Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

niedziela, 2 grudnia 2012

61. She's frequently kind and she's suddenly cruel

          - Shannon, nie wierć się tak, bo będzie krzywo.
- Jak mnie to boli.
- Przecież nawet cię jeszcze nie dotknęłam. - Przewróciłam oczami i jeszcze raz przetarłam igłę, po czym zbliżyłam ją do namalowanego wcześniej punktu na płatku ucha starszego Leto. - Gotowy?
- Tak. Nie! Poczekaj, muszę się na to nastawić psychicznie.
- Nastawiasz się już od dwóch godzin.
- Muszę być gotowy.
- Jęczysz jak jakaś panienka - wtrącił się roześmiany Jay.
- Zobaczymy, jak ty będziesz śpiewał. 
Nie mogąc już dłużej znieść marudzenia Shannona, szybkim ruchem, bez żadnego ostrzeżenia, wbiłam mu igłę w ucho, na co zareagował głośnym wrzaskiem.
- Podaj mi kolczyka - zwróciłam się do Jerry'ego, a jego brat w dalszym ciągu lamentował i wyzywał mnie od najgorszych.
- Jesteś pieprzoną sadystką!
- No już nie przesadzaj. Ciesz się, że masz za darmo. - Powoli wyjęłam ostrze z leciutko krwawiącego płatka i wymieniłam je na niedużego, złotego kolczyka.
- Już bym wolał zapłacić, niż tak cierpieć. Jak mi amputują ucho, to będzie twoja wina.
- Jak będziesz regularnie przemywał, to wszystko ładnie się zagoi. 

Skąd miałam tę wiedzę i umiejętności? Courtney przez jakiś czas uczęszczała na kurs kosmetyczny, gdzie uczyła się przebijać uszy i któregoś dnia wyjaśniła mi, co się z czym je i razem obsługiwałyśmy znajomych. Całkiem nieźle nam szło, wnioskowałam to po tym, że nikt nie stracił ucha. 
- Teraz ty, skarbie - rzuciłam do swojego chłopaka, gdy w dalszym ciągu rozhisteryzowany Shanny wstał ze stołka i podszedł do lusterka. Jared usiadł, a ja przyłożyłam do jego ucha kostkę lodu. - Trzymaj ją dopóki nie przestaniesz czuć płatka.
- Jasne. - Uśmiechnął się, a ja wyciągnęłam z opakowania świeżą igłę i dla pewności spryskałam ją płynem dezynfekującym. Higiena pracy przede wszystkim.
- Już?
- Zrezygnuj póki jeszcze możesz - wtrącił się Shannon, biorąc do ręki papierosa.
- Jared nie jest taką cipą jak ty - skwitowałam i leżącym na pralce markerem zrobiłam maleńką kropkę na płatku ucha swojego chłopaka. - Gotowy?
- Jak zwykle. 
Wycelowałam i pewnie, jednak ze sporym wyczuciem, wbiłam igłę w jego ciało. 
- Auć! - krzyknął i podskoczył. Na szczęście wykonał ten ruch, kiedy dziura była już gotowa.
- Mówiłem.
- Wy obaj to jesteście delikatni jak jakieś primadonny. Jeszcze Shannon to rozumiem, w końcu ma babskie imię, ale ty Jared?
- Nie mam babskiego imienia! - odezwał się oburzony.
- Proszę cię, Shannon to kobiece imię.
- Gówno prawda.
- Nie jego wina, że jego penis był tak malutki, że lekarz był pewien, iż to dziewczynka i mama przez całą ciążę żyła w przekonaniu, że urodzi córeczkę. Kupiła już kołderkę z wyszytym Shannon na poszewce... - w tym momencie Jared przerwał, bo jego brat rzucił mu mordercze spojrzenie. - No dobra, już nic nie mówię.
- Ja myślę.
- To nie myśl, tylko podaj mi drugiego kolczyka.
- Masz, ty wstrętna małpo.
- Ty chyba dawno nie dostałeś porządnego kopa w krocze - rzuciłam, przejmując od niego błyszczącą biżuterie.
- Z moim kroczem możesz zrobić co innego.
- Shannon! - warknął ostrzegawczym tonem Jerry.
- Tak się tylko zgrywam. Jeszcze by mi go odgryzła.
- Uwierz mi, twój penis jest ostatnią rzeczą, jaką chcę mieć w ustach.
- Ale nadal jest na liście - dodał z brudnym uśmieszkiem, za co zarobił cios w bok od swojego brata. - No zero poczucia humoru. Idę do kuchni coś zjeść.
- Tylko się nie udław - rzuciłam za nim, wysuwając powoli igłę z ucha Jareda.
- Łykam tak dobrze jak ty.
- Świnia! Nienawidzę tego złamasa.
- Nie ty jedna. - Jay się uśmiechnął i przesunął dłoń po moim udzie.
- Łapki przy sobie, bo mnie rozpraszasz.
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. - Usta Leto wygięły się w delikatnym uśmiechu, który odwzajemniłam, po czym wróciłam do zabiegu.
- Jeszcze chwilkę - oznajmiłam, umieszczając kolczyk w świeżo powstałej dziurce. - Bardzo boli?
- Da się wytrzymać.
- A mnie to się o to nie pytałaś - odezwał się Shannon, opierając głowę o futrynę.
- Bo ty, to ty.
- I właśnie dlatego powinnaś się o mnie troszczyć.
- Oczywiście. Może jeszcze mam ci obiadki gotować, co?
- Wybacz, ale życie mi jeszcze miłe.
- Czy ty właśnie zasugerowałeś, że nie umiem gotować? - zapytałam z udawanym oburzeniem, gdy tylko zapięłam swojemu chłopakowi kolczyka.
- No proszę, jaka bystra. A mówią, że blondynki nie są zbyt domyślne.
- Shannon.
- Tak się tylko z tobą droczę.
- No ja myślę.
- Od kiedy?
- Świnia! - Chwyciłam leżącą na szafce rolkę papieru i cisnęłam nią prosto w rozbawionego szatyna.
- No dobra, dobra, żartowałem przecież - rzucił, unosząc dłonie w geście obronnym.
- Masz naprawdę wyszukane poczucie humoru.
- Się wie.
- Wy na pewno jesteście braćmi? - zwróciłam się do Jareda.
- Niestety tak.
- Pierwsze próby często okazują się być niewypałem - dodałam prowokującym tonem.
- Naprawdę? A gdzie to przeczytałaś? W poradniku dla głupich blondynek?
- Już nie żyjesz, Leto! 
Shannon w mgnieniu oka zerwał się z miejsca, a ja ruszyłam za nim. Biegaliśmy tak po całym mieszkaniu, dopóki Shanny nie potknął się o dywan i runął jak długi na podłogę. 
- I co teraz, cwaniaczku? - zapytałam, siadając na nim okrakiem, tym samym uniemożliwiając mu wstanie.
- No skoro już jesteśmy w takiej pozycji, to możemy się trochę pokochać.
- Zboczeniec! - wrzasnęłam i uderzyłam go pięścią w lewy bok.
- Jared, weź ode mnie tę dzikuskę!
- Jak dzieci, jak dzieci... - Młodszy Leto oparł się o ścianę i przyglądał nam się z roześmianą miną.
- Złaź ze mnie, ty wstrętny spaślaku.
- Odezwał się ten, co ma figurę modelki.
- Mam lepszy tyłek niż ty.
- Chyba w snach - prychnęłam i podniosłam się z ciała szatyna.
- Nie wierzysz, to spytaj Jareda.
- Myślisz, że ja nie mam, co robić, tylko oglądać twój tyłek - odezwał się Jay, wyciągając dłoń w moją stronę. Chwyciłam ją, po czym wtuliłam się w ramię swojego chłopaka.
- Przecież jeszcze dwa dni temu zachwycałeś się moimi pośladkami, nie pamiętasz? Mówiłeś, że są takie jędrne i zgrabne. Nie wypieraj się, słonko.
- Mam brata kretyna. - Jerry przewrócił oczami, a ja głośno się zaśmiałam.
- Z wami to takie gadanie. W ogóle się na żartach nie znacie, sztywniaki. 




***



        - Mary, nie wygłupiaj się, musimy już iść.
- Nie. - Mała dziewczynka pomachała przecząco głową i wbiła się mocniej w fotelik, który przymocowany był do tylnego siedzenia czerwonego forda.
- Ale dlaczego?
- Bo będzie bolało.
- Nie będzie.
- Kłamiesz!
- Nie kłamię. Obiecuję ci, że nie będzie bolało nic, a nic, a wiesz, że ja zawsze dotrzymuję słowa. - Wysoka blondynka uśmiechnęła się zachęcająco i wyciągnęła dłoń w stronę zapłakanej córki.
- Przysięgnij!
- Przysięgam.
- Na co?
- Na wszystkie skarby świata.
- Nawet te zakopane?
- Nawet te zakopane. Już mi wierzysz?
- Wierzę. - Pięciolatka przetarła rękawem swoje niebieskie oczy, które były nieco zaczerwienione od płaczu i powoli opuściła samochód.
- Jak już będzie po wszystkim, kupię ci czekoladę.
- Jaką?
- Jaką tylko będziesz chciała. - Kobieta ścisnęła dłoń córki i obie ruszyły w stronę bocznego wejścia szpitala. - Zobacz, Mary, jakie duże akwarium.
- Wow - wydukała blondyneczka z zachwytem w głosie.
- Pooglądaj sobie rybki, a ja podejdę do tamtej pani, dobrze? 
Mała przytaknęła, więc kobieta ruszyła w stronę dyżurującej recepcjonistki. Podczas gdy one o czymś rozmawiały, dziewczynka uważnie przyglądała się pływającym w wodzie stworzeniom.
- Cześć, rybki - rzuciła, pukając delikatnie palcem w ścianę prostokątnego zbiornika, którego obecność w tym miejscu nieco ją dziwiła. Szpital kojarzył jej się z niemiłymi rzeczami, więc jakim cudem znalazły się tam te śliczne żyjątka?
- Mary, słonko, nie dotykaj szyby.
- Dobrze, mamusiu. - Odsunęła się od akwarium i usiadła na stojącej przy biało zielonej ścianie ławce. Jej buty wisiały tuż nad jasną posadzką, poruszając się w tylko jej znanym rytmie. Mimo obietnic mamy, nadal czuła niepokój, w końcu pierwszy raz w życiu miała mieć robione badanie USG. Nie wiedziała nawet, co to jest i to właśnie napędzało jej strach.
- Jeszcze chwilka. - Młoda blondynka usiadła obok swojej córki. Uśmiechnęła się i splotła ze sobą dłonie. Była spokojna, mimo iż nie wiedziała, co wykaże badanie. Nie miała pewności, że jej pociecha jest zdrowa, ale mocno w to wierzyła. W końcu lekarz mówił, że przyczyną tego bólu w boku może być zwykła wrażliwość tej części ciała, jednak dla pewności skierował dziewczynkę na badania.
- A co jeśli zaboli?
- Nie zaboli. Będę cały czas przy tobie. 
Drobna rączka ozdobiona kilkoma plastikowymi pierścionkami zniknęła w ciepłej dłoni kochającej matki.
- Mary King - padło z ust asystentki lekarki i obie panie wstały z miejsc. Dziewczynka wzięła głęboki oddech i mocno ściskając dłoń rodzicielki, kroczyła w stronę gabinetu pani doktor Pollson.
- Dzień dobry, Mary.
- Dzień dobry - odpowiedziała nieśmiało i rozejrzała się nieufnie dookoła. Wszystko tu było takie dziwne, takie obce, wręcz przerażające.
- Połóż się proszę na tym fotelu i podciągnij bluzeczkę.
Pięciolatka wykonała polecenie i już po chwili leżała na niezbyt wygodnym meblu, świdrując wzrokiem pokryty bardzo jasno święcącymi lampami sufit. 
- Teraz nałożę ci żel na brzuszek. Poczujesz lekkie zimno.
Tak też się stało, poczuła chłód. Pani doktor wzięła do ręki nieznany jej przedmiot i przyłożyła go do jej ciała. 
- Zobaczymy, co się dzieje z boku, a potem przy okazji obejrzymy całą jamę brzuszną - tym razem brunetka zwróciła się do opiekunki swojej pacjentki. - Świetnie, Mary, nie ruszaj się, dobrze?
- Dobrze.
- Boli cię jak dotykam tutaj.
- Troszeczkę.
- No ja nie widzę tu nic niepokojącego, wszystko wygląda jak należy.
- Kamień z serca. - Kobieta odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do swojej córki, która była już o wiele bardziej rozluźniona.
- Niech pani wytrze jej żel. 
Blondynka chwyciła kawałek papierowego ręcznika i oczyściła skórę swojej jedynaczki z pozostałości przezroczystej mazi. 
- Byłaś bardzo dzielna, Mary, zasłużyłaś na nagrodę. - Lekarka zanurzyła dłoń w szufladzie i wyjęła z niej naklejkę z napisem dzielny pacjent. Dziewczynka szeroko się uśmiechnęła, ukazując przy tym rządek równych mleczaków.
- Co się mówi? - Bywały momenty, kiedy mama musiała przypominać jej o magicznych słowach.
- Dziękuję.
- Proszę bardzo. - Ciepły uśmiech kobiety w białym fartuchu wzbudzał jej zaufanie, więc kiedy tylko ta zapytała, kim chciałaby być w przyszłości, pięciolatka bez ogródek odpowiedziała, że baletnicą. - Naprawdę? A chodzisz na jakieś zajęcia?
- Tak, już od pięciu miesięcy.
- No to bardzo fajnie. Za kilka lat na pewno będziesz tańczyła na największych scenach.
- Z pewnością - zawtórowała dumna matka i przesunęła dłoń po głowie aspirującej tancerki. 





Jared:

        Z głębokiego snu wyrwał mnie cichy szloch. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że Mary siedzi na łóżku i płacze.
- Coś się stało? - wychrypiałem i lekko się uniosłem.
- Śniła mi się mama - odpowiedziała półszeptem i splotła ze sobą dłonie.
- Znowu jakiś koszmar?
- Nie. Pierwszy raz śniła mi się żywa i szczęśliwa. Tak właściwie to nie był sen, tylko takie bardziej wspomnienie.
- Więc czemu płaczesz? - spytałem nieco zbity z tropu. Zwykle to koszmary sprawiały, że płakała, a nie przyjemne sny.
- Najpierw płakałam ze szczęścia, a potem... potem zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele straciłam, jak cholernie mi jej brakuje. - Głos King się załamał, a ona sama pochyliła głowę, głośno łkając. Automatycznie włączył mi się tryb pocieszyciela. Zmieniłem pozycję na siedzącą i objąłem ją szczelnie ramieniem. - Tak bardzo za nią tęsknię.
- Wiem, skarbie, wiem. - Przycisnąłem usta do jej czoła i przytuliłem ją do siebie tak mocno, jak potrafiłem. Ciało mojej dziewczyny drżało, a jej palce zaciskały się delikatnie na moich przedramionach. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie tego, co czuła, nie miałem pojęcia, jak to jest stracić matkę. W takich momentach jak tamten, czułem się jak skończony dupek przez to, że już od kilku miesięcy nie odzywałem się do swojej mamy. Kiedy Mary mówiła, jak bardzo brakowało jej Emily, ja miałem ochotę przytulić się do mamy, powiedzieć, jak bardzo ją kocham, ale zaraz potem przypomniałem sobie, jak traktowała moją dziewczynę, jak okropne rzeczy mówiła na jej temat i to wszystko automatycznie mi przechodziło. Kiedy przywoływałem epitety typu pazerna suka czy puszczalska narkomanka, moja synowska miłość zamieniała się w czystą nienawiść.
Mama nawet nie próbowała jej zrozumieć, nie dawała jej żadnych szans, King była u niej skreślona już na samym starcie. To mnie bolało i to bardzo, bo gadanie jakoby Mary sprowadzała mnie na złą drogę, było tylko przykrywką. Mama tak naprawdę była zazdrosna. W jej opinii King mnie jej odbierała, co ewidentnie nie było prawdą. Mógłbym kochać mamę i dziewczynę jednocześnie, ale nie dostałem na to szansy. Constance sama mi ją odebrała tym, że próbowała rozbić mój związek. Mógłbym w dalszym ciągu ją odwiedzać, chodzić do niej na obiadki, ale wiedziałem, czym by takie spotkania się kończyły. Kazaniem i namową na to, bym zostawił Mary. Ona nie potrafiła zrozumieć tego, że kochałem King, że była sensem mojego życia, moim jedynym szczęściem, moim promykiem nadziei. Ostatnią rzeczą, jaką bym zrobił, byłoby zerwanie z moją dziewczyną. 

Już od samego początku wiedziałem, że to z nią chcę spędzić resztę swojego życia, że to jej chcę dać swoje nazwisko, mieć z nią dzieci. Cały czas pamiętałem chwilę, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Tę piękne oczy, włosy, nogi, była ucieleśnieniem moich najskrytszych marzeń, choć nawet w nich nie wyobrażałem sobie aż takiego piękna. To było jak potężny cios, który całkowicie spustoszył mój umysł i przeprogramował mózg. Wcześniej lubowałem się w niskich brunetkach, więc w życiu bym nie pomyślał, że to wysoka blondynka skradnie mi serce. W kwestii urody Mary była typem modelki, a takie zawsze wydawały mi się strasznie płytkie i pospolite. Mijałem setki złotowłosych, zgrabnych dziewcząt na ulicach i nigdy się za nimi nie oglądałem, a na Mary spojrzałem raz i już nie mogłem o niej zapomnieć. Wiele osób widząc mnie z Mary, przypinało mi łatkę powierzchownego dupka, ale uroda nie była jedyną rzeczą, dla której się z nią związałem. Jej wygląd mnie przyciągnął, ale to jej osobowość sprawiła, że stworzyliśmy tak silny związek. Najpoważniejszy w moim życiu. Wcześniej spotykałem się z dziewczynami głównie dla seksu, żadnej nie wyznałem miłości, z żadną nie rozmawiałem tak jak z Mary, żadnej nie czułem się tak potrzebny, żadna mnie tak nie wspierała i żadnej innej nie widziałem przed sobą w białej sukni z długim welonem. Dopiero o Mary zacząłem myśleć tak poważnie. Potrafiłem zamknąć oczy i wyobrazić sobie nasz ślub, widziałem jej ciążowy brzuszek, naszego synka w jej ramionach i nasz wspólny dom.
- Jared? - cichy szept wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia.
- Słucham?
- Obiecasz mi, że nigdy mnie nie zostawisz?
- Mówiłem już, masz to nawet na wisiorku. Będę z tobą do samego końca. - Cmoknąłem czubek jej głowy, która leżała na moim ramieniu i musnąłem palcami delikatną skórę szyi.
- Zaśpiewaj mi coś - mruknęła, przesuwając palec po moim brzuchu, czym wywołała u mnie lekki dreszcz. To było niesamowite, mimo iż dotykała mnie codziennie, ja cały czas czułem to samo podekscytowanie, jakby robiła to po raz pierwszy. 

Cicho odchrząknąłem i zacząłem śpiewać piosenkę, którą tego dnia słyszałem kilka razy w pracy:
- I feel so unsure, as I take your hand and lead you to the dance floor. As the music dies something in your eyes, calls to mind a silver screen, and all its sad goodbyes. I'm never gonna dance again, guilty feet have got no rhythm.*
- No dzięki - burknęła Mary, przerywając mój 'występ' i szybko się ode mnie odsunęła. Całkowicie zdezorientowany spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. 

- Już nigdy więcej nie zatańczę? Śpiewasz mi takie coś, wiedząc o mojej zmarnowanej karierze tanecznej? Gratuluję wyczucia.
- Boże, Mary, przecież to tylko piosenka - próbowałem się tłumaczyć, wiedząc, na jak długo King potrafiła się obrazić z tak błahego powodu. - Nawet nie zdałem sobie sprawy z...
- Zamknij się - warknęła i obróciła się do mnie plecami.
- Znowu się obraziłaś? Cholerka, no przecież nie zrobiłem tego specjalnie, tak?
- Ty nigdy nic nie robisz specjalnie.
- A ty jesteś cholernie i irytująco przewrażliwiona.
- Ja jestem przewrażliwiona? Ja?!
- A kto? Duch Święty?
- Od kiedy ty taki religijny jesteś?
- Od teraz. Już nigdy więcej ci nic nie zaśpiewam i możesz zapomnieć o tej piosence, którą obiecałem, że o tobie napiszę - rzuciłem, krzyżując ręce na piersi. Wiedziałem, że ten argument zadziała.
- Tej o Mary, która lubiła się dużo bzykać?
- Dokładnie tej. Zamiast niej napiszę kawałek o wstrętnej, obrażalskiej cholerze.
- No co wy macie z tą wstrętną, no? Najpierw Shannon, teraz ty - odpowiedziała mi już zupełnie innym tonem, z którego wywnioskowałem zdecydowaną poprawę nastroju.
- Bo jesteś wstrętna, okropna i paskudna.
- Ty bardziej.
- Ty.
- Świnia!  - Zanim się zorientowałem, na mojej twarzy wylądowała pachnąca wanilią poduszka. Zaraz potem poczułem na sobie ciężar ciała Mary.
- No co, prawdę powiedziałem, jesteś paskudną wstręciuchą.
- A ty masz śmieszny nos.
- A ty masz śmieszne wszystko. - Korzystając z tego, że niczego się nie spodziewała, szybkim ruchem chwyciłem ją w pasie i przewróciłem na materac. Ułożyłem się tuż nad nią i delikatnie unieruchomiłem jej dłonie. - I co teraz, cwaniaczku?
- Gdybym była taką wstręciuchą jak twierdzisz, to kopnęłabym cię w krocze. 
Spojrzałem w dół i zobaczyłem jej kolano tuż przy swojej osłoniętej bokserkami męskości. Jak ona to zrobiła? 
- Ale, że nią nie jestem, zrobię co innego. 
Spojrzałem jej w oczy i wtedy poczułem przyjemne łaskotanie. Miejsce jej kolana w tajemniczy sposób zajęła stopa, która delikatnie wędrowała po mojej bieliźnie. Pokręciłem głową i szeroko się uśmiechnąłem. 
- Podoba ci się? - zapytała kokieteryjnym tonem.
- A jak myślisz? - Przeniosłem dłoń z nadgarstka King na jej twarz, zgarnąłem z niej kosmyki włosów i przycisnąłem wargi do jej ust. Automatycznie przeniosła górne kończyny na mój kark, a dolnymi oplotła biodra. Większej zachęty nie potrzebowałem. 

Mary pogłębiła nasz pocałunek, a ja zakradłem się do jej bielizny. Nie odrywając od niej ust, zsunąłem jej jedwabne figi i dotknąłem obnażonego krocza. Blondynka zadrżała i zacisnęła dłoń na moich włosach. Wyczuwałem jej stale rosnące podniecenie i przeniosłem wargi na szyję. Cicho mruknęła, przesuwając stopę po mojej lewej łydce. Moje palce wykonały okrężny ruch, po którym zanurzyły się w jej rozkosznie ciepłej pochwie. Mimo iż moje powieki były zamknięte, a usta skupiały się na szyi, na której wisiał złoty łańcuszek, na który wydałem prawie połowę pieniędzy z urodzin, czułem, że Mary przygryzła dolną wargę. 
Po chwili delikatnych ruchów wyjąłem z niej palce i skierowałem dłoń na swoją bieliznę, z której bez większych problemów wyciągnąłem gotowego do akcji członka. Mary instynktownie rozsunęła szerzej uda, a ja nakierowałem penisa na odpowiednie miejsce. Odsunąłem dłoń i powoli zanurzyłem się we wnętrzu swojej pięknej partnerki. 
Wydobyła z siebie rozkoszny jęk, a ja otworzyłem oczy i oderwałem wargi od jej skóry. Przeniosłem wzrok na jej twarz, poruszając rytmicznie biodrami. Chciałem ją widzieć, chciałem patrzeć, jak w jej oczach maluje się rozkosz. Uwielbiałem widok jej twarzy w grymasie, który malował na niej silny orgazm.
Dłonie Mary przeniosły się na moją twarz, delikatnie muskając ją opuszkami. Kiedy jej palec wskazujący zawędrował na moje wargi, czule go cmoknąłem. Zachichotała, a zaraz potem głośno jęknęła. Jej usta zaczęły się mimowolnie otwierać, a głowa poruszać na boki, więc delikatnie chwyciłem ją w dłonie, by nie stracić kontaktu wzrokowego ze szczytującą King. Czując niekontrolowaną błogość, wykonałem silne pchnięcie, po którym z gardła Mary wyrwało się moje imię, przeciągły jęk, a potem tylko głośne westchnięcie. Mój organizm pozbył się zbędnego nasienia, a ja bezwładnie opadłem na ciało swojej dziewczyny. Jej koszulka była wilgotna od potu i wyraźnie odznaczały się na niej dwa sterczące sutki.
- Jak mogłem zapomnieć o moich dwóch ślicznotkach - rzuciłem, gdy wróciły mi siły i podciągnąłem t-shirt z logiem Led Zeppelin. Mary się zaśmiała. Zacząłem pieścić ustami jej piersi, najpierw prawą, a potem lewą. Mimo iż nienawidziłem, kiedy ktoś dotykał moich włosów, wędrujące w nich palce Mary zupełnie mi nie przeszkadzały.
- Kocham cię, Jerry, wiesz?
- Wiem, słonko, wiem i też cię cholernie kocham - odpowiedziałem, opierając brodę o jej mostek, po czym przesunąłem język wokół prawego sutka. Zachichotała i musnęła dłonią mój policzek. - Kocham twoje ciało, jest piękne - powiedziałem zgodnie z prawdą. 

Naprawdę kochałem wszystko w jej wyglądzie, nawet nierówne zęby, blizny i wystające kości. Tak, właśnie to jej niedoskonałości kochałem najbardziej, mimo iż ona ich nienawidziła. Nie zamieniłbym jej na żadną inną, mimo tego, że momentami dostawałem przez nią szału.
 
 


***



        - Dobrze się czujesz? - zapytałem, widząc, że Mary nieco pobladła. Odstawiłem kubek z piwem na stolik i położyłem dłonie na jej twarzy.
- Trochę mi duszno - odpowiedziała, machając dłonią przed swoją twarzą. Faktycznie ciężko było o tlen w pomieszczeniu, w którym panował ogromny ścisk i gdzie widoczność ograniczał dym papierosowy. Podziwiałem odwagę Tony'ego, który na każdą domówkę zapraszał ponad pięćdziesiąt osób. Nie bał się ewentualnych zniszczeń czy reakcji rodziców na wywrócone do góry nogami mieszkanie. Boltonowie przebywali na kontrakcie za granicą, w domu bywali raz na pół roku, za to co miesiąc przysyłali synowi kasę, którą ten przepijał. Układ idealny.
- Może chcesz się przewietrzyć, co?
- Tak. 
Podałem Mary dłoń i pomogłem wstać. Wolnym krokiem opuściliśmy budynek i stanęliśmy na środku wielkiego podwórza. King wzięła kilka głębokich oddechów i z powrotem zaczęła nabierać kolorów.
- Co tam jest? - zapytała, wskazując na niewielkie zabudowanie stojące tuż przy ogrodzeniu.
- Nie mam pojęcia.
- Sprawdzimy?
- Głupio chyba tak bez pytania.
- Oj tam, będziesz się pytał, Tony i tak pewnie jest już zalany, więc wszystko mu jedno. Idziemy. - Mary złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę pomalowanego na żółto budynku. - Zamknięte - rzuciła, gdy klamka postawiła jej zdecydowany opór.
- Czyli możemy wracać.
- Jak ty szybko rezygnujesz. - Przewróciła oczami i wysunęła z włosów białą wsuwkę. Rozprostowała ją i włożyła do zamka. W wielkim skupieniu kręciła nią dookoła, a ja patrzyłem na to z rozbawieniem.
- Taki zamek to nie kajdanki czy samochód, tak łatwo tego nie otwo... - tu przerwałem, gdyż drzwi właśnie stanęły przed nami otworem.
- Niedowiarek - zaśmiała się i przekroczyła próg budynku. - Wchodzisz?  
Nie odpowiedziałem tylko zrobiłem krok na przód. King zamknęła dopiero co otworzone drzwi i zapaliła światło. Kiedy pomieszczenie się rozjaśniło, zaniemówiłem. Wszędzie stały różne sprzęty mające zapewnić człowiekowi rozrywkę. Kręgle, trampolina, stół do ping ponga, piłkarzyki i stół bilardowy, do którego natychmiast podbiegła moja dziewczyna. Uwielbiała bilard, więc dla niej to był raj.
 - Zagramy?
- Możemy zagrać. - Uśmiechnąłem się i wziąłem do ręki kij. Mary ściągnęła z zielonej powierzchni trójkąt, w którym ułożone były bile, ustawiła się w odpowiedniej pozycji i uderzyła czarno pomarańczowym kijkiem w białą kulę, która rozproszyła pozostałe. Obszedłem stół dookoła, szukając jak najlepszej pozycji do wykonania pierwszego uderzenia. Kiedy w końcu ją znalazłem, pchnąłem końcem kija białą bilę, licząc na to, że uderzona przez nią żółta wleci do łuzy. Nie przeliczyłem się, wpadła idealnie. Uśmiechnąłem się sam do siebie i zmieniłem nieco swoją pozycję. Mary oparła się o róg stołu i posłała mi wesołe spojrzenie. Wykonałem kolejne uderzenie, niestety tym razem niecelne. King głośno się zaśmiała, po czym wbiła cztery bile pod rząd.
- Nienawidzę cię - warknąłem z nieukrywaną zazdrością w głosie. Chciałem grać tak jak ona, ale niestety na chęciach się kończyło. 
Kiedy przyszła moja kolej, znów spudłowałem. 
- Nie gram w to. Ta gra oszukuje!  - burknąłem i odłożyłem kij na miejsce.
- Cienias - rzuciła Mary, w dalszym ciągu nie przerywając gry.
- Może trochę na tym poskaczemy, co? - Wskazałem palcem stojącą w rogu trampolinę.
- Nie mam ochoty skakać - odpowiedziała odkładając kij.
- A na co masz ochotę, na kręgle?
- Nie.
- No to na co?
- Na ciebie - mruknęła i złapała mnie za koszulę. Przyciągnęła do siebie i namiętnie pocałowała. Dotknąłem jej twarzy i wtedy też usiadła na stole. Zadowolona zdjęła bieliznę spod swojej ulubionej spódniczki, a ja rozpiąłem spodnie. Oparłem dłonie o nawierzchnie i wykonałem pierwszy ruch. Mary jęknęła, ja rozpiąłem jej białą koszulkę, która i tak niewiele zakrywała. Nie miała na sobie stanika, więc od razu ujrzałem jej cudowne piersi. Jedną z nich automatycznie ująłem w wolną dłoń. W takich chwilach wszystko inne zdawało się tracić znaczenie. Liczyliśmy się tylko my i nasze złączone ze sobą ciała. 


*Czuję się niepewnie, kiedy biorę twoją dłoń i prowadzę cię na parkiet. Kiedy muzyka umiera, coś w twoich oczach przywołuje na myśl srebrny ekran i wszystkie jego smutne pożegnania. Już nigdy więcej nie zatańczę, winne stopy nie czują rytmu.
..................................
Tytuł rozdziału: Często jest miła i nagle staje się okrutna


Data pierwotnej publikacji: 10.01.2012  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz