Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

niedziela, 2 grudnia 2012

60. I'm guilty as you want me to be

1987 r:

         - Nie rozmawiam z tobą - burknęła Courtney i rzuciła się na łóżko.
- No weź się nie obrażaj, przecież to nie było nic wielkiego.
- Może dla ciebie.
- Tylko nie mów, że jesteś zazdrosna. Przecież wiesz, że i tak z tobą lubię zabawiać się najbardziej. Z tamtą dziewczyną tylko flirtowałam i to tylko dla zabawy. Zresztą to wina prochów, gdybym nic nie brała, nawet bym do niej nie podeszła - mruknęłam i przykucnęłam tuż przy twarzy Courtney. Nawet na mnie nie spojrzała, jej wzrok wbity był w sufit. - Courtuś, nie rób mi tego. - Przesunęłam palec po jej policzku, a następnie przycisnęłam do niego wargi. Moja przyjaciółka nadal nie reagowała. - Co mam zrobić, żeby poprawić ci nastrój, co? 

W dalszym ciągu słyszałam jedynie ciszę, postanowiłam więc użyć tajnej broni. Wstałam i usiadłam okrakiem na brunetce. 
- Będę cię pieścić dopóki mi nie wybaczysz - oznajmiłam i musnęłam wargami jej usta. Nie zareagowała, jednak to mnie nie zniechęciło. Zgarnęłam włosy z twarzy i zaczęłam całować jej szyję. Udawała niewzruszoną, ale jej przyspieszony oddech mówił wszystko. Musnęłam językiem delikatna skórę przyjaciółki i wsunęłam dłoń pod jej spódniczkę, gdzie wyczułam bawełniany materiał bielizny. Ravin cicho mruknęła i położyła rękę na moich włosach. Odsunęłam wargi od jej szyi i znów dotknęłam nimi jej ust. Tym razem odwzajemniła mój pocałunek, podczas którego mój język wsunął się głęboko do jej jamy ustnej. Przesunęłam palce po okrytej bawełną waginie, czując jej rozkoszne ciepło. 
Znów oderwałam się od Court i zdjęłam jej czerwoną koszulkę. Moim oczom ukazały się dwie pełne piersi, zakryte seledynowym stanikiem. Zsunęłam najpierw cienkie ramiączka, całując przy tym ramię swojej towarzyszki, a potem resztę. Biustonosz znajdował się na jej brzuchu, a ja musnęłam wargami lewą pierś. Okrążyłam sutek językiem, następnie wykonując silny ruch ssący. Court jęknęła i przesunęła dłoń po moim opiętym jeansami pośladku. Zacisnęłam rękę na prawej piersi, a lewą wciąż łapczywie ssałam i całowałam. 
Były dni, kiedy naprawdę nie miałam ochoty na takie igraszki, ale tamten zdecydowanie do nich nie należał, co niezwykle cieszyło zarówno Courtney, jak i mnie.
- Mary - mruknęła i przyłożyła palec do ust, zaciskając mocno powieki. Uśmiechnęłam się do niej i w końcu rozpięłam ten piekielny stanik. Rzuciłam go na podłogę, przycisnęłam wargi do jej brzucha, po czym obniżyłam się jeszcze bardziej i ściągnęłam jeansową spódniczkę, w którą ubrana była Courtney. Razem z nią zdjęłam jej figi i przesunęłam palec po gotowej na pieszczoty waginie. Znów zgarnęłam swoje niesforne włosy i pochyliłam się nad bijącym ciepłem kroczem. Przesunęłam język od pochwy po łechtaczkę, na co Court rozkosznie mruknęła. Delikatnie przyssałam się do warg sromowych, a potem znów użyłam języka, którego energiczne ruchy drażniły łechtaczkę brunetki. - O kurwa - wyjęczała i uniosła lekko biodra. Chwyciłam jej pośladki i wykonałam mocny ruch ssący. Nie odrywając warg, poruszałam głową na boki. Uda przyjaciółki przywarły do mnie nieco mocniej, a ja myślałam tylko o tym, by dać jej nieziemską rozkosz.
Do ust dołączyły palce, ciało Ravin zaczęło drżeć. Zanim jeszcze zdążyłam się od niej odsunąć, z jej waginy wytrysnął płyn, który zmoczył moją twarz i pościel, na której leżała. Uśmiechnęłam się, a ona wbiła we mnie zamglony, pełen zaspokojenia wzrok. 

- Jesteś cudowna, cudowna - wymruczała i położyła dłonie na udach.
- Więc już się na mnie nie gniewasz i mi wybaczasz?
- Wybaczę, jak zrobisz coś jeszcze - odpowiedziała, unosząc się lekko na łokciach.
- Co takiego?
- Będziesz się dotykać.
- Chcesz, żebym masturbowała się na twoich oczach, ty wstręciucho?
- Tego właśnie chcę. - Zmieniła pozycję na siedzącą i rzuciła mi zachęcające spojrzenie. Zaśmiałam się, po czym zdjęłam z siebie ubranie, zostawiając jedynie koronkowe majtki. Usiadłam z powrotem na środku łóżka, rozstawiając nogi. Spojrzałam na Court i bez ani krzty skrępowania zaczęłam głaskać swoją waginę przez cienki materiał. 

Courtney przygryzła dolną wargę, a ja zaczęłam odczuwać przyjemne łaskotanie. W końcu bielizna zaczęła mi przeszkadzać, więc się jej pozbyłam. Łososiowe figi przejęła Courtney i przysunęła je do twarzy, ja kontynuowałam swoją zabawę. Cicho jęknęłam, co wywołało uśmiech na twarzy mojej przyjaciółki, która wysunęła lewą stopę i zaczęła nią wędrować po mojej prawej nodze, nie odrywając wzroku od mojej strefy intymnej, którą w dalszym ciągu pieściłam za pomocą palców prawej dłoni. Zabawiałam się tak, dopóki moje ciało nie przeszła fala zaspokojenia. - Daj rękę. 
 Uniosłam się i wysunęłam dłoń w stronę Courtney, która przysunęła ją sobie do ust i dokładnie wycałowała palce, którymi zaspokajałam się na jej życzenie.
- To jak, teraz już zasłużyłam na wybaczenie?
- Oczywiście. - Uśmiechnęła się i przywołała mnie do siebie ruchem ręki. Zbliżyłam się i wtedy mocno mnie do siebie przytuliła. Jak zwykle w takich momentach wyznała mi miłość, a ja jak zwykle milczałam, głaszcząc wierzch jej dłoni.




***



        - Gdzie Courtney? - zapytał Oliver, szybkim ruchem zdejmując pobrudzoną koszulkę.
- W sklepie.
- Cholera - warknął i oparł się o stół, tym samym ratując się przed upadkiem, w trakcie ściągania spodni. - To może ty, Mary,  zrobisz mi ze dwie kanapki, co?
- Zrobię.
- Jesteś aniołem. - Ravin podszedł do mnie i cmoknął w policzek. - Ja muszę szybko wziąć prysznic, bo za pół godziny będzie tu Gloria. Idziemy razem do kina. 
Uśmiech od razu zszedł z mojej twarzy. Nienawidziłam, kiedy o niej mówił, bo jego oczy przybierały wtedy taki niecodzienny wyraz. Wyraz pełen miłości, miłości do tej głupiej suki, nie do mnie. 
- Z pomidorem, jak możesz - dodał i ruszył w stronę łazienki. Czułam, jak do oczu napływają mi łzy. Nie mogłam znieść tego, że Oliver był z inną, że ją kochał i planował z nią przyszłość. Ludzie mówili, że mogłam mieć każdego, więc dlaczego nie jego? Dlaczego jedyny mężczyzna, na którym mi zależało, nie odwzajemniał moich uczuć? Dlaczego zakochała się we mnie jego siostra, a nie on? To wszystko było zbyt trudne do ogarnięcia rozumem, zwłaszcza na trzeźwo. Dlatego tak bardzo lubiłam być na haju. Kiedy byłam naćpana, miałam wszystko gdzieś, niczym się nie przejmowałam, nic się dla mnie nie liczyło, kompletnie nic. Byłam odporna na ból i wszelkie zranienie. Ojciec mógł mnie tłuc, Oliver całować swoją dziewczynę na moich oczach, a po mnie spływało to jak po kaczce. Wystarczyła tylko niewielka ilość kokainy...
        Po dziesięciu minutach Oliver siedział przy stole i pochłaniał przygotowane przeze mnie kanapki, a ja wlepiałam w niego rozmarzony wzrok. Upajałam się każdym ruchem jego szczęki, każdym mrugnięciem jego oczu. Wszystko, co robił, było seksowne i sprawiało, że miałam ochotę się na niego rzucić i uprawiać z nim dziki seks. Zamiast to zrobić, oblizałam dolną wargę i założyłam nogę na nogę. Spojrzał na mnie i uniósł kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
- Czemu tak mi się przyglądasz? - zapytał, przełykając ostatni kęs.
- Tak sobie. 
Zaśmiał się i wstał z miejsca, biorąc do ręki pusty już talerz. Zamknęłam oczy i zaciągnęłam się zapachem jego perfum, który z każdą chwilą zdawał się być bliżej moich nozdrzy. Uniosłam powieki i zobaczyłam twarz Olivera tuż przy swojej.
- Dziękuję za pyszne kanapki - szepnął i musnął moje usta wargami. Moje ciało przeszedł delikatny dreszcz.
- Nie ma za co - odpowiedziałam, a ten znów mnie pocałował. Nie wiedziałam, po co to robił, w końcu nic do mnie nie czuł, był zakochany w Glorii, ale nie zadawałam pytań, nie protestowałam, po prostu cieszyłam się chwilą. 
Nasze języki delikatnie się o siebie otarły, a jego dłoń zawędrowała na moje udo. Mruknęłam i znów zamknęłam oczy, jednak nie było mi dane rozkoszować się jego dotykiem, bo właśnie zadzwonił dzwonek. W myślach rzucałam najgorsze przekleństwa, a Oliver po prostu wysunął dłoń spod mojej spódniczki, przetarł wargi i udał się do przedpokoju, by wpuścić swoją ukochaną. Niechętnie poprawiłam nieco pognieciony materiał i przesunęłam krzesło, na którym siedziałam. Tak naprawdę miałam ochotę się rozebrać i powiedzieć tej szmacie, że Oliver dopiero co skończył mnie zaspokajać, ale wiedziałam, jak bardzo zależało mu na tej całej Manfield, więc nie byłam w stanie zrobić mu takiego świństwa.
- Cześć - usłyszałam ten irytująco wysoki głos i poczułam, jak zaczęła wrzeć we mnie krew.
- Cześć - odpowiedziałam, w ostatniej chwili powstrzymując gniewny ton.
- Wezmę tylko pieniądze i możemy iść. - Ravin opuścił kuchnie, zostawiając mnie sam na sam ze swoją dziewczyną. Gdy tylko nie patrzyła, mierzyłam ją morderczym spojrzeniem, licząc na to, że pod jego wpływem padnie trupem na ziemie. Ta jednak nadal siedziała prosto na krześle i szczerzyła się nie wiadomo po co i na co.
- Dużo czasu tutaj spędzasz? - zapytała ni stąd ni zowąd szatynka.
- Sporo.
- Pewnie dobrze znasz Olivera.
- Nawet bardzo.
- Wiesz, przez jakiś czas byłam o ciebie zazdrosna, ale potem Oli powiedział mi, że spotykasz się z jego siostrą.
- Co? - wydukałam niezwykle zszokowana tym, co usłyszałam.
- No Oliver mi mówił, że jesteś lesbijką i wasza relacja jest czysto przyjacielska.
- No tak, przepraszam, nie lubię się jakoś specjalnie z tym afiszować. Niewiele osób o tym wie, więc nieco mnie zaskoczyłaś. - To była dobra mina do złej gry. Oliver się zabezpieczył, mówiąc, że jestem homoseksualistką, sprawił że Gloria przestała postrzegać mnie jako konkurencję, co wcale mnie nie cieszyło. Chciałam, by zdzira była o mnie zazdrosna, by zamykając oczy, widziała mnie wijącą się z rozkoszy pod jej facetem. Chciałam, by mnie nienawidziła tak samo jak ja nienawidziłam jej. Chciałam, by któregoś dnia pod wpływem swoich podejrzeń wymusiła na Oliverze przyznanie się do tego, że ze sobą sypiamy. Wtedy by go zapewne rzuciła i byłby już wyłącznie mój.
- Ja bym nie mogła być z inną dziewczyną. Myśl o seksie w takim układzie mnie przeraża.
- Kwestia upodobań - rzuciłam i zacisnęłam palce na ceracie. Panna Manfield była ograniczona w kwestii seksu, nie lubiła eksperymentów i brzydziła się seksem oralnym. Jakim cudem ona i Oli tworzyli związek, będąc tak różnymi ludźmi, było dla mnie niepojęte... 




***



        - Mary, pomożesz mi? 
Wstałam z krzesła i podeszłam do obładowanej zakupami przyjaciółki. Ona i Oli co jakiś czas dostawali bony żywnościowe z opieki społecznej. Połowę realizowali, drugą wymieniali na towar. Chris Moore nie był wybredny, zwłaszcza w okresie, gdy jego interes był poważnie zagrożony. Przyjmował wszystko: gotówkę, bony, biżuterie, zegarki, a nawet ciała, choć ta ostatnia karta przetargowa obejmowała jedynie młode dziewczęta. Osobiście nie zniżałam się do tego poziomu i nie puszczałam się za towar, choć zdarzyło mi się pójść do łóżka z Chrisem, ale zrobiłam to wyłącznie dla przyjemności, nie dla narkotyków.
- Coś ty tam nabrała?
- Jedzenie, w końcu nie samym seksem i dragami człowiek żyje - zaśmiała się głośno Court. Zdążyła wyjąć z torby paczkę płatków kukurydzianych i rozdzwonił się telefon.  - Ani chwili spokoju - mruknęła i przeszła do salonu. Ja w tym czasie wyjęłam wszystkie produkty i zaczęłam układać w niemal pustej lodówce te, które wymagały przechowywania w chłodnym miejscu.
- Kto to był? - zapytałam, gdy przyjaciółka wróciła do kuchni.
- Jakiś lekarz z Seattle. Moja stara przedawkowała.
- Co?!
- Miała zapaść czy coś tam innego i leży teraz w szpitalu.
- I ty tak spokojnie o tym mówisz?
- A jak mam mówić? Wypadki chodzą po ćpunach.
- Przecież to twoja mama.
- Ona mnie tylko urodziła. Całe życie miała mnie gdzieś, więc ja też się nią nie przejmuję, proste. 
W tamtym momencie miałam ochotę jej przyłożyć. Jaka by nie była, to zawsze matka, więc Court nie powinna tak mówić i tak się zachowywać, szczególnie w takich okolicznościach.
- Nie rozumiem cię, Courtney. Ja bym oddała wszystko, by jeszcze raz zobaczyć swoją mamę.
- Ale z tobą jest inaczej, Mary Jane. Twoja mama cię kochała, troszczyła się o ciebie, moja tylko darła na mnie ryja i sprowadzała do domu swoich klientów, którzy rżnęli ją na moich oczach, kiedy miałam cztery latka. Nie obchodziło ją, co robiłam, wszystkie pieniądze z mojej komunii przećpała, prezenty sprzedała i też kupiła za nie dragi. Kochałabyś taką osobę? Chciałabyś ją oglądać? Albo zapytam inaczej, gdyby twój stary trafił do szpitala po strzelaninie, odwiedziłabyś go?
- Nie.
- A co byś zrobiła?
- Modliłabym się o to, żeby zdechł.
- No właśnie, więc nie mamy o czym mówić.
Po tych słowach zmieniłam swojej stanowisko w tej sprawie. Ani Courtney, ani Oliver nie opowiadali mi o swojej matce, więc nie wiedziałam, jak dokładnie wyglądały ich wzajemne stosunki. Gdy poznałam nieco więcej szczegółów, wcale nie dziwiło mnie zachowanie Courtney. 
- Tak poza tym to jutro jedziemy na koncert.
- Jaki koncert?
- Wild Roses grają w Seattle.
- Nie znam ich.
- Ja też nie, ale wokalista to kuzyn Lisy, więc mamy wejście za darmo - rzuciła i wgryzła się w jabłko.
- No to super. - Podciągnęłam się i usadowiłam na blacie szafki kuchennej.
- A co ty taka jakaś markotna jesteś?
- A tak jakoś - odpowiedziałam lakonicznie, bawiąc się pozłacanym pierścionkiem.
- Chodzi o Olivera?
- Skąd wiesz?
- Widzę to po twoich oczach.
- Była tu jego dziewczyna, Oli powiedział jej, że jestem lesbijką, żeby nie była o mnie zazdrosna.
- A ty chciałaś, żeby Gloria była zazdrosna. - Courtney jakby czytała mi w myślach. Momentami miałam wrażenie, jakoby znała mnie lepiej, niż ja siebie. - Nie przejmuj się, niedługo z nią zerwie.
- Skąd wiesz?
- To mój brat, znam go, w końcu znudzi mu się ta świętoszka i wtedy...
- Pozna nową dziewczynę, z którą się zwiąże - przerwałam jej. - Oli mnie nie kocha, Court, nie związałby się ze mną nawet wtedy, gdybym była ostatnią kobietą na świecie.
- Pieprzenie.
- Żadne pieprzenie, już nie raz mi to udowodnił. Jestem mu potrzebna tylko do seksu, do niczego więcej.
- Przykre, co?

 W tamtej chwili nie zrozumiałam, co miała na myśli Court, dopiero po latach zdałam sobie sprawę z tego, że chodziło jej o to, że ona czuła się tak samo jak ja. Kochała mnie, a ja oferowałam jej jedynie seks. Czuła ten sam ból i żal, który ja czułam do jej brata. Idealny materiał na popapraną komedię romantyczną... 

 

***



        - Jeszcze raz, jak masz na imię? - zapytał mnie wysoki blondyn, gdy tylko zszedł ze sceny.
- Mary.
- Mary. Wybacz, nie mam pamięci do imion. Ale za to zapamiętuję twarze, szczególnie takie twarze. Nie myślałaś nigdy o modelingu?  Masz ładną buźkę, długie nogi, idealny wzrost...
- ...krzywe zęby i pełno blizn - dokończyłam za niego znudzonym tonem. Już kilka osób sugerowało mi modeling, ale mnie to tylko śmieszyło. To robota dla pustych, zapatrzonych w siebie panienek, które nie potrafią robić nic innego tylko wyglądać.
- Mi się tam podoba twój uśmiech, jest bardzo dziewczęcy i uroczy.
- Czy ty ze mną flirtujesz, Charlie?
- Nie mów, że nie kręcą cię gwiazdy rocka - rzucił i uniósł wymownie brew.
- Nie jesteś gwiazdą rocka.
- Ale niedługo będę. Mamy już podpisany kontrakt z dużą wytwórnią.
- Super.
- Jak będziesz miła, to pozwolę ci wystąpić w naszym pierwszym teledysku.
- Zawsze jestem miła. - Uśmiechnęłam się i przygryzłam delikatnie słomkę.
- Może usiądziemy tam w rogu?
- Jasne. 
Razem z Bronsonem ruszyłam w stronę niebieskiej kanapy, na której oparciu wisiało pełno koszulek z logiem jego zespołu.
- Weź jedną, jak chcesz.
- Wezmę, jak będziemy wychodzić. - Czując na sobie wzrok Charliego usiadłam na środku niezbyt wygodnego mebla.
- Kreseczkę? - usłyszałam męski głos i podniosłam wzrok. Przed nami stanął właśnie jakiś mężczyzna, w ręku trzymał tackę, na której usypanych było kilka ścieżek białego proszku.
- Najlepsza i najczystsza kokaina w mieście - dodał, a mój towarzysz wstał, po czym wciągnął trzy kreski towaru.
- Mary? - zwrócił się do mnie, przecierając nozdrza.
- Nie odmówię. - Podniosłam się z miejsca i pokusiłam się o wciągnięcie dwóch ścieżek.
- Nie wyglądasz na ćpunkę - odezwał się wokalista, gdy znów zostaliśmy sami.
- Nie jestem ćpunką. Biorę tylko wtedy, gdy mam na to ochotę.
- A ochotę masz pewnie codziennie, co?
- Poniekąd. - Zaśmiałam się i oblizałam wargi, co Charlie odebrał jako sygnał i zaczął mnie całować.
- Witam, gołąbeczki! - usłyszałam głos Courtney i oderwałam się od ust Bronsona. - Zabawiasz się beze mnie, Mary Jane? Nieładnie, bardzo nieładnie. - Ravin była już nieźle wstawiona, tak samo jak reszta towarzystwa.
- Może chcesz się przyłączyć? - zwrócił się do niej blondyn.
- Pewnie. - Brunetka zachichotała i usiadła mu na kolanach, wpijając się w jego usta. Po alkoholu zapominała o swojej orientacji seksualnej i flirtowała nawet z facetami.
- No proszę, dwie ślicznotki, to chyba mój szczęśliwy dzień.
- Cholernie szczęśliwy - mruknęłam i musnęłam płatek jego ucha językiem, a Courtney przyssała się do jego szyi. Mężczyzna tylko westchnął i jedną dłoń położył na pośladku Ravin, a drugą na moim. Przesunęłam wargi po jego twarzy, jednocześnie dotykając głowy Court. Gdy tylko oderwałam się od jego warg, brunetka chwyciła mnie za włosy i dosłownie wepchnęła mi język do ust. Podczas tego pocałunku dotykałam po omacku jej ciała, czując na swojej szyi wargi Charliego. Wszyscy troje byliśmy bardzo podnieceni, a najbardziej on. Gdy moja ręka zsunęła się z brzucha Courtney, znalazła się na jego kroczu. Jego penis był już w pełnej gotowości. Wraz z przyjaciółką rozpięłam jego spodnie, nabrzmiały członek mało co nie uderzył mnie w twarz. Zaśmiałyśmy się, po czym zaczęłyśmy pieścić go ustami. Jak na lesbijkę, Court miała wprawę i robiła to z ogromnym przekonaniem. 
Nasze języki wędrowały po męskości Charliego, co chwilę się ze sobą stykając. Jego dłonie zaciśnięte były na naszych włosach, a z ust wypływały dźwięki rozkoszy. Po chwili wypłynęło również nasienie, które poplamiło jego spodnie i moją bluzkę.
Gdy tylko zapiął z powrotem rozporek, usiadłyśmy obok niego. Objął nas ramionami i wszyscy troje zaczęliśmy śpiewać Highway to hell.
 



***



        Bardzo powoli i z niemałym trudem uniosłam powieki. Pierwszym, co zobaczyłam, było intensywne światło wpadające przez okno, w którym brakowało szyby. 
Podniosłam głowę z ramienia, które, jak się okazało, należało do wokalisty Wild Roses Charliego i rozejrzałam się dookoła. Pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy wyglądało jakby przeszło przez nie tornado, a nawet dwa tornada. Po obitej brązową wykładziną podłodze walały się puste butelki, zużyte prezerwatywy, pety, jedzenie i śpiący ludzie, w większości nadzy lub półnadzy. Po chwili intensywnego myślenia, przypomniałam sobie, że to miejsce to garderoba zespołu. Wiedziałam, że gdy tylko zajrzy tam ktoś z dyrekcji hali, będzie niezły kwas, więc zaczęłam budzić śpiącą na drugim ramieniu blondyna Courtney.
- Co jest? - zapytała zaspanym głosem.
- Zmywamy się. - Chwyciłam ją za rękę, wcześniej zabierając jedną z kilku koszulek walających się w okół nas. Ostrożnie wstałyśmy z kanapy i już miałyśmy wychodzić, gdy Court znalazła na podłodze czerwoną pomadkę.
- Poczekaj chwilę.
- Za chwilę to będzie tu ochrona, lepiej się zmywajmy.
- Nie panikuj, musimy zostawić wiadomość. - Zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać, Ravin podeszła do lusterka i przyłożyła do niego szminkę.
- Kochamy was chłopcy. P.S: masz ładnego ptaka, Charlie. Court i Mary Jane - odczytałam i przewróciłam oczami. - Wariatka z ciebie, Co...
- Cicho - przerwała mi. - Ktoś idzie, szybko przez okno! 
Na nasze szczęście znajdowało się ono jedynie dwa metry nad ziemią, więc skok był stosunkowo bezpieczny. Kiedy już byłyśmy na zewnątrz, zaczęłyśmy biec tak, żeby nikt nas nie zauważył. 
- Mają przejebane - zaśmiała się Ravin, gdy byłyśmy już poza terenem niewielkiej hali.
- Dobrze, że zdążyłyśmy zwiać. - W końcu złapałam porządny haust powietrza. - No i buchnęłam koszulkę.
- No właśnie widzę, ale chyba będzie na ciebie za duża.
- Nie szkodzi, lubię nosić za duże.
- I seksownie w nich wyglądasz, szczególnie gdy nie masz pod spodem bielizny.
- Świntucha. - Szturchnęłam ją, po czym objęłam ramieniem.
- No co, lubię mieć łatwy dostęp do twojej świątyni rozkoszy.
- Do czego?! - niemal krzyknęłam, ledwo co powstrzymując śmiech.
- Niedawno czytałam jakieś romansidło i tam był taki fragment: i zanurzył swoją pulsującą męskość w jej świątyni rozkoszy.
- Matko, co ty czytasz?
- Wysokiej klasy literaturę - zaśmiała się, położyła dłoń na moim biodrze i ruszyłyśmy w stronę przystanka autobusowego, licząc na to, że trafimy na autobus do Bellingham.
 



***


        - Oliver? Co ty tutaj robisz? - rzuciła Courtney na widok swojego brata idącego od strony stacji.
- Przyjechałem do mamy.
- Co?
- Dzwonili rano ze szpitala, ponoć wczoraj z tobą rozmawiali. Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?! - W jego głosie słychać było sporą irytację.
- A po co miałam ci mówić? Przecież nie chcemy mieć z nią nic wspólnego.
- To nasza matka.
- I co z tego?
- To, że powinnaś pójść teraz ze mną do szpitala.
- Nie chcę jej widzieć.
- Ale ona chce widzieć ciebie.
- Jasne. Pewnie chce kasy - burknęła Courtney, wbijając wzrok w chodnik.
- Mary, powiedź jej coś - zwrócił się do mnie Oliver, gdy jego siostra się od nas oddaliła.
- A co ja mogę? Courtney mówiła mi o tym, co robiła wasza mama, ma pełne prawo do tego, by nie chcieć jej widzieć.
- Wiem, ale ona mogła umrzeć. Sam nią gardzę i czuję do niej ogromne obrzydzenie, ale to jest wyjątkowa sytuacja.
- Nie chcę się w to wtrącać. Sam spróbuj ją namówić.
- Mnie nie posłucha, ale ciebie tak. Kocha cię, zrobi wszystko, o co ją poprosisz. Zrób to dla mnie, Mary, proszę. - Oliver położył mi dłoń na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy. Moje serce momentalnie zabiło nieco szybciej, a ciało uderzyła fala gorąca.
- Spróbuję. - Po tej deklaracji podeszłam do wyraźnie zdenerwowanej przyjaciółki. Po dłuższej dyskusji udało mi się namówić ją na tę wizytę. Nie było łatwo, ale zrobiłam to dla Olivera, mimo iż wiedziałam, że nie dostanę nic w zamian.
- Ale idziesz z nami.
Chcąc nie chcąc, ruszyłam z nimi w stronę szpitala, który znajdował się niedaleko szkoły muzycznej, w której moja mama udzielała lekcji gry na skrzypcach przed narodzinami Lily. Nie dość, że nie lubiłam szpitali, to jeszcze to...
- Zaczekam na korytarzu - rzuciłam, niezauważalnie się wzdrygając.
- Nie, wejdziesz z nami na salę. - Courtney złapała mnie za rękę i pociągnęła, idąc tuż za Oliverem, który naprawdę to wszystko przeżywał. Widać było, że mimo wszystko kochał matkę, Court pewnie też, ale świetnie to maskowała.
        Białe drzwi cicho skrzypnęły i wszyscy troje weszliśmy do dusznej, białej sali, w której stało sześć łóżek. Dwa wolne i cztery zajęte. Na ostatnim, tuż przy nieznacznie uchylonym oknie, leżała szczupła brunetka, która okazała się być mamą Courtney i Olivera. Kiedy tylko zobaczyła swoje dzieci, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, jednakże było w nim coś niepokojącego.
- Courtney, jak ty urosłaś. Śliczna z ciebie dziewczyna. - Kobieta złapała córkę za dłoń. Były do siebie niezwykle podobne, choć na twarzy Cynthii Ravin odcisnęło się piętno wieloletniego uzależnienia. - A to pewnie twoja dziewczyna, co Oliver? - rzuciła, wskazując na mnie.
- Nie, to Mary, nasza znajoma - odpowiedział, siadając na rogu łóżka. Uśmiechnęłam się i oparłam o ścianę. 
Oliver starał się podtrzymywać rozmowę z rodzicielką, a Courtney robiła wszystko, by uniknąć jej wzroku.
Po dwudziestu minutach Oli poszedł porozmawiać z lekarzem, a my zostałyśmy na sali.
- Courtney, mam do ciebie prośbę - zwróciła się do swojej córki pani Ravin.
- Jaką?
- Pożycz mi trochę pieniędzy.
- Wiedziałam! - wrzasnęła niespodziewanie brunetka. - Wiedziałam, że coś chcesz i miałam rację. Mary, wychodzimy. 
Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, Courtney pociągnęła mnie za rękę. 
- Mam nadzieję, że tu zdechniesz! Nienawidzę cię, rozumiesz?! Nienawidzę! 
A jednak przeczucia Courtney się sprawdziły, jej matce chodziło tylko o pieniądze. Było mi głupio, bo to w końcu ja namówiłam ją do tej wizyty, mimo iż czułam, że to niewłaściwe posunięcie.
- Przepraszam - rzuciłam do Court, gdy znalazłyśmy się przed starym budynkiem.
- Zamknij się - warknęła i momentalnie puściła moją dłoń. - To wszystko twoja wina, to ty mnie do tego namówiłaś. Co ci obiecał za to Oliver, co?! Powiedział, że cię przeleci?! A może, że pozwoli ci sobie obciągnąć?! - Nie zważając na gapiących się na nas ludzi, Ravin krzyczała coraz głośniej. - Jesteś zwykłą dziwką, Mary! Zrobisz wszystko, byle tylko mój brat cię zerżnął! Nienawidzę cię, nienawidzę was obojgu!
Mimo tych ostrych słów, chwyciłam jej twarz w dłonie i namiętnie pocałowałam. To zawsze działało, jednak nie tamtym razem. Courtney szybko mnie od siebie odepchnęła i spoliczkowała. Złapałam się za bolące miejsce, a ona pobiegła przed siebie, nie zwracając uwagi na wołanie Olivera, który dopiero co przeszedł przez masywne drzwi placówki medycznej.
- To twoja wina - wycedziłam przez zęby i pchnęłam ramię zdezorientowanego mężczyzny.     

.....................................
Tytuł: Jestem winny, tak jak ty tego chcesz

Utwory wykorzystane w rozdziale:
*AC/DC - Highway to Hell



Data pierwotnej publikacji:23.12.2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz