Nowych czytelników proszę o jedno - zanim zabierzecie się za pierwsze rozdziały, przeczytajcie ten najaktualniejszy (KLIK). Jeśli się Wam nie spodoba, nie zmarnujecie czasu, jeśli wręcz przeciwnie, będziecie mieć motywację do przebrnięcia przez fatalne początki. Z góry dziękuję.

środa, 5 grudnia 2012

68. You bleed on the sheets, whisper softly how you love the stars

Jared:

        - Nie ma już mleka? - Odwróciłem wzrok od drzwiczek lodówki i przeniosłem go na siedzącą na stole Mary. W ręku trzymała miseczkę wypełnioną po brzegi płatkami czekoladowymi.
- Nie ma. Zużyłam to, co zostało z wczoraj.
- Trudno, zjem bez mleka. - Uniosłem lekko kąciki ust i zamknąłem lodówkę. Chwyciłem napoczętą przez King paczkę zbożowych kulek i wsypałem je do zdjętej z suszarki miski, którą zdobiło kilka zacieków. - Mary, mogłabyś się w końcu nauczyć porządnie wycierać naczynia - zwróciłem się do swojej dziewczyny, zajmując jedno z czterech krzeseł.
- To sam je wycieraj, nikt ci nie broni. - Blondynka spojrzała na mnie tym swoim zadziornym wzrokiem i wystawiła język.
- Jak dziecko, jak dziecko.
- Nie marudź, tylko włącz radio. 
Pokręciłem głową i włączyłem stojący na rogu stołu niewielki sprzęt grający, po czym wrzuciłem do ust garść suchych płatków. 
Po niedługim monologu niezwykle ożywionego spikera, którego dziewczyna zapewne nie pozbawiła resztek mleka, na antenie rozbrzmiał utwór Somebody to love, co natychmiast ożywiło Mary. Odstawiła miseczkę na bok i zaczęła poruszać swoim ciałem do rytmu piosenki, którą uwielbiała. 
- When the truth is found to be lies and all the joy within you dies. Don't you want somebody to love? Don't you need somebody to love? Wouldn't you love somebody to love? You'd better find somebody to love...* - śpiewała i wymachiwała uniesionymi do góry nogami, nie odrywając pośladków od drewnianego blatu. Uśmiechnąłem się, a ona spojrzała na mnie pełnym pożądania wzrokiem, z którego aż kipiał zmysłowy erotyzm. - When the garden flowers Baby, are dead, yes And your mind, your mind Is so full of red.** 
Jej wyprostowana w kolanie prawa noga nakierowała się prosto na mnie. Nieduża, jak na wysoką dziewczynę, stopa przesunęła się tuż przed moją twarzą, po czym zatrzymała się na ramieniu. Blond czupryna falowała w powietrzu, wprowadzona w ruch przez poruszającą się rytmicznie głowę. Mimowolnie spojrzałem nieco niżej, na obnażone przez szeroki rozkrok różowe figi.
- Mam nadzieję, że przy Calvinie tak nie tańczysz - rzuciłem, gdy ciało King zaczęło przesuwać się w moją stronę. Jej łydka obijała się o moje plecy, a udo było w zasięgu ust.
- Co, zazdrosny?
- Jak cholera. - Przygryzłem dolną wargę, po czym nieznacznie musnąłem nią gładką jak jedwab skórę Mary. Zaśmiała się, nie zaprzestając ruchu górną częścią ciała.
- Spokojnie, tak tańczę tylko dla ciebie.
- Mam nadzieję. 
Przed oczami błysnął mi jej łobuzerski uśmiech, który szybko ustąpił miejsca wyrazowi twarzy, który widziałem u tancerek erotycznych wynajętych na dwudzieste pierwsze urodziny Maxa. Mary ruszała się dokładnie tak jak one, a może nawet lepiej. Ten taniec to był czysty, a raczej brudny seks. 
         Podniosła opartą o moje ciało nogę i zmysłowym ruchem prześlizgnęła się z powrotem na środek stołu. Jej schowany pod obszerną koszulką z logiem Led Zeppelin brzuch falował, tak samo jak piersi. Nawet spod białego materiału widziałem jej sterczące sutki. Jej dłonie dotykały a to włosów, a to tułowia, powoli przechodząc na uda, tylko po to, by potem znów wrócić na głowę. Wyraz jej twarzy stawał się coraz bardziej namiętny, przez chwilę miałem wrażenie, że czerpała z tego przyjemność seksualną. Naprawdę zacząłem się zastanawiać, czy sam taki taniec był w stanie doprowadzić ją do orgazmu, co było raczej głupie.
        Muzyka ucichła, znów przemówił spiker, więc King ściszyła radio, które miała w zasięgu ręki.
- Podobało się?
- A jak myślisz? - Uniosłem wymownie brwi, a Mary przysunęła się w moją stronę. - Bardzo profesjonalnie.
- W takim razie należy mi się jakaś zapłata, nie uważasz? Chyba wiesz, jak mężczyźni płacą takim tancerkom. - Dziewczyna rozchyliła uda i podniosła lekko koszulkę, tak by odsłonić brzeg swojej bielizny. Jako że nie miałem przy sobie nawet dolara, chwyciłem w dłoń kilka płatków, odchyliłem jedwabny materiał i wrzuciłem je pod niego, na co Mary zabawnie pisnęła. Oparłem się z powrotem o krzesło i głośno zaśmiałem.
- Teraz to wyciągaj, ty głupku.
- Mam ci grzebać w majtkach? - zapytałem, robiąc teatralną minę wyrażającą udawane obrzydzenie.
- No nie mów, że tego nie lubisz. - Jej prowokujący ton wymusił na mnie szeroki uśmiech i podniesienie się z krzesła. Spojrzałem jej głęboko w oczy, lewą ręką oparłem się o blat stołu, a prawą zanurzyłem w jej figach. Górne jedynki i dwójki Mary zacisnęły się na dolnej wardze, a ciało leciutko drgnęło, gdy tylko wierzch mojej kończyny, niby przypadkiem, otarł się o jej łechtaczkę.
Chwyciłem w palce pierwszą z pięciu czekoladowych kulek i położyłem ją obok miseczki. Zamiast nurkować po następną, posłałem Mary prowokujące spojrzenie i przesunąłem palec wskazujący po brzegu miękkiego jedwabiu. King rozchyliła wargi, chciała mnie pocałować, ale wtedy ja odsunąłem od niej usta. Zmarszczyła brwi w pytającym wyrazie twarzy, a ja tylko się uśmiechnąłem. Znów wsunąłem dłoń pod jej bieliznę, znów niby przypadkiem dotknąłem rozkosznie ciepłej waginy i znów wyłowiłem tylko jedną kulkę.
- Jared, rób to szybciej, bo mnie te głupie płatki uwierają. Jeszcze chwila i jeden wleci mi do tyłka. 
Zaśmiałem się i otarłem polikiem jej zarumieniony policzek. Rzadko kiedy się rumieniła, a wyglądała przy tym tak uroczo i niewinnie.
Moja dłoń znów skryła się pod różowym materiałem i tym razem zebrałem wszystkie pozostałe płatki. Odłożywszy je na blat, znów spojrzałem w oczy Mary. Jej spojrzenie mówiło wszystko, udało mi się ją nakręcić.
- Już wyjąłem wszystkie, teraz lepiej? - wymruczałem, a moje usta niemal stykały się z jej wilgotnymi od śliny wargami.
- Lepiej. - Jej głos był stłumiony, a skóra twarzy niemal parzyła. Uniosłem lewy kącik ust i przesunąłem palce po figach. Uda Mary zadrżały, głowa nieznacznie odchyliła, a powieki przymrużyły.
- Lubisz, jak cię tak dotykam? A może wolisz tak? - Nacisnąłem dwoma palcami na materiał, rytmicznie nimi ruszając. Zamiast odpowiedzi usłyszałem wyrwany z gardła jęk. - Mary. - Przycisnąłem swoje usta do jej warg, nie zaprzestając intensywnego masażu. 
Była jakby zahipnotyzowana, zdawała się tracić kontakt z otaczającym ją światem. Głośno oddychała, przymykała oczy i wydobywała z siebie urywane dźwięki, które na końcu przerodziły się w przeciągły jęk rozkoszy. 
Delikatnie się uśmiechnąłem i odsunąłem palce od wilgotnej bielizny.
Mary zmieniła pozycję na leżącą, starając się unormować swój oddech, który unosił jej piersi dwa razy szybciej niż zwykle. 
Tego dnia pierwszy raz od tygodnia kompletnie oddała się chwili. Przez minione siedem dni była okropnie spięta, ciągle myślała o tym, co zaszło w lokalu Finna. Bała się, że w każdej chwili do naszego mieszkania wpadnie policja i aresztuje nas oboje za to, że każde z nas czynnie go napadło. To znaczy o siebie się nie martwiła, bardziej niepokoił ją mój los. Była świecie przekonana, że Wharton wniósł oskarżenie tylko przeciwko mnie i sprawą zajął się King. Ja w to szczerze wątpiłem. Nie dostałem żadnego wezwania na komendę, nie przyszli do nas funkcjonariusze, więc prawdopodobnie facet dał sobie spokój. Ta butelka wina najwyraźniej  przemówiła mu do rozsądku. W końcu kiedy kobieta rozbija ci coś na głowie i mówi, że ma w dupie konsekwencje, naprawdę woli pójść siedzieć niż przebywać z tobą w jednym pomieszczeniu, a to raczej nie rokuje. Z całego serca wierzyłem, że Finn zmądrzał i intuicyjnie czułem, że miałem rację, a intuicja rzadko kiedy mnie zawodziła... 




***




         Po kilku godzinach pracy i próby marzyłem już tylko o wygodnym łóżku, więc nie zważając na to, że byłem mokry jak szczur, zrzuciłem z siebie ubranie i w samych bokserkach rzuciłem się na pościel. Byłem już naprawdę bliski zaśnięcia, gdy usłyszałem głośne trzaśnięcie. Uniosłem leniwie głowę i wtedy drzwi sypialni otworzyły się na oścież i stanęła w nich Mary. Na jej twarzy błądził dziwaczny uśmieszek, w dłoniach trzymała spory rulon.
- Zobacz, co kupiłam - rzuciła nienaturalnie wysokim głosem, który świadczył o równie nienaturalnej ekscytacji i rozwinęła trzymany w rękach przedmiot. Jak się okazało, był to plakat, na którym widniał będący w pełni księżyc, wokół którego rozsypane były gwiazdy. King w mgnieniu oka podbiegła do biurka, biorąc z niego nożyczki i taśmę klejącą. Spojrzałem na nią uważnie i nieco się podciągnąłem.
- Mary, czy ty coś brałaś?
- No, zajebisty towar, kupiłam od znajomego. Strasznie drogi, ale dostałam dzisiaj wypłatę i to z premią, więc kupiłam nam działeczkę. Trzymaj. - Zanurzyła dłoń w kieszeni i rzuciła mi woreczek, w którym znajdowało się pół działki białego proszku. - Najzajebistsza kokaina na świecie! Wciągniesz ją i masz taką energię, że szok. Do tego jesteś kurewsko napalony. Poważnie. Wzięłam to kilka minut temu w sklepie w kiblu i zaraz musiałam wrócić do kabiny, żeby strzelić sobie palcówkę, bo mnie dosłownie roznosiło. Bierz, ty nie będziesz musiał robić sobie dobrze sam, ja cię wyręczę, ale najpierw muszę przykleić ten plakat na ścianę. Cholera, te gwiazdy są zajebiste, ten księżyc też. Zastanawiałeś się kiedyś, jakby to było, bzykać się na księżycu? Przy takiej grawitacji można by się było unosić. Super, nie? Kurcze, jak ja bym chciała polecieć na księżyc, albo ogólnie w kosmos. Tam musi być kosmicznie. 
Ilość i prędkość słów wypływających z jej ust wprowadziły mnie w spore ogłupienie. Nadawała jak katarynka.
- No, tutaj go przywieszę, będzie zajebiście wyglądał. Chociaż lepiej by było walnąć go na sufit. Będę mogła na niego patrzeć, jak ty będziesz mnie posuwał.
- O nie, kochanie, wybacz, ale ja dzisiaj nie zamierzam nic posuwać. Jestem zmęczony, chcę spać, a ty możesz się masturbować, ile tylko chcesz, nawet całą noc.
- Oj, Jerry, głuptasku, weź to i od razu się ożywisz. - Mary weszła w butach na pościel i przyłożyła swój nowy nabytek do ściany. - Jedna mała ścieżka i bum, jesteś jak noworodek.
- Chyba jak nowo narodzony.
- Na jedno wychodzi. 
Rzuciłem niepewne spojrzenie na narkotyk. Nie miałem zbytniej ochoty na to, żeby się rozbudzić, chciałem spać.
- Nie, Mary, ty sobie rób, co chcesz, ja idę spać.
- Dupa z ciebie i to straszna. Dlaczego nie chcesz się ze mną bawić? Ostatnio robisz się strasznie sztywny i bynajmniej nie mam na myśli strefy seksualnej. Niedawno braliśmy sobie razem i się zabawialiśmy, a teraz ty już nie chcesz, bo wolisz spać.
- Miałem ciężki dzień i tyle.
- Sztywniak, sztywniak, sztywniak, sztywniak! - King niespodziewanie zaczęła krzyczeć.
- Mary, nie wydurniaj się.
- Sztywniak, sztywniak, sztywniak, sztywniak, sztywniak, sztywniak!
- Jezu, no dobra, niech ci będzie, ty wredoto koścista.
- Sam jesteś kościsty. - Przykleiła ostatni kawałek taśmy do ściany, a ja otworzyłem niedużą torebeczkę, wysypując tylko niewielką ilość jej zawartości. Nie chciałem brać wszystkiego, nie ufałem kolegom Mary. Uformowałem sobie niedużą kreskę, po czym niezbyt chętnie ją wciągnąłem.
- Czujesz już coś?
- Nie, dopiero co ją wziąłem.
- To powiesz, jak już zaczniesz, dobra?
- Dobra. 
Mary pocałowała mnie w policzek, po czym zeskoczyła z łóżka i zaczęła się rozbierać, rzucając ciuchy byle gdzie. Kiedy była już całkowicie naga, usiadła ze skrzyżowanymi nogami na pościeli i wzięła do rąk leżące na rogu materaca nożyczki. Jej wzrok wbił się w wiszący nad łóżkiem plakat, a ja wciąż byłem senny, chyba nawet jeszcze bardziej niż przed wciągnięciem tego towaru.
- Kurczę, jak ja kocham gwiazdy, są wspaniałe - wyszeptała, a ja przeniosłem wzrok z jej twarzy na ręce. Ostrze nożyczek wbite było w jej skórę, poruszała nim w różne strony. Krew spływała po przedramieniu, zostawiając nieduże plamy na białym prześcieradle.
- Co ty robisz?
- Niebo. - Uśmiechnęła się i uniosła do góry krwawiącą rękę, pokazując mi wyciętą na skórze gwiazdę. - Tobie też mogę je zrobić.
- Podziękuję. - Moja głowa mimowolnie zaczęła się kiwać, a powieki opadać. Zamiast się ożywić, jeszcze bardziej się przymuliłem.
- No dobra, to chociaż cię podpiszę, mogę?
- Rób, co chcesz - mruknąłem beznamiętnie i przestałem walczyć ze swoimi oczami. Pozwoliłem im się zamknąć. Jedynym, co słyszałem, była szumiąca w uszach krew, czułem też niewiele. Najpierw niezbyt przyjemny, piekący ból w okolicy brzucha, a potem przyjemne ciepło w kroczu. Moje usta uniosły się w delikatnym, mimowolnym uśmiechu, a dłoń kierowana instynktem, wplątała się we włosy Mary. Tego mi było trzeba...  






Mary:

          - Mary, nie powinnaś palić, musisz dbać o nasze dziecko. - Jared podszedł do mnie i zabrał z dłoni jeszcze nieodpalonego papierosa.
- Jakie dziecko? - Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- To, które w sobie nosisz. - Szatyn podszedł do mnie i położył dłonie na moim brzuchu, który był nadzwyczaj duży. Położyłam kończyny na jego palcach i poczułam delikatne kopnięcie dochodzące z wnętrza.
- Poczułeś? 
Przytaknął i szeroko się uśmiechnął. 
- Rusza się. - Uniosłam kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Wtedy też poczułam kolejny ruch, tym razem o wiele mocniejszy, wręcz bolesny. Syknęłam, a Jared spojrzał na mnie z troską wymalowaną na twarzy.
- Wszystko w porządku?
- Nie wiem, strasznie mnie boli. - Złapałam się za brzuch i usiadłam na materacu, który stał tuż za mną. Wzięłam głęboki oddech, po czym głośno krzyknęłam. Czułam się tak, jakby coś przebijało się przez moją skórę. Drżącymi dłońmi uniosłam koszulkę i spojrzałam na swój brzuch, na którym skóra była nienaturalnie czerwona. Przyjrzałam mu się uważnie i wtedy jakby zaczął się przepoławiać.
- Jared - jęknęłam przerażona i znów poczułam przerażający ból. Mój tułów zalał się krwią, podobnie jak biała pościel, na której siedziałam. Wydobyłam z siebie głośny krzyk, który spotęgował się, gdy tylko zobaczyłam wystającą z mojego ciała małą nóżkę. Dotknęłam jej, a wtedy ona rozpadła się na drobne kawałeczki, zostawiając na mojej dłoni plamy krwi. 

Poczułam niezwykle silny zawrót głowy i opadłam bezwładnie na materac... 





***  



         Szybkim ruchem zerwałam się z łóżka i w ostatniej chwili powstrzymałam cisnący się na usta głośny krzyk. Automatycznie przeniosłam wzrok na swój brzuch i kiedy zobaczyłam rozmazaną na nim krew, wrzask mimowolnie uwolnił się z mojego gardła. Uspokoiłam się dopiero wtedy, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że krwawienie miało swoje źródło nie w brzuchu i nie spowodowało go wyimaginowane kopiące dziecko, a w ręce, która była pocięta jak kawałek świątecznej szynki. Uniosłam ją i przyjrzałam się jej uważniej. To nie były przypadkowe kreski czy inne nic nieznaczące wzory, na mojej skórze wycięta była gwiazda, a przynajmniej coś gwiazdopodobnego. 
Przetarłam twarz dłonią, wycierając przy okazji zaschniętą ślinę z kącika ust, która po dłuższych oględzinach okazała się być zupełnie innym płynem ustrojowym i w dodatku nie moim. 
Przeniosłam swój wzrok na lewą stronę łóżka, gdzie Jared spał jak niemowlę, leżąc na brzuchu bez żadnego okrycia. Kołdra leżała zwinięta w kłębek na podłodze, a on, zresztą nie tylko on, oboje byliśmy nadzy. Nie cierpiałam nie pamiętać tego, co robiłam kilka godzin wcześniej, to mnie cholernie frustrowało i było jedną z niewielu negatywnych rzeczy związanych z byciem na haju. 
Z początku próbowałam sobie coś przypomnieć, cokolwiek, jednak w końcu stwierdziłam, że to bez sensu i dałam sobie z tym spokój. Zamiast niepotrzebnie wysilać swój umysł, położyłam dłoń na karku i wykonałam okrężny ruch głową, podczas którego zauważyłam wiszący na ścianie plakat przedstawiający księżyc i gwiazdy. Pamiętałam, że go kupiłam, nie miałam tylko pojęcia gdzie i za ile, ale czy to było istotne? To tylko kawałek papieru, nie mógł kosztować majątek, w odróżnieniu od kokainy Lefty'ego. Pięćdziesiąt dolarów za działkę to była dosyć wygórowana cena, jak na moje i jego standardy, ale chyba było warto. Na pewno było, skoro leżeliśmy w łóżku nadzy, a ja miałam pocięte ciało. Przy zwykłym haju nie zdarzało mi się ciąć sobie skóry, przynajmniej tak mi się wydawało.
Podrapałam niemiłosiernie swędzące ucho i spojrzałam na stojący po mojej prawej zegarek. Dochodziła piąta rano. Nie musiałam wstawać, ale nie miałam też ochoty leżeć, więc powoli zsunęłam się z materaca, odkrywając przy tym drobne plamki krwi 'zdobiące' prześcieradło. Pokręciłam tylko głową i chwyciłam swoją leżącą na podłodze koszulkę. Czarny materiał sięgał jedynie połowy pośladków, ale nigdzie nie widziałam żadnych spodni, czy chociażby majtek, więc nie zważając na to, opuściłam naszą sypialnię. W końcu i tak nikt by mnie nie zobaczył i tak. 
        Leniwym krokiem sunęłam w stronę kuchni i dopiero w połowie drogi przypomniałam sobie, że to nie tam chciałam pójść. Najpierw musiałam zmyć z siebie tę krew, więc zrobiłam w tył zwrot i skierowałam się do łazienki. Drzwi pomieszczenia były do połowy uchylone, a deska klozetowa nie opuszczona. Przewróciłam oczami i pchnęłam ją prawą ręką, po czym odkręciłam ciepłą wodę, by móc się chociaż opłukać. Zajęło mi to niewiele ponad pięć minut i całkowicie oczyszczona z krwi, z owiniętą bandażem lewą ręką udałam się do kuchni. Tym razem to właśnie tam chciałam iść, by napić się gorącej kawy. Po wstawieniu wody i zasypianiu kubka aromatycznie pachnącym proszkiem, usiadłam na krześle z nogą podłożoną pod już okryty bielizną pośladek. Co prawdą nie moją, ale wierzyłam, że Jared się nie pogniewa. 
Oparłam brodę o kolano  i spojrzałam za okno na plac zabaw, który w tamtej chwili był pusty, ale kilka godzin później miał zapełnić się wesoło krzyczącymi dziećmi. Z ogrodzonego niedużym płotem obszaru przeniosłam wzrok na ulicę, po której właśnie przejeżdżał samochód dostawczy, którym właściciel pobliskiej piekarni rozwoził swoje pieczywo do sklepów spożywczych. Kiedy tylko zniknął za zakrętem, na drodze pojawił się radiowóz. Moje serce natychmiast przyspieszyło do dzikiego galopu, a ciało uderzyła fala gorąca. Pierwsze co, to pomyślałam, że przyjechali po Jareda, że ten pieprzony palant jednak wniósł swoją skargę, lecz palpitacje ustały, gdy policyjny samochód ominął wjazd na nasze osiedle i pojechał dalej. Takiej ulgi nie czułam już od dawien dawna...
    Zdążyłam zgasić tańczący pod czajnikiem płomień i do kuchni wszedł wyraźnie poirytowany Jared. Zanim zdążyłam go o cokolwiek zapytać, wskazał palcem na swój brzuch.
- Mary, coś ty mi, do cholery, zrobiła?! 
Przeniosłam wzrok z jego wściekłej twarzy na tors i zamarłam. Na skórze wycięte miał dosyć spore M, które zapewne wyszło spod tego samego ostrza, co moja gwiazda.
- Przepraszam, zaraz ci do zdezynfekuję, czy coś - wydukałam zakłopotana. Nie miałam pojęcia, kiedy i dlaczego mu to zrobiłam. I to właśnie kolejna zła rzecz wynikająca z bycia na totalnym haju, robisz okropnie głupie rzeczy i zupełnie tego nie kontrolujesz.
- Jak mi zostanie blizna, to cię zabiję - rzucił, ale już o wiele łagodniejszym tonem.
- Nie zostanie, a nawet jeśli, to szybko zniknie, bo to płytkie rozcięcie.
- No ja myślę. 
Wydęłam dolną wargę, po czym pochyliłam się i musnęłam ustami krwawą literę widniejącą na ciele mojego chłopaka.
- No i już mi lepiej, a teraz, jak możesz, to zrób mi kawę - dodał, zwichrzając moje i tak będące w nieładzie włosy.
- Dla ciebie wszystko - mruknęłam, po czym jeszcze raz cmoknęłam jego pokaleczoną skórę, co pozostawiło na moich wargach metaliczny smak krwi. 
Moja głupota czasami naprawdę mnie niezwykle przerażała.     

*Kiedy prawda okazuje się kłamstwem i cała twoja radość umiera. Czy nie chciałbyś mieć kogoś do kochania? Czy nie potrzebujesz kogoś do kochania? Czy nie wspaniale byłoby mieć kogoś do kochania? Lepiej znajdź kogoś do kochania.
**Kiedy kwiaty z ogrodu, skarbie, umierają, tak, a twój umysł, twój umysł jest pełen czerwieni. 
...............................
Tytuł rozdziału: Krwawisz na pościel, delikatnie szepcząc, jak kochasz gwiazdy

Utwory wykorzystane w rozdziale:
*Jefferson Airplanes - Somebody to love

        Zwykle wybieram wers tytułowy pod treść, a tym razem było odwrotnie, pisałam treść pod tytuł. Przez dłuższy czas słuchałam utworu Roses i to uwielbienie do gwiazd bardzo podpasowało mi do Mary, więc wymyśliłam coś, co pasowałoby do tych słów.



Data pierwotnej publikacji: 11.04.2012  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz