chwilę czułam się jakbym znów miała piętnaście lat. Nie lubiłam takich flashbacków, wszystko było takie autentyczne i namacalne. Czułam ten sam strach i upokorzenie.
- Możemy już iść.
- No to chodźmy. - Złapałam Lily za dłoń i obie opuściłyśmy pierwsze piętro. 

Ten dom był miejscem, w którym wracały do mnie złe wspomnienia, ale z drugiej strony przypominał mi mamę, szczególnie pokoik obok kuchni. Kiedyś to właśnie tam mama trzymała swoje skrzypce, nuty i wiersze.
- Klucze mam zostawić u pani Robinson - głos siostry wyrwał mnie z zamyślenia.
- Jasne.
- Ale ty zamknij, bo ja nie sięgnę do górnego zamka. - Lil podała mi pęk kluczy i zaraz po tym, jak z powrotem nałożyłam kurtkę i buty, zamknęłam dokładnie drzwi. Mała pobiegła do Robinsonów, a ja odpaliłam papierosa. Wspomnienie tamtego dnia nie było niczym miłym i wyprowadziło mnie nieco z równowagi.
- Mary, nie powinnaś przy mnie palić, nie powinnaś w ogóle palić. To niezdrowe i po tym się śmierdzi. No i można od tego umrzeć.
- Od wszystkiego można umrzeć - odpowiedziałam i ruszyłam, jednak Lily nie zamierzała się ruszyć. - Dlaczego nie idziesz?
- Nie chcę, żebyś umarła, Mary. Wyrzuć to.
- Nie wygłupiaj się.
- Nie wygłupiam. Nie ruszę się, dopóki nie wyrzucisz tego papierosa. - Skrzyżowała ręce na piersi i uniosła brodę. Wiedziałam, że z nią nie mam szans, więc pokręciłam głową i zgasiłam papierosa.
- Zadowolona?
-Tak. - Podeszła do mnie skocznym krokiem i złapała za rękę. 

Mała szantażystka.



*Siedzę tu, zjadam swoje serce, czekając, czekając na telefon od kochanka.
**Szukam dziś gorącego towaru, skarbie, potrzebuję dziś gorącego towaru, skarbie, pragnę dziś gorącego towaru, skarbie, muszę mieć gorący towar, muszę zakosztować dziś miłości. Potrzebuję gorącego towaru, pragnę gorącego towaru.
***Pragnę dziś gorącego towaru, skarbie, muszę zakosztować miłości, muszę zakosztować dziś miłości, potrzebuję gorącego towaru, gorącej miłości, szukam gorącej miłości.
...............................
Tytuł rozdziału: Powiedź mi czy czułeś jej smak 


Data pierwotnej publikacji: 7.11.2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz