Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

sobota, 1 grudnia 2012

59. Do you really want me dead or alive to torture for my sins

Jared:

        - No i to by było na tyle. Pamiętajcie, żeby ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Wielu z was ma ogromny potencjał, nie zmarnujcie tego - rzucił Charlie i wszyscy wstali ze swoich miejsc. - Leto - dodał, gdy zacząłem kierować się do wyjścia. Odwróciłem się, a ten przywołał mnie do siebie ruchem ręki.
- Co jest?
- Masz może jakiś towar? - spytał półszeptem.
- No coś ty, niby skąd?
- Nawet skręta?
- Tylko papierosy.
- No to podziel się chociaż tym. 
Zanurzyłem dłoń w kieszeni jeansów i wyjąłem z niej paczkę papierosów. 
- Dzięki. Nienawidzę tej roboty - wycedził, wypuszczając dym nosem.
- To po co ją przyjąłeś?
- Musiałem. Miesiąc temu po koncercie zdemolowaliśmy całe piętro tego hotelu i w ramach zadośćuczynienia kazali nam poprowadzić te cały warsztaty. Nie ma to jak użerać się z niezdolnymi smarkaczami. Bez urazy oczywiście. Ty, James...
- Jared - poprawiłem go. Bronson jakoś nie mógł zapamiętać mojego imienia.
- No tak, Jared. Ty, dzieciaku, masz to w sobie. Masz zacięcie, masz jaja. Jak cię ktoś dobrze ukształtuje, to będą z ciebie ludzie. Ale reszta to banda nieudolnych przeciętniaków, nie licząc twojego brata oczywiście. Ma chłopak pierdolnięcie. Jak nasz bębniarz kopnie w kalendarz, weźmiemy go do zespołu. A tak w ogóle to, co tam u twojej Mary, co?
- Wszystko w porządku.
- To dobrze. Mary, Mary... - westchnął i oblizał dolną wargę. Nie spodobało mi się to, ale nie zamierzałem się na niego rzucać z pięściami. Mógł sobie fantazjować, ona i tak była moja.
        Po kilku minutach opuściłem sale konferencyjną i wszedłem do pokoju, który dzieliłem z bratem i dwoma gośćmi z Seattle.
- Szykuje się niezła imprezka - rzucił Mick, podrzucając poduszkę. - Miejscowi zorganizowali towar i alkohol. Poszalejemy, panowie, w końcu to nasza ostatnia wspólna noc.
- Trochę to tak gejowsko zabrzmiało - odpowiedział Ted, wlepiając wzrok w swojego kumpla.
- Dla ciebie wszystko tak brzmi. Będzie niezła zabawa.
- Już nie mogę się doczekać. - Shannon zatarł ręce, a ja zanurzyłem swoje w torbie. - Czego tak tam szukasz?
- Karty - odpowiedziałem, wyciągając rzeczy, które miałem schowane w bocznej kieszonce.
- Ty, co to za laseczka? - zapytał brunet, biorąc do ręki zdjęcie, na którym byłem razem z Mary.
- Moja dziewczyna.
- Jezusie, niezła sztuka.
- Pokaż! Ty, faktycznie ładniutka.
- Ja ją pukałem przed nim! - wyrwał się swoim zwyczajem mój brat.
- A ja będę pukał po nim - rzucił Teddy. - Jak zerwiecie, biorą się za nią.
- Zapomnij, nie zerwiemy - odezwałem się, gdy w końcu znalazłem to, czego szukałem.
- Każdy kiedyś zrywa.
- Nie oni, stary. Są tak w sobie zakochani, że to aż się w głowie nie mieści. Żyją jak małżeństwo. Trzeba by było naprawdę dużej siły, by ich rozdzielić. 
Pierwszy raz w życiu mój brat powiedział coś mądrego.
- Panowie wybaczą, ale idę zadzwonić do swojej Mary. - Uśmiechnąłem się i zabrałem koledze fotografię, na której odwrocie Mary napisała mi specjalną dedykację, choć nie wiedziałem po co. Bezgłośnie zamknąłem drzwi i udałem się do holu, gdzie znajdowały się telefony. Włożyłem kartę w odpowiednie miejsce i wybrałem nasz numer. Po trzech sygnałach usłyszałem głos swojej dziewczyny.
- Tak?
- Cześć, skarbie.
- Cześć, Jared. - W jej głosie słychać było coś niepokojącego. Miałem wrażenie, jakby dopiero co płakała.
- Coś się stało? - zapytałem zaniepokojony tym faktem.
- Nie, wszystko jest w porządku.
- Przecież słyszę, że coś jest nie tak. Ktoś ci zrobił jakąś krzywdę? - Nie wiedzieć czemu, w mojej głowie zaczęły pojawiać się okropne myśli. Bałem się, że ten pieprzony Drake jej coś zrobił.
- Dzisiaj w barze była moja nauczycielka baletu i... - tu pociągnęła głośno nosem. - Zaraz po niej przyszła taka jedna dziewczyna, która zawsze uważała się za lepszą ode mnie. Wiesz, co się stało?
- Co? Mary, nie strasz mnie.
- Dostała się do najlepszej szkoły baletowej w Nowym Jorku. Do szkoły, o której marzyłam odkąd zaczęłam ćwiczyć balet. Przez lata mi ciągle dogryzała, rywalizowała ze mną, a teraz co? Ukradła mi moje marzenie. Zdobyła to, o czym ja marzyłam przez całe swoje życie. Jestem śmieciem, Jared. Rozumiesz? Jestem bezwartościową szmatą, która nigdy nic w życiu nie osiągnie.
- Ej, słońce, nie mów tak.
- Dlaczego, skoro to prawda? Jestem beznadziejna, beznadziejna - powtórzyła i zaczęła płakać. Miałem wtedy ochotę mocno ją do siebie przytulić, ale nie miałem jak tego zrobić.
- Mary, proszę cię, nie mów takich rzeczy. Masz dopiero dziewiętnaście lat.
- Dwadzieścia - poprawiła mnie.
- Dopiero w grudniu będziesz miała dwadzieścia. Jesteś młoda, wszystko przed tobą.
- Nieprawda. Zmarnowałam swoją szansę. Już nigdy nie zostanę baletnicą, nigdy. Będę zwykłym śmieciem, a Pauline Stanley będzie tańczyła na największych scenach i będzie żyła moimi marzeniami. Tak właśnie będzie, Jerry, tak będzie. 
Już od dawna nie słyszałem w jej głosie takiego smutku i bólu. Zrobiło mi się jej okropnie żal, więc postanowiłem podnieść ją na duchu.
- Pieprzenie. Ona musi chodzić na zajęcia, a ty nie potrzebujesz żadnej szkoły. Jesteś tak zdolna, że nie musisz uczęszczać na żadne prestiżowe uczelnie, jesteś na to za dobra. Ta cała Stanley może ci buty lizać.
- Nieprawda. Nie nadaję się na tancerkę. Jestem na to za głupia i za brzydka. I nie mam talentu.
- Mary, przysięgam ci, że jak wrócę, to skopię ci ten twój seksowny tyłek za pieprzenie takich głupot.
- No to kop, należy mi się. Należy mi się za to, że tak przepierdoliłam swój talent.  Przewróciłem oczami i oparłem się o ścianę.
- Niczego nie przepierdoliłaś, rozumiesz? Nie przejmuj się jakąś głupią dziewuchą, która ci nawet do pięt nie dorasta.
- Skąd wiesz, skoro nawet nie widziałeś, jak tańczy?
- Stąd, że naprawdę zdolni ludzie nie muszą z nikim rywalizować, ani nikogo poniżać. Mówiłaś, że ciągle powtarzała, że jest lepsza od ciebie, gdyby faktycznie była, nie musiałaby tego mówić. Mali ludzie poniżają innych, by sprowadzić ich do swojego poziomu. Skoro chciała cię poniżyć, to znaczy, że stoisz wyżej od niej. Pierdol ją, zobaczymy, jak długo wytrzyma w takiej szkole. Pewnie już po miesiącu będzie płakać, że wszystko ją boli i wróci do domu - rzuciłem, a Mary się zaśmiała, co sprawiło, że na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Pamiętam, jak kiedyś na zajęciach płakała przy robieniu szpagatu.
- Bo to cienka dupa jest, nie to co ty. Jak chcesz, możemy przeprowadzić się do Nowego Jorku, albo lepiej, do Moskwy. To ponoć z Rosji pochodzą najlepsze balety.
- A znasz rosyjski?
- Nauczę się.
- Wiesz co?
- Co?
- Cieszę się, że cię mam.
- Ja się cieszę jeszcze bardziej - odpowiedziałem, uśmiechając się sam do siebie. - Muszę już kończyć, ale pamiętaj, głowa do góry i nie przejmuj się głupotami, dobrze?
- Dobrze.
- A i jeszcze jedno, jak wrócę jutro do domu, chcę prywatny pokaz baletu i nie przyjmuję odmowy.
- Nie mam stroju.
- Jak dla mnie, możesz tańczyć nago, nawet lepiej.
- Świntuch. - Zachichotała, a ja przygryzłem dolną wargę. Sama myśl o nagiej Mary sprawiała, że podskakiwało mi ciśnienie.
- Będę wieczorem, masz być gotowa.
- Będę.
- Dobra, teraz naprawdę kończę. Kocham cię, słońce.
- Ja ciebie też - odpowiedziała, a ja bardzo niechętnie odłożyłem słuchawkę. Gdybym mógł, rozmawiałbym z nią tak do samego wyjazdu, ale chłopaki nie przepuściliby mi tej imprezy, na którą co prawda nie miałem ochoty, ale mus to mus. Poza tym musiałem opić to, że udało mi się rozweselić Mary. Zwykle ciężej było ją wyciągnąć z kiepskiego nastroju. Było mi jej żal, ale wiedziałem, że wyolbrzymiała. To, że nie ćwiczyła przez jakiś tam czas, nie znaczyło, że straciła swój talent. Wiedziałem, co potrafiła, znałem jej potencjał. Tego człowiek nie traci nigdy, przenigdy.



***



        - Imprezę czas zacząć, dzieciaki! - wrzasnął wysoki blondyn i położył na stół niewielki karton. Kilka osób zerwało się z miejsc. - Laikom odradzam - padło z ust Bryana, gdy zaczął rozdawać strzykawki.
- Heroina? - spytałem, patrząc niepewnie na to, co znajdowało się w jego dłoni.
- Nie pytaj tylko bierz i ciesz się, że masz za darmo. To będzie najlepszy odlot w twoim życiu. Byłem ciekaw działania tego cuda, ale miałem pewne obiekcje, co do formy zażycia. Nie lubiłem się kłuć.
- Pomogę ci. - Przede mną, jak spod ziemi wyrosła wysoka blondynka i delikatnie pchnęła mnie w stronę kanapy. - Podwiń rękaw. 
Podwinąłem, a ona chwyciła mnie za przedramię. Rozmasowała jego zgięcie i przysunęła igłę do uwidocznionej żyły. Rzuciłem jej niepewne spojrzenie, na co tylko się uśmiechnęła i wbiła ostrą końcówkę w moje ciało, powoli wstrzykując zawartość strzykawki do mojego krwiobiegu. 
Wystarczyło kilka sekund, by ogarnęło mnie niezwykle miłe uczucie. Uśmiechnąłem się sam do siebie i spojrzałem na swoją towarzyszkę. Trzymała w ręku plastikowy kubek i uważnie mi się przyglądała. Jej uwagę odwróciła dopiero brunetka, która usiadła po mojej lewej. Widziałem ruchy ich ust, ale kompletnie nie dochodziło do mnie to, co mówiły. Poczułem silne uderzenie gorąca i nagłą suchość w ustach. Chciałem zapytać blondynkę, czy mogę napić się z jej kubka, ale nie byłem w stanie wydobyć z siebie chociażby słowa. Miałem wrażenie jakby mój język ważył ze sto kilo i był zrobiony z kamienia. Zamiast poprosić, po prostu wyciągnąłem rękę i wziąłem sobie kubek, w którym, jak się okazało, był szampan. Po sporym hauście oddałem dziewczynie naczynie i oparłem się o poduszkę. O poduszkę? Rozejrzałem się dookoła i zdałem sobie sprawę z tego, że zamiast w pokoju dziennym, znajdowałem się w sypialni. Siedziałem na łóżku, jednak nie sam. Były ze mną te dwie dziewczyny. Klęczały na przeciw siebie na materacu i zalotnie uśmiechały. Nim zdążyłem mrugnąć, złączyły się w namiętnym pocałunku. Patrzyłem na nie jak zahipnotyzowany. Patrzyłem jak ich języki bawią się ze sobą, a dłonie błądzą po jeszcze ubranych ciałach. Przetarłem oczy ze zdumienia i kiedy odsunąłem dłonie od twarzy, moje towarzyszki były już nagie i zdejmowały ze mnie ubranie.
- Co robicie? - wydukałem, mrużąc niezwykle ciążące mi powieki.
- Bawimy się - odpowiedziała brunetka i przyssała się do mojej szyi. Jej śladem poszła blondynka i po chwili już obie pieściły mój tors ustami. Zamknąłem oczy. 

Nagle, ni stąd ni zowąd poczułem ciepło na swoim penisie. Oplatało go coś bardzo wilgotnego i bardzo ciasnego. Z trudem podniosłem powieki i zobaczyłem przed sobą nieduże, skaczące piersi. Słyszałem jęk, jednak nie pojedynczy. Z niemałym trudem przesunąłem głową w bok i zobaczyłem masturbującą się brunetkę. 
Czy to sen? 
Miałem zamiar się uszczypnąć, gdy moje ciało ogarnął potężny, wręcz monstrualny orgazm. Mimowolnie zacisnąłem dłonie na biodrach skaczącej na mniej dziewczyny, która wyginała się w spazmach rozkoszy i wydobyłem z siebie głośny, niekontrolowany dźwięk.
- O mój Boże! - wrzasnęła, schodząc z mojego ciała. Położyła się tuż obok mnie i złapała za swoje krocze. - Nie będę mogła siadać chyba przez miesiąc. Nigdy wcześniej nie miałam w sobie takiego... - Jej głos się urwał. Otworzyłem oczy i zobaczyłem dziewczęcą twarz tuż pod swoją. Malował się na niej grymas bólu i rozkoszy. Poczułem niemal palące gorąco w okolicy krocza. Moje biodra były w ruchu, nad którym nie byłem w stanie zapanować. Chciałem zwolnić, zatrzymać się, ale nie mogłem. Moje ciało nie reagowało na sygnały, które wysyłał mózg. Nagły ucisk sprawił, że uleciała ze mnie cała energia. Biodra stanęły, a do uszu doszedł krzyk. Nie mój, mojej partnerki, której spoconym ciałem wstrząsnął silny dreszcz. Moja twarz opadła prosto na wilgotne od potu hebanowe włosy. Czuć było na nich dym tytoniowy, który drażnił moje nozdrza.
- Gdzie wanilia? - wydukałem, odsuwając się od ciężko oddychającej dziewczyny.
- Pieprzyć wanilię, zróbmy to jeszcze raz!
- Teraz moja kolej. 

 

***



        Podniosłem powieki i poczułem ciężar na swojej klatce piersiowej. Obniżyłem wzrok i zobaczyłem dwie głowy na swoim torsie.
- Nie, to musi być sen. To tylko głupi sen - rzuciłem sam do siebie i znów zamknąłem oczy. Miałem nadzieję, że kiedy je otworzę, będę sam, jednak nadal leżały ze mną w łóżku dwie dziewczyny. Jedna z nich zaczęła się przebudzać.
- Cześć - mruknęła i przeniosła wzrok na moją twarz.
- Cześć - wydukałem drżącym głosem.
- Coś się stało, jesteś strasznie spięty?
- To, co widać. Co ty i ona robicie w moim łóżku?
- W twoim łóżku? Tak się składa, że to mój pokój. Mój i mojej koleżanki.
- Więc co ja tutaj robię?
- A jak myślisz, co robi się nago w łóżku, co?
- Nie, tylko nie to - jęknąłem i złapałem się za głowę.
- Nie masz, co się przejmować, było bardzo miło. Niezły z ciebie ogier. - Głos blondynki przepełniony był kokieterią, a jej dłoń niespodziewanie zacisnęła się na moim penisie.
- Jezu! - Podskoczyłem w miejscu, czym obudziłem leżącą na mnie brunetkę. - Przestań mnie dotykać!
- No proszę, jaki teraz drażliwy. W nocy dotyk ci nie przeszkadzał.
- Byłem kompletnie nieświadomy. Nawet nie wiem, jak się nazywasz. Nazywacie. Gdzie jest moje ubranie?
- Czemu tak krzyczycie? - odezwała się moja druga towarzyszka, przecierając zaspane oczy.
- Leży na podłodze. 
Niepewnie zrzuciłem z siebie kołdrę i zakryłem dłońmi swoją strefę intymną. 
- No i po co to robisz? Dobrze go widziałyśmy.
- Więc już nie musicie więcej oglądać - wycedziłem i chwyciłem swoje bokserki, które czym prędzej naciągnąłem na ciało. Podobnie było z resztą ciuchów. Kiedy miałem już wszystko na sobie, ruszyłem w stronę wyjścia.
- Nie bój się, twoja dziewczyna się o tym nie dowie. Na pewno nie od nas. 
Rzuciłem im ostatnie spojrzenie i nacisnąłem klamkę. Nie mogłem uwierzyć w to, że byłem na tyle głupi i odurzony, żeby przespać się z tymi dwiema pannami. Czułem się jak pieprzona świnia, jak obrzydliwy wieprz. Zdradziłem swoją dziewczynę i to jeszcze z dwiema obcymi dziewczynami. Niżej już upaść nie mogłem. Bałem, a raczej wstydziłem się spojrzeć Mary w oczy. Po tym wszystkim nie miałem nawet odwagi spojrzeć w lustro.
- Śmieć ze mnie totalny - burknąłem pod nosem, gdy tylko znalazłem się w pokoju.
- Jezu, mamo, przecież wynosiłem śmieci wczoraj, teraz kolej Jareda.
- Co?! - zapytałem skołowany, jednak nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Shannon spał jak zabity. No tak, zapomniałem o jego sennym gadulstwie. Zawsze kiedy za dużo wypił, mówił później przez sen. Działało to u niego tak, że mimo snu słyszał to, co działo się dookoła i mówił coś z tym związanego. Nazwałem siebie samego śmieciem, więc to podłapał. Zaśmiałem się pod nosem, jednak moja wesołość nie trwała długo. Gdy tylko położyłem się na nietkniętej pościeli, przypomniało mi się, co zrobiłem i znów poczułem obrzydzenie do samego siebie. Tak silne, że aż zacząłem odczuwać mdłości, choć mogły być one związane z ilością wypitego alkoholu i zjedzonych wcześniejszej nocy chipsów.
- No i wrócił nasz ogier. - Mick właśnie wyszedł z łazienki i obdarzył mnie brudnym uśmieszkiem.
- Nie mam nastroju na żarty.
- Przecież ja nie żartuję. Dwie laski na raz i to jeszcze takie, których żaden nie mógł zaciągnąć do łóżka. Szacunek, stary, naprawdę wielki szacunek.
- Szacunek? Zachowałem się jak ostatnia świnia, jak pieprzona, zdradziecka świnia! - krzyknąłem mocno poirytowany. Zdradziłem swoją dziewczynę, a on mnie traktował jak idola, niemal bohatera. To było chore, cholernie chore.
- Już nie przesadzaj, Jay. Skorzystałeś z okazji i tyle, każdy na twoim miejscu zrobiłby to samo.
- Tylko jak ja się teraz pokażę swojej dziewczynie, co?
- Przecież ona o niczym nie wie i raczej się nie dowie, a czego oczy nie widzą tego sercu nie żal, jak to mawiał pewien poeta, czy ktoś tam inny.
- Świnia ze mnie i tyle.
- Nie chcę wieprzowych, nie lubię wieprzowiny - padło z ust mojego wciąż śpiącego brata. Mick spojrzał na mnie pytającym wzrokiem i wtedy wybuchnąłem głośnym śmiechem, tak samo jak on. Śmieliśmy się tak głośno, że obudziliśmy naszą śpiącą królewnę. - Ludzie kochani, tu się śpi. Musicie kwiczeć jak zarzynane świnie?
- Pan wybaczy, panie wieprzowinka.
- Wieprzowinka? Pogięło cię, stary? - Shanny spojrzał na naszego znajomego jak na kretyna i wygrzebał się z pościeli. - Która jest w ogóle godzina?
- Prawie szósta - odpowiedziałem, gdy zapanowałem już nad swoim śmiechem.
- Mamusiu, przecież to jeszcze noc. Dlaczego wy nie śpicie? Śpij i daj spać innym, mówi wam to coś?
- Nie, wieprzowinko.
- Cicho siedź, wołowino. Idę spać i jak mnie któryś obudzi, to z du... to będę bardzo nieprzyjemny. Dobranoc. A, Jared, gratuluję.
- Czego? - zapytałem zaskoczony.
- Jak to czego? Gorącego trójkącika, bracie.
- I ty przeciwko mnie? - Liczyłem na to, że Shannon jako starszy brat skarci moje zachowanie, wyrazi dezaprobatę, a ten co? Pogratulował mi! Pogratulował zamiast skopać mi tyłek. Nie ma to jak rodzeństwo...
- Jestem z ciebie dumny, braciszku. 
Przewróciłem oczami i moja głowa opadła prosto na poduszkę. Powoli zaczynałem tracić wiarę w ludzi.  



***



        Ospałym krokiem wyszedłem z windy i powoli sunąłem w stronę drzwi swojego mieszkania. Przekręciłem klucz w zamku i nacisnąłem klamkę. Pierwszym, co zobaczyłem, były dwie pary męskich butów, które zdecydowanie nie należały do mnie. 
Czyżby Mary miała gości? 
Zdjąłem kurtkę i powiesiłem ją na, o dziwo, pustym wieszaku. Zsunąłem buty i wszedłem do salonu. Tam do mych uszu doszły dosyć dziwne dźwięki. Kiedy udało mi się zlokalizować źródło ich pochodzenia, nie omieszkałem się tam udać. Drzwi sypialni były zamknięte, mimo iż zwykle stały otworem. Przysunąłem ucho do drewna i nasłuchiwałem. Dziwne dźwięki okazały się być jękami, jednak nie pojedynczymi. Mary nie była sama, ktoś był tam z nią i nieźle się bawił. 
Skronie zaczęły mi mocno pulsować, a serce niemal rozrywało klatkę piersiową. Drżącą dłonią nacisnąłem klamkę i wszedłem do sypialni. To, co tam zobaczyłem, sprawiło, że dosłownie zważała we mnie krew. W naszym łóżku leżeli Josh Drake i Oliver Ravin, a między nimi naga Mary. Ciało King było całe mokre od śliny, potu i nasienia. Jej włosy były potargane we wszystkie strony, a na ustach widniały ślady rozmazanej pomadki. Głośno jęczała, podczas gdy te dwa złamasy zanurzali w niej swoje wielkie, nabrzmiałe penisy. Jej biust był cały czerwony, podobnie jak szyja i uda.
- Co tu się, do cholery, dzieje?! - wrzasnąłem, jednak żadne z nich nie zwróciło na mnie uwagi. Mary wbiła zęby w ramię Olivera i paznokcie w kark Josha. Podczas gdy wszyscy troje szczytowali, King patrzyła mi w oczy i złośliwie się uśmiechała. Chciałem coś zrobić, ale nie mogłem się ruszyć. Ten cały szok sprawił, że straciłem kontrolę nad swoim ciałem i umysłem.
- Cześć, Jerry - mruknęła blondynka, wychodząc z objęć dwóch mężczyzn. - Znalazłam strój do baletu i ubrałam go specjalnie dla ciebie, ale oni go ze mnie zdarli. Porwali na małe strzępeczki, a tak bardzo chciałam dla ciebie zatańczyć.
- Dlaczego? - wydukałem, patrząc tępo w jej puste, pozbawione emocji oczy.
- Co dlaczego? Dlaczego poszłam z nimi do łóżka? Bo chciałam cię ukarać.
- Za co?
- Za to, co zrobiłeś w nocy. Myślałeś, że się nie dowiem? Ja wiem wszystko, niczego przede mną nie ukryjesz, niczego - wysyczała i zbliżyła usta do mojego ucha. - Niczego, Jerry - dodała i jej zęby zacisnęły się na płatku. Głośno wrzasnąłem, starając się ją od siebie odepchnąć.
 




***


        - Boże, człowieku, oko byś mi wybił - usłyszałem głos Shannona i otworzyłem szeroko oczy. Siedziałem w autobusie, który jechał w stronę Bellingham. 
 To był tylko sen, na całe szczęście tylko sen. 
- No widzę, że jakoś nie bardzo przejąłeś się swoim biednym bratem. Tak wymachiwałeś tymi łapami, że mało co nie zostałem przez ciebie kaleką.
- Przepraszam, miałem pokręcony sen.
- A co takiego ci się śniło? - zapytał siedzący tuż za mną Mick.
- Lepiej nie pytaj - odpowiedziałem i oparłem głowę o siedzenie. Im bliżej byliśmy domu, tym większy czułem strach. Nie bałem się ziszczenia swojego snu, nie było opcji, by Mary zrobiła coś takiego. Nie była tak głupia jak ja. Więc czego się bałem? Faktu, że będę musiał spojrzeć King w oczy, po tym, co jej zrobiłem. Czułem odrazę do samego siebie, która zwiększała się wraz ze świadomością tego, że będę musiał żyć w kłamstwie. Nie dość, że ją zdradziłem, to jeszcze będę musiał ją okłamywać. To było chore, tak bardzo chore, że zdecydowałem się wyznać Mary prawdę. Nie byłem w stanie przewidzieć jej reakcji, bałem się jej jak cholera, ale nie widziałem innego wyjścia. Wolałem dostać po pysku, niż oszukiwać ją przez resztę naszego wspólnego życia.
        Z zamyślenia wyrwał mnie głos Teda. Autokar zatrzymał się na stacji w Seattle, więc podróż jego i Micka dobiegła końca. Pożegnałem się z nimi i wbiłem wzrok w szybę.
- A ty co taki niemrawy? - zapytał Shannon, gdy pojazd z powrotem ruszył.
- Myślę.
- O czym?
- O tym, jaka to ze mnie świnia.
- Dalej zadręczasz się tym, co stało się w nocy? Człowieku, byłeś naćpany, do tego jeszcze trochę wypiłeś, miałeś ograniczony kontakt z rzeczywistością.
- To mnie nie usprawiedliwia - burknąłem, przenosząc wzrok na brata.
- Właśnie, że usprawiedliwia. Poza tym Mary o niczym nie wie i nie musi wiedzieć.
- Musi.
- Poczekaj, chcesz jej powiedzieć? - Shann spojrzał na mnie jak na wariata.
- Muszę jej o tym powiedzieć. Nie chcę jej oszukiwać.
- Zwariowałeś?! Przecież ona z tobą zerwie!
- Nie zerwie. Sam mówiłeś, że rozdzielić nas może tylko duża siła.
- Ale to było zanim poszedłeś do łóżka z dwiema obcymi pannami.
- Trudno. Kocham ją i chcę być wobec niej szczery.
- Myślisz, że ona by ci powiedziała, gdyby przespała się z kimś innym.
- Zacznijmy od tego, że ona w ogóle by czegoś takiego nie zrobiła.
- Jesteś tego pewien?
- Shannon, czy ty coś sugerujesz? - zapytałem, widząc dosyć dziwny wyraz w oczach brata.
- Wiesz, jaka jest Mary, ja bym nie był jej taki pewien.
- Znowu zaczynasz?!
- Nie zaczynam tylko stwierdzam fakty. Mary święta nie jest i sam dobrze o tym wiesz.
- Jesteś taki sam jak matka, naprawdę. Zmówiliście się przeciwko niej, czy jak? Mam już dosyć tego waszego wiecznego naskakiwania na Mary.
- No już nie wyolbrzymiaj.
- A ty się od niej odczep. To, że wybrała mnie, a nie ciebie, nie znaczy, że możesz jej wiecznie docinać. Odpuść sobie.
- Słucham? Nie no, ty jak coś nie raz powiesz to naprawdę aż ręce opadają. Myślisz, że mówię to wszystko, bo jestem o nią zazdrosny?
Nasze spojrzenia się skrzyżowały, nie były jednak przyjazne.
- Tak, właśnie tak myślę.
- Większej głupoty palnąć nie mogłeś. Gdybym na nią leciał, pieprzyłbym ją dzień w dzień i to jeszcze w waszym łóżku. Na pewno nie miałaby oporów.
- Odszczekaj to! - warknąłem, chwytając kołnierz koszuli w kratę, którą miał na sobie Shannon.
- Łapy przy sobie, gnojku. - Jednym ruchem odepchnął od siebie moje kończyny. - Masz szczęście, że jesteśmy w autobusie, inaczej rozwaliłbym ci tę twoją śliczną buźkę.
- Wolę mieć śliczną buźkę, niż zakazaną mordę. 
Reakcja brata na moje słowa zupełnie mnie zaskoczyła i zbiła z tropu. Zamiast mnie zwyzywać, tudzież uderzyć, on zaczął się głośno śmiać. Udzieliło się to również i mi. Podobnie jak on, zaśmiewałem się w najlepsze, kompletnie zapominając, o co tak w ogóle nam poszło. No cóż, nie potrafiliśmy się długo na siebie złościć... 



***



        Pojazd znów stanął, tym razem w naszym mieście. Nieco niechętnie opuściłem swoje siedzenie i wyszedłem z autobusu. Podszedłem do otwartego schowka i wyciągnąłem z niego swoją torbę, która leżała obok wielkiego plecaka, który Shannon dostał od babci Ruby. Obaj odpaliliśmy papierosy i ruszyliśmy przed siebie.
- Naprawdę jej powiesz? - przerwał irytującą ciszę Shann.
- Naprawdę.
- Nie boisz się?
- Jak cholera, Shanny, jak cholera. - Mocno się zaciągnąłem i rzuciłem żarzący się niedopałek  w niewielką górkę śniegu. Zima powoli zbliżała się ku końcowi, co niezwykle mnie cieszyło. Miałem już dosyć grubych kurtek, szalików, rękawiczek i mrozów, przez które nie mogłem wygrzebać się rano z łóżka...
 



***



        - Nareszcie jesteś. 
Nie zdążyłem jeszcze dobrze wejść do domu, a Mary już rzuciła mi się na szyję i zaczęła obsypywać mnie pocałunkami. Odwzajemniłem jeden z nich i gdy tylko King się ode mnie odsunęła, zdjąłem kurtkę, która pierwszy raz tej zimy nie była przemoczona. 
- Zaraz zagotuje się woda. Chcesz kawę czy herbatę?
- Herbatę.
- Z cytryną?
- Poproszę. - Wszedłem w głąb mieszkania i do moich nozdrzy doszedł niezwykle przyjemny zapach. Zaciągnąłem się nim i rozkoszowałem dłuższą chwilę
- Piernik. Dopiero co wyjęłam go z piekarnika. Ukroić ci?
- Jeszcze się pytasz? - Szeroko się uśmiechnąłem i poszedłem za dziewczyną do kuchni. Tam usiadłem przy stole i wbiłem wzrok w pistacjowe kafelki. Mary musiała poznać prawdę, ale tak bardzo nie chciałem psuć jej dobrego nastroju, że postanowiłem odłożyć to na później.
King postawiła przede mną talerzyk ze sporym kawałkiem aromatycznego wypieku i podała mi łyżeczkę.
- I jak?
Włożyłem pierwszy kawałek do ust, przeżułem go i delikatnie się uśmiechnąłem.
- Pyszne. 
Mary miała niezwykły talent do pieczenia. Jej ciasta i ciasteczka przebijały nawet wypieki mojej mamy, choć nie sądziłem, że to możliwe. 
 Posłała mi szczery uśmiech i podeszła do kuchenki, na której gwizdał metaliczny czajnik. Jako że nie lubiła tego dźwięku, szybkim ruchem przekręciła kurek i podniosła przedmiot znad palnika.
- Opowiadaj, jak było - rzuciła, gdy postawiła przede mną parujący kubek i kolejny kawałek ciasta.
- Wszystko opowiedziałem ci już przecież przez telefon. - Wolałem nie poruszać tematu obozu, żeby odwlec w czasie wyznanie Mary swojego grzechu. Jednak ona nie dawała za wygraną:
- A jak udała się impreza pożegnalna?
- Szczerze mówiąc, to niewiele z niej pamiętam, praktycznie nic.
- Czyli musiało być ostro.
- Nawet nie wiesz jak - wymamrotałem i wziąłem łyk rozgrzewającego napoju. Nie miałem odwagi, nie potrafiłem jej o tym powiedzieć.  




***



         - Jesteś strasznie spięty, może zrobić ci masaż, co?
- Jakoś nie mam ochoty. Jestem zmęczony, chciałbym się położyć spać.
- Jared, spójrz na mnie.
Zrobiłem to, o co poprosiła i kiedy nasze spojrzenia się spotkały, wyczułem, że zorientowała się, że coś przed nią ukrywałem. Miałem rację. 
- Jest coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć?
- Tak - wydukałem niepewnie i spuściłem wzrok. - Tylko obiecaj, że nie będziesz krzyczeć.
- Obiecuję.
- Na tej imprezie pożegnalnej kumpel rozdawał towar. Speedball czy coś w tym stylu. Wziąłem to, a potem jeszcze trochę wypiłem i... - tu przerwałem, biorąc głęboki oddech - przespałem się z dwiema dziewczynami, ale byłem zupełnie nieświadomy, nie kontrolowałem tego, nawet tego nie pamiętam! - Ostatnie zdanie wypowiedziałem totalnie spanikowanym tonem. Czułem się jak dziecko, które tłumaczy się wściekłej matce z kolejnego wybryku.
- Speedball? Brałeś speedball i potem piłeś alkohol?! - odezwała się po chwili ciszy Mary. Przytaknąłem. 
- Czyś ty na głowę upadł?! Przecież mogłeś umrzeć, ty bezmózgi kretynie!
- Umrzeć? O czym ty mówisz? - Byłem w szoku. Przez to, co powiedziała i przez to, że zupełnie zignorowała fakt, że przyznałem się jej do zdrady.
- Czy ty w ogóle wiesz, co to jest speedball?
- Nie bardzo.
- To połączenie heroiny i kokainy, ty baranie jeden ty! Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny?! 
Gdy tylko padły nazwy tych dwóch substancji, zamarłem. Doskonale pamiętałem, co działo się z Mary, po tym, jak je ze sobą zmieszała. 
- Kurczę, Jared, dlaczego nie zapytałeś, co to dokładnie jest, zanim to wziąłeś?
- Pytałem, ale nikt mi nie powiedział.
- Masz szczęście, że nic ci się nie stało. Jak sobie pomyślę, jak to mogło się skończyć, to aż mi się niedobrze robi.
- Przepraszam. Przepraszam za to, że wziąłem ten syf i za to, co po nim zrobiłem. Nie chciałem tego.
- Wiem, Jerry.
- Na trzeźwo nigdy bym tego nie zrobił.
- Wiem, Jerry - powtórzyła raz jeszcze i położyła dłonie na mojej twarzy.
- Nie jesteś na mnie zła?
- Za ten trójkąt nie. Nie byłeś sobą, nie wiedziałeś, co robisz, więc nie mogę mieć do ciebie pretensji, ale za ten speedball mam ochotę cię zabić.
- Możesz mnie uderzyć.
- Chętnie bym to zrobiła, ale zamiast tego wolę się z tobą kochać. 
Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, jej usta przylgnęły do moich warg. Ta dziewczyna była niesamowita.

......................................
Tytuł rozdziału: Naprawdę chcesz bym umarł, czy żył byś mogła torturować mnie za grzechy.  

 
 Data pierwotnej publikacji: 7.12.2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz